Przypadek Nikołaja Aleksandrowicza Kropotkina
Nikołaj Aleksandrowicz Kropotkin. Właściciel niewielkiej garbarni na placu Stryjeńskim. Kropotkin był człowiekiem usłużnym, chętnym w niesieniu pomocy lokalnym władzom. Znaczy się kanalia. Spotykaliśmy się często nieopodal bazaru. Jak zawsze elegancki w dobrze skrojonym surducie, o twarzy nieźle odkarmionego warchlaka.
Co tu dużo mówić - nie lubiłem typa.
Podobnego zdania była większa część miasteczka, z jednym wyjątkiem - Misza Bagration. Biedak nieziemski, a przy tym sprawiał wrażenie półgłówka. Tylko on na widok Kropotkina wykazywał autentyczną radość.
Pewnego razu niejaki Wizun Anfiłow zwędził ze składu garbarni, dopiero co uszykowane sobole. Nikołaj Aleksandrowicz Kropotkin, pozostający w ciągłej konfidencji z tutejszym cyrkułem, nie omieszkał zakomunikować,
o zaistniałym fakcie kradzieży. Nie trudno było odnaleźć Wizuna Anfiłowa.W nieodległej karczmie świętował właśnie swój wątpliwy sukces. Został pochwycony, a przy okazji nieźle poturbowany. Niestety soboli przy nim
nie znaleziono. Kropotkin wyszedł z cyrkułu, tak jak stał. To znaczy w dobrze skrojonym surducie. Tym razem jednak,
nie porażał nikogo swoim blaskiem – twarz miał ściągnięta ze złości.
Minęło trochę czas. wydawać by się mogło, że nasz bohater szczerze zapomniał,
o niedawnym incydencie. Tym bardziej, że interesy szły niezgorzej, w dodatku zapowiadała się sroga zima. Kropotkin można by rzec odkuł się z nawiązką. Nikt w miasteczku nie miał wątpliwości, jakich to zabiegów musiał użyć czcigodny właściciel garbarni. Jednak żaden
z mieszkańców nie śmiał o tym wspominać, nawet szeptem. Wiadomo było, czym to grozi.
Nie dalej jak w zeszły czwartek przez miasteczko przemaszerował kondukt obszarpańców, prowadzonych przez oddział kozaków. To byli zesłańcy. Ich widok jeszcze bardziej wzmocnił lęk u mieszkańców, a tym samym przypieczętował bezgraniczne łotrostwo Kropotkina.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Dzień paskudny, lało nieznośnie, do tego zacinał zimny wiatr. Miasteczko zupełnie puste. Wracałem z partyjki wista u radcy Gawrina.
Spieszyłem się, by zdążyć przed zmrokiem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy moim oczom ukazał się nie, kto inny, jak nasz drogi półgłówek Misza Bagration. Biegł w moim kierunku wrzeszcząc, jakby się paliło. Poczekałem, aż się zatrzyma
i pytam.
- Co się stało?. - A on, nadął policzki, woda zalewała mu oczy.
- Pomyślałem, że oto sprawdza się moja niezbyt uprzejma teoria, o beznadziejnej głupocie biednego Miszy. Tym czasem wypuścił powietrze i po chwili.
- Wielce szanowny Zacharze Zygmuntowiczu.
- A ja do niego. - Daruj sobie grzeczności i mów wreszcie, co się stało?.
Ten zupełnie blady.
- Nieszczęście, nieszczęście - i wskazuje drżącą od zimna ręką, na bramę domu stojącego opodal.
- Co się stało? - ponawiam pytanie - a ten zaczyna się żegnać.
- Ja tam nie wrócę, za Boga, nie wrócę!
- Dokąd, pytam, tracąc powoli cierpliwość.
- No, tam - odpowiada trzęsący się zimna Bagration.
Nie wiele myśląc chwyciłem go mocno za rękaw i mówię.
- Zaprowadź mnie w to miejsce, ale już!
Po chwili stanęliśmy przy branie domu. Odruchowo spojrzałem na ścianę, na której widniała tabliczka z nazwą ulicy: Pomrocza 1.
Jak się wkrótce okazało, nazwa ulicy była adekwatna do znaleziska, które wcześniej odkrył biedny Misza.
Tuż za progiem, przy ścianie leżały zwłoki - kogo?. – właśnie, sam byłem tym mocno zszokowany. Nie, kto inny, jak Nikołaj Aleksandrowicz Kropotkin. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to nasz drogi ochlaptus Anfiłow.
Zapewne tym samym tropem poszedł naczelnik cyrkułu, bo już po godzinie prowadzono zakutego w kajdany Anfiłowa.
Minęło dwa tygodnie z okładem, a miasteczko nadal kipiało od domysłów i plotek.
Można powiedzieć, że tutejsza społeczność postawiła przysłowiowy krzyżyk na Wizunie Anfiłowie. Sprawa jednak przybrała nieoczekiwany obrót. I znów główną rolę odegrał nasz półgłówek Bagration. Tym razem byłem nieco ostrożniejszy w słowach. Musiałem przyznać, że źle oceniłem drogiego Miszę.
W trakcie złożonych przez niego zeznań, popartych autorytetem lekarza Lwa Marianowicza okazało się, że nielubianego przez wszystkich Kropotkina dosięgła opatrzność - po prostu, biedak miał słabe serce. Główny i niepodważalny powód to, nadmierne obżarstwo Nikołaja Aleksandrowicza.
Koniec końców bohater miasteczka Misza Bagration za nieudolną wszakże próbę ratowania ludzkiego życia, w nagrodę otrzymał posadę dozorcy w szkole. Co do mnie - cóż, nadal grywam w wista, ze zmiennym szczęściem.
Komentarze (13)
Jednakże
Opowiadanie podobało mi się, mimo drobnych błędów.
Tylko proponuję zmienić kategorię.
" Minęło trochę czas. wydawać by się mogło, że nasz bohater szczerze zapomniał,
o niedawnym incydencie." - tu również po "czas" (swoją drogą - czasu -) nie wiem po co kropka. Chyba je z przecinkami czasem mylisz.
Czasem za bardzo dookreślasz personalnie. Zwłąszcza że kontekst robi to za Ciebie.
O tu np:
" Jakie było moje zdziwienie, kiedy moim oczom ukazał się nie, kto inny, jak nasz drogi półgłówek Misza Bagration. Biegł w moim kierunku wrzeszcząc, jakby się paliło." - moje/moje/moim. Za dużo.
"- Co się stało?. - A on, nadął policzki, woda zalewała mu oczy." - bardzo dziwny zapis dialogu. Do tego po co kropka po znaku zapytania?
"- Pomyślałem, że oto sprawdza się moja niezbyt uprzejma teoria, o beznadziejnej głupocie biednego Miszy. Tym czasem wypuścił powietrze i po chwili." - tymczasem. Poza tym mam wrażenie (ale nie pewność, bo już sie zgubiłem), że nie oddzielasz kreską narracji od wypowiedzi.
"- A ja do niego. - Daruj sobie grzeczności i mów wreszcie, co się stało?. " - Taki zapis dialogu, tak poprowadzony, jest dyskwalikikujący" - znów kropka po znaku zapytania, ale nie tylko.
"A ja do niego:
- Daruj sobie grzeczności i mów wreszcie, co się stało?" - tak to powinno wyglądać. Natomiast w ogóle nadmierne używanie zwrotów poprzedzajacych wypowiedź, w stylu:
"A ja mu teraz"
A on mnie na to"
To ja mu" - jest bardzo złym nawykiem. Można tak zrobić raz, max dwa na przestrzeni długiego opka. Opierać na tym dialog, to jak być Jasiem i zamykać od środka się u wiedźmy w piecu.
"- Nieszczęście, nieszczęście - i wskazuje drżącą od zimna ręką, na bramę domu stojącego opodal.
- Co się stało? - ponawiam pytanie - a ten zaczyna się żegnać."
Poprawnie:
"- Nieszczęście, nieszczęście. - I wskazuje drżącą od zimna ręką, na bramę domu stojącego opodal.
- Co się stało? - ponawiam pytanie, a ten zaczyna się żegnać."
"- Dokąd, pytam, tracąc powoli cierpliwość." - tak samo tu. Nie dając kreski po "Dokąd", pokazujesz, że to jedna wypowiedź. Do tego brak znaku zapytania po zadaniu pytania.
"— Dokąd? — pytam, tracąc powoli cierpliwość.
"Nie wiele myśląc chwyciłem go mocno za rękaw i mówię." - niewiele
I tak dalej, i tak dalej.
Do poprawy jest mnóstwo rzeczy. Od strony technicznej opowiadanie jest ogłuszone i leży, czekając na pomoc albo dobicie.
Samo zaś umiejscownie akcji jak i pomysł wydaje się nawet i fajne. Jednak tak podane jest nie do przeczytania dla mnie.
(3-)
Pozdrox
(Na portalu masz stosowne poradniki odnościen zapisywania dialogów)
Oczywiście chętnie zabiorę się do pracy, sądzę że warto.
Pozdrawim
Abi
jprd, raptem dwie osoby.
niedorozwój.
Pozdrox.
spójrz, proszę, jakie słowa skierował do mnie, i jak napisał mój nick.
to niedorozwój do 8.
Tekst mi trochę przypomina prozę: Borisa Akunina. Też specyficzna. Kilka ksiąg przeczytałem. Pozdrawiam-4
Gorąco pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania