Poprzednie częściPrzypadki Warncholia

Przypadki Warncholio część 10

„Weszłam na dziedziniec przez bramę wjazdową. Pod krogulcem była data 1933. Weszłam od Dworcowej. Wiesz, głównej ulicy Bytomia od strony dworca… Kurz zalegał w tunelu bramy. Serce zaczęło mi pukać jak gołębiowi. Tak, puk, puk – puk. Ziemia drzwiała , po prostu trzęsło się wszystko…! Założyłam kaptur od Diora i okulary. Prześlizgnęłam się po prawej stronie przy ścianie. Robotnik z pneumatycznym kilofem rąbał dziedziniec jak jakiś gestapopowiec! Weszłam z kaszlem na schody. Ledwo widziałam czubki własnych butów! Na trzecim piętrze, tak jak spodziewałam się, bo muszę ci się przyznać, że zrobiłam reaserch na googlu i wśród pracowników, trochę pomógł mi też Jano, bo się zaniepokoił… otworzyłam okno patrzące na przeciwległe okno w facjacie!

- Jano?

- Mój Jano jest od wszystkiego. Jak wyjechaliśmy do Wenecji to Jano zabił dwa karaluchy pod łóżkiem. To mój zaufany pracownik i nic ci do tego!

… Stop kurwa! Nic o tych chujach karaluchach!

- Dobra, dobra. Nie spinaj się, tak?

- Brak Ci dobrej wymówki, więc oszczędź mi tych pierdół. Jano? To jakiś świeży miód?

- Masz zakwas mózgu?

- A nie?

- Brat..?

- Ok. Mów Siora… Jak mogłaś się tak narażać!!! Czacha ci odbiła?!

- A co miałam robić – odpowiedziała spokojnie – jak ty siedziałeś w tym swoim fotelu ubrany w ten…, w ten kaftan bezpieczeństwa… jak jakiś … jakbyś zapadł się pod ziemię na amen?

- … Nie zmieniaj tematu. Przepraszam… Mów dalej.

- Tam byłam sama i zaczęłam patrzyć i nastawiać aparat fotograficzny conana na okno pod numerem trzynaście … dla ciebie…naprzeciwko… Tutaj są fotki… Łysy łeb zaczesywał brodę i palił papierosa…

- Co? Może go znam… Czy to? Ja go znam.

- Byłam też w Rudzie. … To znaczy Jano był…

- I?

- Uciekał w prostokątnej piwnicy i pieprznął się o sufit… Może to moja wina, że tak go nastawiłam do tej sprawy…

- A po co uciekał?

- Bo go pies gonił.

- Jaki pies?

- Normalny. Pitbulterier z pianą na ustach, wykorzystywany do szczucia byków. Rozumiesz? Skoczył na Jano z głębi piwnicy jak otworzył zamek cyfrowy do piwnicy z serwerem…

- Aha, to wszystko wyjaśnia…EMEM … Nic mu nie jest?

- Prawie nic… Stracił ząb trzonowy.

- To kup mu lacalud activ. To go wzmocni.

- Warncholio… Mam wrażenie, że jesteś okradany. Pamiętam te adresy, pod którymi byliśmy z Jano. Opowiadałeś mi kiedyś jak szukasz lokalizacji dla firmy. Pamiętasz? Akurat te odrzuciłeś, a teraz są tam serwery. Mamy dowody, te zdjęcia… Jano zrobił fotki jak ja.

 

To co z MM sobie powiedzieliśmy było ważne. Przełknąłem nawet tego mięśniaka Jano, wyplułem go i zaakceptowałem w tej samej chwili jak go przeżułem.

 

O kurwa. Rzeczywiście dochody najpierw mi spadły, ale po wpisie Donalda na fejsie, parafrazując : chiński potentat smartfonowy ZTE umoczy dupę w Ameryce – to mi lawinowo wzrosło. Bitcoin ciągle dzierżył palmę, ale do dupy dobierały mu się już Ethereum, Litecoin i Ripple . Na CeDeeFach za moim pośrednictwiem było coraz więcej inwestorów. No i tak. Skazany jestem na sukces, ale zdrajco nie odpuszczę!

Zaprosiłem Jagusię zamiast do biura, to do mojego poddasza. Miałem podejrzenia… I miałem zadać jej te kluczowe pytania.. Ale jednocześnie chciałem sobaczyć jak schodzi ze schodów z antresoli trzymając w ręku wydrukowany raport tygodniowy.

Weszła za drzwi. Taka piękna. Taka czyściutka. Moja asystentka Agusia.

- Wejdź – powiedziałem.

Weszła tym swoim długim krokiem i powiedziała –

- Już po tobie Warncholio. Pakuj się.

- E? E? Jagusio…

- Tak ogólnie to odpierol się i daj mi krypto do Ethereum i Litecoin.. I wtedy przyłożyła mi do skroni TT. Zachciało mi się płakać. Z tetetką przy skroni czułem się jak trup, który chce wszystko szczerze wyznać.

Jaga oparła się o drzwi, przyciągnęła mnie za kołnierz do siebie i pocałowała mnie w usta.

Wtem jak za siedmioma górami i siedmioma morzami Jano wypierdolił w przestrzeń jednym kopnięciem moje drzwi wejściowe. Jagę wywaliło na stół, a mnie ni nie … stało ,,, się…

eMeM weszła za drzwi jak seksbomba. Podeszła do Jano, pocałowała go w policzek, podeszła do mnie i pogłaskała.

Zadzwonił domofon. Słuchawkę niemal wyrwałem ze ściany.

- Kto?!

- Otwieraj debilu! To była agentka z urzędu miejskiego. Ogarnęła mnie panika, gdy machinalnie wpuściłem ją do windy.

Tego było już za dużo, ale nie uwierzycie jak dużo może przerodzić się w więcej…

Nie uwierzycie też jak wszystko można wyjaśnić jednym sztachem… Tak jak sprawdzanie urządzeń peryferyjnych alfa-numerycznym jednym zdaniem zawierającym wszystkie litery alfabetu. Test prawdziwości. Faxy, drukarki, monitory, fony, telewizory… I co tam chcecie…

„ the quick brown fox jumps over the lazy dog.”

To jest to jedno zdanie.

 

Nie wierzę też, że nie wierzycie, że nie napiszę czegoś odnoszącego się do aktualnej sytuacji politycznej. I macie rację. Zrobię to też jednym zdaniem odnoszącym się do kolejnego pokolenia świń przy żłobie. Zrobię to słowami pewnego mądrego człowieka, który napisał to przed drugą wojną światową.

„ Niech sobie ten przepis przeczyta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.”

Następne częściPrzypadki Warncholio część 11

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania