Powiedziałam dobranoc, mojemu życiu - 8 -

Przebudziłam się w środku nocy i jedyne, co pamiętałam z ostatnich godzin, to, to, że ktoś próbował namówić mnie na kolację.

- To może, chociaż drożdżówkę? - nawet nie próbowałam unieść powieki.

Nie wiem, co ta pielęgniarka rozumiała przez słowa: - nowo narodzona - ale ja już wolałam budzić się po swojemu. Leżałam tak po ciemku otępiała i obojętna na wszelkie bodźce zewnętrzne .

Gdy się rozwidniło zebrałam się w sobie i poszłam pod natrysk, dopiero szóstego dnia w sobotę – według mych obliczeń – doświadczyłam tego, co pozwala się odprężyć.

Woda spływała ze mnie, a ja czułam jak każda cząstka ciała doznaje tej przyjemności. Jak wężyki utworzone z wielu kropel wyznaczają sobie trasę od nasady głowy, gdzie się rozdzielają by zwilżyć policzki. Tak rozpędzone szukają jak najlepszego miejsca na podbródku, by na powrót być razem i bez ostrzeżenia skoczyć do rowka między piersiami. Po tym lądowaniu to prawie biegusiem do pępka i nim wzrok je dopadł, zdążyły się ukryć w mej kobiecości. Ale jak tylko przechyliłam głowę i docisnęłam kolana, to widziałam jak to miejsce opuszczają i niestrudzenie przedzierają się, by aż do stóp przylegać do mnie.

Nie powiem, że prysznic sprawił, że rozterki czy stres zostały odesłane do lamusa. Ale każda z was wie, jak wiele to zmienia, jak bardzo dobrze wpływa na ogólne samopoczucie. Ja przynajmniej tak mam. Tak odświeżona mogłam stawić czoła kolejnemu zadaniu, bo nadszedł wreszcie moment konfrontacji przy stole, mój pierwszy posiłek, który nie przyniesiono, a sama miałam konsumować w stołówce.

To tam pierwszy raz rozmawiałam z kimś, kto tak jak ja był pacjentem. Gdy zajęłam stolik pod ścianą w samym rogu przy wejściu, podeszła do mnie kobieta tak na oko po pięćdziesiątce i bez pytania usiadła przy mnie. Mało tego, zaczęła opowiadać jakbyśmy się znały od lat, a ona kontynuuje zaczętą przed chwilą rozmowę, którą przerwała tylko na moment, by poprosić o sól ze stolika obok.

- Mam już pewność, że to jest idealne miejsce na regenerację. Tylko popatrz na te twarze, na ich spokojne oblicza. Czy na zewnątrz widziałaś takich ludzi?

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, jak potraktować to pytanie, w ogóle ją samą. Postawiłam na ostrożność, dopytując dla pewności.

- Chodzi pani o tych wszystkich, z którymi mam do czynienia, na co dzień?

- Nie mów do mnie pani. Dzidka jestem, ale lubię jak się do mnie zwracają Dziunia.

Oczywiście nie wszystkim na to pozwalam, ale ty mi wyglądasz na równą babkę to dam ci

fory.

Położyła sobie serwetkę na płóciennych kremowych spodniach i zabrała się do drobienia bułki, którą po kawałeczku wrzucała do talerza mlecznej zupy.

Jako dobrze wychowana postanowiłam również się przedstawić. Nie byłam pewna czy chcę rozmawiać z którąś z osób przebywających w szpitalu, ale skoro siłą rzeczy zostało mi to narzucone, to nie miałam raczej wyjścia. Po czasie zauważyłam jednak, że większość z osób przebywających w jadalni nie jest zainteresowana rozmową, a wręcz szukają jakby azylu. Było to prawdopodobnie spowodowane przez nafaszerowanie środkami uspokajającymi, tak przynajmniej to sobie tłumaczyłam. A może za dużo filmów się naoglądałam i zasugerowawszy się takimi obrazami oczekiwałam krzyków, napadów złości, śmiechu bez powodu i kij wie, czego jeszcze. W każdym bądź razie Dziunia na tle tych pacjentów była kimś znaczącym, przynajmniej wydawała się trzeźwo myślącą.

- Miło mi poznać. Ja jestem Dominika.

- Pracowałam kiedyś z jedną Dominiką, ciągle się spóźniała do pracy i zawsze miała dużo telefonów w czasie godzin służbowych. Nie miałam z nią wspólnych tematów, a nawet, jeśli były, to wolałam je nie poruszać. Nie mogłam się przemóc, coś w niej było, co powodowało, że nie dążyłam do komitywy.

Dziunia nie wyglądała mi na stukniętą, a po sposobie doboru słów doszłam do wniosku, że musiała to być wykształcona osoba. Co jak się później okazało było trafnym spostrzeżeniem, gdyż Dziunia pracowała jako urzędnik w ZUS-ie. Gdybym ją spotkała w innych okolicznościach to kto wie, czy nie zostałybyśmy znajomymi do pogaduszek. Była bardzo oczytana, bezpośrednia, spostrzegawcza, bystra, umiała trafnie ocenić wiele sytuacji a także charakter człowieka na podstawie krótkiej rozmowy.

- Wiem, o czym myślisz, – perorowała – że jesteś lepsza i to pomyłka.

Mówiąc tą kwestie, nakładała miód na małe kromeczki chleba. Starannie wytarła nóż o skibkę i delikatnie odłożyła na uprzednio przygotowanej serwetce.

Nie było to odkrywcze stwierdzenie, każda na moim miejscu krążyłaby myślami wokół tego przeświadczenia.

- Tak, tego jednego musisz się trzymać, by nie zwariować - podniosła wskazujący palec –by naprawdę nie zwariować. Później będzie ci samo lecieć, przyzwyczajenie, a to jak wiesz jest drugą naszą naturą.

Nie wiem, dlaczego tam przebywała, ale ja miałam dzięki jej osobie obraz nienapawający mnie do optymizmu. Z jednej strony było to pocieszające, że nie zamykają tu samych chorych, ale i takich, co przeżyli traumę, bądź mają słabszy okres. Tylko jak dowiedziałam się, że jest tu już trzy miesiące to podcięło mi nogi, straciłam na moment wiarę w możliwość szybkiego powrotu do domu.

- Widzisz tamtego chłopaka? – źrenicami, dała mi znak, w jakim kierunku mam spojrzeć.

Trzydziestoletni gościu, przeciętny pod każdym względem, udawał zainteresowanie tym, co znajdowało się przed nim. Kroił pomidora a w zasadzie to go zmasakrował, trudno było nawet z tej odległości stwierdzić czy jest tym warzywem. Gdyby nie fakt, że na każdej tacce znajdował się ten sam zestaw produktów, miałabym problem z identyfikacją.

- Jak tu trafił, to też patrzył na nas tak jak na dziwolągi. Próbował stwarzać pozory.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Elorence 26.08.2018
    Zawsze się zastanawiałam czy szpitale psychiatryczne to dobry pomysł. Zazwyczaj faszerują tam ludzi lekami, po których są otępiali, senni, dziwni, zamknięci w sobie. Czy taki lek ma prawo pomóc dojść do siebie? Rzekomo mają wyciszać emocje i uspokajać, i faktycznie, tak działają, sprawiając, że człowiekiem nie wiem kim jest. Przykład: koleś masakrujący pomidora.
    Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takim miejscu. Mam wrażenie, że tam ludziom nie pomagają...
    No dobra, ale muszę skupić się na tekście, więc Dominika zaczęła poznawać ludzi, w sensie, ogarnęła, że nie jest sama. Nie umiem sobie wyrobić zdania o tej Dziuni. Boję się aż tak bezpośrednich osób. Jest w nich coś niebezpiecznego. Co innego osoba otwarta, a co innego osoba, która od pierwszego spotkania ocenia.
    No nic, pozostaje czekać na część kolejną.
    Tutaj było spokojnie i monotonnie, ale to szpital psychiatryczny, więc efekt bardzo dobry.
    Pozdrawiam :)
  • Robert. M 29.08.2018
    Staram się po prostu zrozumieć takie rodziny, które są zdane na siebie w przypadku takiej choroby. Jak im ciężko opiekować się takim członkiem rodziny i jednocześnie wykonywać pracę zawodową. I wychodzi mi, że
    to zło konieczne, które jest substytutem dobrego wyboru. Dlatego podpisuję się pod Twoimi przemyśleniami,, jedynie dodając, że szpitale psychiatryczne to bardziej alternatywa dla najbliższych, by mogli odpocząć, nie być podporządkowani 24h na dobę jednej niesubordynowanej osobie. Wiem, że to brzmi bezdusznie, ale też nie umiem wytknąć takim osobom braku poświęcenia. ufff! Ciężki temat.
    Wprowadziłem Dziunię, by odkryła alkowy tego budynku, nakreśliła ogólne punkty programowe, by ten szpital ożywić scenami z kolejnych dni. Tak, ma być taką wyrazistą, by czytający na podstawie jej słów wyrobił sobie opinię o każdym zdarzeniu, czy osobie. I w najmniejszym stopniu nie jest ważne, czy ją polubią, czy będzie negatywną postacią. Uznał bym to za porażkę, gdyby czytający pomijałby jej kwestie, bądź odbierał ją jako koloryt tych wypocin.
    Monotonnie, wręcz usypiająco. No cóż, raczej będzie tak do końca, nie wiem, czy potrafiłbym zrobić z tego dynamiczną historię.
    Dziękuję, za wyłapanie istoty tej części, czyli gościa z pomidorem, który nie umknął Ci uwadze. Tak, właśnie on jest tym wyznacznikiem do następnego etapu, czyli jak nie wiele trzeba by...nie będę zdradzał.
    Bogata argumentacja, refleksje z głębią, więc mogę się tylko cieszyć za taki wpis.
    Pozdrawiam
  • Buziak 26.08.2018
    Z tego rozdziału wynika, że dziewczyna jest całkiem świadoma i daje radę. Rozmowa z Dzidką również pozytywna, może nawet zostaną przyjaciółkami. Pozdrawiam.
  • Robert. M 29.08.2018
    Na wszystko potrzeba czasu, tak więc i Dominika powoli zacznie brać sprawy w soje dłonie. Będzie musiała odpowiedzieć sobie na parę pytań i wybrać konkrety a nie czasowe rozwiązania.
    Dzidka i przyjaciółka? Coś w tym jest, może nawet więcej niż jest, ale kto wie, co im pisane?
    Dziękuję, za poświęcony czas.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania