Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 27

Tam wyżsi ode mnie mężczyźni, ubrani w czarne mundury przyblokowali mnie do ściany i w niewygodnej pozycji czekałem na wezwaną policję. Zanim jednak ona się zjawiła podszedł do mnie brat dyrektora szpitala, pytając.

- Coś ty najlepszego zrobił?

- Musiałem tak postąpić, inaczej nigdy nie były na powrót sobą.

- Udało się?

- Oczywiście, może pan sprawdzić – dodałem.

Dosłownie wystartował, tak mu się śpieszyło, lecz po kilku krokach zawrócił i powiedział do ochrony.

- Panowie tylko delikatnie, nie uduście go, zaraz wracam, do tego czasu proszę nic nie robić.

Ten powrót nie był taki szybki, jak ktokolwiek by się spodziewał, wcześniej przyjechali wezwani policjanci radiowozem, a za nimi dwóch, którzy mieli mnie pilnować z nakazu prokuratorskiego. Atmosfera przy mnie nie była najlepsza, powiedziałbym raczej, że wroga, najchętniej dołożyliby mi za ten wyskok, lecz nie wiedzieli dokładnie, co się dzieje.

Ruch na korytarzu przybrał na sile, personel poganiany przez kogoś, na sali Krzesimira, prawie biegał. Pacjenci szpitala zwęszywszy sensację, licznie zgromadzili się w korytarzu. Ochrona zostawiła mnie z policjantami, a sami próbowali zapanować nad tłumem. Dołączyli do nich na prośbę dyrektora szpitala, wezwanego pilnie do szpitala, umundurowani funkcjonariusze. Natomiast pilnujący mnie policjanci, żeby udrożnić korytarz zaprowadzili mnie w pobliże baru. Tam mogliśmy usiąść przy wolnym stoliku.

- Mogę się napić kawy? – zapytałem, przerywając milczenie.

- Jeszcze za niskie ma pan ciśnienie? - zapytał, brat Judyty.

- Chętnie opowiem, co się tutaj dzieje, przy dużej czarnej.

Ciekawość zwyciężyła i usiedliśmy zgodnie w trójkę przy kawie. Starałem się opowiedzieć wszystko ze szczegółami, nic nie pomijałem, przecież z pewnością powtórzę to jeszcze raz przy sporządzaniu protokołu i składaniu zeznań na komisariacie. Właściwie kończyłem opowiadać, gdy w pobliżu zobaczyłem w koszuli i szlafroku szpitalnym poznaną w ubiegłym tygodniu, na weselu, chorą solistkę zespołu.

- Cześć, poznajesz mnie? –zapytałem.

Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, nic nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową, że tak. Choroba wyraźnie ją pokonywała, a wyniszczenie organizmu podkreślały sińce pod oczami.

- Mam prośbę, ponieważ nie mogę ruszyć się z tego miejsca – wymownie popatrzyłem na obu policjantów.

- Czy mogłabyś powiadomić doktora Rożka, że jestem tu i proszę o pilny kontakt.

- Doktora Rożka od czterech dni nie ma w pracy, wziął wolne, jest w domu przy umierającej siostrze – powiedziała te słowa chrypliwym głosem z wielkim wysiłkiem.

- Przecież on ma tylko jedną siostrę Donatę?

Słowa więcej nie powiedziała tylko pokiwała głową. Nagle świat przed oczami mi zawirował, kiedy dotarły do mnie te gesty i słowa. Najgorsze było to, że nikt mnie nie powiadomił o wypadku Donaty. Prawdopodobnie więcej i dłużej rozpamiętywałbym złą wiadomość. Jednak dostrzegłem łzy, płynące z oczu kobiety, odruchowo chciałem ją pocieszyć, w tym celu wstałem i objąłem ją. Najpierw kontakt był tylko rękami, lecz po chwili dotknąłem ją ciałem, wyczułem targające nią wewnętrzne wibracje. Jednak po chwili skurcze ją opuściły i wzięła głęboki oddech.

- Przestało – usłyszałem przy uchu.

Zaskoczony odsunąłem się od niej na odległość ramion, pozostawiłem tylko dłonie na barkach.

- Co, przestało? – zapytałem.

- Boleć – odpowiedziała głosem, jaki zapamiętałem z ubiegłego tygodnia.

Dalej stałem w tym samym miejscu nie oddalając się i nie zmieniając sposobu trzymania dłoni na ramionach.

- Czy możesz mi powiedzieć, kiedy Donata uległa wypadkowi?

- Ona nie miała żadnego wypadku.

- To, co się stało, że umiera?

Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata, dobrą chwilę mi się dokładnie przypatrywała i nad czymś rozmyślała.

- Ty nie żartujesz, chyba naprawdę nie wiesz, że Donacie pozostały najwyżej dwa dni życia, gdy ciebie poznała.

Kiedy powiedziała te słowa, poczułem się tak jakbym to ja miał za chwilę umrzeć. Świat zawirował mi przed oczami, widocznie było to dla mnie jeszcze za mało, ponieważ matka Krzesimira podeszła, przytuliła się do mnie pierwszy raz, od kiedy mnie zna.

- Dziękuję – powiedziała i odeszła w kierunku sali, gdzie leżał jej syn.

Targowski w tym czasie stał z boku i mnie obserwował, a policjanci zdezorientowani tylko patrzyli na siebie. Solistka uśmiechnęła się ciepło i powiedziała do mnie.

- Leć do niej, może zdążysz.

Jeden wielki kłębek myśli przetoczył się przez moją głowę, odwróciłem się do policjantów mówiąc.

- Wybaczcie, lecz to dla mnie jest ważniejsze niż życie.

Odruchowo w podzięce pocałowałem w policzek dziewczynę i pognałem najszybciej jak mogłem na postój taksówek przed szpitalem. Obroża na nodze natychmiast dała o sobie znać, wyła jak cholera, przez to żaden taryfiarz nie chciał mnie podwieźć. Pozostały mi do transportu tylko własne nogi i one musiały wystarczyć na pokonanie prawie dziesięciu kilometrów. Początkowo biegłem szybko, lecz brak wcześniejszych treningów dał o sobie znać i zwolniłem. Przynajmniej cholerstwo przyczepione do mojej nogi wyjąc torowało mi drogę. Przechodnie z wielkim zainteresowaniem zatrzymywali się i szukali źródła hałasu.

Pomimo ignorowania czerwonego światła i przebiegania ulic w poprzek i po skosie, poruszałem się zbyt wolno, a tak bardzo mi się spieszyło. Powoli bateria w brzęczyku wyczerpywała się, ponieważ systematycznie cichł, aż w końcu przed domem Rożków zamilkł. Ostatkiem sił dowlokłem się do drzwi wejściowych i przycisnąłem dzwonek. Otworzył Ernest, zobaczył mnie, nic nie powiedział, tylko ręką wskazał kierunek. Ręką złapałem za ościeżnicę, szarpnąłem do siebie, posłużyła mi za trampolinę i nadała umęczonemu ciału właściwy kierunek. Najszybciej jak mogłem dotarłem do pokoju gdzie leżała Donata. Jakaś stara, podłączona do niej aparatura, rejestrująca funkcje życiowe, ledwo pikała. Matka siedziała na krzesełku stojącym obok łóżka, trzymała ją za rękę i płakała. Kiedy mnie dostrzegła wstała z krzesła i pomogła zając jej miejsce, a sama wyszła ze łzami w oczach. Pozostaliśmy sami, dotknąłem jej dłoni była tak zimna, w przeciwieństwie do mojej, gorącej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Dużo się dzieje. Tylko nie rozumiem dlaczego nikt nie zawiadomił Artura o pogorszeniu się stanu zdrowia Donaty. To nie może być koniec. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania