Razumow / ciąg dalszy/
Zasięgnąłem, języka, u znajomego, który ma dojścia, w samej wierchuszce — koniec, końców, nasz aresztant, nigdy, nie dotarł, na miejsce.
Szubachin zamyślił się.
— Tak, ukręcili łeb sprawie — szepnął, pod nosem.
Aleksander, z niepokojem obserwował Naczelnika.
— Wszystko, w porządku, Wasza Wielmożność?
Naczelnik spojrzał na urzędnika.
— No cóż, skoro tak się, sprawy mają.
Po tych słowach zwrócił się do Aleksandra.
— Proszę słuchać, to ważne, władza zwierzchnia — tu na moment, spojrzał, na portret Imperatora, pogratulowała mi, skutecznie załatwionej sprawy.
Urzędnik, z lekko drżącym głosem.
— Może, miewam czasem, złe dni, ale nic, a nic, z tego nie pojmuję.
Szubachin uśmiechnął się, pod nosem.
— Ja również, podzielam, pańskie zaskoczenie, widać, tak już jest, dość o tym, wracamy, do codziennych zadań, jutro proszę sprowadzić, naszego młodzieńca.
— A kogo, jeśli łaska?
— Jak to, kogo — z uśmiechem wtrącił Naczelnik, Razumowa, rzecz jasna.
Po chwili, zastanowienia.
— Albo, nie, niech Pan, nic nie robi, sam go znajdę.
Minęły, cztery tygodnie, od kiedy Fiodor, wyjechał z domu Kiereńskich i jeszcze, dwa jak pożegnał się, z rodzicami i razem z Griszą, wrócił do miasta.
Tak, naprawdę, to nic się, nie zmieniło, Mira, nadal milczała, jej nieobecność, mocno zasmuciła Razumowa, praca, nad kolejnym tematem, szła opornie.
Pomimo oczywistych sukcesów oraz faktu, że o ostatnim cyklu obrazów, mówiło całe miasto, nie zmieniło to, nastawienia Fiodora.
Wasyl robił, co mógł — osobiście, przygotowywał, śniadania, obiady, kolacje — no, nie do końca, pomagał mu, zaprzyjaźniony kucharz, z tutejszego hotelu, o wyjątkowych, zdolnościach kulinarnych.
Kolejna, niedziela, zapowiadała się podobnie, do poprzednich, Wasyl znów, stawał na głowie, by Fiodor, odzyskał dawny humor i radość życia.
Po naprawdę wykwintnym śniadaniu, Wasyl, przyniósł do salonu, kawę i ciastka, od najlepszego cukiernika, w mieście.
Razumow, usiadł wygodnie w fotelu.
— Muszę się przyznać, mój drogi, że jestem pod wrażeniem, twoich starań.
— Ależ, paniczu, nie mogę patrzyć, jak się panicz zamartwia, minęło tyle czasu może, wyszedłby panicz, do miasta.
Fiodor uśmiechnął się, sięgnął po filiżankę z kawą.
— Wasyl, coraz lepsza, ta kawa.
— Taka sama jak zawsze, najwyraźniej, moja kuracja, zaczyna przynosić, efekty.
Rozmowę, przerwało energiczne pukanie do drzwi, Fiodor z Wasylem, spojrzeli na siebie, żaden z nich, nie śmiał, wypowiedzieć głośno, swoich myśli.
— Wasyl, sprawdź, kto to.
W przedpokoju zapanowało zamieszanie, Fiodor, coraz bardziej zniecierpliwiony, wstał z fotela.
— A witam, młodzieńca.
Razumow, zaskoczony.
— Pan Naczelnik, tutaj?
— A, co sobie myślałeś, że można, ot tak, zapomnieć Szubachina.
— Ależ, skąd — odparł, z radością.
Wasyl, przynieś, jeszcze jedną, kawę.
Szubachin rozsiadł się, rozpiął kołnierzyk.
— Zmęczyłem się trochę, ale, to nic, wyobraź sobie, że nieszczęsna sprawa, której sam, stałeś się ofiarą, wreszcie, dobiegła końca, powiem, tylko tyle — obaj mamy, święty spokój, więcej, nie mogę zdradzić — rozumiesz, tajemnica.
— Tak, oczywiście, tajemnica — powtórzył cicho Fiodor.
Szubachin przybliżył się, do Fiodora.
— A skąd ta, marsowa mina? — rozumiem, wszystkiemu, winne są kobiety, tym razem, postanowiłem zrobić jeden, dobry uczynek.
Szubachin spojrzał, na stojącego obok, Wasyla, ten bez słowa, odszedł, w stronę przedpokoju.
Fiodor, w pierwszej chwili, nie zauważył, że w salonie, zjawiła się Mira, dopiero po chwili, z niedowierzaniem, spojrzał w jej stronę.
Szubachin, najwyraźniej rozbawiony.
— Chciałeś mieć kłopoty — no to, je masz.
Razumow wstał i podszedł, do Miry.
— Nie wiem, co powiedzieć.
— A, może tak, dzień dobry? — z lekkim, drżeniem w głosie, odparła Mira.
Fiodor uśmiechnął się.
— Rzeczywiście, dzisiaj, jest nadzwyczaj dobry.
Zbliżył się, do Miry.
— To, cudowny dzień.
— Dla mnie, też — szepnęła, cicho.
— Wiesz, Wasyl — wtrącił Szubachin, teraz, będziesz miał, roboty za dwóch, a kto wie, czy nie, za trzech.
— Lepszej niespodzianki, Naczelniku, nie mógł, mi pan, zrobić — odezwał się, Razumow.
— Cieszy mnie, to niezmiernie, przy okazji, Mira już u nas, nie pracuje, z resztą, ja i tak, niedługo, odchodzę, na emeryturę.
Fiodor, z błyskiem w oczach, spojrzał na Szubachina.
— To już, nie będzie, ta sama policja.
— Policja, nie jest, od tego, by ją, lubić — odparł Naczelnik.
— Co, nie przeszkadza, żeby pracowali tam, ludzie — wtrącił Razumow.
— Racja — dodała Mira.
Szubachin, ciepłym i serdecznym spojrzeniem, zmierzył wszystkich.
— Najmilsi, na mnie pora, życzę szczęścia, uważajcie na siebie, da Bóg, może się jeszcze, zobaczymy.
— Dziękuję, za wszystko, Michale Aleksandrowiczu — z niekłamanym wzruszeniem, odezwała się, Mira.
— Ja także, dziękuję — wtrącił Fiodor.
— Dobrze już — odparł Szubachin — Wasyl, uważaj na siebie, i na nich, młodzi, zawsze rozrabiaj, a potem my, dorośli, musimy to naprawiać — z uśmiechem w glosie, stwierdził Szubachin.
— Oczywiście, Wasza Wielmożność, po to, tu jestem.
Kiedy, Szubachin wyszedł, zrobiło się cicho.
— Porządny człowiek, z tego Naczelnika — odezwał się, Fiodor.
— A tak, porządny — przytaknął Wasyl.
— Co by nie mówić, gdyby, nie on — odparła, Mira.
— Gdyby, nie on — ze wzrokiem wlepionym, w Mirę, powtórzył Razumow.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania