"Błękitny Mech" - Rozdział 1, część 2.

Promyki słońca osiadały się na jej porcelanowej twarzy. Spała w pozycji siedzącej, nie stroniąc od drgawek, które spowodowało przemarznięcie w trakcie poprzedniej, chłodnej nocy. Pień akacji stanowił oparcie dla jej pleców, a żółte liście, jakie spadały z najniższych gałęzi, aby następnie osiąść na jej głowie i nogach, imitowały pierzynkę. Bezwładne dłonie stykały się z delikatną warstwą mchu, który oblegał powierzchnię całego miejsca, jaki zdążył uchwycić jej widnokrąg. Ciało dziewczyny było czyste — nie było na nim krwi ani blizn, nie było również głębokiego rozcięcia w wardze i szramy na czole, po prostu nie wyglądała jak ofiara wypadku.

Cykot świerszczy zbudził Nikolę z głębokiego stanu podświadomości, a jej sen, którego spamiętać nie mogła, uciekł tam, gdzie król piechotą chodzi. Uniosła powieki, a kciukiem wyzbyła się śpiochów z kącików oczu. Poprawiła pasma włosów, które wiatr przerzucił na lewą stronę głowy. Rozejrzała się wokoło. Rozpoznała, że nie jest na terenie jej miasteczka, w którym nie było mowy o kwitnących akacjach i tak sporym jeziorze, jakie właśnie znajdowało się przed nią.

- Jest tu kto? – powiedziała najgłośniej, jak tylko potrafiła, a jej głos rozprzestrzenił się po całym lesie odbijając się o taflę wody z kilkukrotnym echem. W odpowiedzi usłyszała plumkanie żab, które na komendę wyłoniły się zza oczeretów jeziornych.

Wstała. Dokładnie przyjrzała się swojej akacji. Nauczycielka biologii wspomniała kiedyś, że rosnący na drzewie mech wskazuje północ. Nikola nigdy nie przypuszczała, że informacje z lekcji u pani Kozidro, odnajdą zastosowanie w prawdziwym życiu.

Poszukiwania Nikoli zostały przerwane przez odgłos łamania się patyków pod ciężarem czyjś stóp. Zakryła dłonią usta, aby nie słyszeć własnego oddechu i skupić się na wykryciu źródła dźwięku. Pilny zmysł słuchu nakierował ją w stronę wysokich krzewin z białymi jagódkami poutykanymi pomiędzy liśćmi. Dziewczyna powolnie cofała się w stronę jeziora. Przerażona faktem, że prawdopodobnie przez ten czas była obserwowana, wzięła do dłoni jeden z większych kamieni, jakie leżały na piasku przy brzegu.

- Słyszałam Cię. Wyjdź z ukrycia! – spróbowała udać pewność siebie, jednak jej głos przypominał skowyt tonącego psa. Zbliżyła się w stronę krzewin, aby stawić czoło niebezpieczeństwu.

- Powiedziałam, wyjdź. – stres nakazał jej zagryźć usta i ścisnąć kamień jeszcze mocniej w dłoni, tak aby zsiniały jej z bólu palce.

Nie wytrzymała. Podbiegła do krzewu i rozchyliła jego gałęzie. Ku jej zdziwieniu nie ujrzała tam nic, prócz kilku lisich bobków. Odetchnęła z ulgą i wypuściła kamień z objęć. Nagle poczuła na swoim ramieniu dłoń i paznokcie zaciskające się na jej obojczyku.

- Witaj w Krainie Błękitnego Mchu, Nikolo. - usłyszała zza pleców ochrypły starczy głos.

- Błękitnego? Chyba...Oliwkowego Mchu... - wydusiła.

Nikola lekko zakrzywiła głowę w lewą stronę. Nad jej ramieniem znalazła się kolejna ręka. Była w kolorze umierającej czerni, przyozdobiona ścieżkami wyodrębnionych, białych żył. Dłoń otwarła się przed jej oczami. Skrywała kilka łodyg mchu w odcieniu dojrzałej oliwki. Nikola ostrożnie przyjęła prezent i schowała go w piąstce z dłoni.

- Jeżeli szczerze zapragnęłabyś, aby zyskał błękitną barwę, zapewniam cię, że tak by się stało. Teraz chcesz widzieć ją w kolorze oliwki — rośliny, której ilość plantacji jest większa od wszystkich tulipanów i fiołków tego świata zebranych w jedną stertę. To strach chroni Cię przed czymś nowym i niespotykanym, czego nie ujrzysz w rowie przy autostradzie, przed widokiem błękitnego mchu. – powiedział ospale i z wyraźnym trudem, jakie niosło mu wypowiedzenie każdego słowa. Po czym zapadła cisza. Rozmówca zabrał ręce z jej ciała i cofnął się o krok.

- Kim tak właściwie jesteś? – przemówiła dziewczyna z lekkim zwątpieniem.

 

Jednak nie usłyszała odpowiedzi, bo jego już nie było. Nikola otworzyła dłoń i spostrzegła leżący na niej, zgnieciony mech o błękitnym kolorze. Pierwszy raz poczuła, że szczerze czegoś zapragnęła.

 

***

 

To ten, jednak dodam dalsze części na opowi.pl, bo promowanie bloga w moim wykonaniu nie należy do najlepszych.

Jednak, jeśli ktoś coś kiedyś - to... Zapraszam:

blekitny-mech.blogspot.com

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 29.04.2015
    Bardzo ładne opisy, a tajemniczość sprawia,że chce się czytać dalej 5 :)
  • wolfie 30.04.2015
    Mnie również podobają się Twoje opisy :) Uwag nie mam. Czwóreczka :)
  • Wałenza 06.05.2015
    РŐĎŐβĂłŐ МĨ ŚĨę :)
  • zaciekawiony 09.06.2016
    "nie stroniąc od drgawek" - ten kawałek nie brzmi zbyt zgrabnie. "nie stronienie" to nie pomijanie, nie unikanie, a więc zachowanie świadome, drżenie od zimna to odruch. Teraz więc brzmi to tak, jakby zdecydowała że nie będzie unikała drżenia, i to przez sen.

    "które spowodowało przemarznięcie w trakcie poprzedniej, chłodnej nocy." - to też nie do końca, choć może być. Bardziej by mi pasowało coś w stylu "powodowanych przemarznięciem podczas ostatniej nocy" lub jeszcze lepiej "czasem jednak drżąc z zimna po minionej, chłodnej nocy".

    "mchu, który oblegał powierzchnię" - a może lepiej pokrywał, ewentualnie oblekał.

    "jej widnokrąg" - zły synonim. Widnokrąg to linia horyzontu, czasem przenośnie obszar terenu widoczny do horyzontu, w tym przypadku bardziej pasowałoby "powierzchnię całego miejsca, jakie zdołał objąć jej wzrok".

    "- Błękitnego? Chyba...Oliwkowego Mchu..." - ach te kobiety i ich zmysł kolorystyczny.

    "ilość plantacji jest większa" - może raczej wielkość?

    Całkiem niezłe, bardzo powoli się to rozwija.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania