Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 59

Nigdy wcześniej nie widziałem tego zdjęcia, na którym idę z tyłu za rodziną Krzesimira, moja żółta poświata odpływa ode mnie do familii Targowskich. Gdyby Marcel przed chwilą nie wspominał o specjalnym aparacie fotograficznym pomyślałbym, że jest to fotografia artystyczna. Targowscy emanujący zgodnie czarnym obłokiem szli w rzędzie trzymając syna za rączki. Natomiast ja kroczyłem samotnie dwa metry za nimi, otaczając ich żółtą barwą.

- Ten starszy pan ma aurę ciemną zieloną z szarymi smugami – powiedziała Donata wpatrując się w inne zdjęcie wiszące obok.

Przerwałem patrzenie na szczegóły swojej fotografii i stanąłem za ramieniem mojej dziewczyny i skierowałem wzrok tam gdzie ona. Kilka innych zdjęć podobnie jak pierwsze, na które patrzyłem, też było wykonane na korytarzu szpitalnym i na nich osoby posiadły aury o różnym natężeniu szarości.

- Ludziom pod wpływem choroby w zależności od jej stadium zmienia się aura na szarą – odpowiedział na niezadane jeszcze pytanie Marcel, stojący niedaleko nas.

- Masz jeszcze ten aparat fotograficzny? – zapytała Donata.

- Oczywiście i zrobię tobie zdjęcie pod warunkiem, że mam kliszę, idę sprawdzić – odpowiedział Marcel.

Kiedy się odwrócił i odszedł, spojrzałem na Donatę, dostrzegłem na jej twarzy ogromne napięcie, które z każdą minutą nieobecności Marcela jeszcze potęgowało się w oczekiwaniu na efekt końcowy. Przyjaciel wrócił z aparatem, w mojej ocenie szybko, lecz z pewnością dla zainteresowanej trwało to wyjątkowo długo.

Marcel postawił na stole, niedaleko mojego talerza z niedojedzoną zupą grzybową, przerobiony amatorsko, stary, seryjny, radziecki aparat fotograficzny skierowany obiektywem w moją stronę i poszedł po białe prześcieradło. Miało z niego powstać tło i po sfotografowaniu Donaty łatwiej będzie można zobaczyć jej aktualną aurę. Jeden koniec prześcieradła trzymałem wysoko w ręce, drugi był zaczepiony o hak, na jakim wisiał zawsze święty obrazek. Powstało prowizoryczne atelier. Pierwsza została sfotografowana przez Marcela Donata, a następnie ja kucając, ponieważ moja dziewczyna nie była w stanie utrzymać materiału na odpowiedniej wysokości. W drodze rewanżu wykonałem fotografowi pomimo jego oporu zdjęcie, on w odpowiedzi pstryknął fotkę nam obojgu.

Marcel poszedł wywoływać zdjęcia w jakiś archaiczny jedynie mu znany sposób, a my czekaliśmy przed ciemnią, kiedy skończy i wyjdzie. Wykonanie zdjęcia zajęło mu sporo czasu.

Przez długi czas nieobecności Marcela zdążyliśmy szczegółowo obejrzeć jego dom. Najbardziej interesująca, oprócz obrazów, była podręczna biblioteczka teczek pełnych kartek zapisanych w większości ręcznie, do których z grzeczności nie zaglądaliśmy.

Marcel pod wieczór dopiero na dobre opuścił ciemnię, wcześniej wychodził tylko na chwilę do toalety i żeby się napić. Przyniósł ze sobą spory plik zdjęć, najświeższe były na wierzchu, a pod nimi w większości moje wykonane na przestrzeni kilku lat.

Barwa aury Donaty na zakończeniach szara, a blisko sylwetki moim zdaniem była różowego koloru. Marcelowi kojarzyła się z wpadającym w pomarańcz. Jednak ona nazywała ten odcień inaczej. Nawet nie słyszałem o takim kolorze umieszczanym na palecie barw i jak na złość nie zapamiętałem jego nazwy. Najważniejsze, że choroba w tej chwili ją opuszcza i miejmy nadzieję, już na zawsze.

Moja aura na przestrzeni lat nie uległa zmianie i dalej była żółta. Rodzina Targowskich niezmiennie utrzymywała przy sobie czarną barwę, a Marcela miała kolor moim zdaniem malinowy.

Nasza wspólna fotografia wyraźnie ukazywała wymieszaną naszą aurę i na niej otaczał nas złoty obłok bez zabarwień szarości, tylko czysty blask, aż przyjemnie było na to patrzeć. Dopiero na zdjęciu zobaczyłem jak w momencie uwalniania migawki Donata się ślicznie uśmiechała, a ja byłem spięty z wybałuszonymi oczami jakbym kij połknął.

- Marcel, dlaczego nie wykonuje się takich zdjęć w zakładach fotograficznych, skoro na ich podstawie można by było robić pierwsze rozpoznanie chorób? – zapytałem.

- Nawet nie trzeba byłoby wykonywać takich zdjęć, wystarczyłoby wykorzystać umiejętności osób, które widzą aurę i potraktować je poważnie, a nie wyzywać od szarlatanów. Proces weryfikacji takich osób przy obecnej technice jest bardzo prosty i nieskomplikowany, wystarczy zrobić tylko zdjęcie starą metodą podobnym jak mój aparatem, lub zmienić polaryzację w nowoczesnych systemach wizyjnych.

- Trąci mi to znachorstwem i staruszkami zbierającymi zioła – dodałem.

- Medycyna od czasów nowożytnych, a szczególnie średniowiecznych w trakcie swojego rozwoju skutecznie z premedytacją i z poparciem władz kościelnych oraz świeckich zwalczała starą wiedzę medyczną opartą na sprawdzonych lekarstwach czy metodach. W czasach antycznych starożytny Sumer posiadał wspaniale rozwiniętą medycynę, lecz liczne wojny, pożogi, podboje i konflikty spowodowały, że do naszych czasów zachowało się niewiele tabliczek z pismem klinowym. Jednak pomimo ogromnych zniszczeń odkopano częściowo uszkodzony „Najstarszy podręcznik medyczny”. Choć sporo odmłodzony od swojego pierwowzoru, został datowany na dwa tysiące dwusetny rok przed naszą erą i po przetłumaczeniu, ukazał nam skalę wysoko rozwiniętej medycyny tamtego okresu. Wielką i miłą niespodzianką było odkrycie wielkiego czarnego kamienia z diorytu, zawierającego trzysta praw, z których część paragrafów regulowała wynagrodzenie lekarzy i kary za błędy w sztuce medycznej. Z tamtego okresu przetrwała mocno krojona lista roślin i innych surowców używanych do leczenia, a i tak zawiera dwieście pięćdziesiąt nazw często sprowadzanych z odległych miejsc. Największy podziw, po przeszło czterech tysiącach lat od zaniechania tamtych metod, u prekursorów współczesnej medycyny wywołała doskonała umiejętność posługiwania się wilczą jagodą w celach leczniczych. Starożytni lekarze dwa tysiące i dużo więcej lat przed naszą erą wykonywali operację zaćmy. Rzemieślnicy tamtego okresu, wyposażali osoby ze słabym wzrokiem w szkła powiększające. Znano kamień moczowy i potrafiono go rozpuścić, lub spowodować jego wydalenie stosując lekarstwa odpowiadające stosowanym współcześnie. Mam nadzieję, że niedługo archeolodzy trafią na podobny skarb, jakim okazały się niedawno odkryte tabliczki zawierające informacje z dziedziny matematyki i astrologii – mówił Marcel z wielkim przejęciem po wyciągnięciu jednej z wielu teczek ze swojej podręcznej biblioteczki.

Podawał Donacie kolejne kartki zawierające przetłumaczone strzępy wiedzy medycznej starożytnego Sumeru, , a ona po zapoznaniu się z nimi przekazywała mi je. Początkowo były to oryginalne nazwy roślin używanych w lecznictwie, ich współczesne określenia i opisy zastosowania w terapiach. Dalsze zawierały podobne wykazy, lecz minerałów. Przyznam szczerze, że zrobiło to na mnie spore wrażenie, zwłaszcza ich odległe pochodzenie i ogrom zaniechania w ratowania zdrowia ludzi.

- Całkiem sporo tego jest, a ty narzekasz, że niewiele zostało zachowane z wiedzy medycznej starożytnego Sumeru. Może nie było nic więcej – powiedziałem do Marcela.

- Podobna do sumeryjskiej medycyna istniała w tamtym okresie na półwyspie Indyjskim, gdzie ogromne miasta dorównywały wspaniałym, starym miastom Sumeru i Egiptu, lecz w rozplanowaniu i funkcjonalności je przewyższały. Świadczą o tym ruiny Mohendżodaro, Harappie, Lotalu, w których znaleziono urządzenia higieniczne dystansujące wszystko, co odnaleziono w Mezopotamii i Egipcie. Wszelkie sporządzone w tamtym okresie dokumenty nie przetrwały do naszych czasów, ponieważ pisano pismem obrazkowym na nietrwałej bawełnie. Dlatego najwięcej wiedzy o tamtym okresie dostarcza nam „Czaraka-Samhita”, która powstała dopiero w pierwszym wieku przed naszą erą na podstawie przekazów ustnych. Bogactwo zawartej wiedzy oszałamia, ponieważ opisano w niej wiele roślin, a jedna roślina znalazła się w składzie pięciuset leków roślinnych – uświadamiał nas Marcel w czasie, gdy chował z powrotem wyciągnięte kartki do teczki.

Marcel wyciągnął z regału i położył na stole nową i jeszcze grubszą od poprzedniej teczkę. Po jej otwarciu zobaczyliśmy barwne ryciny roślin z podziałem na części i krótkimi opisami ich przydatności do leczenia oraz dokładne receptury sporządzania lekarstw z informacjami o dozowaniu i przeprowadzaniu kuracji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 23.10.2017
    Kiedyś słyszałam o tych aureolach na zdjęciach wokół postaci. Jeśli w tym coś jest, to dziwi mnie dlaczego nie wykorzystać tego jako profilaktyka przed chorobami. Świetną książkę na ten temat polecam jeśli już nie czytałeś Mika Waltari ,,Egipcjanin Sinuhe" Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania