Doczekałam się!
Ode mnie byłaby wielka piątka, za niepowtarzalny styl, wytrwałość w pisaniu i konsekwentny pęd do samorealizacji. Zwrócę jednak uwagę na uchybienia w pisowni, chyba dużo większe niż zazwyczaj, dobrze byłoby gdybyś je poprawiła. Daję 4 na zachętę i dlatego że mam słabość do tego cyklu. :)) Pozdrawiam .
Fakt, błedy są, ale cóż. Ja Cię biorę taką jaka jesteś, a że uwielbiam Twój styl, który jest absolutnie niepowtarzalny nie mam wyboru jak zostawić Ci 5 :)
PS. Ale błędy rzeczywiście popraw, będzie się lepiej czytać :)
Ami robiąc kolację dla siebie i brata, spojrzała w okno i zobaczyła Justina idącego w stronę domu razem z Karoliną swoją żoną. Zamarła ze strachu, gdy usłyszała dzwonek. Szybko podbiegła do drzwi dokładnie je zamknęła.
Kobieta obrzuciła dom kamieniami, a mężczyzna nie protestował. Wybijając przy tym wszystkie szyby.
- Tak łatwo nie damy sobie zabrać tego domu – krzyczała – On jest, już nasz mamy na to dowód i świadka.
Chwyciła słuchawkę i drżącymi palcami wystukała 997, odezwał się głos.
– Dyżurka komendy policji.
– Słucham.
– Halo, halo jest tam, kto?
– Halo! Policja? Przyjeżdżajcie, pod mojego brata domem jest Justin z Karoliną.
Wybili mi szybę i chcą wejść do środka, bardzo się boję! Bo jestem z Robertem sama w domu, a on jest po niedawnym omdleniu, które miało miejsce podczas koncertu i nie wolno mu się denerwować.
– Przyjęliśmy zgłoszenie, już wysyłamy tam radiowóz. Proszę tylko podać adres.
- La Brea Avenue pospieszcie się, czekam!
I odłożyła słuchawkę, żeby nie myśleć o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Poszła do kuchni, dokończywszy robić kanapki, usiadła. Mimochodem zerknęła na zewnątrz, nadal tam stali.
Spojrzała w niebo i zobaczyła, że z pięknej pogody nagle nadciągnęła nawałnica, zerwał się silny wiatr i lunął deszcz z gradem wielkości kurzego jajka.
Gdy wszystko ucichło, Justin z Karoliną byli przerażeni na ich oczach chmury się rozsunęły i pojawiła się czarna więzienna kareta zaprzężona w dwa ogniste rumaki. Pędząc zmierzały w stronę ziemi to wszystko obserwowała przez kuchenne okno Ami z otwartą buzią. Kiedy końskie kopyta tylko dotknęły ziemi, woźnica zeskoczył z wozu, sprawcy awantury, zaczęli uciekać, ale ich dogonił i związał, po czym załadował do środka i ruszył w drogę powrotną.
Poprawiłem Ci kilka błędów, co do stylu nie poprawiam bo najzupełniej w świecie nie potrafię ;)
Ta część wypadła słabiej od ostatniej. Postaraj się bardziej przy następnym rozdziale i może napisz dłuższy? :)
Dzisiaj ode mnie 3,5 czyli 4 :)
Komentarze (19)
Ode mnie byłaby wielka piątka, za niepowtarzalny styl, wytrwałość w pisaniu i konsekwentny pęd do samorealizacji. Zwrócę jednak uwagę na uchybienia w pisowni, chyba dużo większe niż zazwyczaj, dobrze byłoby gdybyś je poprawiła. Daję 4 na zachętę i dlatego że mam słabość do tego cyklu. :)) Pozdrawiam .
PS. Ale błędy rzeczywiście popraw, będzie się lepiej czytać :)
Kobieta obrzuciła dom kamieniami, a mężczyzna nie protestował. Wybijając przy tym wszystkie szyby.
- Tak łatwo nie damy sobie zabrać tego domu – krzyczała – On jest, już nasz mamy na to dowód i świadka.
Chwyciła słuchawkę i drżącymi palcami wystukała 997, odezwał się głos.
– Dyżurka komendy policji.
– Słucham.
– Halo, halo jest tam, kto?
– Halo! Policja? Przyjeżdżajcie, pod mojego brata domem jest Justin z Karoliną.
Wybili mi szybę i chcą wejść do środka, bardzo się boję! Bo jestem z Robertem sama w domu, a on jest po niedawnym omdleniu, które miało miejsce podczas koncertu i nie wolno mu się denerwować.
– Przyjęliśmy zgłoszenie, już wysyłamy tam radiowóz. Proszę tylko podać adres.
- La Brea Avenue pospieszcie się, czekam!
I odłożyła słuchawkę, żeby nie myśleć o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Poszła do kuchni, dokończywszy robić kanapki, usiadła. Mimochodem zerknęła na zewnątrz, nadal tam stali.
Spojrzała w niebo i zobaczyła, że z pięknej pogody nagle nadciągnęła nawałnica, zerwał się silny wiatr i lunął deszcz z gradem wielkości kurzego jajka.
Gdy wszystko ucichło, Justin z Karoliną byli przerażeni na ich oczach chmury się rozsunęły i pojawiła się czarna więzienna kareta zaprzężona w dwa ogniste rumaki. Pędząc zmierzały w stronę ziemi to wszystko obserwowała przez kuchenne okno Ami z otwartą buzią. Kiedy końskie kopyta tylko dotknęły ziemi, woźnica zeskoczył z wozu, sprawcy awantury, zaczęli uciekać, ale ich dogonił i związał, po czym załadował do środka i ruszył w drogę powrotną.
Poprawiłem Ci kilka błędów, co do stylu nie poprawiam bo najzupełniej w świecie nie potrafię ;)
Ta część wypadła słabiej od ostatniej. Postaraj się bardziej przy następnym rozdziale i może napisz dłuższy? :)
Dzisiaj ode mnie 3,5 czyli 4 :)
"– Dyżurka komendy policji.
– Słucham.
– Halo, halo jest tam, kto?
– Halo! Policja? Przyjeżdżajcie, pod mojego brata domem jest Justin z Karoliną."
5
Chwyciła słuchawkę i drżącymi palcami wystukała 997, odezwał się głos.
– Dyżurka komendy policji.
– Słucham.
– Halo, halo jest tam, kto?
– Halo! Policja? Przyjeżdżajcie, pod mojego brata domem jest Justin z Karoliną.
a dialogi dobrze są zapisane?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania