Poprzednie częściPrzypadki Warncholia

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Przypadki Warncholio część 9

Pamiętacie ten płaski żart?

Pacjent otrzymuje diagnozę od lekarza.

- Szanowny Panie, Pańska wątroba jest w chujowym stanie. Pije Pan?

- Piję, ale to nic nie pomaga.

 

Z tym samobójstwem Ramzesa mogło być tak samo. Nie wiem, ale gdy Wuwu opowiadała mi o Ptaku to zaistniał pewien nieokreślony czynnik sprawczy. Co sprawia, że moje serwery przestają przynosić mi dochód! ? I to lawinowo.

- Muszę wziąć się w kość i przesłuchać Jagusię – pomyślałem - najlepiej w łóżku. Ostro. Jutro. Teraz. Dzisiaj. Pomyślałem, że trzeba by powtórzyć z nią ten pewien wieczór, a dopiero po tym wziąć ją w krzyżowy ogień strasznych pytań! Pytań typu:

- gdy jak ja cię pukałem to stukał cię też Ramzes?

- a gdy byłaś dla mnie dobra to też dobrze robiłaś temu kutasowi ze służb specjalnych?

Tamtego wieczoru Jagusia przyszła do mnie na poddasze w dniu moich urodzin trzynastego marca. Przygotowałem dla niej własnoręcznie zrobione placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną i ikrą z bieługi. Wino i wódkę włożyłem do lodu. Poddasze pachniało aromatycznym olejem czosnkowym. Czekałem na nią w podnieceniu. To było jakieś dwa miesiące po tym jak przyjąłem ją do pracy po konkursie kompetencyjnym.

Już wcześniej całowaliśmy się i spaliśmy ze sobą w dzień.

Weszła swobodnie za próg. Odwiesiła płaszczyk na wieszak. Specjalnie dla niej haki zamontowałem wcześniej na tyle wysoko, aby musiała wyciągnąć ręce do góry i stanąć na palcach, aby odwiesić odzież. Była taka zwiewna! Przyszła bez kwiatów, bo nie wiedziała, że w tym dniu obchodziłem urodziny. Odwróciła się w moim kierunku na pięcie i popatrzyła mi w oczy. Nie wiem co w nich dostrzegła – chyba moje ponaglenie - ponieważ powiedziała spuszczając rzęsy – zaraz wydrukuję dla ciebie, prezesie tygodniowy raport! Już się robi! Po czym szybciutko pobiegła schodami na antresolę w kierunku komputera. Usiadła na obracanym fotelu przy moim mahoniowym biurku i załączyła aplikację. W chwili, gdy usłyszałem zajawkę drukarki o przyjęciu polecenia od komputera do druku tygodniowego raportu patrzyłem na Jagusię z dołu poprzez szczeble antresoli. Niemal jak kokonem sensorycznie owinąłem ją swoimi wszystkimi wyostrzonymi zmysłami skupiając się na jej odsłoniętych udach spod ciemnej sukienki, nosku i jaskrawo czerwonych ustach. Usłyszałem jej szept – co tu tak capi czosnkiem? Szmer zluzowanej, zgrabnej pupy przysuwanej w stronę oparcia fotela. Usłyszałem też odgłos podnoszonego i opadającego biustu w rytmie jej oddechu.

Wtedy, w tym dniu moich urodzin zaryzykowałem i zakrzyknąłem.

- Jaga?!

- Co! – to co! zaskoczyło mnie trochę w sensie psychologicznym. Ale wtedy pomyślałem „ a co tam ?„ Tym bardziej, że za chwilę usłyszałem z ust Jagusi –„ Już kończę panie prezesie”.

- Zrobisz mi loda!?

- Zrobię.

- To zrób – powiedziałem.

Wtedy zeszłą z antresoli po schodach dłońmi przytrzymując poły sukienki. Czerwonych majtek już na sobie nie miała i zrobiła mi loda.

 

Dzisiaj, w dniu, gdy zaczęły się matury dla normalnych licealistów i moje problemy pojawiło się pytanie o wygraną. Zadanie w trzech słowach na szachownicy – roszada, szach, mat – czy można wygrać równocześnie zadając te 3 słowa?

Maturzyści? - chuj z nimi. Nikt z nich nie da mi poprawnej odpowiedzi.

A odpowiedź jest oczywista – brak rozwiązania – ale to nie ja tak odpowiadam.

Ale czy na pewno?

Ale, ale czy rozwiązanie może być na nie? – oczywiście, że nie? Oczywiście, że nie. Można poprzez roszadę zadać szacha, ale nie mata – to nie zdarzyło się nawet Indianom z Indii, którzy wymyślili szachy poprzez akcję o policji i złodzieju – tak się roszadowali, szachowali i matowali, że na koniec się spatowali.

„Złodziej uciekał przed policją i miał w rękach, w kieszeniach i w torebce złoto. Nie swoje złoto. Centralnie, normalnie złoto złodziej zakosił z banku, który był otwarty wraz z sejfem. Policja zaczęła do niego strzelać strzałami jak z katiuszy. On kluczył, robił uniki, lawirował, odwracał się w stronę hordy i strzelał celnie. Kilku policjantów padło, ale powstrzymywał psy tylko na krótko, bo huragan ognia baterii nowogrodzkiej nie chciał ucichnąć.

Nagiąłem trochę opowieść z Indii, bo to przypominało mi osiem lat peo i tuska a także dwa lata pisu i kaczyńskiego.

Grzmią do dzisiaj. Jeden z nich harata w gałę, a drugi trzyma kule. Kule. Normalne, a nie kule. Drewniane, kurwa, trzymane pod zapoconymi pachami. Kaczyński ma zawłosione i cuchnące pachy, bo nigdy ich nie obciął i nie umył.

Dżentelmena z niego nie ma.

Most był przed nim, gdy uciekał przed psami ubranymi w mundury…

….. już niedługo zakończę tę opowieść….. Dam Wam znać….. W tej chwili nie mogę mówić, gdyż mam pistolet przy głowie… Bye, bye… Kocham Was …

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania