Razumow / ciąg dlaszy /
— No, Fiodor, będziesz sam, delektował się, takimi frykasami? — z przekąsem spytał Grisza.
— Daj talerz, rudzielcu, niech stracę.
— Proszę, o wybaczenie — odezwał się Wasyl, ale już teraz, czuję zadowolenie, widać, że panicz, Fiodor, ma serce, po właściwej stronie.
— Za to, o połowę mniej, truskawek — ze śmiechem, stwierdził Wiktor.
Pozostałym biesiadnikom, również udzielił się, wesoły nastój.
— Nie wiem, czy wiesz — zaczęła Anna, chyba wczoraj, tak wczoraj, była u nas, przejazdem, Maria, kazała cię, pozdrowić.
— A mnie? — zapytał z przekąsem, Grisza.
— Ciebie, również, jak ona to powiedziała — już wiem: proszę, pozdrowić, tego, sympatycznego, młodzieńca, z ognistą głową.
— W rzeczy samej — skwitował Fiodor, mój szanowny kolega, to niegasnący płomień.
— A tam, zaraz niegasnący — z ironią, zripostował, Grisza, pomarzyć nie można, czy co, lepiej opowiedz — zwrócił się do Fiodora, kto ci ostatnio, pozował, do obrazu.
Po tych słowach zapadła cisza. Anna, dyskretnie spojrzała, w stronę syna, jednocześnie, bacznie obserwowała, reakcję męża.
Fiodor, jakby nigdy nic, zajadał się truskawkami, kiedy sięgnął po ostatnią, zwrócił się do Griszy.
— No tak, złote włosy i złote usta, oto cały Grisza, cóż truskawki palce lizać, co do obrazu …
— Obraz, jaśnie wielmożni państwo, to istne cudo, a właściwie, to osoba, która do niego pozowała — oświadczył, Wasyl.
— A, któż to, taki?— z zaciekawieniem spytała Anna.
— Jak to, kto? — odezwał się Grisza — Mira.
— Czemu, nic mi, nie wspomniałeś, synku — spytała Anna.
— A, co tu, mówić, zwyczajnie, od jakiegoś czasu, nosiłem się, z zamiarem, namalowania cyklu obrazów, pod tytułem: „Nimfy”, Mira nalegała, nie mogłem, odmówić i tak, powstał, ten obraz.
— Proszę mi wierzyć, panicz przeszedł, samego siebie, cóż, gdyby nie wdzięk Miry, nie ma co gadać, ta dziewczyna, tchnęła ducha, w płótno — skwitował Wasyl.
— Chętnie poznałbym tę panią — odparł Wiktor.
— Jeśli tylko, będzie to możliwe, ojcze — Fiodor, wypowiedział te słowa, bez większego entuzjazmu.
Uroczysta kolacja dobiegła końca, w salonie, pozostała, Anna z Wiktorem.
Anna zwróciła się, do Wiktora.
— Chyba, powinniśmy mu powiedzieć, o Marii.
Mężczyzna milczał, po chwili, wstał od stołu i podszedł do drzwi, prowadzących, na taras. Powoli zapadał zmierzch, mimo to, powietrze, nadal było ciepłe, Wiktor rozsunął firany, otworzył, drzwi balkonowe.
— Może, usiądziemy na tarasie? — zwrócił się do Anny.
Kobieta uśmiechnęła się życzliwie i podeszła do Wiktora, oboje rozsiedli się, wygodnie, w wiklinowych fotelach.
Całkiem miły wieczór, po całym dniu, wreszcie trochę spokojnie — wtrącił Wiktor.
Anna spojrzała na męża i ujęła jego dłoń.
— Nie odpowiedziałeś, na pytanie?
— Oczywiście, trzeba mu, o tym powiedzieć, jednak lepiej będzie, jak zrobi, to Maria.
— Daj spokój, nie sądzę, żeby to zrobiła, Fiodor jest dla niej, miłym chłopcem z sąsiedztwa — nic więcej.
— Masz rację, powiem mu, o tym, zaraz, po śniadaniu — z zadumą stwierdził Wiktor.
Od rana, panowało spore zamieszanie, Wiera, przygotowywała śniadanie, Wasyl, poczuł się wreszcie, zarządcą domu z przyległościami, jak przystało, na majordomusa, przejrzał powóz, przygotował konie do drogi, Anna, zajęła się, przymierzaniem garderoby.
— Wiktorze!, czy mógłbyś, tu przyjść.
— Anno!, dobrze wiesz, że w tych sprawach, zdaje się, całkowicie, na twój gust.
— Z tobą, to tak, zawsze, wiesz, jak mi, na tym zależy, Kiereńscy …
— Wiem, Kiereńscy, Kiereńscy, nie róbmy, niepotrzebnej parady — odparł Wiktor.
— Masz, rację, w końcu, to tylko, sąsiedzka wizyta, ale i tak — sama już, nie wiem.
— Mamo!, mamo! — zawołał Fiodor, wychodzimy z Griszą, do parku.
— Zaraz, będzie śniadanie! — odpowiedziała Anna.
— Zdążymy.
Fiodor z Griszą, przeszli przez taras i zeszli po schodach, do parku.
Było to, wyjątkowe miejsce, do którego, najbardziej tęsknił Fiodor, spędził tu, najwspanialsze lata dzieciństwa.
Park składał się, z trzech części: pierwsza, to stare, rosłe dęby, stanowiły główną ozdobę parku, jednocześnie, przywodziły na myśl, swoisty mur, okalający cały kompleks zieleni, znajdującej się wewnątrz, z nimi, rosły inne, rzadziej rozstawione drzewa, w środku parku, znajdowała się, niewielka polana — gęsta, soczysta, trawa z pąkami kwiatów, które lśniły, w porannym słońcu, za polaną, trochę, na uboczu, otoczona, wierzbami, znajdowała się, stara, drewniana altana.
To właśnie tu, Razumow przesiadywał, snując fantastyczne plany, o tym, co będzie robił w przyszłości, to była, jego pustelnia, oczywiście, tylko wtedy, kiedy rodzice zajęci byli, swoimi sprawami. Anna i Wiktor, także, doceniali wyjątkowość, tego miejsca, z tego też powodu, dochodziło, między nimi a Fiodorem, do sprzeczek, tak naprawdę, przypominały raczej, drobne utarczki.
W rzeczywistości, więź, łącząca Fiodora z rodzicami była wyjątkowa, właśnie tu, w trakcie, wielogodzinnych rozmów, powoli, kształtowały się, jego wizje i pragnienia, w końcu, ziściły się życzenia Wiktora, syn ukończył, prawo.
Nie poszedł jednak, w ślady ojca, Wiktor, długo nie mógł, wybaczyć, Fiodorowi, że odrzucił, intratną posadę i zajął się malarstwem, nigdy, nie wracał do tego tematu, domyślał się, że syn, powinien wybrać, własną drogę. Niewątpliwie, spora w tym zasługa, Anny, która często bywała, mediatorem, cichym doradcą, obu mężczyzn.
Fiodor, z uśmiechem, na twarzy, zwrócił się do Griszy.
— O, to moja, pustelnia, zapraszam.
Po tych słowach, szybkim, ruchem ręki otworzył drzwi i obaj, weszli do środka.
Grisza z zaciekawieniem, rozejrzał się dookoła.
— Ech, bracie, żebym ja, miał, takie miejsce.
— Skromne i dlatego, lubię tu przychodzić — zaraz ci coś, pokarzę — Fiodor podszedł, do niewielkiego kredensiku.
— Ojciec, trzyma tu, ulubione trunki, może, coś się znajdzie.
— Co, tam masz? — spytał Grisza.
— Jak, to co, najlepszą wiśniówkę, w całej Rosji.
— Tak, przed śniadaniem?— z zaskoczeniem w głosie, spytał Grisza.
— Jeden, kieliszek i po krzyku, z resztą, ojciec jest skrupulatny, zaraz by, coś wywąchał — odpowiedział Fiodor.
Sięgnęli, po kieliszki, które stały, obok karafki z alkoholem, Wiktor, z namaszczeniem, wytarł kieliszki.
— Za co pijemy? — ja, za wakacje i za naszą przyjaźń — stwierdził Fiodor.
— Za spotkanie z Marią — odparł Grisza.
Fiodor oblizał się ze smakiem i spojrzał, na przyjaciela — mówiłem — zacny trunek.
— Trafiłeś, w sedno — ze śmiechem stwierdził Grisza.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania