Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 6

Zanim na dobre opuściłem szpital, musiałem uporządkować sobie w głowie wszystkie rewelacje dzisiejszego dnia i rzeczy moim zdaniem niezwykłe, które działy się przy mnie. Koniecznie chciałem porozmawiać z kimś, kto byłby w stanie wytłumaczyć mi w sposób prosty i zrozumiały przypadek mojego przyjaciela. Wszelkie podsłuchane rozmowy lekarzy prowadzone na oiom-ie i pod drzwiami po wyjściu z pomieszczenia, oprócz posłuchania żargonu branżowego nic mi nie dały. Usiłowałem dowiedzieć się w tym towarzystwie czegoś konkretnego i po kilku próbach stwierdziłem, że zagadywani sami niczego konkretnego nie wiedzą. Moją jedyną nadzieją był Rożek i podszedłem do niego. Jednak on prowadził ożywioną dyskusję z lekarzem, który wszystko notował. Nie mogłem i nie chciałem im przeszkadzać, więc stanąłem z boku. Może przybliżyłem się za, blisko, lecz dzięki temu głośniejszą część rozmowy słyszałem.

Lekarz, z którym rozmawiał Rożek, był psychiatrią i chyba, jako jedyny z wypadku Krzesimira był zadowolony. Pomimo tego, że go nie znałem powiedziałbym o nim.

- Jest szczęśliwy.

Cierpliwie poczekałem żeby zakończyli rozmowę i dopiero wtedy odważyłem się zapytać Rożka.

- Powiedz mi czy to, co dzieje się z Krzesimirem ma podłoże metafizyczne czy fizyczne?

Moje pytanie nie przypadło mu do gustu, był wyraźnie niezadowolony z konieczności odpowiedzi. Komu innemu mógłby i z pewnością odmówiłby odpowiedzi, lecz znaliśmy się zbyt długo. Mógłbym śmiało powiedzieć, że ma u mnie niejedną przysługę do spłacenia, a zaczęło się już pierwszego dnia naszej znajomości.

Moja rola, przyjaciela syna Targowskich, w ich domu była mocno ugruntowana, kiedy poznałem Ernesta Rożka. Pierwszą pomoc otrzymał ode mnie niedługo po tym, jak nas sobie Klesi przedstawił. Kiedy krewny odwiedził ich, teraz powiedziałbym, że przyszedł jak zwykle po pieniądze. Wtedy nie wiedząc jeszcze ile razy podobna rozmowa się odbędzie, zapewniałem głośno go, że państwo Targowscy to wspaniali ludzie i prawdziwi dobrodzieje, a przede wszystkim bezinteresowni. Przenigdy nie zostawią potrzebującego w potrzebie, zwłaszcza poważnie chorego. Wyjątkowo mocno ich promowałem, jako wyjątkowo szlachetnych, aż w końcu sami uwierzyli w swoją niezwykłość.

- Pod jednym warunkiem, dałem słowo, że nikomu nie powiem – stanowczo powiedział.

Dopiero po zapewnieniu pozostawienia treści tej rozmowy dla siebie, odciągnął mnie w najdalszy koniec korytarza. Najbliższe drzwi sprawdził czy są zamknięte i po upewnieniu się zachowania tajemnicy z tej strony zaczął mówić.

-Ten, z którym przed chwilą rozmawiałem uważa, że Krzesimir swoją najnowszą osobowość zaczerpnął z zakamarków pamięci, a nie dziedziczenia dusz. Przypadek z punktu medycznego jest unikatowy, ponieważ nigdy nie opisano podobnej reakcji mózgu na utratę pamięci. Standardowo następuje całkowite wymazanie wspomnień i może być to trwałe, lub chwilowe. Bardzo często ludziom zostaje przywrócona pamięć, pod wpływem widoku twarzy bliskich, czy znanych i lubianych wcześniej miejsc.

Jeżeli ten psychiatra nie myli się i prawidłowo zdiagnozował stan psychiczny Krzesimirka to upragniony doktorat ma już w kieszeni. Jest dobrym fachowcem i młodszym bratem dyrektora szpitala, więc jest w stanie uniemożliwić nam kontakt ze swoim pacjentem. Żeby nie dopuścić do tego, zawarłem z nim umowę, że będziemy z nim współpracować i dzielić się spostrzeżeniami. Innego wyjścia nie mieliśmy i ten układ był dla nas najbardziej korzystny.

Rożkowi zaproponowałem odwiezienie swoim zabytkowym samochodem do domu i ucieszyłem się, jak wraził zgodę. Poza szpitalem podczas jazdy będziemy mogli swobodnie porozmawiać, nikt nas nie podsłucha i nie rozniesie wiadomości o stanie zdrowia przyjaciela. W holu szpitala czekał na nas psychiatra, ponieważ chciał i musiał znać, czy Ernest nakłonił mnie do pomocy przy jego doktoracie. Kiedy lekarze zaczęli z sobą rozmawiać, ja niespiesznie udałem się w kierunku samochodu.

Było już późno i mój biało czerwony Ralf-Stetysz z 1929 model TC six, z silnikiem 6-cylindrowym Continental o pojemności 2760 cm³ stał samotnie na ekskluzywnym parkingu przy wejściu do szpitala. Pacjenci, odwiedzający i interesanci oglądali piękne auto z wielkim zainteresowaniem, lecz nie podchodzili za, blisko, ponieważ rozciągnięta taśma im to uniemożliwiała. Ochroniarz i portier w jednej osobie odpowiedzialny za pilnowanie parkomatów oraz kasowanie gotówki za to miejsce postojowe, jak mnie zobaczył idącego w kierunku samochodu, wystartował niczym rotwailer. Kiedy go zobaczyłem, już wiedziałem, że spotkanie nie będzie przyjemne za to kosztowne. Powoli w myślach podliczałem ile przyjemność siedmiogodzinnego parkowania w miejscu dla VIP-ów będzie mnie kosztowała. Nagle niespodziewanie od konfrontacji rozjuszonym osobnikiem, pałającym chęcią okazania swojej wyższości, uratował mnie głos.

- Panie Bernardzie!

Ochroniarz niczym wyszkolony zwierz zahamował i odwrócił się w kierunku, z którego padły słowa. Wołającym okazał się dyrektor szpitala idący w towarzystwie swojego brata i Rożka w moim kierunku. Głos dyrekcji okazał się wystarczający i podwładny potulnie powrócił do swojej oszklonej budki, by mieć baczenie na tych unikających wszelkimi sposobami płacenia za parkowanie pojazdów.

Trzech mężczyzn podeszło do samochodu i zaczęli podziwiać jeżdżący muzealny eksponat. Dyrektor korzystając z okazji wymógł na mnie, zawiezienie w sobotę, już pojutrze, jego córki do ślubu. Niestety nie miałem wyjścia musiałem się zgodzić, przynajmniej wejście do szpitala o każdej porze miałem zapewnione. Tak już u nas w kraju jest przysługa za przysługę i jeszcze zostałem na wesele zaproszony wraz osobą towarzyszącą. Akurat temu się nie dziwiłem, ponieważ sesja zdjęciowa państwa młodych została zaplanowana w trzech miejscach o różnych porach. Problemu z ubraniem nie miałem, kilka garniturów od znanych projektantów wisiało w mojej szafie. Taką ekskluzywną garderobę zawdzięczam Krzesimirowi, to jemu nie wypadało pokazywać się na pokazach i galach z przybocznym ubranym jak łachudra.

Partnerką nie musiałem się przejmować, ponieważ nie znałem kobiety, z którą mógłbym pójść na wesele. Jednak musiałem poprosić kogoś, żeby nauczył mnie, choć kilku podstawowych kroków, inaczej w skrajnym przypadku może być totalna siara, jak pójdę i będę stał niczym kołek podpierający mury.

Zanim odwiozłem Rożka do domu, wstąpiłem z nim do firmy i sprawdziłem jak zawsze wieczorem czy wszystko przebiega bez zakłóceń. Pracownicy wykonywali, jak zawsze swoje obowiązki i ucieszyłem się, że nikt nie wykorzystuje sytuacji do własnych celów. Nawet powiedziałbym, że atmosfera była bardziej przyjazna niż zazwyczaj, widocznie solidaryzowali się z rannym szefem. Zanim odszedłem musiałem obiecać, że jutro zabiorę ze sobą do szpitala przyszykowane kwiaty od załogi. Miło mi było z tego tytułu, ponieważ to zawsze ja odwiedzam ich w takich sytuacjach z kwiatami i prezentem od szefa. Nikomu nigdy nie zdradziłem, że kupuję to za własne pieniądze. Krzesimirowi takie gesty zwyczajnie zwisają, lecz jutro z pewnością ucieszy się jak dostanie kwiaty od swoich pracowników.

Kiedy wysadzałem Rożka pod jego domem, niespodziewanie powiedział.

- Artur, zapraszam na kolację, zrobiło się późno, a ty dzisiaj pewnie nic nie jadłeś.

Faktycznie niczego oprócz kilku kaw dzisiaj nie miałem w ustach, tak jakoś ten dzień mi szybko zleciał, że zapomniałem o jedzeniu. Kiedy to powiedział, lub pod wpływem tego organizm zareagował i głośno zaburczało mi w brzuchu. Widocznie własne ciało można oszukać tylko do pewnego stopnia. Chciałem odmówić żeby się nie narzucać, lecz było to pierwsze zaproszenie do przekroczenia progu domu Rożka. Nigdy wcześniej czegoś takiego mi nie zaproponował, w zasadzie unikał przyjmowania gości. Dlatego teraz odmawiając mogłem go obrazić i przez to nigdy później nie ponowi propozycji.

- Nie chcę się narzucać i przeszkadzać o tak późnej porze – odpowiedziałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 20.07.2017
    Ciekawa obserwacja lekarzy specjalistów i stawianie diagnozy o stanie psuje psychicznym Krzesimira. Psychiatria jest taką dziedziną w medycynie, że wszystko może się wydarzyć. Fajnie osiągniesz watek. Znowu wkładasz cacko z 1929 roku i tu Artur jest jak obraz w cennej ramie. Zaproszenie na ślub i kolację do Rozka. Ciekawe o czym będą konwersować. Pozdrawiam*****

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania