Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 9

Podczas ogólno sklepowej dyskusji wzbudzającej, jak się okazało, wielkie emocje, miałem problem z uregulowaniem rachunku, ponieważ wszystkie panie z obsługi były zajęte rozmową. Natomiast ja nie zaliczam się do ludzi, którzy pasjonują się kolejnymi tragediami i przeżywają je równie silnie emocjonalnie, jak ofiary oraz ich rodziny. Odliczoną sumę za zakupione produkty wcisnąłem pani Judycie w rękę i powiedziałem.

- Proszę przyjąć należność i do widzenia.

Codzienne śniadanko składające się z dwóch bułek i dużego plastikowego kubka śmietany jedzone przeze mnie od lat, tym razem nie smakowało mi tak jak zawsze. Może przyczyną był nadmiar czasu, jaki miałem w tym momencie do dyspozycji i mogłem delektować się smakiem, a nie pochłaniać w pośpiechu. Nagle nikt ode mnie nic nie chciał, niczego nie potrzebował i na dodatek mnie nie popędzał. Kolejne nowe doznania dopadają mnie jedno po drugim i rozmnażają się w tempie geometrycznym. Gdyby jeszcze nastąpiła gdzieś jakaś awaria, czy sądny dzień, to przynajmniej miałbym jakieś zajęcie. Mając jeszcze przeszło godzinę wolnego czasu, mogłem poświęcić go na uporządkowanie zaległych spraw prywatnych, na które zawsze brakuje mi czasu. Spokojnie zająłem się przeglądaniem papierów, ponieważ z Donatą umówiłem się dopiero na dziesiątą. Tym razem pojadę do domu Rożków komunikacją miejską, choć jest wolniejsza, to mniej kosztowna ze względu na przyszpitalne opłaty parkingowe, jakie czekałyby mnie przy poobiednich odwiedzinach u Krzesimira dostawczym samochodem firmowym. Jeszcze przed wyjściem muszę koniecznie pamiętać, żeby zabrać kwiaty dla przyjaciela od całej załogi. Najwyżej, żeby przypadkiem nie zwiędły, poproszę Donatę o wstawienie ich do wazonu podczas mojej wizyty w jej domu.

Prosto z biura poszedłem do sekretariatu, gdzie zaskoczyła mnie wielkość wiązanki ufundowanej przez załogę, z włożoną w bukiet kopertą, z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia dla szefa. List z obawy żeby nie wypadł z kwiatów i zgubił się podczas transportu schowałem do kieszeni. Obładowany pachnącymi roślinkami z niemałym trudem doszedłem do przystanku i ostrożnie wepchałem się do autobusu. Kiedyś z wsiadaniem nawet bez bagażu o każdej porze dnia miałbym problem, lecz teraz mało osób jeździ do i z pracy, ponieważ nie ma już w naszym mieście zakładów zatrudniających po kilka tysięcy pracowników. Obecnie, gdy załoga liczy sto osób, już się mówi, że to duży zakład.

Od przystanku bukiet niosłem przed sobą, nie chcąc przypadkowo połamać delikatnych kwiatków. Kilka razy potknąłem się o wystające fragmenty kostki na chodniku, lecz szczęśliwie dotarłem do drzwi wejściowych. Dzwonkiem oznajmiłem swoje przybycie i czekałem za bukietem na wpuszczenie do środka. Drzwi otworzyła Donata z poszarzałą twarzą, wyglądała jakby coś jej dolegało, lecz gdy ujrzała bukiet nagle rozpromieniła się. Widząc to, doświadczyłem takiego wrażenia, jakbym po tygodniu deszczu i ciemnych chmur zasłaniających niebo, nagle zobaczył słońce.

- To dla mnie? – zapytała z uśmiechem na ustach.

- Jak tyko przyjmiesz – odpowiedziałem i postanowiłem przed odwiedzinami u Krzesimira, kupić mu nowy, nie gorszy bukiet. Przynajmniej kartka z życzeniami od załogi nie wyda mojego kłamstewka, bezpiecznie leżąc w mojej kieszeni.

Donatę ogarnęła jakaś mi nieznana dobra energia, która wychodziła z jej wnętrza i rozchodziła się po całym ciele. Jeżeli ktoś opowiedziałby mi o takim zjawisku, jakiego doświadczyłem, z pewnością uznałbym go za psychicznie chorego i unikał do końca życia. Przecież coś takiego nie istnieje, przekonywałem sam siebie, żeby człowiek zaczynał świecić. Jednak miałem pewność, że hol pod wpływem jej nastroju zrobił jaśniejszy, lecz bałem się o tym, komukolwiek później wspomnieć.

Młoda kobieta cieszyła się otrzymanymi kwiatami jak dziecko, które otrzymuje wymarzoną zabawkę. Po raz pierwszy w swoim życiu zobaczyłem pierwotną niezmąconą radość, niestłamszoną przez rodzinę i otoczenie. Takiego widoku nigdy się nie zapomina, jest zbyt cenny i rzadki, jak najcenniejszy klejnot. Zaczynałem zastanawiać się, czy jutro jak przyniosę kwiaty, doświadczę podobnego widoku czy to jest jednorazowe i nigdy się nie powtórzy. Jeżeli tego nie zrobię to się nie przekonam, a bardzo pragnąłbym ujrzeć to jeszcze raz i kolejny.

Donata obciążona kwiatami z ledwością utrzymując ich ciężar, zaniosła potężny bukiet do salonu. Delikatnie rozłożyła roślinki na dużym stole przeznaczonym na większe spotkania. Kiedy upewniła się, że nawet jeden nie spadnie i się nie zniszczy, zaczęła znosić z różnych części domu wazony duże, małe, kolorowe i bezbarwne. Kolejno z największą starannością układała w nich kwiaty i po napełnieniu wodą, ustawiała w miejsca jej zdaniem najlepsze. Szło jej dość sprawnie, powoli tworzyła harmonijną kompozycję kwiatową. Jaśniejsza część salonu wypełniona była ciemniejszymi barwami, natomiast ta ciemniejsza bardziej jaskrawymi. W niedługim czasie pomieszczenie zapełniło się kwitnącymi roślinami i kwiatowym zapachem. Aromat rozchodził się po całym domu, był intensywny i przyjemny. Na tle kwiatów na środku salonu zgrabna, szczupła dziewczyna zaczęła z radości tańczyć. Stopy stawiała jak baletnica. Pod wpływem wykonywania niezliczonej ilości piruetów włosy jej ożyły i falowały własnym rytmem, nawet cera zmieniła barwę na krew z mlekiem. Podczas wykonywania najbardziej skomplikowanych ruchów, uśmiechała się i patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi orzechowymi oczami, a ja dostrzegłem w nich płonący ogień. Taniec ten przeznaczony był tylko dla mnie i z pewnością nikt takiego nigdy nie widział, ponieważ on był niewyreżyserowany i pochodził z jej wnętrza.

Początkowo stałem z boku drzwi wejściowych do salonu. Kiedy pod wpływem ogarniających mnie emocji przesunąłem się bliżej niej, Donata zaczęła tańczyć dookoła mnie, a ja nie chciałem stracić nawet najmniejszego fragmentu występu, więc stojąc w miejscu, obracałem się wokół własnej osi. Trochę nogi mi się przy tym plątały, ponieważ tułów był szybszy od stóp.

Gdyby ktokolwiek jeszcze chwilę wcześniej zadał mi pytanie.

- Jak rodzi się miłość?

Nie potrafiłbym na nie odpowiedzieć, lecz już podczas tego występu wiedziałem i będąc tego w stu procentach pewny, odpowiedziałbym.

- Moja miłość zrodziła się w tańcu pośród kwiatów.

Wieloletnie uzależnienie od przyjaciela i rodziny Targowskich było niczym kotwica dla statku i musiało o sobie dać znać. Jednak w tym momencie było tak odległe, że się nie liczyło.

Hałas, jaki na chwilę rozległ się w salonie, zakłócił moją wewnętrzną muzykę, którą słyszałem od pierwszych kroków tanecznych Donaty. Zostałem wyrwany z transu i zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu szeroko się uśmiecham. Odwróciłem głowę i spostrzegłem stojącego w drzwiach Ernesta, trzymającego w ręce jakieś kartki i gapiącego się na nas z wyraźnym zaskoczeniem. Zaraz za nim stała matka, z podobnym wyrazem twarzy. Donata podobnie jak ja zauważyła ich, podbiegła do nich tanecznym krokiem i powiedziała, stale przy tym się uśmiechając.

- Popatrzcie, jakie piękne kwiaty dostałam od pana Artura.

Mógłbym wtedy przysiąść, że przyniesione przeze mnie kwiaty nie zrobiły na nich takiego wrażenia jak sama Donata. To właśnie na niej skupili całą swoją uwagę, lecz prawie jednocześnie odpowiedzieli.

- Śliczne, cudowne i jak ich dużo.

- Czy to są moje wyniki? – zapytała poważnym tonem Donata, gdy spostrzegła kartki trzymane w ręce przez jej brata.

- Rano przed wyjściem przeglądałem wyniki badań pacjenta i niechcąco zostawiłem je w domu. Potrzebowałem ich pilnie w szpitalu, więc wyskoczyłem na chwilę z dyżuru do domu. Kiedy wychodziłem i mama mnie odprowadzała do drzwi, spostrzegła Artura. Korzystając z okazji przyszedłem go poprosić, że jak będzie odwiedzać Krzesimira, żeby wpadł do mnie.

- Wstąpisz? – odwracając głowę w moją stronę zapytał.

- Oczywiście odpowiedziałem, lecz miałem wrażenie, że chodziło mu o coś innego niż chęć zobaczenia mnie.

Wyciągnął rękę do matki i zabierając ją ze sobą, uniemożliwił jej powiedzenie czegokolwiek. Z ich strony nastąpiło krótkie pożegnanie i ponownie w salonie zostaliśmy sami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 20.07.2017
    Kobiety i kwiaty, to piękna para. Lubimy dostawać je przy okazji i tak po prostu bez. Ten taniec zasiał miłość w sercu Artura, to początek romansu. I te orzechowe oczy?. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania