Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 2

Przez swoje wybuchowe zachowanie Krzesimir pokazał pozostałym dzieciom w grupie, że on tu jest najważniejszy i to z nim należy się liczyć. Natychmiast zaczął ugruntowywać swoją pozycję przywódcy i rozglądał się za kimś, kto wykonywałby bez sprzeciwu jego polecenia. Pośród wszystkich rówieśników wybrał mnie na swojego przybocznego i od tego dnia ciągnął za sobą jak rycerz giermka. Właściwie moja sytuacja nie była bardzo odmienna od tej, jaka przypadała pomocnikowi zbrojnego z czasów średniowiecznych. Trudno mi powiedzieć czy takie zachowanie zostało mu wpojone przez rodziców, czy ono wynikało z jego wrodzonych predyspozycji przywódczych. Jednak przez to stale musiał być widoczny i zauważany oraz doceniany.

Niezwłocznie przystąpił do nauczenia mnie wymawiania swojego imienia, lecz to okazało się dla mnie nie wykonalne, nawet jak już byłem dorosły miałem z tym trudności. Wielokrotne próby doprowadziły do kompromisu i od tamtej pory zwracałem się do niego Klesi.

Popołudniu pierwszego dnia, gdy mama Krzesimira przyszła po niego do przedszkola przeżyła szok, kiedy zobaczyła jak prowadzi mnie do niej jej syn, żeby mnie przedstawić.

- Mamo to jest mój kolega z przedszkola, ma na imię Artur.

Najgorsze w jej ocenie było moje podobieństwo do jej syna, spokojnie mogliśmy uchodzić za braci i później często tak bywało. Niejednokrotnie znajomi mylili nas, gdy byliśmy pojedynczo. Jeszcze doszła moja wada wymowy i klasyfikacja mojej przydatności, jako towarzysza zabaw syna była tylko jedna.

- Syneczku nie mogłeś sobie znaleźć lepszego kolegi.

Wtedy okazało się, kto kim rządzi w domu, z pewnością pani Targowska sterowała mężem, lecz synek nią. Niestety po kilku dniach musiała pogodzić się z pedagogiczną porażką, lecz niechęć do mnie pozostała. Przy każdej okazji mi ją okazywała, a szczególnie nie mogła strawić naszego podobieństwa i krążących po mieście plotek na ten temat.

Wspomnieniową podróż do dzieciństwa zakończyłem wraz z zamykaniem drzwi garażu, do którego wstawiłem to, co pozostało z błękitnej Corvette. Zanim będę mógł pójść do szpitala muszę tak ustawić pracę w firmie, żeby wszystko przebiegało bez zakłóceń do mojego powrotu. Chciałem i musiałem się tam pojawić jak najszybciej ze względu na przyjaciela. Nagle wszystko pozostało na mojej głowie, nikt nie weryfikował moich decyzji. Główny szef ojciec Klesi nie pojawił się w biurze już kilka miesięcy, od kiedy scedował obowiązki na syna. Teraz po wypadku syna jego decyzja może ulec zmianie i ponownie będzie wpadać z kilkunastominutowymi wizytacjami. Zawsze podczas wcześniejszych krótkich odwiedzin potrafił tak namieszać, że odkręcenie i wyprostowanie nieprzemyślanych decyzji zajmowało sporo czasu. Tylko wtedy byliśmy we dwóch i mogliśmy się z tym szybko uporać. Tym bardziej, że to Krzesimir oficjalnie był głównym szefem. Zachowanie ojca tolerował w niewielkim stopniu, ponieważ na otwarcie biznesu dostał od niego pieniądze. Rozmyślając nad sytuacją, jaka powstała w wyniku wypadku przyjaciela, już teraz nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, a jak go zabraknie tego nie byłem w stanie sobie wyobrazić.

Początkowo zamierzałem pojechać do szpitala taksówką, wbrew pozorom w naszym mieście wychodzi finansowo znacznie taniej niż jazda swoim samochodem. Z prostej przyczyny, taryfa podjeżdża pod wejście główne, płaci się za kurs, wysiadamy i problem z głowy. Własnym autem jest to znaczniej bardziej skomplikowane, ponieważ teren szpitala został ogrodzony, wyznaczono miejsca postoju i wstawiono szlabany. Chętny do wjazdu musi pobrać bilet parkingowy, wybrać jedną z trzech stref płatnych. Najdrożej kosztuje postój w okolicach wejścia głównego, jest tak wysoki, że gdybym chciał trzymać tam auto w godzinach swojej pracy, to nie jestem w stanie za niego zapłacić, aż tyle nie zarabiam. Zaraz za nim jest parking pracowników i tu jest każde miejsce wyznaczone zgodnie podziałem ważności zajmowanych stanowisk. Dyrekcja zajmuje początek, zaraz za nimi ordynatorzy, lekarze, administracja, pozostały personel medyczny i reszta pracowników. Razem z tymi ostatnimi parkują wszyscy, którzy coś wynajmują na działalność gospodarczą i przez nich zatrudniani. Dalej są miejsca postojowe dla pacjentów i odwiedzających. Najszybciej wolne miejsce można znaleźć na końcu pod samym płotem, jedyne trzy złote za godzinę i do wejścia głównego w skrajnym przypadku musimy przejść nawet kilometr. Niestety możliwości zaparkowania bezpłatnego w okolicach szpitala nie ma, wszędzie gdzie to możliwe poustawiano zakazy zatrzymywania i postoju. Jednak zrobiono jeden wyjątek i dotyczy trzech miejsc najbliższych wejścia głównego, lecz nie jest przeznaczone dla inwalidów. Doskonale czytelna informacja, powiadamia przypadkowego chętnego, że miejsce parkingowe przeznaczone jest dla pojazdów upoważnionych. Głupi jest ten, co pomyśli o uprzywilejowanych pojazdach służby zdrowia, ponieważ w tak zakamuflowany sposób wyznaczono miejsca dla VIP-ów. Ochrona szpitala jest przewrażliwiona na punkcie pilnowania tych miejsc i w przypadku zajęcia nawet przez chorego kalekę, wyrzuca dziada, a na opornych jest straż miejska.

Chwilę zastanawiam się i rozważam ewentualną moją przydatność mobilną w szpitalu. Jednak decyduję sie na jazdę swoim samochodem, z przydzielonego mi przez Klesi garażu na terenie bazy wyprowadzam mojego odrestaurowanego Ralf-Stetysz z 1929 model TC six, z silnikiem 6-cylindrowym Continental o pojemności 2760 cm³. Jest to polski samochód osobowy produkowany w Warszawie przez Rolniczą Automobilowo-Lotniczą Fabrykę Stefana Tyszkiewicza. Auto wygląda rewelacyjnie, a jego posiadanie zawdzięczam przyjacielowi, który pomógł mi jak zawsze finansowo i to on zaraził mnie swoją pasją do starych samochodów.

Jadę do szpitala i na ulicach jak zwykle wzbudzam sensację, ma to dobre i złe strony. Część kierowców zamiast patrzeć na drogę, podziwia moje auto, nawet przy tym nie zwalniając. Kilka razy z tego tytułu dochodziło do kolizji i przy okazji napawając mnie strachem, ponieważ nasz system ubezpieczeń jest chory. Składkę ubezpieczenia płacę niebotycznie wysoką, lecz w przypadku kolizji to ubezpieczyciel sprawcy robi wszystko żeby zaniżyć odszkodowanie. Zawsze kierowca może nie zgodzić na zaproponowana kwotę i iść po sprawiedliwość do sądu. Jednak to zakład ubezpieczeniowy jest w lepszej sytuacji od ubezpieczonego, ponieważ zapewnia mu to korzystna dla niego treść zakupionej przez lobbystów ustawy w Sejmie i Senacie o ubezpieczeniach.

Parking szpitalny pomimo wysokich cen w godzinach przed południowych jest pełny. Pacjenci ze skierowaniami do szpitala, którzy przybyli na casting przyjęciowy w dniu dzisiejszym w większości jeszcze nie przeszli weryfikacji uzdrawiającej i nie odjechali zrezygnowani i rozczarowani do swoich domów. Samochód kieruję w ślad za taksówką, wiozącą pasażera pod wejście główne. Kiedy zatrzymuje się żeby wysadzić klienta, dostrzegam limuzynę Targowskich stojącą w miejscu przeznaczonym dla VIP-ów. Zajmuję wolne miejsce obok, ochrona natychmiast zwraca uwagę na mój samochód i na mnie. Prawie natychmiast na twarzy patrzącego na mnie, dostrzegam zaskoczoną minę, wykorzystuję to i opuszczam samochód. Śmiało kieruję się wprost na gościa z wytrzeszczem i mówię.

- Proszę zwracać baczną uwagę na mój samochód.

Nawet przy nim się nie zatrzymałem, tylko wchodzę wejściem służbowym jakbym miał do tego prawo. Minie dłuższa chwila, zanim gościu zacznie się zastanawiać, kogo przed chwilą zobaczył. Najprawdopodobniej pomylił mnie z przyjacielem i pomyśli, że przyjechałem za rodzicami. Wcześniej musiał być świadkiem nie lada przedstawienia, kiedy widział dyrektora kłaniającego się w pas Targowskim przed szpitalem. Jeżeli znam życie to skakał przy nich jak pajac, chcąc im się podlizać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 19.07.2017
    No świetnie wpisałeś w parking szczeble hierarchii parkowania i wiadomo w każdym takim miejscu obowiązuje status materialny właścicieli. Zainspirował mnie fakt pasji starych samochodów, dla mnie jest to jeszcze jeden atut tej twojej historii. Miłego dnia 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania