Przyjaciele zostają w naszych sercach na zawsze

Przyjaciel...

Właściwie to był zemną odkąd pamiętam, już za dzieciaka rozumieliśmy się bez słów. Pamiętam jeszcze nasze zabawy patykami lub wyścigi po schodach, dodam, że zawsze wygrywał, taka kolej rzeczy nie trwała jednak cały czas, jak miałem może z siedem lat to pierwszy raz udało mi się go wyprzedzić bardzo się wtedy ucieszyłem.

Niestety ale w życiu tak jest, że czas mija a my coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. Pomimo faktu mieszkania bardzo blisko siebie nasze rozmowy kończyły się i zaczynały słowem cześć. Nie zrozumcie mnie źle nie zawsze tak się to kończyło ale bardzo często, pamiętam jakby to było dzisiaj, że zawsze lubił przychodzić na nasze rodzinne grille zawsze wtedy jadł kawałek kiełbasy ewentualnie kaszanki. Jednak lata mijały a ja zatraciłem się w komputerowym świecie, czas naszego spotkania ograniczał się do minimum a ja każdą wolną chwilę spędzałem na graniu w bardzo popularną grę. Pamiętam również, że zawsze bał się burzy więc jeżeli nie miał z kim spędzić czasu, w którym owa burza nawiedzała okolicę to przychodził do nas lub do moich dziadków (mieszkamy w jednym domu). Rodzice nie zawsze cieszyli się z jego obecności jednak myślę, że wszyscy go na swój sposób lubili. Zawsze jak wychodziłem na pole pograć w piłkę to z uwagi, że był w tym o wiele odemnie lepszy to mi ją zabierał i musiałem gonić go po całym podwórku żeby mu ją zabrać. Może i nie rozmawialiśmy za często to i tak mogłem mu ufać i wydaje mi się, że on o tym wiedział. Nigdy nie czułem pustki w sercu bo on ją wypełniał mimo, że nie zwracałem na to uwagi to wwiercił się w nie głęboko. Pamiętam jak pierwszy raz poważnie zachorował, martwiłem się o niego, pił mleko ale i tak był osłabiony bałem się, że już z tego nie wyjdzie ale udało mu się wyzdrowieć i żył z nami przez kolejne lata. Niestety rok za rokiem coraz bardziej czas okradał go z młodości i energii. Stawał się coraz słabszy, nie panował nad potrzebami fizjologicznymi a tylnie łapy odmawiały mu już współpracy. Z dnia na dzień było gorzej, nagle jak grom z jasnego nieba zapadła decyzja o dokonaniu eutanazji ale naszczęście udało się to odwlec, pamiętam jak wtedy siedziałem z pękającym sercem i głaskałem jego starą ale miękką sierść. Lecz lepsze dni nie były najlepsze mógł wtedy pokonać co najwyżej z 7 schodów. Po paru dodatkowych miesiącach została podjęta decyzja o już nieodwołalnym uśpieniu...

Zapakowaliśmy go do samochodu i pojechaliśmy do lecznicy weterynaryjnej, na początku dostał zastrzyk, który tylko spowoduje ze zaśnie, coś wemnie rozsypywało się widząc jego powoli rozjeżdzające się łapy. Po chwili całkiem położył się i zasnął jego ostatnim snem. Został przeniesiony na stół i tam dokonano eutanazji oczywiście nie na naszych oczach, zapakowaliśmy jego ciało, i zakopaliśmy w ogródku tak aby został już tam gdzie mieszkał. Może pies nie wszystko rozumie ale kocha i kochać będzie nie zależnie od sytuacji, zawsze wybaczy, wiem to bo pomimo moich wyładowań gniewu objawiających się nazywaniem go głupim kundlem, nie chował urazy. Mówią, że człowiek ocenia stratę dopiero po jej poniesieniu i moim zdaniem to prawda. Szanujmy to co nas otacza a szczególnie ludzi i zwierzęta oraz poświęcajmy im czas, bo kiedyś możemy już nie mieć tej szansy.

 

~Pamięci Roniego, który przeżywszy siedemnaście lat nigdy się nie poddał i odszedł snem ostatecznym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • riggs 21.09.2017
    Piękne przesłanie. 5. Niewyszukanie a wzruszajaco. O to chodzi. Dobre pisanie
  • Pasja 21.09.2017
    Bardzo mnie wzruszyłeś i przywołałeś wspomnienia o moim przyjacielu. Piętnastoletni Kacper też został uśpiony na moich oczach. Nie mogę same łzy się cisną. 5)
  • Canulas 21.09.2017
    Bardzo ładne. Psów mieliśmy ze dwadzieścia. A przynajmniej ze szesnaście. Na początku nie wiadomo, że chodzi o czworonoga i jeśli by to ode mnie zależało, przekładałbym puentę na sam koniec. Treść oczywiście super.
  • DPW 21.09.2017
    Przekaz jest na plusie, wyszedł zajebisty. Do dziś trzymam z osobami z dzieciństwa, choć prawdziwego przyjaciela mam jednego. Było ich więcej, ale na większość teraz pluję... Piona i oby tak dalej.
  • Enchanteuse 21.09.2017
    Też myślałam, że idzie o ludzkiego przyjaciela!
    Moja psina jest ze mną dopiero od miesiaca, więc nie potrafię nawet wyobrazić sobie, co czują ludzie stojący przed wyborem : życie w męczarniach czy śmierć. Wzruszyłeś, mimo, że tekst jest krótki. No nic, muszę dać Ci tą piąteczkę :)
    Przyznam się, że mi się podobało. I wywołać emocje w czytelnikach (jest nas już troje!) przy tak lakonicznym tekście to sztuka, więc cóż... gratuluję ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania