Poprzednie częściRazumow

Razumow / ciąg dalszy/

— Ty masz, nasze marzenia i swoją siłę — słyszysz!, będziesz szczęśliwa, masz być szczęśliwa, tam, głęboko w sercu, bije twoje źródło, możesz czerpać z niego garściami, w złych i dobrych chwilach — pamiętaj.

Maria zamknęła oczy.

— Fiodorze, teraz będzie inaczej, boję się — mój narzeczony …

Razumow, delikatnie musnął policzek Marii, jego dłoń zatrzymała się, w jej włosach, Maria, otworzyła zaszklone oczy, jej oddech był gorący i słony.

— Nie róbmy tego, proszę — szepnęła.

— Przynajmniej, nich spełni się, jedno z marzeń — odpowiedział Fiodor.

Nagle, usta Marii, zaczęły błądzić po twarzy Fiodora, w końcu oboje, zatonęli w głębokim pocałunku, po chwili delikatnie, odsunęli się od siebie.

Fiodor wciąż patrzył, na Marię.

— Mam nadzieję, że nie żałujesz?

Twarz dziewczyny była rozpromieniona, oczami śledziła zachłannie, najdrobniejszy ruch, Fiodora.

— Teraz nie chcę, o tym, myśleć, to jakieś szaleństwo, ale nie żałuje, przecież za chwile, wszystko, wróci do normalności, jakby nic się nie stało.

— Racja — wtrącił Fiodor, ale chciałbym, żebyś wiedziała …

— Maria, znowu podeszła do Razumowa, przyłożyła delikatnie palec, do jego ust — Tak, musi być.

W głębi ogrodu zabrzmiał znajomy głos.

— Hej, hej, ale się najadłem.

— Grisza, ty łotrze! — odparł Fiodor.

— Zaraz tam, takie słowa, chciałem zakomunikować, że czas wam się kończy.

Maria, dyskretnie poprawiła suknię, tymczasem, Razumow, udawał, że czegoś szuka w kieszeni marynarki.

Grisza, zbliżył się do Marii i Fiodora, jego oczy iskrzyły.

— Ech, gołąbeczki, wracamy.

— Dobrze, dobrze — zaczął Fiodor, i tak mieliśmy wracać.

— No, nie wiem — odparł Grisza, jak tak, na was patrzę.

Maria, nieco rozluźniona.

— Prawda, łotr z ciebie, ale i tak cię lubię.

— No to, w drogę — zaintonował Razumow.

— Tym razem, moja droga, obaj z Fiodorem, odprowadzimy cię, do domu — stwierdził Grisza.

Maria, roześmiał się na głos — zgoda.

 

Wiatr, delikatnie, obmiatał wąską plażę, tafla jeziora, wydawała się, trwać, w bez ruchu, od czasu do czasu, pojawiały się, ledwie, wyczuwalne fale.

Kilka metrów od plaży, z zarośli, wystawała, sporych rozmiarów postać, lekko pochylona do przodu.

— Do diabła!, który to już raz zarzucam, i nic! — gdzie, podziały się, wszystkie ryby?

Michał Aleksandrowicz Szubachin, z wyjątkowym zacięciem, postanowił spędzić resztę urlopu, na wędkowaniu. Zanim, po raz kolejny, przymierzył się, do założenia przynęty, z niepokojem i irytacją, spojrzał na drogę.

— No nie, człowiek, przyjechał odpocząć, a tu masz.

— Witamy, szanownego pana Naczelnika.

— Co za licho, was tu przygnało?

— Stęskniliśmy się za panem, przy okazji chcieliśmy, aby poznał pan, naszą przyjaciółkę — odparł Grisza.

Szubachin, odłożył wędkę z trudem, ale wstał z krzesełka — na mocno już zmęczonej twarzy, pojawił się uśmiech.

— Macie szczęście młodzianki, że przyszliście w odwiedziny, z tak uroczym gościem.

Maria, zaskoczona, odważnym zachowaniem Szubachina.

— Słyszałam, o panu wiele dobrego, zwłaszcza, o wyjątkowej dociekliwości, w sprawach zawodowych.

— Cóż, moja panno, domyślam się, czyja to sprawka.

— Nie inaczej — odezwał się Fiodor, dzięki panu Michale Aleksandrowiczu, poznałem, czym jest, policyjna skrupulatność.

— Ech, dzieciaki — ze śmiechem skwitował Szubachin, dałby Bóg, żeby cała ta sprawa, wreszcie się zakończyła, martwi mnie brak informacji, o postępach w śledztwie, czuję przez skórę, że to jeszcze, nie koniec kłopotów.

— Michale Aleksandrowiczu — odezwał się Fiodor, jestem pełen nadziei i wiary,

w skuteczność naszej policji.

— Nie dworujcie sobie, wiem, do czego pijecie, tym razem, obejdzie się, bez dodatkowych wyjaśnień, zresztą dość o tym, przejdźmy się.

— Skoro mowa, o wypoczynku — wtrąciła Maria, zapraszam pana, do mojego ogrodu. Szubachin spojrzał na dziewczynę.

— Zastanawiam się, czy to, aby dobry pomysł, twoi rodzice, nie spodziewają się, takiego gościa.

Grisza, delikatnie trącił Fiodora.

— Pan naczelnik, wszędzie jest mile widziany, dusza człowiek, choć, psia służba.

— Michale Aleksandrowiczu — ponowione, odezwała się Maria, proszę mi wierzyć, wszystko będzie jak trzeba.

— Cóż, gołąbeczko zaryzykuję, dawno nie piłem dobrej herbaty, przy okazji, obejrzę twój ogród.

Mijali, brzozowy zagajnik, Maria z Szubachinem, gorączkowo o czymś rozmawiali, Grisza

z Fiodorem, pozostali nieco w tyle, nagle, z głębi zagajnika, rozległ się, tępy, metaliczny dźwięk, w tej samej chwili, Fiodor, stanął, rozluźnił ramiona i bezwładnie, osunął się,

na ziemię.

— Michale Aleksandrowiczu — donośnym głosem, zawołał Grisza, niech mi pan pomoże. Szubachin, odwrócił się do tyłu, stanął ja wryty, Maria, nie do końca, świadoma całej sytuacji, przeszła jeszcze, parę kroków.

— Panienko, niech się panienka zatrzyma, coś się stało z Fiodorem.

Po tych słowach Maria odwróciła się, w stronę Szubachina, oboje szybko podeszli, do Griszy, który klęczał, przy Fiodorze.

— Co mu się stało? — spytał Szubachin.

— Nie mam pojęcia, szliśmy za wami, nagle stanął, a po chwili, zwalił się, na ziemię.

Naczelnik zdjął marynarkę i podłożył Fiodorowi, pod głowę.

— Trzeba go obejrzeć, przesunął dłoń, w okolice, lewego barku, nagle, szepnął pod nosem.

— To nie możliwe, spojrzał na Griszę, potem na Marię — Fiodor, został postrzelony!

— Co? — łamiącym się głosem, zawołała Maria.

— Tak, moje dziecko, stało się to, czego najbardziej się, obawiałem — Grisza, chłopcze, jesteś młody, szybciej się sprawisz, biegnij, co sił, do państwa, Razumow, niech przyślą, powóz i sprowadzą doktora, tymczasem, trzeba opatrzyć ranę, pomożesz mi, Mario.

 

W pokoiku, sąsiadującym z salonem, trwała krzątanina, służąca, chodziła, od kuchni do pokoju, w dłoniach trzymała dzban, z ciepłą wodą i ręczniki, trwało to, ponad godzinę.

Z pokoju, wyszedł, starszy mężczyzna, z torbą lekarską, w towarzystwie Wiktora.

— Doktorze, niech pan, coś powie! — z niepokojem w głosie odezwała się Anna.

— Na szczęście, rana jest nie groźna, syn, za kilka dni, dojdzie do siebie, musi jedynie, wypocząć, nie wolno mu, forsować ramienia.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Wrotycz 01.03.2019
    Czytam.
    Trochę okroiłabym zapowiedzi/dopowiedzenia co do autorstwa wypowiedzi w dialogach. Kontekst czasami zupełnie wystarcza.
    I jeszcze przecinki, zbędny tu i ówdzie ich nadurodzaj:)
    Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania