Pułtusk - 120 km rowerkiem
Wstęp
Lato jest czasem, którego nie chce marnować na siedzenie w domu. Korzystam ile mogę, bo ten czas nigdy nie jest dla mnie za długi. Uwielbiam upały, polski suchy klimat i ten czas jest dla mnie okazją, żeby podładować baterie. Wakacje to dla mnie najważniejsze święto, na które czekam cały rok.
Właśnie kupiłem nowy rower, potężne koła 29 calowe, hamulce hydrauliczne. Piękny pojazd, moja miłość od pierwszego wejrzenia. Jeździ mi się nim super, ale co to za jeżdżenie na krótkie dystanse? Mała frajda. Poza tym, dalekie wyprawy a nie żadne tam sporty wyczynowe to jest to co mnie pasjonuje. Ta satysfakcja z oszczędzonych pieniędzy, wolności, zatrzymywania się gdzie się chce, robienia zdjęć, z dala od ludzi, bez kiszenia się w autobusie czy pociągu.
Testem dla roweru nie jest jeżdżenie po osiedlu, ale wyprawa którą planowałem od wielu miesięcy. Miasto ledwie 60 km od Warszawy. I to jeszcze jak fajną trasą się tam jedzie. Przez Płochocińską, koło Zalewu Zegrzyńskiego, Serock. Zapraszam do przeczytania mojej relacji ze 120 km wycieczki do/z Pułtuska.
Nocna jazda
Wychodzę z domu nieco po północy. W nocy jeździ się wspaniale. Puste ulice. Choć przyznam, że z wiekiem mi coraz bardziej nastrój siada. Sam na sam ze złymi myślami. Ale samotna jazda w środku nocy to też ten klimat jak w piosence Depeche Mode ‘Freestate’. Jakieś wyzwolenie się poprzez ból.
Mityczna Płochocińska w mgnieniu oka
O kultowej dla mnie warszawskiej ulicy można przeczytać tutaj – (https://marktheartist.wordpress.com/2016/12/13/plochocinska-by-night/) więc nie będę się rozpisywać. W każdym razie znam tą miejscówkę dość dobrze i wiele razy ją eksplorowałem. Raz nawet przeszedłem cały 30 km odcinek z Warszawy do Białobrzegów na piechotę. 5 godzin drogi. Spory wysiłek. Rowerem jest zupełnie inaczej. Przejazd zadziwiająco łatwy i szybki. W półtorej godziny bez szarżowania się docieram z pętli autobusowej Żerań FSO do Zegrza Południowego. Jest 1:45 gdy przejeżdżam nieoświetlony most nad Narwią.
Zegrze-Serock
Mijam Jadwisin. Potem jakieś autostrady zwodzące mnie na Wyszków. Nie mam nawigacji w telefonie, więc posługuje się snapshotami z Google Map, które zrobiłem sobie w domu. Błądzę co nieco po okolicznych wsiach jak Karolino, psy szczekają, ale sobie pozwiedzam. W końcu jednak wracam na właściwą trasę i docieram do Serocka. Byłem już tu kiedyś. Zadbane miasto, piękne położenie i rynek. No i warto też dodać, że super zrobiona infrastruktura dla rowerzystów. Ścieżki rowerowe albo ‘śluzy’ wydzielone z jezdni. Wszystko na światowym poziomie.
Pogorzelce i koszmarna trasa później
Potem warto wspomnieć o wsi Pogorzelce. Niech Bóg pobłogosławi włodarzy tego miejsca, że nie rozkradli pieniędzy tylko zainwestowali w coś tak pożytecznego jak ciągnący się wzdłuż wąskiej i niebezpiecznej wylotówki pasaż pieszo-rowerowy.
Później jest już tylko gorzej. Za Gzowem nie ma ani chodnika ani pobocza. Na dodatek po jezdni, z której muszę korzystać poruszają się wszystkie możliwe pojazdy – ‘rodzinne’ kampery, z załadowanymi rowerami i łodziami oraz vany i TIRy. Najmniej pewnie czuje się w obecności vanów, których kierowcy zawsze mają słabe wyczucie jeśli chodzi o dystans. TIRy nie budzą mojego strachu, bo jeżdżą bardzo ostrożnie, zatrzymują się, przepuszczają. Bliżej Pułtuska jest też parę odcinków w górę i w dół. Łatwo nie było.
6ta rano. Pułtusk
Zbladł nowy świt, jestem w Pułtusku. Zamek już za 3 km. Zaliczam pierwsze atrakcje turystyczne jak np. pomnik Piłsudskiego na koniu, rozwalający się młyn, reklamy w stylu lat 90tych XX wieku. Fotografuje pierwsze kamienice. Dziwne, że gdy robię zdjęcia to jakiś gość z balkonu też mnie fotografuje/filmuje swoją komórką. Nie wiedziałem, że jestem cokolwiek znany.
Żołnierze niezłomni – mural
Będąc już blisko ścisłego centrum natrafiam na mural dedykowany żołnierzom niezłomnym, którzy w 1946 zrobili akcje na miejscowe więzienie a nawet udało im się częściowo opanować miasto. Więcej informacji pod tym linkiem: https://wpolityce.pl/historia/312880-ostatnia-wielka-akcja-podziemia-niepodleglosciowego-w-polsce-70-rocznica-odbicia-z-wiezienia-w-pultusku-zolnierzy-niezlomnych.
Kanałek
Kanałek i mały mostek jest punktem granicznym miedzy nowszym miastem a ‘staromiejską’ częścią Pułtuska. Z ciekawych obiektów można tu wymienić ‘Dom Rzemiosła’, ławkę dla zakochanych oraz rybaków czy jak kto woli wędkarzy, którzy łowili ryby. Nie wiem czy hobbystycznie czy dla celów konsumenckich.
Stare Miasto i długi rynek
Ulicą Świętojańską docieram do słynnego rynku, najdłuższego w Europie, który przypomina mi trochę (z powodu długości) rynek w Linzu. Tutejszy rynek jest przede wszystkim miejscem handlowym. Zdobią go bardzo charakterystyczne budki dla handlarzy. Właśnie trafiłem na moment gdy handlarze dopiero rozkładają swoje stragany. Ciekawie wyglądają przede wszystkim stoiska handlarzy staroci, świec szabasowych czy poniemieckich hełmów.
Poza tym pośrodku stoi wieża dawnego ratusza w stylu gotycko-renesansowym mieszcząca meteoryt pułtuski. Niedaleko znajduje się też muzeum regionalne. W mieście przebywał też Napoleon co jest upamiętnione tablicą na nowym budynku Ratusza Miejskiego i Urzędzie Stanu Cywilnego.
Zastanawiającą dla mnie rzeczą jest historyczny samochód Żuk w barwach straży pożarnej. Okazało się, że jest on częścią większej imprezy. Ale o tym później.
Ławka Klenczona i miejscowi koneserzy win
Pułtusk to miasto Krzysztofa Klenczona, który się tu urodził i mieszkał przez jakiś czas. Pamięć o nim jest w wielu miejscach Pułtuska. Jego imieniem nazwany jest bulwar, scena koło zamku, tablica zdobi dom, w którym się urodził.
Ale najpierw idę zobaczyć grającą ławkę. Ławka ta była już od samego rana zajęta przez miejscowych koneserów win, którzy nawet wyrazili zgodę na to, żebym ich sfotografował. Co prawda później pytali czy nie mam przypadkiem 2óch złotych, ale powiedziałem, że tylko kanapki z domu wziąłem.
Zamek biskupi czyli Dom Polonii
Zamek jest drugą po rynku ‘obowiązkową’ atrakcją Pułtuska. O dziwo, nie mieści się w nim muzeum a hotel. To w sumie dobrze. Mogłem oblecieć cały obiekt bez płacenia za wstęp. Dużo turystów dewizowych, tych bardziej zwykłych, ale też udało mi się dostrzec wypasione samochody wyścigowe. Obok zamku znajduje się park oraz jak już wspominałem wcześniej kameralna scena festiwalowa dedykowana Klenczonowi.
Przystań i most rowerowy
Kolejną atrakcją na trasie mojej wycieczki jest bardzo ładna przystań z gondolami, które niczym w Wenecji obwożą turystów po Narwi. A zaraz obok mamy też wypasiony most rowerowy, którym sobie przejechałem, żeby zobaczyć dzielnice mieszkaniowe.
Wspaniały ‘urbex’ – (dawne miasto wojskowe)
Pułtusk w czasach II Rzeczypospolitej był miastem garnizonowym i wspomnieniem tamtych czasów jest osiedle wyglądające na (dawne?) wojskowe oraz piękny ‘urbex’, czyli kompleks zrujnowanych koszar przy Alei Wojska Polskiego. Teren jest nieogrodzony, ludzie tam wyprowadzają psy. Dopiero później widziałem jakieś tam informacje, że nie wolno wchodzić. Dla wielbicieli ruin jak ja jest to wielka atrakcja.
Dworzec PKS
PKP w tym mieście nie ma od 2002giego. Jest jeszcze dworzec autobusowy. Z zewnątrz co nieco odnowiony, nie sypie się, ale hala ‘odlotów’ i perony wycofane z eksploatacji. Co do hali ‘odlotów’ – bardzo ładne wnętrze, niczym z muzeum PRLu.
Most Obrońców Pułtuska
Wiecznie zakorkowany. Można nim dojechać do Wyszkowa. Fajna miejscówka żeby trochę odpocząć po trudach zwiedzania.
Prezentacja zabytkowych samochodów na rynku
Przez cały dzień doświadczałem dziwnych widoków. Ze wszystkich dróg dojazdowych do miasta jechały dziwaczne jak na dzisiejsze realia samochody. A to Fiat 125p, a to ‘Maluch’ czy nawet Wołga. No i ten czerwony Żuk na rynku. Nie wiedziałem po co to wszystko.
Zmęczony już jestem łażeniem, ale myślę, na pożegnanie miasta jeszcze wrócę się na rynek miejski. Warto było, bo szczęśliwie udało mi się trafić na darmową wystawę starych samochodów. Czego tu nie ma. Nie tylko polskie wozy retro, ale też parada NRDowskich Trabantów, Wartburgów, rosyjskich wozów, amerykańskich krążowników szos, był nawet facet przebrany za francuskiego żandarma ze swoim samochodzikiem jak z komedii z Louis de Funesem.
Fort Lipniki jednak nie odwiedzony
Ostatnią atrakcją, którą jeszcze chciałem zaliczyć w ramach pułtuskiego dnia był Fort Lipniki. Miałem przygotowaną orientacyjną mapkę, dojechałem do Lipnik, ale później i trochę mi się już nie chciało (droga do Lipnik – standardy ukraińskie) i nie za bardzo wiedziałem gdzie ten obiekt jest, ile jeszcze muszę jechać. Zapytani miejscowi też nie za bardzo kojarzyli o jaki fort mi chodzi. Z rowerowego blogu Wujka Tomi’ego (http://meteor2017.bikestats.pl/1663279,Za-pociskami-wzdluz-Narwi-2.html) dowiedziałem się, że obiekt to jakieś zrujnowane resztki, poza tym niedostępne dla ‘normalnych ludzi’, bo na terenie jakiejś działki. Lepiej więc zrobiłem że zaliczyłem ruiny koszar.
14:35. Zaczynam wracać do domu
Nie będę wracać żadnym autobusem. Poza tym z rowerem by mnie pewnie nie wpuścili. Poza tym, po to się jedzie rowerem za miasto, żeby oszczędzić. Wracam do domu, jest ładna pogoda. Za Serockiem już jadę inną trasą. Mija mnie jakiś arogancki buc na brytyjskiej rejestracji, który próbuje wyładować testosteron poprzez wyścigową jazdę swoim pojazdem, chyba BMW.
Plaża koło Zalewu Zegrzyńskiego zatłoczona, ale mi dziś starczy wrażeń. Gdy dotarłem do domu i adrenalina opadła to zrobiłem się tak padnięty, że ‘wyłączam się’, przysypiam nad obiadem, leżąc na lampie. Ale trzeba się czasem przemęczyć, żeby mieć co wspominać w czasie długiej zimy.
Podsumowanie
Z czym do tej pory kojarzył mi się Pułtusk? Przede wszystkim ze słynnym długim rynkiem i ze Stanisławem Aniołem z ‘Alternatywy 4’. Czyli brzydko mówiąc z małomiasteczkową dziurą. Nie jest aż tak źle. Pułtusk ma wiele uroku, kojarzy mi się trochę z Cambridge. Ludzie też nie są jakoś skrajnie zdziczali, nawet ci od ‘kierownikowania za 2 zł’. Jest tu kilka atrakcji ‘obowiązkowych’ i takich o których niekoniecznie piszą w przewodnikach. Rynek i zamek nie straszą zaniedbaniem, okolice koło rzeki są bardzo dobrze zagospodarowane. Poza tym jest i spory ‘urbex’, do którego jest swobodny dostęp. Czego chcieć więcej? Na pewno tylko lepszej drogi dojazdowej i oby człowiekowi jeszcze wystarczyło zdrowia, sił i chęci, żeby poznawać takie ukryte perły własnego kraju.
Komentarze (2)
Dla mnie była to dopiero część trasy... dalej Różan (gdzie ponoć jest skład odpadów promieniotwórczych), Ostrołęka znana dawniej z mostu podwieszonego. Teraz też przedsięwzięcie z mostem mają, a i elektorat ciekawy :) No i dalej... fajnie powspominać.
Rower jest świetnym narzędziem ułatwiającym poznawanie ciekawych miejsc - bez szczególnych nakładów poza wysiłkiem mięśni.
Ps. Z tymi hamulcami pneumatycznymi, to chyba nieco przesadzasz - raczej hydrauliczne :)
Pozdrawiam serdecznie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania