Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 8

Donata odprowadziła mnie do samochodu, przy okazji dokładnie go obejrzała i pomysłowo zaplanowała rozmieszczenie na karoserii symboli i ozdób weselnych. Następnie na pożegnanie podała mi delikatną prawą dłoń, a za pomocą pilota trzymanego drugiej ręce otwarła bramę wjazdową. Zanim odjechałem miałem jeszcze okazję popatrzeć na jej postać skąpaną w świetle zabytkowej latarni postawionej przed domem w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Wtedy doświadczyłem wrażenia, spoglądając na nią, jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i trzeba przyznać było to doznanie niesamowite.

Byłem zmuszony odprowadzić auto, ze względów bezpieczeństwa, oraz możliwych opadów deszczu nad ranem, do mojego garażu znajdującego się na ternie firmy. Dla wygody pozostało mi najlepsze rozwiązanie, nocleg spędzić w służbówce nad garazem. Nawet często tak robię, ponieważ tutaj mam wszystko, co niezbędne i zawsze bardzo wcześnie, często jeszcze przed świtem w okresie zimowym, jako pierwszy muszę być w firmie. Dlatego powrót do pustego mieszkania mi się nie opłaca, tym bardziej, że niedługo musiałbym tutaj wrócić.

Dzień, który dobiegł końca, przyniósł mi wiele smutku jak i radości, tego byłem pewny po przeanalizowaniu wspomnień, stojąc pod prysznicem. Wychodząc z kabiny odruchowo spojrzałem na zegar wiszący na ścianie i stwierdziłem, że zrobiło się naprawdę późno, więc nie odkładałem dłużej wypoczynku.

Jeszcze przed dzwonkiem budzika obudziłem się wypoczęty i było to dla mnie miłą poranną niespodzianką. Wyjątkowo rzadko zdarza się żebym tak dobrze spał. Przeważnie źle sypiam i nie ważna jest wygoda miejsca ani panujący hałas dookoła lub kompletna cisza. Stale po niedospanej nocy potrzebuję więcej czasu na rozruch i dopiero wypicie kilku mocnych kaw stawia mnie na nogi. Dzisiaj wystartowałem z jednoosobowego starego tapczaniku jak rakieta, czułem jak energia mnie rozpiera, choć nie znałem przyczyny tak dobrego porannego samopoczucia.

Prowadzona przeze mnie poranna odprawa w firmie przebiegła sprawnie i szybko. Nikt mi w niej nie przeszkadzał i tym razem nie potrzebowałem tracić czasu na tłumaczenie swoich decyzji Krzesimirowi. Jeszcze nie było siódmej, kiedy zadania zostały rozdzielone i sprzęt potrzebny do realizacji prac rozdysponowany. Dopiero, gdy firma sprawnie zaczęła funkcjonować, mogłem pomyśleć o śniadaniu.

Z zasady nigdy nic z zjedzenia nie kupowałem do przechowywania na później, zawsze było tu i teraz. Posiadanego sporego zapasu kawy, pochowanego w domowych szafkach i w moim biurku nie zaliczałem do konsumpcji i przez to nie obejmowały go ograniczenia. Jednak gdyby ktoś przeanalizował wypijane przeze mnie litry czarnej przyjemności, z pewnością doszedłby do innego wniosku. Jak każdego roboczego dnia rano, choć dziś wyjątkowo wcześnie, udałem się na drugą stronę ruchliwej ulicy po zakupy do zaprzyjaźnionego sklepu. Zawsze jak wchodziłem, mówiłem głośno wszystkim.

- Dzień dobry.

Tym razem personel był zaskoczony porą, w jakiej się zjawiłem, jakieś dwie godziny przed czasem. Najbardziej wytrąconą z rutyny była kierowniczka, która nie zdążyła podmienić kasjerki i usiąść przy kasie, żeby mieć pretekst na zamienienia ze mną, choć kilku słów.

Często się dziwiłem, dlaczego tak bardzo chce nawiązać, z takim typem jak ja, bliższą znajomość, przecież jest śliczna, zgrabna i mądra. Dokładnie w typie Krzesimira, gdyby tylko zrezygnowała z tej swojej inteligencji. Przecież może mieć każdego faceta i to bez wysiłku czy starań, jakie na mnie marnotrawi. Teraz widząc jej zaskoczoną minę miałem wielką chęć podejść do niej i powiedzieć kilka zaległych komplementów oraz ciepłych słów pod jej adresem. Jednak powstrzymałem się, z obawy wyrządzenia krzywdy Donacie, takim zachowaniem. Samo pomyślenie w tym momencie o siostrze Rożka wprawiło mnie w spore zakłopotanie. Przecież poznałem ją dopiero wczoraj i spędziłem raptem z jej rodziną kilka godzin, a sami byliśmy zaledwie przez parę minut.

Podobnie wcześniej przed rozmową z piękną blondynką powstrzymywało mnie jakieś bliżej nieokreślone zobowiązanie z Klesi. Byłem tak uzależniony od przyjaciela, że chyba od zawsze poświęcałem dla niego cały wolny czas. Z pewnością zaczęło się wszystko w przedszkolu i lata edukacji to jeszcze ugruntowały. Niezmiennie w naszych wzajemnych relacjach liczył się zawsze tylko on, jego pragnienia i zachcianki. Stale to ja odrabiałem za siebie i niego zadania domowe, pisałem prace i przyszykowywałem ściągi. Jeszcze mi w tym przeszkadzał absorbując moją uwagę. Nawet teraz nie potrafiłem sam przed sobą wytłumaczyć, dlaczego mi to imponowało. Może wpływ na to miały prezenty, jakie od niego otrzymywałem. Choć, jak jeszcze żyła mama, to mówiła, że to są śmieci.

- Panie Arturze – mówiła głośno kilkakrotnie do mnie kierowniczka sklepu.

Jej głos sprowadził mnie z powrotem na ziemię i mrugając z zaskoczenia oczami powiedziałem.

- Słucham panią…

Brakowało mi słów, więc spojrzałem na plakietkę z nazwiskiem, przypiętą w okolicach piersi i dodałem.

- …Pani Judyto.

- Czy dobrze pan się czuje? – zapytała z troską w głosie.

- Przepraszam zamyśliłem się, mam teraz tyle spraw na głowie. Wczoraj na skrzyżowaniu Sienkiewicza i Reymonta był wypadek. Poszkodowanym został mój szef i teraz mam wszystko na głowie.

Specjalnie nie użyłem słowa przyjaciel, ponieważ duża część osób, kiedy używałem w stosunku do Krzesimira takiego określenia, natychmiast zaczynała mnie traktować jak geja. Przypuszczalnie winę za to ponosił mój wiek i brak przy mnie kiedykolwiek i jakiejkolwiek partnerki. Niestety nie miałem nigdy na to czasu i też w ten sposób nie dawałem okazji Klesi do jej uwiedzenia. Zaufania do przyjaciela w przypadku kontaktów damsko męskich nie miałem, on zawsze traktował to jak sport i stale w podbojach miłosnych musiał być najlepszy.

Informacja o wypadku zainteresowała nie tylko cały personel, lecz większość klientów będących w tym czasie w sklepie. Bardzo szybko okazało się, że to ja dysponuję najmniejszą wiedzą na temat przyczyn kolizji. Nawet nie wiem czy powinienem się śmiać czy płakać, kiedy słyszy się usprawiedliwienie sprawcy wjazdu na skrzyżowanie przy palącym się czerwonym świetle w rodzaju.

- Ciężarówkę z takim ładunkiem ciężko jest szybko zatrzymać i nagłym hamowaniem mógłbym spowodować zagrożenie.

Jak się okazało dla przedstawicieli społeczeństwa nie było ważne, że samochód ciężarowy był mocno przeładowany. Urządzenie rejestrujące zamontowane w kabinie, zarejestrowało szybkość przejazdu osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Dla policji liczył się tylko czas pracy kierowcy.

Wiele lat temu prędkość samochodów w terenie zamieszkałym została ograniczona do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Kierowcy potężnych tirów i osobówek jednak pędzą z zawrotną prędkością w terenach zabudowanych i przeważnie nikt tego nie zauważa. Zaledwie znikomemu procentowi taki przejazd nie uchodzi bez karnie, a bardziej pechowi z sobą na maskach pojazdów zabierają pieszych. Zawsze po każdej tragedii następuje bicie się w pierś, by następnego dnia wszystko wracało do stanu poprzedniego. Przecież wszystkim powinno być wiadomo, jaki pojazd panuje niepodzielnie na drogach królowej tirów.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 20.07.2017
    Rozterki Artura nie mają końca. Donata zapadła mu pewnie na zawsze w pamięci. Nawet Judyta zauważyła, że coś to trapi. Uważam, że tiry powinny omijać drogi miejskie, zawsze jest to problem dla zmotoryzowanych. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania