Poprzednie częściPrzywracając życie - prolog

Przywracając życie - rozdział piąty

Gdy tamtego dnia wróciłam do domu, uśmiechałam się przez cały czas. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy włączyłam laptopa i zalogowałam się na Facebooka, gdzie czekało już na mnie zaproszenie do znajomych od Patricka. Klikając potwierdzenie, czułam delikatnie łaskotanie w brzuchu. Wszystkie moje zmartwienia wydały mi się nagle śmieszne. Przecież to było oczywiste, że nic nie dzieje się od razu. Co z tego, że ze mną zaczął rozmawiać najpóźniej? Już mnie to nie martwiło ani trochę. Wciąż wspominałam to, jak poszedł ze mną po kawę, jak dotknął mojej ręki i przez dłuższy czas jej nie puszczał. Zmęczenie minęło mi jak ręką odjął. Nawet do lekcji zasiadłam z uśmiechem.

Liam przestał wymiotować jedzenie, dlatego później nakarmiłam go obiadem. Gdy sama zjadłam i wstawiłam naczynia do zmywarki, wróciłam do pokoju. Poczułam skurcz w brzuchu, gdy zobaczyłam migające okienko na ekranie laptopa – oznaczające, że ktoś przysłał wiadomość. Myślałam, że to Catherine, ale okazało się, że był to Patrick. Momentalnie się uśmiechnęłam, przyspieszając kroku, żeby usiąść na fotelu i przeczytać wiadomość.

„Brat przestał wymiotować?”

Parsknęłam śmiechem na tak dziwną wiadomość. Z jednej strony, zaczął oryginalnie – ale z drugiej, wydźwięk był dziwny. Dlaczego pytał na wstępie akurat o wymiociny brata? Odpisałam:

„Na szczęście tak. Czemu pytasz? Tak Cię interesują wymiociny trzylatków?”

Niemal od razu pojawił się znaczek pisania wiadomości:

„Nie, za to interesuje mnie, co robisz dziś wieczorem”

Prawie zachłysnęłam się powietrzem, gdy to przeczytałam. Czy to znaczyło, że Patrick chciał się ze mną spotkać dziś wieczorem? Chciało mi się śmiać – z ulgi, ze szczęścia. Właśnie przeszliśmy od totalnego olewania do wieczornych spotkań? Nie wiedziałam, czy się zgadzać, czy wymyślić jakąś wymówkę, by nie wydawać się zbyt chętna. Kompletnie nie nadawałam się do takich spraw. Zamknęłam okienko rozmowy z Patrickiem i natychmiast napisałam do Catherine, że Patrick chce wyjść ze mną wieczorem i czy powinnam się zgadzać. Niecierpliwie stukałam palcami o biurko. W głowie miałam mętlik. Zerknęłam na leżące w kącie książki – nie odrobiłam jeszcze lekcji do końca, ale to akurat było najmniej ważne w tym momencie.

Usłyszałam dźwięk wiadomości, dlatego zwróciłam wzrok na ekran, by przeczytać odpowiedź od Cat.

„ZGADZAJ SIĘ NATYCHMIAST!”

W tym momencie Patrick napisał kolejną wiadomość:

„Pytałem o wymiociny, bo może jesteś zbyt zajęta pucowaniem podłogi. W takim razie nie było pytania. Wymiociny najlepiej sprzątać od razu”

Z gardła ponownie wyrwał mi się krótki, nerwowy śmiech. Jeżeli to była sztuka flirtu, to Patrick również nie wymiatał w tej dziedzinie. To zaproszenie było właściwie dziwne i nieco obrzydliwe, ale z drugiej strony zabawne. W dodatku pokazywało, że zapamiętał naszą rozmowę i naprawdę mnie słuchał, a nie tylko udawał. Samo to przekonało mnie, żeby się zgodzić i wszystkiego tak nie roztrząsać. Wobec tego odpisałam:

„Podłoga lśni czystością. Wieczór mam wolny”

Uśmiech poszerzał mi się z minuty na minutę.

#

Dwie godziny później siedziałam z Patrickiem w pizzerii. Dalej był w tej czarnej bluzie i nie mogłam się na niego napatrzeć. Włosy uroczo opadały mu na kawałek czoła. Starając się hamować swoje podniecenie, udawałam, że uważnie czytam menu, choć i tak zawsze brałam tę samą pizzę – z serem i szynką, bez żadnych dodatków. Patrick z kolei uwielbiał grzyby, których ja nie cierpiałam, więc wzięliśmy jedną pizzę pół na pół. Policzki drżały mi niezdrowo, ponieważ cała aż się rwałam do uśmiechu. Wydawało mi się to niemal surrealistyczne, że ledwie parę dni temu cierpiałam z powodu braku kontaktu z Patrickiem, a teraz siedzieliśmy naprzeciwko siebie w pizzerii, na spotkaniu, które on sam zaproponował. Motylki w moim brzuchu latały po całej przestrzeni i nie mogłam tego powstrzymać. Spędziłam co najmniej pół godziny na samym szykowaniu się – wcześniej wzięłam długi i dokładny prysznic, choć miałam wrażenie, że z nerwów i tak cała się pociłam. Nie zamierzałam się stroić, dlatego założyłam zwykłe dżinsy i bordową luźną koszulkę – do tego złoty łańcuszek z serduszkiem oraz bransoletka do kompletu. Przeczesując włosy po suszeniu, uznałam, że były już na tyle długie, bym mogła zrobić z nich warkocz na boku. Po skończeniu fryzury powyciągałam odrobinę włosy, by warkocz wydawał się gęściejszy i niedbały, choć ślęczałam nad nim dobre kilka minut. Na koniec uznałam, że wyglądam ładnie – skromnie, ale ładnie. O to właśnie mi chodziło. Ceniłam minimalizm, choć nie mogłam oprzeć się nieprzyjemnemu wrażeniu, że gdyby to Nina była na moim miejscu, pewnie założyłaby krótką spódniczkę i bluzkę z dekoltem, by eksponować swoje atuty. Zapewne to na coś takiego lecieli faceci, a nie na skromny minimalizm.

- To już moja druga pizza w krótkim czasie – przyznałam się, sunąc palcami po drewnianym stole. – Zwykle nie jem takich rzeczy. Pewnie zaraz się roztyję jak beczka.

Patrick zmarszczył zabawnie nos.

- Mówisz, że nie jesz regularnie pizzy? Twoje preferencje coraz bardziej mnie zadziwiają.

- Mam słabą przemianę materii – zaoponowałam. – Kocham pizzę, tak jak każdy normalny człowiek, ale jakbym jadła ją częściej, byłoby mnie dwa razy tyle co teraz.

- Wyglądasz w porządku. – Wzruszył ramionami i obrzucił mnie uśmiechem. – Nie lubię dziewczyn, które wyglądają jak dopiero co z krzyża zdjęte. Za chude – dodał, widząc moją zdziwioną minę. – Ciągle widzę jakieś wieszaki, głodzące się tylko po to, by przypadkiem nie mieć ani jednej fałdki. Nie dość, że to niezdrowe, to jeszcze kompletnie głupie. Kobieta musi mieć trochę ciała, żeby było się do czego przytulić.

- Trochę – zaakcentowałam, odgarniając niedbale włosy. – Ale jedząc pizzę za często, tego ciała byłoby za dużo.

Dyskutowaliśmy dalej żartobliwie, aż w końcu przerwała nam kelnerka, stawiając na stole dużą, parującą pizzę. Zajęliśmy się jedzeniem, a przez moją głowę przelatywały tysiące myśli. Odkryłam, że łatwo mi się z nim rozmawiało, nawet mimo faktu, że prawie się nie znaliśmy. Choć Patrick czasem wydawał się być zbyt mało pewny siebie, to potrafił żartować i mnie rozśmieszyć. Podobało mi się to, podobało mi się w nim wszystko – ta pewna nieśmiałość, niezdolność do flirtu, która w jego przypadku była urocza… nawet ta bluza. Zwykła rzecz, za którą dałabym się pokroić – by móc czuć jego zapach, mieć świadomość, że mam na sobie coś, co i on nosił. Po prostu chciałam być bliżej niego – nieważne, że znaliśmy się dopiero chwilę. Takie uczucie nie mogło być nieprawdziwe. Pozostawało tylko pytanie, czy on czuł to samo.

Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że pobrudziłam sobie policzek sosem. Dopiero ciche chrząknięcie Patricka uświadomiło mi, że mam coś na twarzy. Skwitowałam to uśmiechem, choć w środku właśnie załamywałam ręce. Z zażenowaniem wytarłam sobie twarz, zastanawiając się jednocześnie, czy może mam coś między zębami. To by było już totalną kompromitacją.

Rozmawialiśmy o szkole i naszej klasie. Patrick przyznał, że jeszcze nie zna wszystkich osób, ale raczej wszyscy wydają mu się sympatyczni. Słysząc to, postanowiłam przemilczeć moje uwagi pod kątem Niny. Opowiedziałam mu za to o Catherine i o Natalie, podkreślając, jak się cieszę, że znalazłam kogoś przyjaznego, podczas gdy moja przyjaciółka wylądowała w innej klasie.

- A ja? – zerknął na mnie, dojadając kawałek pizzy. – Nie jestem przyjazną osobą?

- Oczywiście, że jesteś – uśmiechnęłam się, przełamując nieśmiałość i lekko pacnęłam go w ramię. – Ale nie zapominaj, że tak właściwie to dzisiaj po raz pierwszy ze sobą rozmawiamy.

- I po raz pierwszy jemy razem kanapki oraz pizzę. – Zlustrował mnie swoimi zielononiebieskimi oczami i uśmiechnął się szeroko. – Czy z Natalie jadłaś już którąś z tych rzeczy?

- Nie – przyznałam.

- Sama widzisz. Jestem ci bardziej przyjazny niż ona. – Uśmiechnął się szeroko, niczym zwycięzca. Rzucił na stolik zmiętą serwetkę. – Pizza pozwoliła mi wskoczyć na wyższe miejsce w tej hierarchii.

- Ale dalej nie za wysokie, bo lubisz grzyby, czego nie mogę zrozumieć – zażartowałam.

- Maruda. Pewnie zwracasz jedzenie równie często, co twój brat.

Wkrótce zjedliśmy całą pizzę i wyszliśmy na zewnątrz. Uparł się, że odprowadzi mnie do domu. Zaczynałam być już śpiąca, ale nie chciałam się żegnać z Patrickiem, choć doskonale wiedziałam, że zobaczę go za parę godzin w szkole. Jednocześnie zastanawiałam się, czy to spotkanie było jednorazowe, czy może była jakaś szansa na to, że miały się one powtarzać. Postanowiłam sprawdzić to żartem.

- Teraz pewnie już nie będziesz chciał się ze mną spotykać – powiedziałam, nakładając sobie na głowę kaptur od kurtki, ponieważ wiał silny wiatr i rozwiewał mi włosy w każdym kierunku. – Nie po tym, jak umazałam się sosem, jedząc jak świnka.

Patrick parsknął śmiechem.

- Żartujesz? Nie widziałaś, jak ja się ubrudziłem? Wytarłem się tak szybko, jak tylko mogłem, żebyś nie pomyślała, że jestem jakąś fleją, która nie umie jeść.

- To poprawiło mi humor – przyznałam, patrząc na jego twarz, oświetloną połowicznie światłem z ulicznej lampy. Uśmiechał się szeroko i nie mogłam się nadziwić, jak przystojnie wyglądał.

- Powinnam już iść – westchnęłam. – Nadal czuję się trochę zmęczona. Niedługo powinnam iść spać. Choć muszę przyznać, że dzisiejsza kolacja nie należała do moich standardowych. Pewnie będzie mi się spało lepiej niż zazwyczaj.

- Służę pomocą – powiedział Patrick, po czym szybko pochylił się i pocałował mnie w policzek. Zrobił to tak błyskawicznie, że dopiero po fakcie zarejestrowałam, co się stało. Wiatr owiał mnie jego perfumami. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. – Zawsze – dodał. – Dobranoc. – Uśmiechnął się, po czym odwrócił i zaczął odchodzić.

Stałam tam jeszcze przez chwilę, a serce biło mi radośnie na myśl, że prawdopodobnie Patrick już teraz czuł to samo, co ja.

#

Od tamtego wieczoru wiele się zmieniło. Spędzałam z Patrickiem każdą wolną chwilę. Na połowie lekcji już nie siedziałam z Natalie, a właśnie z nim. Gdy parę dni później ponownie miałam nieprzespaną noc, już na sam mój widok Patrick rzucił, że zaraz wróci, a po paru minutach wrócił, trzymając kubeczek z kawą. Nie wykraczał poza strefę przyjaźni, ale pasowało mi to. Dopiero się poznawaliśmy. Poza tym, kiedy były momenty, gdy nie zachwycałam się jego urodą, dostrzegałam, jak wspaniałym potrafił być przyjacielem. Nadal potrafił mnie rozśmieszać, rozumiał mnie bez słów. Udało nam się wymyślić parę żartów, które rozumieliśmy tylko my, nikt inny. To wszystko trwało może z tydzień, ale byłam tak szczęśliwa, jakbym już zdobyła przyjaciela i chłopaka w jednym. Motylki nie ustawały – mój uśmiech też nie.

Aż do czasu.

#

- Hej! – zawołałam w czwartek rano, doganiając Patricka pod klasą. Odwrócił się do mnie z chmurnym wyrazem twarzy. – Dlaczego wczoraj w ogóle nie było cię na fejsie? Pisałam do ciebie, ale…

- Nie miałem jak wejść – przerwał mi. Wyjął z kieszeni komórkę – inną od tej, którą zapamiętałam. – Rozwaliłem telefon. Teraz muszę używać prehistorycznej komórki taty.

- Faktycznie, kawał cegły – przyznałam. – Ale nie mogłeś skorzystać z laptopa? – spytałam podejrzliwie.

Wzruszył ramionami. Wyraźnie nie był dziś w humorze.

- Gdybym mógł, to bym skorzystał. Ale jest tylko jeden. Mama go zabrała do pracy, a później zapomniała przywieźć do domu.

- No cóż… - powiedziałam niepewnie. W takim złym humorze jeszcze go nie widziałam. – W takim razie przerzucimy się na sms-y.

- Chyba tak – rzucił tylko i zaczął się odwracać, jednak ja nie byłam gotowa na skończenie rozmowy.

- Myślisz, że spyta nas z fizyki? – rzuciłam, ale Patrick odburknął tylko:

- Mam to gdzieś. – Szarpnięciem poprawił plecak na ramieniu i wszedł do klasy, bo właśnie zadzwonił dzwonek. Przełknęłam niepewnie ślinę. Rozumiałam, że każdy mógł mieć zły humor, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że moja bańka szczęścia właśnie się psuła.

- Kłopoty w raju? – usłyszałam czyjś złośliwy ton. Obróciłam się w prawo i zobaczyłam Ninę, która uśmiechała się do mnie fałszywie.

- Nie wiem, o co ci chodzi – odparłam najchłodniej, jak tylko mogłam. Nina tylko prychnęła i wyminęła mnie, idąc do klasy. Poszłam za nią, mając mętlik w głowie. Chciałam usiąść obok Patricka – na fizyce siedzieliśmy razem – ale zobaczyłam, że już siedział z kolegą i nawet na mnie nie patrzył.

Wróciłam do domu w podłym nastroju. Próbowałam skupić się na nauce, ale mi nie szło. Ciągle sprawdzałam, czy może Patrick pojawiał się w sieci, ale bez skutku. W końcu nie wytrzymałam i wysłałam mu smsa z pytaniem, czy ma już lepszy humor.

Przez godzinę czekałam na odpowiedź, a gdy mój telefon w końcu zawibrował, poczułam się jeszcze gorzej.

„Chyba jednak nie powinniśmy pisać sms-ów. Mam za drogo do tej sieci”

To nie powinno tak boleć… ale bolało. Jak cholera.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Paradise 02.02.2018
    No w końcu coś zaczyna się dziać :D fajny rozdział, fajna końcówka :D ciekawe co to się porobiło u tego Patricka, może jakieś problemy rodzinne? zostawiam 5 i czekam na więcej :D
  • candy 02.02.2018
    Każdy do takiego wniosku dochodzi, haha :D nie do końca, ale może coś z tym wymyslę ^
    I to ja czekam na więcej! :( tęsknię za F i K!
  • Paradise 03.02.2018
    Oj ja też, ale nie miałam czasu :( wczoraj wróciłam z urlopu to może w końcu się coś podzieje i napiszę rozdział :D mam nadzieję, że wena przyjdzie do mnie jak tylko schowam choinkę XD
  • candy 03.02.2018
    Paradise uu, urlop, fajowo :D ja też mam takie małe wakacje, bo sesja się skończyła XDD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania