Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ra'anta - Odrodzenie

Ocknąłem się i chyba umieram. Jestem ciężko ranny i pozbawiony prawej dłoni. Czuję jak, każdy kolejny oddech wysysa ze mnie resztkę życia. Krew zalewa mi twarz, spływa bo długiej, gęstej i czarnej brodzie. Leżąc na ziemi oparty o ścianę podciągam prawy rękaw od koszuli. Spoglądam z przerażeniem na przypaloną ranę i wiszące strzępy skóry. Rozrywający, nieustępujący i pogłębiający się ból przeszywa mnie. W powietrzu unosi się drażniący swąd spalenizny. Jestem bezsilny i nie mogę wstać, aby wyjść na zewnątrz. Utrata świadomości wisi na włosku. Walczę sam ze sobą, aby nie zasnąć. Nie daję rady – powieki są za ciężkie. Ostatnią rzecz jaką pamiętam to delikatny, chłodny powiew nocy na ciele oraz wołanie.

Otworzyłem oczy i nie dowierzałem temu co ujrzałem – młodą piękną czarnoskórą kobietę. Miała na sobie długie białe szaty do samej ziemi, spod kaptura wiły się na piersiach długie czarne włosy niczym leśne kruki, a błękitne oczy wpatrywały się we mnie. Szyję zdobił sporych rozmiarów wisior z niebieskimi, lśniącymi kamieniami.

To nie może być prawda ! - przecież umierałem. Wrzeszczałem jak opętany, a strach się nasilał.

- Kim jesteś ! - dopytywałem z wściekłością.

- Spokojnie, pomożemy ci – odpowiedziała cichym głosem.

- Mów kim jesteś ! - szał mną zawładnął, którego nie opanowywałem.

- Spokojnie Danilosie. Jesteś tu bezpieczny.

- Gdzie ? Co to za miejsce ?

- Jestem Szamisa, a to nasze obozowisko.

- Jakim cudem żyję, skąd znasz moje imię !? - pytaniom nie było końca.

- Waszą wioskę zaatakowali Troplerzy – wojska Lorda Nora – Kam. A ja byłam świadkiem rzezi jaką tam uczynili.

- To są czary albo jakaś magia ! - nie wierzyłem w to co mówiła.

- Moja ręka ! - jest opatrzona i nie krwawi. Zaczęło do mnie docierać, że jednak żyję.

- Opowiem ci resztę w swoim czasie, a tym razem masz wypij te zioła, poczujesz się lepiej – chwyciłem kielich, dziwnie pachniał i smakował obrzydliwie. Mimo to wypiłem wszystko.

- A co z ludźmi z wioski ? - spytałem zasmucony.

- Większość pojmali do niewoli, a kilkoro zostało zabitych. Tylko ty przeżyłeś, przykro mi – rzekła ze współczuciem.

- Dziękuję za ocalenie życia – szepnąłem.

- Nic nie mów odpoczywaj, przyjdę później, przyniosę trochę jedzenia i czyste ubranie.

- Odstawiłem kielich na stojący obok drewniany, niewysoki stół.

Odchodząc spojrzała jeszcze na mnie. Byłem zakłopotany i nie mogłem pojąć tego wszystkiego – musiało minąć wiele czasu od tamtego dnia. Wściekłość, przerażenie, strach, ból – to ciągle mną władało. Wiedziałem, że muszę się stąd wydostać. Dookoła pełno ksiąg, zwojów, ziół – wyglądało to na miejsce jakiegoś szamana. Kiedy zostałem sam próbowałem wstać, po zrobieniu kilku kroków przewróciłem się, rozbijając przy okazji stojące na ziemi dzbany. Chwilę po tym kobieta znów zjawiła się ze słowami:

- Wy wojownicy Nosyaak jesteście nieposkromieni.

- Nie wstawaj jesteś zbyt słaby. Minęło zaledwie kilka dni odkąd tu jesteś.

- Nikt cię tu nie więzi, odejdziesz kiedy tylko nabierzesz sił – proszę.

Pomogła mi usiąść na łożu – jej dotyk był ciepły i delikatny. Przykucnęła i zbierała resztki dzbanów, a ja się na nią gapiłem bez celu. Zostałem sam i obiecałem sobie jedno, że zemszczę się i uwolnię ludzi rodu Nosyaak – poczułem jak łza powoli zsuwa się po policzku.

Nadciągał wieczór - poczułem intensywny, unoszący się dookoła zapach pieczonego mięsa - głód coraz bardziej dawał się we znaki. Usłyszałem pukanie – to ja Szamisa, przyniosłam kolację.

- Wejdź proszę – odparłem z niecierpliwością.

Podeszła trzymając w rękach misę pełną mięsa, którą postawiła na stole. Bez wahania chwyciłem jeden kawał i zacząłem wściekle jeść – tłuszcz i resztki spadały na koszulę i łoże. Nie zwracałem na to uwagi – liczyło się, abym napełnił swój pusty brzuch.

- Cieszę się, że ci smakuje – to sprawka naszego kowala, który tak dobrze przyrządza mięso.

- Kowala ?

- Tak ! - nazywa się Kantalla – to kobieta.

- Czy tu są same kobiety ? - nie dowierzałem.

- Nie, są też i mężczyźni – ale przeważnie to starcy. Niewielu nas tu żyje. Troplerzy pojmali w niewolę większość młodych chłopów, pozostawili tych co nie byli przydatni.

- Przydatni w czym ?

- W służeniu Lordowi.

- Dużo wiesz o tym całym Lordzie ?

- Robi się ciemno, pójdę już, a ty wyśpij się. Dobrej nocy Danilosie – rzekła z uśmiechem.

Odwzajemniłem się tym samym – poczułem chwilową ulgę. Nakryłem się na całe ciało, zaśnięcie zajęło mi trochę czasu.

Kilka kolejnych dni wyglądało tak samo – codziennie rano posiłek, zioła, kolacja i odpoczynek. Czułem się dziwnie nie znając swojego ciała, ale bardzo powoli wracały mi siły.

Po jakimś czasie wczesnym rankiem zjawiła się Szamisa i zaproponowała, abym wybrał się z nią na krótki spacer po wiosce.

- Przyniosłam ci czyste i nowe odzienie, powinno być dobre.

- Dziękuję – starałem się szybko przebrać i wyjść na zewnątrz. Zależało mi na zaczerpnięciu świeżego powietrza. Miałem już dość tego ciągłego leżenia i nic nie robienia.

- Wyjdę i czekam tuż za drzwiami.

Nie było łatwo, męczyłem się, ale nie poddawałem. Po zdjęciu koszuli spojrzałem na blizny. Dotykałem je ręką czując ból, ale i motywację do nieuniknionej zemsty na tych co mi to zrobili.

Ze sporym trudem otworzyłem drzwi i trzymając się poręczy zszedłem po schodach. Poczułem gorące promienie słońca na twarzy. Szamisa cały czas była obok i podtrzymywała mnie, abym się upadł. Nie bardzo mi to odpowiadało – jestem wojownikiem, nikt nie opiekował się mną w ten sposób. Widziałem jak jej zależało i ile serca w to opiekę wkładała, więc nie chciałem tego psuć. Z daleka przyglądali się pozostali mieszkańcy oraz kilkoro dzieci. Czułem na sobie ich spojrzenia – nie dziwiłem się, byłem w końcu obcy i nowy w obozie.

Opowiadała mi o rzeczach związanych z obozem – kto gdzie mieszka, czym się zajmuje i jak żyją. W międzyczasie dobiegał do nas odgłos pracy w kuźni – było to co najbardziej mnie zaintrygowało i zaciekawiło.

- Czy możemy tam się udać ? - spytałem.

- Chodźmy – odrzekła widząc jak mnie tam ciągnęło.

Zbliżyliśmy się do niewielkiej kuźni – drewnianej, pokrytą strzechą. Pod ścianą stały wiadra z wodą i kilka sztuk wykutej broni – sierpy, klingi, włócznie.

Stojąc w środku ujrzałem długi, biały zapleciony warkocz opadający wzdłuż pleców. Smukłe, solidnie umięśnione ciało odziane w skórzany strój. Ręka uderzająca młotem opleciona złotym łańcuchem – wyglądało to dość nietypowo. Długie nogi skryte w butach sięgających kolan z metalowymi elementami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania