Poprzednie częściPrzywracając życie - prolog

Przywracając życie - rozdział czwarty

Dopiero później zdałam sobie sprawę, że nie do końca wiedziałam, jak ma wyglądać mój „pierwszy krok”. Nigdy nie ganiałam za chłopakami i kompletnie nie znałam się na różnych sztukach flirtu. Zniżyłam się nawet do tego, by przeglądać przez chwilę różne fora internetowe, gdzie dziewczyny nawzajem radziły sobie, jak zwrócić na nich uwagę chłopaka. Wytrzymałam tylko kilka minut, po czym z irytacją zatrzasnęłam laptopa. Wszystkie pomysły były tak tandetne, dziecinne, zbyt oczywiste, subtelności za grosz. Zaczynałam wątpić, czy to był taki dobry pomysł. Zawsze wyznawałam zasadę, że co ma być, to będzie i nie trzeba się o to starać. Nie chciałam też ganiać za Patrickiem jak jakaś namolna dziewczyna, która jest całkowicie pozbawiona godności i robi wszystko, byle tylko chłopak się nią zainteresował. Nie byłam taka i na pewno nie zamierzałam stawać się taką dziewczyną.

Od kiedy powiedziałam Cat, co leżało mi na sercu, poczułam się lepiej. Wiedziałam, że nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, przyjaciółka mnie nie wyśmieje. Choć po dłuższym namyśle odrzuciłam jej pomysł, dalej nie mogłam wyrzucić Patricka z mojej głowy.

W poniedziałek rano wstałam cholernie niewyspana. Co chwilę budziłam się w nocy, co rankiem zaowocowało ciężkością powiek i w dodatku takim wyrazem twarzy, jakbym wcale się nie obudziła. Nie miałam nawet ochoty zakrywać worków pod oczami makijażem – zwolenniczką tapet także nie byłam. Mimo wszystko wytuszowałam rzęsy i nałożyłam odrobinę podkładu, by nadać skórze jakikolwiek kolor, gdyż była zbyt blada. Włosy zostawiłam rozpuszczone, by w razie czego ukryć pod nimi niewyspane oblicze.

Liam od rana hałasował – trzylatek w domu nie był najcichszą sprawą. Mama była jakaś zdenerwowana, co wyjaśniło się, gdy przez przypadek wdepnęłam w kałużę wymiocin i zrozumiałam, że Liamowi nie smakowało śniadanie. Z westchnieniem poszłam obmyć stopę i zmienić skarpetki, po czym szybko zrobiłam sobie bułkę i wyszłam z domu. Nie miałam ochoty dłużej tam przebywać.

Z Catherine rozmowa nie toczyła się wcale lepiej – ja wciąż byłam niewyspana, a ona przeżywała pierwszy dzień miesiączki, wobec czego z bolesnym grymasem na twarzy trzymała się kurczowo za podbrzusze. Podzieliłam się z nią tabletką przeciwbólową, a potem sama łyknęłam jedną, ponieważ czułam, że głowa zaczyna mi mocno pulsować. Stanowczo nie byłam gotowa na poniedziałek.

Gdy dotarłam pod klasę, nawet nie szukałam Patricka, tylko osunęłam się po ścianie, by po chwili klapnąć na podłogę. Miałam ochotę na kawę – nie piłam jej zbyt często, ale dziś miałam wrażenie, że lada chwila głowa opadnie mi w dół i zwyczajnie zasnę. Poczułam, że obok mnie ktoś siada, więc podniosłam głowę.

- Wyglądasz okropnie – powitała mnie Natalie, szturchając mnie lekko w bok. – Zarwałaś noc?

- Można tak powiedzieć – zgodziłam się, tłumiąc ziewnięcie. – Nie mogłam spać. Nie wiem, czy wytrzymam na biologii.

- Potrzeba spania to w końcu jakaś część biologii. Możesz nam zrobić prezentację.

- Ha, ha – mruknęłam, siląc się na blady uśmiech. Chwilę później trzeba było się podnieść, ponieważ zadzwonił dzwonek. Gdy weszliśmy do środka, wszyscy nieco się zdziwili, ponieważ światło było zgaszone, a obok biurka nauczycielki stała szafka z telewizorem. Szybko okazało się, że naszą wychowawczynię dopadło pierwsze jesienne przeziębienie i straciła głos, dlatego gdy usiedliśmy na swoich miejscach, włączyła telewizor i wsunęła w niego jakąś płytę. Od razu wiadome było, że żadnej lekkiej komedii tu nie obejrzymy – oczywiście, był to film bardziej dokumentalny, związany z biologią, ale i tak wolałam tę opcję. Mogłam bezkarnie zapaść w letarg, ponieważ wszyscy zajęli się filmem. Przez chwilę lekko drzemałam, po czym nagle mój wzrok przyciągnął Patrick. Siedział na skos ode mnie, dwie ławki dalej. Znowu miał tę czarną bluzę, w której zobaczyłam go po raz pierwszy. Nieświadomie, podpierając się na ręce, zamiast oglądać film lub spać, po prostu patrzyłam się na niego. On był zajęty oglądaniem – na jego twarzy odbijały się światła z ekranu telewizora – a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Siedziałam tak i siedziałam, mogłabym tak w nieskończoność. Zastanawiałam się, czy jeżeli faktycznie nie zrobię żadnego pierwszego ruchu, to czy tak będzie już zawsze – w ogóle nie będę z nim rozmawiać, pozostanie mi tylko patrzenie się na niego? Nie chciałam tego, ale nie chciałam się też narzucać. Zresztą, czy to nie facet powinien robić pierwszy krok? Głowa uginała mi się pod ciężarem zmęczenia. Otrzeźwiałam dopiero wtedy, gdy Patrick nagle odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Momentalnie skierowałam wzrok na ekran telewizora, czując, jak ze wstydu palą mnie policzki. Dyskretnie wyciągnęłam komórkę i napisałam smsa do Catherine:

„Totalna porażka. Zapatrzyłam się na niego jak sroka w gnat, a on to zobaczył. Czy to się liczy jako pierwszy krok?”

Odpisała mi po chwili:

„Pamiętaj – jeśli on przyłapał cię na patrzeniu się na niego, to znaczy, że on też się na ciebie patrzył! :)”

Brzmiało to jak tani tekst z gazetki dla nastolatek, mający na celu pocieszać zdesperowane, zakochane po raz pierwszy dziewczyny, ale mimo wszystko poczułam się lepiej. Tym bardziej, że gdy po kilku minutach dyskretnie zerknęłam na Patricka, on już nie oglądał filmu, tylko patrzył się na mnie.

 

#

 

Niestety, tylko na biologii mieliśmy taryfę ulgową – na następnych zajęciach już nikt nie puszczał nam filmu. Byłam zmęczona i głodna. Kiedy wreszcie nadeszła dłuższa przerwa, poprosiłam Natalie, by popilnowała moich rzeczy, wzięłam portfel i udałam się do sklepiku. Chciałam kupić kanapkę, a potem iść do jedynego automatu, w którym można było kupić kawę, choćby i małą. Stanęłam w kolejce i zaczęłam odliczać drobne, gdy nagle koło mnie ktoś przystanął. Myślałam, że to Natalie lub Catherine, ale serce zadrgało mi jak szalone, gdy podniosłam głowę i zobaczyłam, że obok mnie stoi Patrick.

- Hej – rzucił lekkim tonem i uśmiechnął się do mnie. Byłam w takim szoku, że zdołałam wydobyć z siebie tylko ciche „Cześć”. Poczułam, jak z nerwów wysychają mi usta.

- Masz coś przeciwko, żebym stanął razem z tobą? – Wskazał głową na ciągle wydłużającą się kolejkę za naszymi plecami.

- Nie – odparłam, jednocześnie zastanawiając się, czy odzywa się do mnie tylko po to, by nie stać dłużej w kolejce. To już byłoby chamskie.

- Co kupujesz? – zagadnął mnie. Do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum. Były śliczne, przyciągające, spowodowały, że miałam ochotę się do niego przytulić. Spojrzałam na jego rękę i przypomniałam sobie, jak widziałam go pierwszy raz i jak mnie złapał, bym się nie przewróciła. Teraz zdawało mi się, że tego zdarzenia nigdy nie było.

- Kanapkę. – Z ulgą zauważyłam, że mój głos na powrót stał się normalny, a nie piskliwy i cichy. – Zapomniałam wziąć drugiego śniadania ze sobą. Mój brat spowodował małe komplikacje i chciałam jak najszybciej usunąć się z domu.

- Jakie komplikacje?

Spojrzałam na Patricka, zdziwiona, że chce o tym słuchać. Może tylko udawał, ale miałam wrażenie, że naprawdę był zainteresowany.

- To trochę niesmaczne, gadać o tym przy jedzeniu… - westchnęłam, wskazując na sklepik. – Ale brat zwymiotował śniadanie. Ot, typowy rozrywkowy ranek z trzylatkiem.

Patrick zaczął się śmiać. Na ten dźwięk i ja się uśmiechnęłam. Czułam niewysłowioną ulgę, że w końcu się do mnie odezwał; nareszcie nie czułam się wykluczona. Kolejka przesunęła się do przodu. Przed nami stała już tylko jedna osoba.

- A ty co kupujesz? – zagadnęłam go.

- Też kanapkę. Ale nie mam zamiaru jej zwymiotować.

Na te słowa parsknęłam śmiechem. Czułam się trochę głupio, gadając z nim o kanapkach – prawie jak o pogodzie – ale nie czułam się jeszcze na tyle swobodnie, by nawijać na każdy inny temat. W końcu nadeszła nasza kolej i kupiliśmy kanapki – ja z szynką, on z serem.

- Nie lubię samego sera. – Zmarszczyłam nos. – Bez szynki w ogóle mi nie smakuje.

- A ja jem tylko ser. – Ugryzł kawałek bułki i udał, że patrzy na mnie ze zdumieniem. – Nie pasujemy do siebie.

Skwitowałam jego słowa uśmiechem, ale w głębi duszy natychmiast zaczęłam się zastanawiać, czy to był luźny żart, czy może jego słowa miały jakieś ukryte znaczenie. Rany, nie cierpiałam siebie w tej odsłonie. Nigdy niczego nie analizowałam aż tak drobiazgowo.

Przez chwilę szliśmy w tym samym kierunku, ale przypomniałam sobie, że miałam kupić jeszcze kawę. Przystanęłam.

- Ja jeszcze pójdę do automatu – poinformowałam Patricka i odeszłam w przeciwnym kierunku. Ze zdumieniem odkryłam, że mnie dogonił.

- Pójdę z tobą – oświadczył, a ja poczułam ciepło w całym ciele. Moje nogi momentalnie zrobiły się miękkie.

- Na pewno? – spytałam mimo wszystko. – Nie musisz, wiesz – dodałam, speszona.

Uśmiechnął się blado.

- Czy to jest jakaś subtelna sugestia, że mam się odczepić? – spytał, trącając mnie lekko łokciem. – Bo jeśli tak…

- Nie! – przerwałam mu gwałtownie, wyciągając jego stronę rękę tak szybko, że kanapka upadła mi na podłogę. Dobrze, że nadal była foliowana. Schyliłam się, by ją podnieść, a Patrick zrobił dokładnie to samo w tym samym momencie. Lekko stuknęliśmy się głowami, ale moją uwagę przykuło to, że w chwili, gdy położyłam rękę na kanapce, on wpadł na ten sam pomysł i takim sposobem jego ciepła dłoń wylądowała na mojej.

Ta sytuacja była krępująca, ale jednocześnie taka… zwyczajna.

- No dobrze – odezwałam się słabym głosem, dalej kucając. Po raz pierwszy spojrzałam Patrickowi głęboko w oczy – na pierwszy rzut oka wydawały się zielone, ale gdzieniegdzie miały odcień błękitu. Jeszcze w życiu nie widziałam takich oczu. – W takim razie… chodźmy po kawę. – Podniosłam się, zauważając, że choć cofnęłam rękę z kanapką, Patrick dalej mnie za nią trzymał. – Czy… mógłbyś…? – zająknęłam się, pokazując na jego dłoń, dotykającą mojej. Poczułam się trochę głupio.

- Jasne. – Cofnął rękę, choć wcale tego nie chciałam. Nie mogłam jednak poznać, co on o tym myślał. Przywołał na twarz szybki uśmiech, tak jakby to w ogóle nie miało miejsca. – Idziemy?

- Idziemy – przytaknęłam, odnotowując w głowie, by później opowiedzieć to wszystko Cat. Nie wiedziałam, co to było, co zwiastowało, ale wiedziałam jedno – teraz już na pewno nie zamierzałam odpuszczać.

 

 

Porażka. Naprawdę muszę zacząć pisać dłuższe rozdziały. Ale teraz taki czas - a to blue monday, a to sesja depresja, nic się nie chce, pada śnieg, wieje wiatr, ja się zapycham kawą i szybkimi daniami, bo nawet nie ma czasu na gotowanie. Nie żebym uchodziła za Magdę Gessler, ale no... tak bardzo chcę, żeby ta sesja się już skończyła. A się nie zaczęła przecież nawet...

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Paradise 18.01.2018
    dobry i krótki rozdział :D zwłaszcza Twój :) podobała mi się sytuacja z kanapką na podłodze i że oboje się po nią schylili :D to takie.. typowe :D ja sesji nie mam, na szczęście studia mam za sobą :D ale też nie mam czasu na pisanie :( powodzenia na egzaminach i zaliczeniach :D no i czekam na kolejny rozdział :) oczywiście leci 5
  • candy 18.01.2018
    (nie) dziękuję! :D a kiedy rozdzialik u Ciebie, hmm?
  • Paradise 19.01.2018
    oj nie wiem, nie mam weny i czasu ;( może jak wrócę z urlopu to w końcu będę mieć czas i napiszę :D bo na razie to samy sprawy związane z weselem :P
  • candy 20.01.2018
    Paradise w takim razie wszystko wybaczam :D
  • Bożena Joanna 19.01.2018
    Akcja rozwija się ciekawie. Pozdrowienia!
  • candy 20.01.2018
    Dziękuję, pozdrawiam również ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania