Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 85

Swoją krótką wypowiedzią rozbudziłem ciekawość pani Kasi i byłem zmuszony do opowiedzenia o przebiegu kolacji wigilijnej oraz o spodziewanym poniedziałkowym powrocie do domu. Oczywiście nie zapomniałem powiedzieć o czekającej na mnie pracy, a dzięki szefowi Mateuszowi nowych rękach i nogach dla mnie wyprodukowanych przez jedną z najlepszych firm. Jednak najbardziej dumny byłem z tego, że Donata jest w ciąży i zostanę tatą. Wspomniałem też o Robercie, który dotrzymywał mi przez święta towarzystwa.

- A ten, wiesz, co mi kiedyś powiedział – mocno się zamyśliła, aż bezwiednie włożyła mały palec prawej ręki do ust – podczas kontaktu damsko męskiego zapłodnienie dokonuje się w jednym akcie, lecz samiec jest w stanie zapłodnić wiele samic. A przecież faceci i kobiety mają doświadczać w tym czasie podobnie intensywnych doznań zmysłowych. Jednak nie chciał mi wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje? – nie czekała na moją odpowiedź, tylko zmieniła temat.

- Niedługo idę do magazynku, który jest niedaleko sali Roberta, więc jak go zastanę to przywiozę jego na wózku do ciebie. W ten sposób przez dłuższy czas nie będzie zasypiał z przemęczenia – dodała wychodząc.

Po rozmowie z nią było mi przyjemnie, tak jakoś lekko. Nawet codzienne czynności przy mnie, nie były podczas miłej rozmowy krępujące, jak wszystkie wcześniejsze. Moje dobre samopoczucie trwało do mojego śniadania, a właściwie do czasu karmienia mnie przez jedną z bardziej nieżyczliwych mi osób. Bardzo szybko bluza od piżamy została specjalnie przez nią zachlapana, a ja dwa razy się zachłystnąłem, ponieważ nie dała mi czasu na przełkniecie jedzenia, które miałem w ustach. Wcześniej za takie wybryki plułem na nią, lecz teraz już nie byłem zdolny do takiego zachowania. Byłem dumny z siebie, że nie dałem się sprowokować, lecz w zastępstwie nakrzyczała na nią pani Kasia. Wystarczył jej widok, jaki zobaczyła, kiedy wwiozła do sali Roberta.

- Co najlepszego zrobiłaś idiotko? Wszystko jest wyświnione. Teraz muszę jeszcze raz umyć i przebrać pana Artura.

Niemiła osoba szybko wyszła pod wpływem oburzenia pani Kasi, strzelając widowiskowego focha. Towarzyszyła jej do drzwi wyjątkowo wredna mina w wykonaniu Roberta. Widocznie i on nie trawił tej pracownicy ośrodka. Pod wpływem jego grymasu zastanawiałem się ile pacjentów za jej postępowanie nie darzy ją sympatią.

Kiedy zostaliśmy sami, Robert wzorem poprzednich wizyt, zaczął mnie uraczać swoimi przemyśleniami. Natomiast ja zastanawiałem się ile mu jeszcze zostało tematów do poruszenia i czy zdąży do naszego rozstania?

- Nasz byt z założenia ma naturę dobrą i wszystkie zmiany, jakich oczekujemy w przyszłości powinny jeszcze ten stan pogłębiać. Zatem w pewnym sensie uznajemy kolejny przejaw dobra za kontynuację, w przeciwnym przypadku za karę, lub pech. Bo nie mówi się o tej przyczynie, jaką jest dobro, wprost, lecz jaka nam w tym czasie niepożądana przypadła. Dlatego ci, którzy wszystko sprowadzają do natury cielesnej, są w błędzie, ponieważ pomijają byty niecielesnej natury, które też istnieją. Następnie chcą oni wskazać przyczyny powstawania oraz rozpadu, traktując wszystko tylko biologicznie i nie biorą pod uwagę przyczyny stałego ruchu. I stąd ci, którzy postępują jak ogień, żyją w zgodzie z tym rozumowaniem. Zresztą i pozostali, którzy przejmują jakiś jeden element nie sądzą, że funkcjonują i postępują jak ziemia, powietrze, woda. Wywierają jednak oni silny wpływ na postępowanie jednego z trzech pozostałych elementów. Dlatego najlepszy zdaniem jednych jest ogień, drugich woda, trzecich powietrze, czwartych ziemia. Bardzo stare i rozpowszechnione jest to nieprawdziwe przekonanie. Prawda zawsze leży po środku, ponieważ podstawowym elementem jest coś innego niż ogień, ziemia, powietrze, woda, ponieważ składa się z wymieszanych razem wszystkich cząstek. Wtedy tworzy się byt wyjątkowo złożony, więc woda nie jest pierwsza od powietrza, a ziemia ważniejsza od wody czy ognia. Jeżeli w jednakowych częściach powstaje ze wszystkich składników, jest pierwsze w porządku natury, a później przekształca się w wykończone i złożone jednak prawie doskonałe, więc materią są cztery ciała.

- Panowie przerwiemy wam rozmowę, którą dokończycie później. Teraz zabierzemy was do dużej sali dziennego pobytu, tam odbędzie się koncert kolęd i pastorałek w wykonaniu solistów operowych, popularnych w całym kraju – powiedział jeden z dwóch pracowników ośrodka, którzy weszli bez pukania do mojej sali.

Jeden bez pytania zabrał wózek z siedzącym na nim Robertem i wyjechał jeszcze szybciej niż wszedł. Drugi w tym czasie podsunął drugi wózek dla niepełnosprawnych stojący zazwyczaj pod ścianą, a którym jestem wożony do toalety i łazienki na prysznic. Nawet nie zapytał się mnie czy mam ochotę na słuchanie jakiś dzikich wrzasków, w tonacjach tłuczenia szkła. Tylko wcisnął mnie brutalnie do środka i przypiął pasami, żebym mu przypadkiem nie uciekł. Wyjątkowo się spieszył. W czasie jazdy bujałem się obezwładniony pasami przez ostre wiraże, jakie brał na zakrętach. Gdybym jechał samochodem z taką prędkością to pod wpływem siły odśrodkowej z pewnością poduszki by wystrzeliły. Musiał bardzo się spieszyć sądząc po tempie, widocznie artyści nie mogą czekać, a trzeba zapewnić im jakąś publiczność. Równie gwałtownie z wielką intensywnością zahamował. Zostawił mnie samego na środku sali, a sam czmychnął w poszukiwaniu następnych ofiar. Wszędzie gdzie mogłem dosięgnąć wzrokiem, ofiary przeznaczone na publiczność pouciekały pod najdalsze ściany. Nawet Robertowi ten wyczyn się udał, lecz tylko jeszcze chwilę byłem sam. Zaledwie po niedługim czasie wokoło mnie dowieziono innych z łapanki, którzy sami nie byli wstanie czmychnąć do kąta. Kiedy wszystkich podopiecznych dostarczono, a personel sobą zablokował drzwi rozpoczęła się część artystyczna.

Pierwsza na prowizoryczne podwyższenie weszła pani i po odtworzeniu z nagrania profesjonalnej linii melodycznej, zaczęła się niemiłosiernie wydzierać. Ledwo przeżyłem jej występ i myślałem, że nie znalazła nikogo, komu darcie by się spodobało. Jednak ku wielkiemu mojemu zaskoczeniu, publiczność nagrodziła wykonanie kolędy głośnymi brawami. Nikt nie gwizdał, tylko słyszałem liczne okrzyki.

- Brawo!!!

Robertowi musiało się spodobać i wyjechał z pod ściany. Kiedy z niemałym trudem podjechał do mnie powiedział.

- Słyszałeś ten głos?

- Chyba wszyscy słyszeli nawet głusi.

Na moje słowa nie zwrócił uwagi, tylko rozmarzonym dość wyraźnie dodał.

- Cudowny, czysty sopran.

Nawet nie próbowałem odpowiedzieć, ponieważ akurat na tym się nie znałem, tylko milcząc słuchałem kolejnych wykonań. Ponoć artyści byli z najwyższej półki i melomani, jakich jak się okazuje w ośrodku jest całkiem spora ich ilość, przeżywali prawdziwa ucztę. Pozostało mi tylko nie sprzeciwiać się, tylko się wsłuchać. Moja niechęć całkowicie znikła, gdy na scenę weszło trzech tenorów. Artyści bez podkładu muzycznego zaczęli śpiewać na głosy. Ich wykonanie nieznanej mi wcześniej pastorałki było przecudowne, nawet ja dałem się uwieść podniosłemu nastrojowi.

Publiczność biła brawa, stukała o podłogę laskami, czy kulami, waliła, czym popadnie w wózki dla niepełnosprawnych, na których siedzieli. Niedaleko siebie widziałem nieznanego mi młodego z porażeniem mózgowym, jak błyskami oczu i silnym obślinieniem wyraża własny podziw dla wykonawców.

Występ dobiegł końca, sala dziennego pobytu pękała w szwach, przybyli chyba wszyscy, którzy w tym czasie przebywali na terenie ośrodka. Spodziewałem się dziennikarzy i towarzyszących im kamer, lecz niczego takiego nie było. Artyści przyjechali bezpłatnie do nas bez rozgłosu i autoreklamy. Widocznie chcieli z potrzeby serca okazać nam wsparcie w trudnych dla chorego i niepełnosprawnego chwilach. Zanim wyszli znaleźli jeszcze czas na podejście kolejno do każdego i powiedzenie nam, choć kilku ciepłych słów.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 22.01.2018
    Kiedyś uważano, że zawód pielęgniarki i podobne do opieki ludzi chorych powinny być z powołania. Dzisiaj powoli wychodzi się że stereotypów nazywania pielęgniarek siostrami. Często brak im empatii i traktują chorych jak zło konieczne. Dlaczego tak się dzieje?
    A co do koncertów świątecznych to bardzo dobry pomysł i coraz częstszy.
    Czasem dla tych chorych to jedyna okazja posłuchania kolęd.
    Ukłony.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania