Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 51

Nocą w górach, nawet latem, robi się chłodno, a u jego schyłku szczególnie, na dodatek w domu panował lekki przeciąg, specjalnie wywołany wcześniej przeze mnie. Dlatego wstałem od stołu i poszedłem po sweterek dla Donaty, przy okazji z wieszaka przyniosłem żakiet jej matki. Bardzo chętnie obie zakryły gołe ramiona i dalej rozmawiały spokojnie o urządzaniu domu pod względem wygody kobiet oraz o przyrządzaniu potraw. Ponownie zostałem sam z własnymi myślami, a obok mnie Marcel z Ernestem rozwijali nowy temat, tym razem wypowiadał się Ernest.

- Kiedy, dowolny intruz dostanie się do krwiobiegu, natychmiast tworzone są przeciwciała zwalczające go. Jeżeli intruzem okaże się wirus, bakteria, grzyb czy pasożyt, przeciwciała zwykle dopadają wszystkich rozpoznanych, jako obcych, dzięki temu stają się bardzo kleiści i zostają połączeni w grupy, wtedy łatwiej jest je wyeliminować. Może jednak się zdarzyć, że takie zgrupowanie okaże się niebezpieczne.

W tym czasie panie zadecydowały, że jest późno i nadeszła najwyższa pora zakończyć nasze spotkanie, ponieważ jest już duga godzina następnego dnia. Donata była jeszcze zbyt skrępowana, aby siedzącym przy stole oznajmić swoją decyzję, więc wyręczyła ją w tym matka.

- Zrobiło się późno i powinniśmy już kończyć biesiadowanie.

Nawet nie zauważyłem jak ten czas szybko minął, a po wzmacniającej herbatce Marcela nawet nie byłem zbyt zmęczony, chociaż minęło tyle czasu od jej wypicia. Dlatego nie czułem potrzeby wypoczynku.

- Faktycznie zasiedziałem się, a jutro - i po spojrzeniu na zegar na ścianie - o to już dzisiaj o dziesiątej pod waszym domem jestem umówiony z dwoma znajomymi, którzy zakładają ule w pniach i kłodach bartnych oraz pozyskują miód od dzikich pszczół – powiedział Marcel i po namyśle dodał.

- Artur zapoznał mnie o wzajemnym oddziaływaniu waszych haptenów, dlatego zapraszam Esterę i Ernesta do swojego domu, gdzie mam dwa wolne pokoiki, które choć małe dla jednej osoby będą wystarczające.

Najszybciej i najchętniej propozycję Marcela zaakceptowała pani Rożkowa. Ernest nic nie odpowiedział, tylko wymienił spojrzenie z siostrą. Chociaż na psychice kobiet, a właściwie na żadnej się nie znam to, kiedy ją poparła, miałem takie wrażenie, że czekała właśnie na nią. Z nie mniejszą ochotą jak wcześniej Donata, gdy przeprowadzała się do mnie, zabierała swoje bagaże, które równie szybko przejął od niej Marcel. Ernest zabrał tylko torbę z rzeczami. Laptop z modemem, dającym dostęp do Internetu, użyczył nam i z latarką, podaną mu przez siostrę, poszedł za nimi. Kiedy zostaliśmy sami, bez zbędnych słów, zacząłem sprzątać ze stołu w pierwszej kolejności nienaruszone jedzenie na półmiskach. Donata przekładała je do zamykanych pojemników i wkładała do chłodziarki. Podczas znoszenia brudnych talerzy i wkładania ich do zmywarki powiedziałem.

- Przestraszyłem się, kiedy twoja mama zmęczona drogą i martwieniem się o ciebie zasłabła.

- Zemdlała, gdy zobaczyła Marcela.

Na jej słowa uśmiechnąłem się i dodałem.

- Miałem rację obie was dzisiaj wystraszył swoim wyglądem.

- Akurat w tej ocenie nie pomyliłeś dużo, ja się przestraszyłam, lecz mama zemdlała przez jego podobieństwo do ojca. Nigdy nie poznałam taty, widziałam go tylko na zdjęciach. Dlatego nie zauważyłam podobieństwa, dopiero Ernest powiedział mi o tym szeptem do ucha. Później obiecał mi przywieźć następnym razem, gdy nas odwiedzi album rodzinny. Wtedy oboje będziemy mieli sposobność ocenić, jak bardzo przypomina ojca, w tym swoim stroju na wzór marynarski.

Więcej nic nie musiała mi wyjaśniać, ponieważ sam byłem podobny do Krzesimira i często nieznajomi traktowali nas jak bliźniaków. Jednak żaden z nas nie był osobą znaną i nie mogliśmy brać udziału w zjazdach sobowtórów. Jeżeli zaistniał jeden taki przypadek to mogą i będą występować kolejne.

Oboje pragnęliśmy zobaczyć reaktywowane bartnictwo, które zanikło w Polsce i w prawie całej Europie pod koniec dziewiętnastego wieku. Dlatego po sprawdzeniu dostępnych na ten temat informacji w sieci, byliśmy ciekawi ile barci i kłód bartnych założył Marcel ze znajomymi. Wcześniej ze szczegółami opowiedział nam, jakim cennym przysmakiem jest miód bartny o wyjątkowych walorach leczniczych.

Chcąc uczestniczyć w niezwykłym widoku, pozostało nam nie zaspać i przyszykować się być może do kilkugodzinnej wyprawy w las. Przed godziną ósmą oboje już krzątaliśmy się z zapasem czasu po domu, żeby nie dać się zaskoczyć. Po wczorajszym spotkaniu zostało sporo kanapek, więc ze śniadaniem nie było problemu, tym bardziej, że rodziny Donaty na nim nie było. Widocznie pani Estera i Ernest na porannym posiłku zostali u Marcela. Kiedy minęła dziewiąta zjawili się koło naszego domu i wypiliśmy wspólnie kawę w oczekiwaniu na fachowców. Zanim oni się zjawili nawet napoje ziołowe z suszu przyszykowanego wcześniej przez Marcela mieliśmy gotowe.

Ekipa podjechała terenówką, do której była doczepiona przyczepka, a na niej były dwie drabiny, jakieś rury i około dwu metrowe kłody grubego, sądząc po korze sosnowego drewna. Zaraz po przywitaniu zostaliśmy przez Marcela i wykonawców wprowadzeni w szczegóły. Głównym zadaniem przywrócenia bartnictwa jest przyniesienie korzyści dla lasów poprzez korzystanie z naturalnych zapylaczy, jakim są leśne pszczoły miodne. Zasadniczo barcie wykonuje się w żywych, zdrowych drzewach, które mogą spełniać swoją rolę przez długi czas. Dlatego drzewa przeznaczone dla barci muszą być w pełni zdrowe dla kilku pokoleń pszczół. Drzewa koniecznie muszą posiadać odpowiednią grubość oraz wysokość. Nigdy nie przeznaczamy tych najwyższych i rosnących na skrajach lasów, ponieważ zagrożeniem dla nich są silne wiatry i wichury. Niestety nie posiadaliśmy takich drzew w naszym lesie, więc do najbardziej odpowiednich przypniemy pasami kłody bartnicze pozyskane ze znacznie starszych drzew. Było to w naszej ocenie najlepsze rozwiązanie, które uchroni zdrowe drzewa przed wycinaniem w nich otworów dla pszczół.

Kiedyś barcie były zakładane bardzo wysoko, często pod samymi koronami drzew, zwiększało to zasięg lotu pszczół i przynosiło więcej miodu. Jednak nasi specjaliści od kłód bartniczych mogą zawiesić je najwyżej na wysokości około sześciu metrów na ziemią. Wcześniej do dziania barci, bo tak nazywa się wykonywanie sztucznej dziupli w kłodzie drewna, użyli mechanicznego sprzętu i maszyn w warsztacie. Dlatego głośnymi dźwiękami nie zakłócą leśnej ciszy.

Otwory we wnętrzu kłód miały kształt barci białowieskiej o formie szufladkowej. Miało być to najlepsze rozwiązanie zdaniem Marcela, ponieważ w przypadku pszczół leśnych nie ma potrzeby wielu zabiegów hodowlanych czy pielęgnacyjnych. Opieka nad pszczołami ograniczała się do dwóch przeglądów barci. Wiosną zawsze się sprowadza, po otwarciu barci, co zostało w środku po zimie. Jeżeli pszczoły przezimowały, czyścimy wnętrze z wszystkich śmieci, które się obsypały i naprawiamy uszkodzenia zrobione przez wiatr oraz smakoszy miodu, w naszym lesie są to dzięcioły i kuny. Jeśli pszczela rodzina nie przezimowała, musimy dokładnie wyczyścić wnętrze wycinając plastry i najlepiej zmyć wszelkie pozostałości. Następnie koniecznie trzeba zostawić barć otwartą do jej wyschnięcia, dopiero później zamknąć i mieć nadzieję na zasiedlenie przez kolejne pszczoły. Później spokojnie czekamy do jesiennego przeglądu i miodobrania, który kończy sezon pszczelarski. Jednak jest to najważniejsza czynność, ponieważ w tym czasie kształtujemy to, co ma być w przyszłym roku. Musimy koniecznie zostawić wystarczającą ilość zapasów i naprawiamy ocieplenie poprzez likwidację wszystkich pęknięć kłody oraz oceniamy kondycję pszczół.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 22.09.2017
    Bardzo przyjemna biesiada. Ciekawy też wykład na temat zakładania barci i uzyskiwanie miodu od dzikich pszczół. Nie wiem czy dużo u nas jest takich pasiek, ale uważam, że to bardziej ekonomiczny sposób na otrzymanie miodu. Z tego co wiem, że pszczół coraz mniej.
  • Pasja 22.09.2017
    Polecam książkę Historia pszczół autorki Mają Linde. Poruszająca opowieść o życiu tych malutkich stworzeń, żyjących w symbiozie z człowiekiem.
    Intryguje mnie podobieństwo Marcela do męża Estery i Artura do Krzesimira. Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania