Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 4

Osobowość pierwsza

 

- Konkretnie, co mówił? – chciał wiedzieć Rożek.

- Pytał o Elę i Agnieszkę.

Zbyt powściągliwie odpowiedziała Targowska, jakby chciała ukryć jakieś szczegóły rozmowy z synem na oiom-ie. Widocznie jak był nieprzytomny przypomniały mu się jakieś wcześniejsze sympatie i teraz przeżywa rozstania z nimi. Osobiście poznałem kilka El i Agnieszek, które były zakochane w Klesi, lecz matka jego zrobiła wiele złego, by on zakończył znajomość z dziewczynami. Żadna Ela, Agnieszka, Kaśka, Gabrysia i dziesiątki innych panienek z różnymi imionami jej nie odpowiadały. Stale i niezmiennie w jej ocenie były nieodpowiednie, ponieważ wśród nich nie znalazła się ta z bogatego, wpływowego domu i oczywiście wynikało to z troski o szczęście syna. Wystarczyło mi, jak widziałem jej postępowanie w stosunku do kilku pierwszych młodych kobiet i od tamtego czasu unikałem jak ognia, kontaktu z wszystkimi innymi sympatiami przyjaciela. Przestałem słuchać bzdur pani Wandy w rodzaju ta jest wredna, bo ruda, tamta głupia, bo blondynka. Mamuśka nie chciała słyszeć, że ta blondynka jest prymuską i po studiach robi doktorat.

Cholera mnie brała, jak słyszałem po rozstaniach płacz zakochanych w przyjacielu dziewczyn. Tylko nie wiem, dlaczego nie walczył nawet o jedną z nich, czyżby i on podzielał spostrzeżenia mamuśki. Niezmiennie po zerwaniu zapoznawał najwyżej w ciągu dwóch dni nowe sympatie i szczerze trzeba mu przyznać, że akurat to opanował do perfekcji. Niejednokrotnie próbowałem uszczknąć z tych jego metod coś dla siebie i pomimo naszego podobieństwa nic mi z tego nie wychodziło. Widocznie oprócz pieniędzy, wypasionej bryki, markowych ciuchów, swobodnego zachowania, dobry bajer był kluczem do sukcesu.

Kilka minut staliśmy we troje, przez ten czas Rożek trudził się niepotrzebnie, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o sytuacji na oiom-ie. Pani Targowska po niedługim czasie opanowała emocje, „wróciła do siebie” i stwierdziła.

- Nic tu po mnie, syn potrzebuje czasu na dojście do siebie po wypadku, więc jestem tu teraz niepotrzebna. Najlepiej jak zajmę się swoimi sprawami i wrócę jak poczuje się lepiej.

Następnie zastukała w szybę i gestem przywołała męża, ten tylko chwilę zwlekał z wyjściem. Dość sprawnie i szybko pożegnał się z lekarzami stojącymi przy łóżku syna. Wychodząc, będąc jeszcze w oiom-ie, ściągnął z siebie jednorazowy strój i zgniatając go w rękach nieznacznym kiwnięciem głowy odpowiedział na moje pozdrowienie. Dopiero, kiedy odeszli Targowscy mogliśmy po nałożeniu okrycia chroniącego pacjenta, za pozwoleniem lekarza prowadzącego, wejść na oiom. Razem z Rożkiem podeszliśmy do leżącego Krzesimira. Ten tylko na mój widok ożywił się, na lekarza krewnego tylko zerknął. Dobrą chwilę mi się przypatrywał, zanim do mnie powiedział.

- Ciebie poznaję, pomogłeś mi dostać się do klubu „Kolejarza” i tam graliśmy wspólnie w piłkę.

Słowa Klesi skierowane do mnie, a właściwie barwa głosu, z jaką wypowiadał słowa, wprawiły mnie w zakłopotanie. Instynktownie żeby nie zobaczył mojego zaskoczenia, powiedziałem.

- W naszym mieście nie ma klubu „Kolejarza”, może kiedyś i był, lecz kiedy kolej zlikwidowano, razem z nią pozbyli się wszystkiego należącego do tej firmy. Niestety tego akurat nie jestem pewny byłem wtedy za mały i z tamtego okresu niewiele pamiętam.

Przyjaciel po moich słowach zaczął intensywnie rozmyślać, aż zmarszczył czoło. Jakby do siebie, a jednak na głos stwierdził po pewnej chwili.

- Dokładnie pamiętam klub był przy blokach.

Wtedy Rożek wyszedł z oiom-u i przez szybę widziałem jak dzwoni do kogoś. Chwilę rozmawiał, a przez ten czas Klesi zastanawiał się nad czymś. Doktorek zdążył wrócić, by usłyszeć, skierowane do mnie słowa.

- Może pamiętam ciebie z zawodów kajakarskich w Gródku.

Po tych słowach byłem jeszcze bardziej zbaraniały i nie wiedziałem jak i co mam odpowiedzieć. Nawet nie wiedziałem gdzie leży Gródek.

- Czy to było na Mazurach? – nieśmiało zapytałem.

Ręką wolną od rurek, tylko mocno obandażowaną machnął i pewnym głosem mnie uświadomił.

- Widocznie nie pamiętasz, mówię o Gródku nad Dunajcem to tam odbywały się zawody kajakarskie, gdzie zająłem pierwsze miejsce.

Kiedy nieśmiało utrzymywałem rozmowę z przyjacielem, na nic nie znaczące tematy, widocznie wtedy medycy wymieniali między sobą jakieś uwagi. Któryś z nich wyciągnął wnioski, napisał je na kawałku papieru i przekazał lekarzowi, z którym tutaj wszedłem. Rożek po zapoznaniu się z treścią, przekazał mi kartkę, rozłożyłem ją i zgodnie ze wskazówkami przeczytałem.

- Obecnych tutaj panów interesuje twoje dzieciństwo, czy mógłbyś im o nim opowiedzieć?

Kiedy Klesi namyślał się nad odpowiedzią, do obecnych, przy jego łóżku, dołączył jeszcze jeden lekarz i stanął za plecami kolegów, otworzył kajet i będąc niewidocznym dla Krzesimira zapisywał jego wypowiedzi.

- Najbardziej lubiłem siadać ojcu na kolanach, kiedy grał na perkusji. Wtedy on pozwalał mi grać, do tego miałem tak jak on smykałkę, w ten sposób zaczęła się moja największa przygoda. Pierwszy raz publicznie wystąpiłem, gdy miałem osiem lat, ojca rozbolały zęby i ja go zastąpiłem przy bębnach. Rodzice nie potrafili rozmawiać ze sobą i przez to im się nie układało, rozwiedli się jak szedłem do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Mieszkaliśmy wszyscy w Pychowicach, ojciec kilka domów dalej i przychodził często do mnie i do babci Zosi. Ciocia Maria chciała tak jak i ja żebym poszedł do szkoły muzycznej, jednak rodzicielka się nie zgodziła, a tylko ona decyzją sądu o mnie decydowała. Matka wyjechała do Francji, kiedy kończyłem ósmą klasę, a ja mieszkałem z ciocią dopóki się nie ożeniłem. Zmuszony byłem pójść do liceum, niestety w czwartej klasie się poddałem, chemiczka na mnie się uwzięła. Musiałem zrezygnować i poszedłem do dwuletniej szkoły przyzakładowej dla zecerów, która była przy drukarni na Wielopolu.

Jeszcze podczas nauki w szkole, jak miałem siedemnaście lat, dostałem propozycje grania na perkusji w zespole „Czarty” i z tego powodu zrezygnowałem ze sportu. Zespół grał do tańca, lecz nie miał wokalisty, więc kierownik zespołu wyznaczył mnie do tej roli, a na moje miejsce zatrudnili perkusistę. Przeważnie graliśmy w klubach „U Wandera” przy Mogilskiej, „Oaza” na boisku, „Kakla” w Płaszowie, Dom Socjalny na Reymonta.

Matkę odwiedziłem we Francji pod koniec tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku, tam usłyszałem i pokochałem piosenkarza Raya Charlesa. Kupiłem płytę z jego utworami i nauczyłem się ich. Zaraz po powrocie do Krakowa zacząłem śpiewać tak jak Charles „Georgia on My Mind”, „Woopi, Yoopi”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 19.07.2017
    Strasznie matka apodyktyczna, wybiera dla syna kobietę jego życia. No to ciekawe zapiski powstają przy łóżku szpitalnym. Pierwsza osobowość, ciekawe ile tych osobowości będzie? Czy naprawdę Krzesimir nie pamięta, czy jest dobrym aktorem. :-) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania