Poprzednie częściPsychopatka

Psychopatka II.

Rozdział II.

 

Sprawa rozwodu na czas jakiś przycichła, a nasza rodzina powróciła do stanu equilibrium: nic się nie stało, udajemy że wszystko jest super. Doris dalej bawiła się Thermomixem, Ricky dalej łaził po ogrodzie i mówił Ukraince, że źle pracuje, a ja dalej błąkałam się po domu wmawiając sobie, że robię coś pożytecznego. W tamtym czasie pomieszkiwała u nas moja kuzynka Natalia, która po rozstaniu z chłopakiem została w Warszawie bez mieszkania.

Natalia to córka brata Doris, jest ode mnie sześć lat młodsza i spędziłyśmy razem dzieciństwo. Niektóre ze wspomnień związanych ze wspólnym dorastaniem, o których Natalia opowiada często swoim znajomym, to między innymi zabawa w której przywiązywałam ją skakanką do stołu, albo wspólne wakacje na Teneryfie, gdy miała 10 lat, a w pamiętniku napisała:

„Chcę już wracać do domu, Ata od trzech dni wmawia mi, że nie istnieję”.

Ale to nie tak, że wszystkie jej wspomnienia związane ze mną są negatywne i traumatyczne. Na tych samych wakacjach, na których wmawiałam jej, że nie istnieje, nauczyłam ją uciekać ze mną w nocy z pokoju przez okno, przemycać dla mnie papierosy tak, żeby moi rodzice nie widzieli i tak długo męczyłam ją eyeliner’em, że z dumą jako pierwsza dziewczyna w klasie w podstawówce umiała zrobić idealne kreski na powiekach. Natalii kłótnie w moim domu rodzinnym nie były obce. Mówiła mi kiedyś pamiętam, że na początku się bała. Pierwszy raz była ich świadkiem, gdy w wieku 8 lat wzięliśmy ją ze sobą na wakacjach do Francji. Wcale się jej nie dziwię. Pojechała po raz pierwszy w życiubez rodziców i to na trzy tygodnie. Jakby tego było mało to wynajęliśmy dom w jakimś parowie, gdzie najbliższy sąsiad był około dwudziestu kilometrów od nas. Muszę przyznać, że po parowie niosło się pięknie echo krzyków Doris. Było to idealna miejsce na zbrodnie, co pewnie ośmioletnia letnia Natalia podświadomie wyczuwała. Zapomniałam jeszcze dodać, że wtedy to właśnie postanowiłam nauczyć ją pływać, więc bez ceregieli wrzuciłam ją do basenu, gdzie nie miała gruntu i zastanawiałam czy ten nasz najbliższy sąsiad jest w stanie usłyszeć jej wrzaski. Natalia wybaczyła mi całe zło jakie jej wyrządziłam, a po kilku wyjazdach z moimi rodzicami robiła już sobie na spokojnie quizy na to „jaki chłopak pasuje do Ciebie najbardziej” w magazynach dla nastolatek podczas, gdy nad nią latały przedmioty i wyzwiska między Doris a Rickym.

Sprawa z Natalii pomieszkiwaniem w naszym domu też wcale nie była taka prosta. Chodziło o to, żeby mogła u nas mieszkać od marca do września tak, żeby Doris się o tym nie dowiedziała. Nie chodziło wcale o to, że Doris ma jej nie widzieć. Jedynie o to, że Doris ma nie wiedzieć, że Natalia się do nas wprowadziła. Na czym polega różnica między nie widzieć, a nie wiedzieć? Otóż, jak już to wcześniej zarysowałam, rozwój psychiczny i emocjonalny mojej matki został na pewnym etapie wstrzymany czy wręcz nienaturalnie wygięty. Trudno może przyjść zdrowemu czytelnikowi zrozumienie tego fenomenu. Każde odstępstwo od stanu obecnego jest dla Doris wielce zagrażające. Pamiętam jak kiedyś płakała siedząc na podłodze blisko pół godziny bo stłukła słoik z majonezem. Stan w jakim ona postrzega rzeczywistość nie może ulec zmianie, jeśli tej zmianie ulega cierpią przez to wszyscy dookoła. Obmyśliliśmy we trójkę ja, Natalia i Ricky spisek. Polegał on na tym, że nikt na głos nie powiedział nigdy, że Natalia u nas mieszka. Ja natomiast każdego dnia rzucałam mimochodem:

- A wiesz bo dzisiaj Natalia do nas wpadnie i pewnie zostanie na noc.

Przez bardzo długo okres Doris nie zrobiła w związku z tym żadnej awantury, ponieważ nikt nigdy jej nie powiedział, że mamy pod dachem jeszcze jednego domownika. Widziała, ale nie wiedziała.

Był już późny wieczór. Lusia, Ricky i Doris byli u góry w ich sypialni, żeby szykować się do snu. W tym czasie ja z Natalią rozmawiałyśmy na dole w kuchni. Nagle usłyszałam krzyczącą i płaczącą Lusię:

- Ata! Chodź szybko! Proszę, chodź szybko! Chodź!

Zerwałam się na równe nogi i wbiegłam po schodach. U góry stała Lusia. Goła, płacząca, jedną nogę miała w górze, a ze stopy leciała jej krew. Pomogłam jej dojść z powrotem do ich sypialni, okryłam ręcznikiem i w momencie gdy miałam zapytać co się stało odwróciłam głowę by zobaczyć całą czerwoną na twarzy Doris stojącą w łazience z butelką perfum Rickiego i krzyczącą do niego:

- Ja Ci zbiję perfumy i zobaczysz jak to fajnie! Zobaczymy jak się poczujesz jak Twoje perfumy się zbiją!

Poniżej umieszczam ilustrację rozkładu sypialni moich rodziców, ich łazienki oraz pokoju Lusi. Myślę, że do ilustracji tej będziemy wracać jeszcze nie raz. Większość przedstawień rozgrywa się w tamtej okolicy, nie wiem czy to zła energia, zakrzywienie czasoprzestrzenne,czy może jakieś inne nieznane nikomu paranormalne przyczyny wpływają na tą konkretną lokalizację i jej powiązanie z dramatami naszej rodziny.

 

(niestety opowi.pl nie przewiduje wstawiania grafik, tak więc mój drogi czytelniku musisz sobie niestety sam wyobrazić rozkład pokoi)

 

Czerwona kropka to Doris w furii. Większa niebieska kropka to ja, a mniejsza to Lusia. Żółta kropka, jak można wywnioskować, to Ricky.

Lusia siedziała zupełnie zdezorientowana, ja poniekąd też. Ricky chodził po pokoju i trzymał się za głowę. Po chwili przystanął i powiedział

- Takie to głupkowate – wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że chodziło o Doris.

- Tak! Mama jest głupia! – zawołała Lusia.

Doris słysząc to puściła parę z uszu, najprawdopodniej gdyby była czajnikiem to by zagwizdała. Zamiast tego zapłakała głośno i uciekła z pokoju.

- To co Ci się stało w stopę? – zapytałam w końcu Lusię

- Szkło mi się wbiło

Wzięłam pincetę i zaczęłam grzebać jej w rance na stopie. Szkło zostało wyjęte, a rana zabezpieczona. Kazałam Lusi wziąć prysznic, ale ciągle dopytawała czy mama wróci. Odetchnęłam z ulgą, że zapytała o to mnie a nie Rickiego. Doskonale wiedziałam jaka by była jego odpowiedź:

- Nie wiem Lusia, nie wiem o co jej chodzi, zawsze musi być moja wina. Teraz to nie wiem co zrobi, co znowu wymyśli, może w ogóle ucieknie. Zawsze musi być k***a moja wina.

Na szczęście to na mnie trafił obowiązek wsparcia emocjonalnego. Co prawda myślałam dokładnie to samo co powiedziałby Ricky, zaczęłam jednak zapewniać Lusię, że mama niedługo wróci na górę, rodzice się pogodzą i wszyscy pójdą spokojnie spać. Nie umiem określić na ile byłam w stanie przekonać Lusię do tego co mówię, wiem że doskonale rozumiała sytuację, ale przynajmniej przestała płakać, wzięła prysznic i nawet udało nam się porozmawiać o tym jak to śmiesznie gdy ktoś w klasie nagle krzyknie Kupa. W między czasie Ricky wydeptywał swoją ścieżkę w pokoju trzymając się za głowę i marudząc coś pod nosem. Co jakiś czas przystawał i rzucał w eter zdania typu:

- Ale o co jej chodzi? Co ja takiego znowu zrobiłem? Nigdy nie może być normalnie tylko nerwy i nerwy.

Nie byłam nigdy w stanie do końca zrozumieć czy retoryczne pytania Rickiego, nieskierowane bezpośrednio do nikogo konkretnego świadczą o tym, że nie zależy mu na tym czy ktoś słucha, czy może mają stworzyć dla widzów dramatyczną scenę prosto z epoki romantyzmu z głównym bohaterem uwikłanym w moralne rozterki.

My skończyłyśmy wieczorne łazienkowe rytuały i przeniosłyśmy się do sypialni, żeby poczytać książkę przed snem. W tym momencie Ricky już bardziej świadomie postanowił spróbować dialogu.

- Ja już sam nie wiem, powiedzcie mi czy rzeczywiście ja coś zrobiłem? No przecież taka awantura z niczego. Zawsze jakaś awantura, i o co? Może to ze mną jest coś nie tak? No same powiedzcie… Zupełnie jej nie rozumiem, o co jej chodzi?

Lusia patrzyła w tekst swojej lektury - Cudaczka Wyśmiewaczka próbując nie zwracać uwagi na to co mówi Ricky i skupić się na czytaniu. Ricky się nie poddawał. No bo przecież jak to? Czy on i jego samopoczucie nie jest ważniejsze od lektury dla drugoklasistów?

- Ricky, nie teraz. – powiedziałam

- Ale powiedzcie mi tylko czy to normalne? Bo ja już zgłupiałem. – nie poddawał się. Zupełnie jak dziecko w sklepie, które uprze się że chce cukierka i nie ważne czy się pali, wali czy cokolwiek innego dzieje. Cukierek ma być tu i teraz.

- Nie teraz i nie przy Lusi. – użyłam Tonu. Tak, Tonu a nie tonu. Tego Tonu którego użyłby snajper namierzający wroga podczas wojny, gdyby ktoś obok niego próbował wciągnąć go do dyskusji czy przeterminowany o dwa dni pasztet jest nadal zjadliwy.

Powróciłyśmy do lektury i w momencie kiedy Cudaczek Wyśmiewaczek uciekał od Pana Beksy przez dziurkę od klucza do pokoju wpadła Doris. Z uszu nadal buchała jej para. Nie oglądając się na nikogo pobiegła prosto do łazienki i spektakularnie zatrzasnęła za sobą drzwi. Lusia odłożyła Cudaczka Wyśmiewaczka i spojrzała się na mnie znów zdezorientowana. Po chwili wstała z łóżka i podeszłą do drzwi łazienki.

- Mama kiedy wyjdziesz? - zapytała

Cisza. Tym razem położyła się na podłodze tak, żeby jej słowa wpadały do łazienki przez szczelinę pod drzwiami.

- Mama odpowiedz proszę… Kiedy wyjdziesz?

Nadal nic. Sytuacja wyglądała bardzo znajomo tylko zamiast łazienki była to wtedy przebieralnia, a akcja miała miejsce nie w Józefosławiu, a w Nowym Jorku. Poczułam jednocześnie pewnego rodzaju komfort i żal bo oglądając po raz drugi ten sam film wiemy komu dane będzie przeżyć, a komu nie. To zupełnie tak jakby oglądać ponownie grę o tron.

- Lusia wróć do łóżka. Mama zaraz wyjdzie. Pewnie bierze prysznic i Cię nie słyszy – skłamałam

Ricky zauważył, że stracił naszą uwagę więc wyszedł z pokoju. Odczekałyśmy chwilę, drzwi od łazienki otworzyły się i pojawiła się w nich Doris. Po twarzy jej widać było, że trochę ochłonęła. Oczywiście ochłonięcie w ogólnym rozumieniu miało z ochłonięciem Doris tyle wspólnego co kwiat lotosu z burzą piaskową, ale zgodnie ze standardami naszej rodziny był to już stan w którym można jako tako przetrwać w jednym z nią pomieszczeniu. Sytuacja wyglądała na tyle bezpiecznie, że zostawiłam Lusię z Doris w sypialni a sama ruszyłam na poszukiwania Rickiego. Nie było go w kuchni. Natalia też nigdzie go nie widziała. A jako, że Ricky zmarnował Doris życie i byłoby jej znacznie lepiej bez niego to nasz dom miał zaledwie 250 m2, 10 pokoi i 5 łazienek. Zabawa w chowanego mogła trwać w nieskończoność.

- Ricky! Gdzie się schowałeś? – zawołałam

Przykro mi mój drogi czytelniku, że w tym momencie mogę Cię nieco zanudzać, ale obiecałam sobie odtworzyć sytuację taką jaką była w rzeczywistości – więc w tym momencie nie wydarzyło się nic interesującego, Ricky się nie odezwał. Zaczęłam od gabinetu – kanapy, za kanapami, biurko, pod biurkiem. Jadalnia z ciemnymi kątami, stół, pod stołem. Salon – dużo kanap, zasłony.

- Ricky! – krzyknęłam znowu w nadziei, że odpowie chociaż: Zaklepane! Jednak Ricky bawił się dalej i siedział cicho w ukryciu.

- Szukasz taty? – Lusia słysząc moje nawoływania zeszła na dół, żeby pomóc mi w poszukiwaniu – Jak się chowa to zazwyczaj jest u mnie w pokoju. Chodź sprawdzimy.

Tak, siedział po turecku na podłodze w ciemnym pokoju. Nie odezwał się, gdy weszłyśmy. My też nic nie mówiąc usiadłyśmy obok niego. I tak sobie siedzieliśmy.

- Mama prosi, żebyś poszedł na górę i z nią porozmawiał – Lusia przerwała w końcu naszą oswojoną i bezpieczną ciszę

- Nie wiem Lusia… Dajcie mi już spokój… Może zaraz przyjdę – powiedział

Lusia wyszła, a ja zostałam. Wiedziałam, że to czas na rachunek sumienia, spowiedź i grzechów odpuszczenie, czy raczej przyznanie racji jak to ciężko Rickiemu i jaki jest dzielny, że to wszystko znosi. Lata praktyki w tej dziedzinie nauczyły mnie cierpliwego wysłuchiwania godzinami rozważań Rickiego nad jego charakterem, jego zachowaniem, jego motywacjami, jego problemami w firmie, jego myślami i teoriami, jego problemami gastrycznymi, jego zwichniętą i niezagojoną kostką, jego nadal otwartą raną po stracie psa gdy miał 7 lat, jego dietą (jaka by ona w danym momencie nie była), jego śluzem z zatok, jego alergią na proszek, jego bólem pachy i nad wieloma innymi ważnymi aspektami jego życia.

- Powiedz po kolei co się stało. - zaczęłam

Oczywiście w odpowiedzi na to pytanie najpierw usłyszałam nieskończoną litanię „nie wiem”, „nie rozumiem”, „to wszystko jest do dupy” i innych ważnych sformułowań rzucanych podczas trzymania głowy rękoma.

- Bo dzisiaj jak matki nie było w domu to bawiliśmy się z Lusią w sklep i ona sprzedawała mi perfumy. Jak matka wróciła do domu to oczywiście wyprowadziło ją z równowagi to, że kosmetyki są poprzestawiane. Trzymała w ręku jedne perfumy a Lusia do niej podbiegła i wytrąciła jej te perfumy z ręki. Lusia nie może sobie nigdy z nerwami poradzić tylko zawsze jak szałaput i oczywiście wytrąciła jej te perfumy. Jakby była spokojniejsza to nie byłoby tego całego cyrku.

No tak, czyli to wszystko wina Lusi. Gdyby tylko była spokojniejsza na pewno taka sytuacja nie miałaby miejsca. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że oboje Ricky i Doris są ostoją spokoju i tylko bardzo ważne i zagrażające życiu sytuacje są w stanie wpłynąć na ich emocjonalną równowagę. Jedną z takich sytuacji jest wytrącenie z rąk perfum. Dobrze, że nie widział tego nikt z zewnątrz bo pewnie wysłali by Łucję do poprawczaka za takie zachowanie.

Po spowiedzi Ricky postanowił pójść porozmawiać z Doris. Przybrał barwy wojenne i wyruszył. Ja w tym czasie udałam się do kuchni by podnieść sobie poziom cukru. Zastałam tam Natalię i Lusię robiącą quiz: który książę z Disneya jest Twoją bratnią duszą. We trzy usiadłyśmy przy stole jedząc czekoladę. Błoga chwila nie trwała jednak zbyt długo, już po pierwszej kostce z góry doszły nas głośne krzyki. Ciężko było zrozumieć ich słowa mimo, że były wypowiadane bardzo głośno. Dla Lusi była to już bardzo późna pora, czekolada nie poprawiła jej nadto humoru, a do tego ze zmęczenia dostała podkrążonych oczu. Ale co tam niewyspana dziewięciolatka, przecież perfumy kosztowały trzysta pięćdziesiąt złotych.

- Chodź Łucja, będziemy spać we trzy u mnie w pokoju, będzie fajnie. Zrobimy może jeszcze jakieś quizy przed snem? – powiedziałam wstając z krzesła. Lusia co prawda miała łzy w oczach słysząc dochodzące z góry, niekończące się wrzaski, ale uśmiechnęła się do nas i skinęła głową.

Wcisnęłyśmy się wszystkie trzy w piżamach do łóżka i rozpoczęłyśmy naszą pajama party na poprawę humoru Lusi. Okazało się, że najbardziej pasuje do mnie Bestia, do Natalii Flynn Rider, a do Lusi Christoph, ja wezmę ślub w wieku dwudziestu dwóch lat i będę miała czwórkę dzieci (wygląda na to, że od czterech lat jestem mężatką), a niebieski to wewnętrzny kolor Lusi, duchowym zwierzęciem Natalii jest łoś a moim wydra. W którymś momencie Lusia już nie wytrzymała i po jej polikach spłynęły dwie wielkie łzy.

- Ata, ja nie wytrzymam. Ja się tak strasznie boję, chcę żeby oni się pogodzili i żebym mogła u nich spać – Lusia ma tę niesamowitą zdolność której brakuje więcej niż połowie ludzkości, a mianowicie mówi dokładnie to co myśli, wie czego chce i komunikuje to w niezwykle precyzyjny sposób. Niewątpliwie to jedna z tych cech jakie należy rozwinąć mając rodziców o emocjonalnej inteligencji 5 miesięcznego szczeniaka.

Wzięłam Lusię za rękę i ruszyłyśmy w otchłań z której dobiegały nieludzkie krzyki. Nie zauważyli, że weszłyśmy do pokoju

- Ekhm – odchrząknęłam, ale nadal pozostawałyśmy za jakąś dźwiękoszczelną szybą

- Czy możecie się na chwilę przymknąć proszę? – powiedziałam wreszcie głośno i wyraźnie. Spojrzeli na mnie zdezorientowani uzmysławiając sobie powoli kim jesteśmy ja i Lusia.

- To jest wasza córka, ma dziewięć lat i powinna była pójść spać co najmniej godzinę temu, ma już od zmęczenia podkrążone oczy, z nerwów boli ją brzuch a jutro w szkole ma ważny test. Czy możecie proszę skończyć to cokolwiek właśnie robicie, przełożyć tę kłótnię na jutro i pójść jak normalni ludzie spać?

Gdybyśmy w tym momencie byli w kreskówce to ich mrugnięcia oczami miałyby swój dźwięk. Jakieś dziesięć mrugnięć później bez słowa sprzeciwu położyli się grzecznie do łóżka, zgasili światło i poszli spać.

Pomyślałam, że może warto wypróbować wydawania komend także w innych przypadkach. A nóż podziałają tak jak w tamtej sytuacji. Nie pogardziłabym przecież nowym samochodem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 21.10.2016
    Interesujące opowiadanie. Przyjemnie i lekko się czyta; 5:)
  • Ata 21.10.2016
    dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania