Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Rodzina Cegielskich część druga

Minęły cztery długie lata od zaginięcia Mikołaja. Miki miałby obecnie piętnaście lat. Przez ten okres policja robiła co tylko mogła, aby odnaleźć chłopaka. Nurkowie dokładnie przeszukali dno jeziora, jednak nie znaleźli ciała. Natalia, odchodząc od zmysłów, wciąż podsuwała policji swoje teorie, dotyczące porwania. Najpierw rzuciła podejrzenie na gosposię, twierdząc, iż ta mogła uprowadzić dzieciaka dla okupu. Śledczy jednak dość szybko wykluczyli tę możliwość. Następnie posądziła o uprowadzenie, pana Karola. Uważała, że mężczyzna zachowywał się dość dziwnie, a ponadto często rozmawiał z Mikołajem. Policja zawitała w końcu do domu ogrodnika, z nakazem przeszukania mieszkania. Choć nie znaleziono wewnątrz chłopaka, policjanci natrafili na sporą ilość pornografii dziecięcej. Pan Karol został zatrzymany i wkrótce skazany na półtora roku więzienia.

Pedofil po siedmiu miesiącach odsiadki, trafił do zakładu psychiatrycznego. Jego choroba psychiczna spowodowana była najprawdopodobniej torturami, jakich doświadczał w celi. Pewnej nocy pan Karol usłyszał głos. Współwięźniowie spali na twardych pryczach, przykryci czarnymi kocami w białą kratę. Tajemniczy głos dochodził z pod łóżka jednego z nich.

– Karolu, nie bój się. To ja, Pan Głos. Jestem tu, aby cię uwolnić.

– Nie mów tak głośno, bo ich obudzisz, a wtedy oni znowu zaczną się nade mną znęcać – odparł półszeptem pan Karol.

– Nie obawiaj się Karolu. Tylko ty mnie słyszysz. Zapewne jest ci tu źle, a ja znam lekarstwo, które sprawi, że będzie ci dobrze.

– Co to za lekarstwo, Panie Głosie?

– Zemsta! Tylko tak możesz się uwolnić od tego koszmaru. Pomogę ci zemścić się na współwięźniach, a następnie na tej przeklętej kobiecie, która nasłała na ciebie policję.

Pan Głos wmówił pedofilowi, iż ten jest psem, i że inni tego nie wiedzą. Muszą to dostrzec, a wówczas go wypuszczą – przecież nikt nie trzyma zwierząt w więzieniu. Mężczyzna wstał, podszedł do łóżka Gracjana Słowika (odsiadującego karę dwudziestu pięciu lat więzienia, za brutalne zabójstwo teściowej) i już miał skoczyć mu do gardła, gdy ponownie usłyszał głos

– Karolu! Chyba nie chcesz zrobić tego tak szybko. Nie pamiętasz jak cię katowali? Jak miażdżyli ci penisa podeszwami butów, grożąc, że gdy tylko komuś o tym powiesz to cię zabiją?

Pan Karol poczuł wściekłość. Uwierzył, iż jest psem – wręcz prawdziwą bestią. Rzucił na podłogę kołdrę Gracjana, a następnie zsunął mu spodnie z pidżamy i wtopił się zębami w genitalia mężczyzny. Słowik wrzeszczał jak opętany. Dwójka pozostałych współwięźniów próbowała obezwładnić Karola, jednak ten zaczął gryźć ich w ręce. Pedofil stanął na czworakach obok okna, wyjąc i szczekając. Dopiero kilku strażników zdołało obezwładnić więźnia. To właśnie po tym zdarzeniu pan Karol wylądował na zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego.

W czasie czterech ostatnich lat, Natalia przeszła kilka załamań nerwowych, a Zygfryd zaczął pić. Bardzo często wracał do domu pijany. Próbował zapić rodzinną tragedię, przesiadując w pobliskim barze. Psychiczny stan zdrowia Cegielskiej uległ ostatnio poprawie. Kobieta coraz rzadziej zamykała się w sypialni, płacząc, trzymając zdjęcie Mikołaja i słuchając starych, dobrych kawałków Phila Collinsa („Now Billy, Billy don’t you lose my number”). Natalia zrozumiała, że ma jeszcze dwójkę dzieci. Franka, który będzie kiedyś znanym tenisistą, oraz Różę. Dziewczynka mimo siedmiu lat była niezwykle bystra i już potrafiła czytać. Według matki powinna zarządzać w przyszłości rodzinną firmą. Franek zdobywał wiedzę w domu, pod czujnym okiem korepetytorów. Dwa razy w tygodniu udawał się do Warszawy na treningi w klubie tenisowym, a w wolnym czasie ćwiczył odbicia na ściance przy korcie obok domu.

W pierwszy dzień wakacji, Róża wraz z Natalią wybrały się do małego wesołego miasteczka, usytuowanego niecałe dwa kilometry od posiadłości. Zygfryd leczył kaca po piątkowym wieczorze, natomiast Franek trenował na korcie za domem.

– Mamusiu, chodźmy jeszcze raz na „diabelski młyn”, proszę. – Róża przekonywała mamę, która tego dnia była wyjątkowo uległa względem córki. Kobieta doskonale wiedziała, iż po wakacjach, dziewczynka będzie musiała zająć się nauką. Koniec z bezsensowną zabawą – myślała Cegielska. – Koniec z marnowaniem czasu na głupoty. Beztroskie dzieciństwo musi kiedyś dobiec końca.

Matka i córka siadły w ciasnym, drewnianym wagoniku. Ani się nie obejrzały, a już były na samym szczycie „diabelskiego młyna”. Natalia podziwiała widoki, skupiając wzrok na warszawskich wieżowcach, oddalonych o kilkanaście kilometrów. Róża skubała watę cukrową, kiedy kątem oka dostrzegła nagle, że ktoś jej z dołu macha. Dziewczyna spuściła głowę i ujrzała wielkiego, biało – różowego królika, stojącego obok automatów do gry, trzymającego w łapie kilka balonów.

– Mamusiu, widzisz tego króliczka?!

Tak, widzę – odparła Cegielska. – Jak zaniedbasz naukę, to też kiedyś tak będziesz zarabiać na życie. Przebrana w idiotyczny kostium, rozdając dzieciom baloniki w wesołym miasteczku.

– To ten króliczek da mi balonik? Za darmo?!

– Pewnie tak.

Róża była bardzo podekscytowana. Jednak, gdy wagonik zjeżdżał w dół, przebieraniec począł oddalać się od kolejki. Dziewczynka krzyczała

– Stój! Króliczku, poczekaj!

Króliczek odwrócił się, raz jeszcze pomachał dziecku, po czym zniknął w tłumie ludzi.

Tego samego dnia wieczorem, Zygfryd znów wrócił pijany. Natalia ze łzami w oczach, zaprowadziła męża do sypialni. Róża i Franek kończyli oglądać jakiś film w salonie, po czym udali się do swoich pokoi.

Dziewczynka ubrała pidżamę, zgasiła światło, oraz zbliżyła się do okna, by je uchylić. Kiedy zerknęła przez szybę, ujrzała w oddali coś dziwnego – jakiś kształt. Róża otwarła na oścież okno i w tym momencie zamarła. Dostrzegła w blasku księżyca czerwony balon, trzymany przez jakąś postać. Tajemniczy „ktoś” stał pod lasem – jakieś trzydzieści metrów od okna pokoju dziewczynki. Dzięki wielkim, stojącym uszom, siedmiolatka rozpoznała jego sylwetkę. O Jezu – pomyślała. – Przecież to króliczek z wesołego miasteczka. Róża wybiegła z pokoju, kierując się w stronę sypialni rodziców. Kiedy stanęła przed uchylonymi lekko drzwiami, coś ją tknęło by ich nie otwierać. Wewnątrz zapalone było światło lampki nocnej. Róża zajrzała do środka i stała się świadkiem przedziwnej sytuacji – sytuacji, która pozostanie w świadomości dziecka na bardzo długo. Natalia rozmawiała z Zygfrydem. W oczach kobiety, dziewczynka dostrzegła łzy.

– Proszę cię, Zygfryd skończ z tym.

– Zamknij się wreszcie! – wykrzyknął mężczyzna, jakby nie swoim głosem. Róża dostała gęsiej skórki.

– Kochanie musisz iść na leczenie. Przecież nikt się nie dow…

– Powiedziałem zamknij ryj! – Zygfryd uderzył pięścią w twarz żony. Kobieta niemalże spadła z łóżka. Róża zauważyła w oczach matki smutek i przerażenie.

– Jak dalej mnie będziesz wkurwiać, to następnym razem uderzę mocniej – zagroził Zygfryd nienaturalnym – wręcz demonicznym głosem.

Siedmiolatka wracała do pokoju osowiała, zdezorientowana. Nie rozumiała sytuacji, której przed chwilą doświadczyła. Położyła się w łóżku, zamknęła oczy i zapomniała o otwartym oknie, oraz postaci, widzianej kilkanaście minut wcześniej przez jej oczy.

Tej nocy nie tylko Róża była świadkiem dziwnych wydarzeń. Po dwudziestej trzeciej Franek obudził się z zaschniętym gardłem. Na szafce obok łóżka stała szklanka z wodą. Jedenastolatek zrobił kilka łyków i gdy odstawiał szklankę, usłyszał odgłosy stukania, dochodzące z podwórza. Chłopiec wstał, podszedł do otwartego na oścież okna, po czym wychylił przez nie głowę. Z okolicy kortu dochodziły jakieś odgłosy. Franek momentalnie rozpoznał ten dźwięk – to odgłosy odbijanej piłki. Było zbyt ciemno, aby cokolwiek zobaczyć. Dzieciak wiedział, że budzenie rodziców w środku nocy mija się z celem. Tata śpi pijany, a mama i tak nie uwierzy chłopcu (Franek, to tylko sen. Idź do pokoju, śpij i daj nam spokój). Jedenastolatek założył kapcie, chcąc samemu udać się na zewnątrz. Jednak, gdy tylko otworzył drzwi pokoju, niepokojące dźwięki ustały. Zajrzał raz jeszcze przez okno, po czym wskoczył ponownie do łóżka.

Następnego dnia rano, Róża obudziła się zupełnie niewyspana. Wstając z łóżka, przypomniała sobie o tajemniczej postaci z balonikiem. Dziewczynka wyjrzała przez okno i dostrzegła czerwony balonik, zaplątany w gałązki małej brzozy płaczącej. Siedmiolatka dopiero teraz zrozumiała, że nie widziała w nocy żadnego przebierańca, tylko małe drzewko, posadzone niedawno przez tatę. Dwie sterczące gałązki brzozy, mogły w ciemności przypominać stojące uszy królika. Czerwony balon, pewnie przywiał tutaj wiatr. Być może zgubiło go jakieś dziecko w wesołym miasteczku – pomyślała Róża.

Kolejne dni wakacji przyniosły ze sobą olbrzymie upały. Temperatura przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza. Natalia nie cierpiała takiego gorąca. Godzinami wylegiwała się na wersalce w domu, pijąc schłodzoną lemoniadę i czytając „Poradnik pani domu”. Zygfryd wyjechał w podróż służbową za granicę, miał wrócić po tygodniu. Franek trenował odbicia na ściance tenisowej, jednak robił to bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Powodem był za pewne upał, jednak chłopca trapiło coś jeszcze. Jedenastolatek nie potrafił przestać myśleć o tajemniczym gościu, który kilka nocy wcześniej postanowił poćwiczyć sobie odbicia na korcie Cegielskich. Franek miał jakieś dziwne przeczucie. Przypomniała mu się pewna sytuacja z przed czterech lat.

Było to nie długo przed zaginięciem Mikołaja. Franek siedział przed domem i dręczył patykiem jakiegoś nieszczęsnego żuka. W pewnym momencie obok chłopca usiadł jego starszy brat. Miki był wyraźnie spięty. Starał się zagadać Franka, jednak ten, zajęty żukiem prawie go nie słuchał. Nagle Mikołaj powiedział coś, o czym jego młodszy brat dość szybko zapomniał na całe cztery lata.

– Posłuchaj Franek. Od dwóch tygodni ktoś zakrada się w okolice naszego domu i nie daje mi w nocy spać.

– Jak to? Codziennie? – spytał siedmiolatek.

– Nie, był dopiero dwa razy. Ale drugi raz, przyszedł dokładnie siedem dni po pierwszym razie. Zawsze w nocy z soboty na niedzielę.

– Mówiłeś już rodzicom?

– Jasne, ale oni mi nie wierzą. Twierdzą, że to tylko sen.

– To tak jak mi! Według nich Brzydki Chłopczyk, to niby moja wyobraźnia. A on naprawdę istnieje. Przed wczoraj w nocy zaglądał na mnie z szafy, przez szparę.

– Przecież nic nie zobaczyłbyś przez tak małą szparę, zwłaszcza w ciemności – odparł Mikołaj.

– Ale ja go słyszałem! On tam był! Poza tym coś w szafie się ruszało.

– Posłuchaj, chce ci tylko powiedzieć, że jak jeszcze raz usłyszę kogoś w tym lesie, to tam pójdę i sprawdzę kto to. Tylko nie mów o tym nikomu a zwłaszcza rodzicom. Mama dostałaby szału, gdyby wiedziała, że w środku nocy chcę wyjść na zewnątrz. – Franek zachichotał, po czym zapytał

– Więc dlaczego mi to mówisz?

– Sam nie wiem. Tak na wszelki wypadek. Jak bym nie wracał… to żebyś wiedział…

– Franek! Mikołaj! Natychmiast do domu na obiad – wrzasnęła przez okno Natalia, kończąc tym samym rozmowę rodzeństwa.

Sobota zapowiadała się na słoneczną i gorącą. Franek, wstając z łóżka, zdawał sobie sprawę, że dziś mija dokładnie tydzień od wizyty nieproszonego gościa na korcie. Chłopiec był podekscytowany, jednak odczuwał także niepokój – nawet lęk. Jeżeli w nocy znów usłyszy dźwięk odbijania piłki, będzie to oznaczać jedno – porywacz Mikołaja powrócił. To nie może być zbieg okoliczności. Nie mogę o niczym powiedzieć mamie – myślał jedenastolatek. – Na pewno Mikołaj żyje i teraz mam szansę go uratować, dowiedzieć się, kim jest porywacz.

Po kilkunastu minutach rodzeństwo siedziało w kuchni, jedząc śniadanie. Dziewczynka konsumowała płatki z mlekiem, natomiast jej brat zajadał się chlebem z marmoladą. Natalia towarzyszyła dzieciom przy stole, jednak po chwili wstała i wyszła do ogrodu. Wówczas Franek spojrzał na siostrę i zapytał

– Potrafisz dochowywać tajemnic?

– No jasne – odparła Róża.

– Chciałbym ci o czymś powiedzieć, ale musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.

– Obiecuję.

– Nawet mamie.

– Przecież wiem. Jak nikomu to nikomu. Franek powiedz wreszcie o co chodzi!

– Wiesz, że jak miałaś trzy lata, to ktoś porwał naszego brata Mikołaja, prawda?

– No tak, przecież rodzice wciąż się przez to kłócą. Tata twierdzi, że Mikołaj nie żyje, a mama, że na pewno żyje – powiedziała dziewczynka.

– No właśnie. Posłuchaj. On mi kilka dni przed swoim zniknięciem powiedział, że ktoś zakrada się w nocy pod nasz dom. Dokładnie w każdą noc z soboty na niedzielę. Wspomniał też, że chce sprawdzić kim jest ten ktoś.

– O rany! Dlaczego mi tego wcześniej nie mówiłeś?

– Bo to miał być nasz sekret. Ale posłuchaj dalej. Tydzień temu w nocy, ja też kogoś słyszałem. Słyszałem jak ktoś uderzał w piłkę na naszym korcie.

– Jak to uderzał?

– No na ściance, odbijał piłkę, zupełnie jakby przyszedł poćwiczyć. Róża, nie mam pewności, ale wszystko się zgadza. Są wakacje, ja mam jedenaście lat, i ten ktoś pojawił się w sobotę.

– Ale niby co się zgadza? – spytała siedmiolatka, wyraźnie zniecierpliwiona.

– No to, że wszystko jest tak samo jak cztery lata temu. Ja mam tyle samo lat, co wtedy Mikołaj, są wakacje i ktoś w ten sam dzień tygodnia kręci się obok domu. To może być porywacz, rozumiesz?! Chcę tylko żebyś wiedziała, że jak tej nocy znów usłyszę jakieś odgłosy, to pójdę tam i odkryję kim on jest.

– Franek, nie możesz! Lepiej powiedz mamie.

– Róża, ale ja muszę to zrobić! Mikołajowi pewnie potrzebna jest pomoc! Mama i tak nie uwierzy. Zamknie dom, schowa klucze i nigdy nie odnajdziemy Mikołaja! Nie chcesz, żeby mama była wreszcie szczęśliwa? Żeby tata przestał wracać do domu pijany? – Zarówno w oczach Róży, jak i Franka pojawiły się łzy. – Być może to tylko domysły, ale czuje, że to porywacz.

– Dlaczego w takim razie mi to mówisz? – spytała dziewczynka.

– Bo to część mojego planu. Musisz mi pomóc. Gdy będę wychodził, zapukam do twojego pokoju, a wtedy ty wejdziesz do mojego. Będziesz stała przy oknie i czekała. Kiedy upewnię się, że to na pewno jest porywacz, wtedy zacznę krzyczeć na całe gardło. Ty zawołasz mamę i przybiegniecie mi pomóc. Tym sposobem go złapiemy.

– To strasznie głupi plan.

– To wymyśl lepszy. Zobaczysz będę ostrożny. Uda się. Jeśli to ten porywacz, to znajdziemy Mikołaja. Tylko proszę zgódź się.

– Sama nie wiem…

– Pomyśl o mamie i o tacie…

– No dobra. Ale obiecaj, że będziesz uważał.

– Obiecuję.

Ten upalny, sobotni dzień zleciał wyjątkowo szybko. Franek ani się nie obejrzał, a już zegar wybił dwudziestą pierwszą. Chłopiec przygotował latarkę, tenisówki (żeby móc szybko biec w czasie ewentualnej ucieczki), po czym zgasił światło i położył się do łóżka. Natalia poszła spać tego wieczoru wyjątkowo wcześnie. Jedenastolatek słyszał skrzypienie sprężyn tapczanu Róży, znajdującego się za ścianą. Po chwili w domu zapadła absolutna cisza.

Franek zerkał co jakiś czas na zegar, stojący na regale obok łóżka. To zerkanie usypiało chłopaka. Mijały sekunda za sekundą, minuta za minutą. Tik-tak, tik-tak. W końcu chłopiec zasnął.

Dochodziła trzecia, kiedy Franka obudził jakiś krzyk. Dzieciak usiadł na łóżku, rozejrzał się oszołomiony i już miał pomyśleć, że to był tylko sen, gdy nagle usłyszał dźwięk otwierania bramki na korcie (zawiasy od dawna wymagały naoliwienia.) Po kilku sekundach, wdał się słyszeć ten sam dźwięk, co przed tygodniem – dźwięk odbijania piłki tenisowej rakietą. Chłopiec był teraz naprawdę przerażony. Przez moment chciał nawet schować głowę pod kołdrą i przeleżeć tak do rana, jednak przypomniał sobie Mikołaja – swojego ukochanego, starszego brata. Zrobię to dla ciebie, Mikołaj – pomyślał Franek, wstając z łóżka, ubierając buty, oraz chwytając do ręki latarkę.

– Róża, wstawaj. On powrócił, słyszysz? – Jedenastolatek zapalił światło w pokoju dziewczynki i z przerażeniem stwierdził, że siostry nie ma w łóżku. Zgasił światło, po cichu wyszedł z pokoju, a następnie udał się korytarzem w stronę klatki schodowej. Gdzie jest Róża? – myślał chłopiec. Już miał stanąć na pierwszym stopniu schodów, gdy w ciemności dostrzegł czyjąś sylwetkę. Dzieciak aż jęknął z przerażenia.

– Spokojnie, to tylko ja. Byłam w toalecie – odparła Róża.

– Boże. Chcesz żebym dostał zawału? Idź do mojego pokoju. Czas zaczynać.

– Ale jak to?

– Tak to. On powrócił, rozumiesz? Teraz jestem pewny, że to porywacz Mikołaja. Idź do mojego pokoju i czekaj na znak, jak będę całkowicie pewien, że to porywacz, wtedy zamknę bramkę i zacznę krzyczeć. Wówczas zawołasz mamę.

– Dlaczego nie możemy już teraz jej zawołać.

– Bo nam nie uwierzy. A jak usłyszy, że wyszedłem na zewnątrz, to tam pobiegnie i sama nakryje tego świra. Idź już do pokoju, bo on ucieknie.

– Tylko błagam, bądź ostrożny.

Franek, idąc w kierunku kortu, słyszał jak tajemniczy tenisista odbija piłkę od ścianki tenisowej. Chłopiec dopiero teraz zrozumiał, że pakuje się w poważne kłopoty. Co jeśli okaże się, że to jakiś dwu metrowy, napakowany gangster? – myślał. – Nie poradzę z nim sobie. Co ja najlepszego robię? – Jedenastolatek minął brzozę płaczącą i w tym momencie dostrzegł postać na korcie, oświetlonym blaskiem księżyca. Intruz wyglądał jak zawodowy tenisista – białe adidasy, białe spodenki, koszulka typu polo, oraz zielona czapka z daszkiem. Uwagę Franka przykuła jednak nienaganna technika nieznajomego. Forhend, bekhend, forhend, bekhend. Chłopiec kroczył powoli, niepewnie. Gdyby nie ta cholerna czapka z daszkiem, zapewne wiedziałby przynajmniej, jakiej płci jest tajemnicza postać. Franka wiodła przed siebie ciekawość, jednak w odbiciach i ruchach nieznajomego było coś dziwnego. Coś, co hipnotyzowało dzieciaka. Gdy Franek stanął wreszcie na korcie, tenisista złapał odbitą od ścianki piłkę i schował ją do kieszeni. Chłopiec przełknął ślinę, po czym zapytał

– Nie wiem kim jesteś, ale chcę byś odpowiedział, czy to ty porwałeś cztery lata temu mojego brata? – Nieznajomy stał w miejscu, zwrócony twarzą w ściankę. – Gadaj do cholery! – W tym momencie intruz odwrócił się w stronę dziecka. Zrobił kilka kroków w przód, po czym energicznym ruchem ściągnął czapkę.

– Cześć Franiu! Poznajesz mnie?! – wykrzyknął tajemniczy „ktoś”.

Franek wpatrywał się chwilę w twarz tenisisty, by po kilku sekundach pobladnąć na twarzy.

– Co? Ale… to … – mamrotało dziecko. – To przeci…, niemożliwe. Boże, to jest przecież nie możliwe!

Frankowi zaczęło wirować w głowie. Czuł, że zaraz zemdleje. Próbował krzyczeć jednak nie potrafił. Postać z rakietą tenisową zaczęła zbliżać się do dzieciaka. Wówczas Franek wydał z siebie głośny – bardzo, bardzo głośny krzyk. Po chwili nie był to już krzyk, a skrzek podobny jaki wydają ptaki.

Róża, słysząc to obudziła mamę. Kilka minut później Natalia z dziewczynką pędziły w stronę kortu. Kiedy dotarły na miejsce, nie zastały nic, poza dwoma trampkami Franka. Buty wyglądały jakby chwilę wcześniej eksplodowała w ich wnętrzu petarda.

– Róża! Gdzie on jest?!

– Nie wiem, słyszałam jak krzyczał a potem…. – Dziewczynka nie była w stanie już nic powiedzieć. Płakała.

Natalia chwyciła do rąk buty syna (a raczej to, co z nich zostało) i dosłownie wyła, trzymając się za głowę. Róża, widząc to jeszcze bardziej zaczęła płakać.

– Nie! To miejsce jest przeklęte! Boże, Franek! – Kobieta padła na ziemię i uderzała głową o powierzchnię kortu. Po chwili na twarzy Cegielskiej pojawiła się krew. Waliła głową o ziemię, wrzeszcząc i wyjąc jednocześnie. Widok ten był tak przerażający, że siedmioletnia Róża zakryła sobie usta ręką i co sił w nogach pobiegła w stronę domu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania