Rodzina Cegielskich część pierwsza

– O rany, ale tu pięknie! – wykrzyknął swym donośnym głosem Mikołaj, na widok wielkiego, starego domu. Pan Zygfryd, spojrzał w kierunku chłopca i delikatnie się uśmiechnął.

– To nasz nowy dom, synu. Dziś wszystko zaczynamy od nowa – powiedział mężczyzna.

– Mam nadzieję, Zygfrydzie, że każesz zrobić cos z tą dziurawą drogą – wtrąciła chłodno pani Natalia.

– Oczywiście droga żono. Nie tylko z drogą.

Państwo Cegielscy, wjeżdżali swoim czarnym mercedesem, na teren starej posiadłości, otoczonej lasami. Choć ich nowy dom, znajduje się jedynie kilkanaście kilometrów od Warszawy – dotychczasowego miejsca zamieszkania rodziny, chcą zacząć nowe życie, zapominając jednocześnie o przeszłości – tragicznej przeszłości. Jedyna rzecz, jaka jeszcze łączy ich ze stolicą, to wielka rodzinna firma, założona niegdyś przez dziadka Zygfryda Cegielskiego.

Natalia Cegielska, matka jedenastoletniego Mikołaja, siedmioletniego Franka, oraz trzyletniej Róży, wpadła kilka miesięcy wcześniej, na pomysł przeprowadzki. Jej najstarsze dziecko – szesnastoletnia Eliza, przed rokiem popełniła samobójstwo. Dziewczyna wyszła wieczorem z domu i po prostu zniknęła. Poszukiwania trwały kilka dni. Ostatecznie odnaleziono zwłoki nastolatki, w głębi lasu. Eliza powiesiła się. Pani Natalia, zrozumiała po tej tragedii, jak wielki błąd wychowawczy popełniła względem zmarłej córki. Pozwoliła bowiem dziewczynie, na kontakt z hołotą. Szesnastolatka uczęszczała co prawda do prywatnej, elitarnej szkoły, lecz i tamtejsza młodzież (zdaniem Natalii), to banda prostaków, zboczeńców, kryminalistów. Eliza całymi dniami trenowała grę na skrzypcach – w oczach matki, była przyszłą wirtuozką tego instrumentu. Dziewczyna nie mogła spotykać się z nikim po szkole. Jej jedynymi przyjaciółmi, pozostawały skrzypce i smyczek. Rodzicielka dziewczyny postanowiła, że rodzina musi zmienić miejsce zamieszkania, by móc zapomnieć o tragedii, oraz uchronić Mikołaja, Franka, oraz Różę, przed złym wpływem tego strasznego świata. U jedenastoletniego Mikołaja, kobieta odkryła talent muzyczny. Kupiła chłopcu skrzypce, wynajęła korepetytora, który ćwiczył z nim, gdy ten wracał ze szkoły. Skoro Eliza odeszła, zastąpi ją Mikołaj – myślała Natalia. Względem swojego młodszego syna, Cegielska również miała ambitne plany. Celowo nakłoniła męża, by kupił posiadłość z miejscem na kort tenisowy. Kobieta we Franku, widziała bowiem przyszłego, światowej sławy tenisistę.

Zygfryd zaparkował samochód na wielkim placu przed domem. Za starą willą, tuż pod lasem, dostrzec można było zaniedbany kort tenisowy.

– Spokojnie – rzekł Cegielski. – Każę go wyremontować i od września, Franek będzie mógł zacząć treningi.

– A gdzie będziemy chodzić do szkoły? – spytał Mikołaj.

– Nie będziecie chodzić do szkoły – odparła Natalia. – Załatwiliśmy wam prywatne nauczanie w domu. Nauczyciele, będą tu przyjeżdżać z Warszawy – już od września.

– Mamo, ale przecież przejeżdżaliśmy przed chwilą obok jakiejś szkoły – wtrącił Mikołaj.

– Synu, chyba nie myślisz, że posłalibyśmy ciebie, oraz brata do państwowej szkoły. Wiesz dobrze, że do takich szkół, chodzą osoby z marginesu społecznego. Nie martw się, pan Jan (pan Jan to korepetytor z gry na skrzypcach, który uczył Mikołaja w Warszawie) również będzie do ciebie przyjeżdżał po wakacjach.

Rodzina wypakowała z samochodu część swoich rzeczy (meble i inne większe przedmioty, zostały przetransportowane do domu kilka dni wcześniej), po czym ruszyła w stronę drzwi. Mikołaj niósł brązowy futerał ze skrzypcami. Franek trzymał w lewej dłoni małego, pluszowego misia, natomiast Róża, żwawo kroczyła przed siebie, ściskając rękę taty.

Kiedy rodzina znalazła się wewnątrz, Mikołaj zaniemówił z zachwytu, Róża dostała czkawki, Zygfryd niepewnie spojrzał na żonę, która lekko się uśmiechnęła (bardzo rzadko to czyniła).

– I jak, kochanie? Może być? – spytał mężczyzna.

– Muszę przyznać drogi mężu, że nie spodziewałam się tak wyrafinowanego wnętrza.

Jedynie mały Franek wyglądał na rozczarowanego. Wpatrzony w białą ścianę, po chwili zaczął płakać.

– Co się dzieje Franiu? – zapytał łagodnie Zygfryd.

– Ten chłopczyk, brzydki chłopczyk! Nie chcę go tu! – wykrzyknęło dziecko, wskazując palcem na obraz, zdobiący ścianę. Malowidło przedstawiało małego chłopca, ubranego w białą koszulę, trzymającego w ręku coś, co przypominało śrubokręt. Największą uwagę, przykuwał jednak dziwny wyraz twarzy chłopca – lekko uśmiechniętej, lecz uśmiech ten przypominał bardziej grymas bólu, przerażenia.

– Mi też nie podoba się ten portret – odrzekł Cegielski. – Zaraz go ściągnę.

– Wykluczone Zygfrydzie! – odparła ostro Natalia. – Ten piękny, stary portret, świetnie komponuje się z tą ścianą. To że wyremontowałeś wnętrze tej willi, nie znaczy, że musimy pozbywać się wszystkiego, co się tu wcześniej znajdowało.

– Ale Franek boi się…

– Powiedziałam wykluczone. Obraz zostaje. Proponuję, byś pokazał dzieciom, gdzie są ich nowe pokoje.

– Oczywiście droga żono – westchnął Zygfryd, oprowadzając następnie rodzinę po domu..

Kolejne kilka dni sprawiło, że Cegielscy przywykli do nowego miejsca. Czuli się coraz lepiej w willi, nie mając świadomości tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Zanim jednak opowiem, o tym tragicznym zdarzeniu (zdarzeniach), przybliżę pewną noc, będącą w zasadzie początkiem końca rodziny Cegielskich.

Było kilka minut przed godziną dwudziestą pierwszą. Róża spała już w sypialni rodziców. Franek ścielił swoje łóżko, natomiast Mikołaj, po skończonej kąpieli, również zajął własny pokój. Państwo Cegielscy oglądali telewizję, w salonie na dole, ale i oni za chwilę udadzą się na spoczynek.

Mikołaj, pierwsze co zrobił po wejściu do pokoju, to otworzył szeroko okno (lipcowa noc, była wyjątkowo gorąca). Chłopiec czuł wielkie zmęczenie – praktycznie cały dzień trenował grę na skrzypcach, pod czujnym okiem matki. Miki (tak pieszczotliwie nazywał go ojciec), lubił muzykę, jednak nie cierpiał grać na skrzypcach. Wiedział, że idzie mu to coraz lepiej, lecz miał dość ciągłych treningów, ćwiczeń. Natalia nie pozwalała dziecku bawić się z młodszym rodzeństwem, nie pozwalała mu w zasadzie na nic. Wciąż tylko powtarzała, iż kiedyś zostanie on, znanym, bogatym wirtuozem.

Mikołaj ściągnął czerwone, skórzane kapcie z pomponikami (przypominające raczej eleganckie mokasyny), zgasił światło, po czym wgramolił się do łóżka. Nim zasnął, zdążył usłyszeć jedynie, jak rodzice zamykają za sobą drzwi sypialni, na drugim końcu długiego korytarza. Po chwili, Miki już spał. Chłopcu śniło się, że jest na wielkiej scenie, przed publicznością i gra na skrzypcach. Po skończonym występie, ludzie wiwatują. Mikołaj śle pokłony, rozentuzjazmowanemu tłumowi i choć skończył solówkę, wciąż słyszy dźwięk skrzypiec. Dzieciak po chwili się obudził, po czym stwierdził, iż rzeczywiście słyszy, jak ktoś gra na instrumencie. Dźwięki te, dochodziły z podwórza. Chłopiec wstał, następnie z zaciekawieniem podszedł do okna. Nikogo nie widział, lecz teraz był pewny, że nic mu się nie przesłyszało – ktoś w lesie grał na skrzypcach. Sądząc po dość wyraźnym brzmieniu, tajemniczy skrzypek, musiał przebywać jakieś kilkadziesiąt metrów w głębi lasu.

Miki wybiegł z pokoju, wpadł do sypialni rodziców, po czym zbudził ich krzykiem

– Mamo, tato, wstawajcie! Ktoś jest w lesie obok domu! Chodźcie zobaczyć!

– Mikołaj, co ty wyprawiasz, tu nikogo nie ma – odparł zaspanym głosem Zygfryd. Natalia, spała dalej w najlepsze.

– Tato, przysięgam, tam ktoś gra na skrzypcach! Za polaną w lesie! Chodź to usłyszysz.

Jedenastolatek przekonał wreszcie ojca, aby wyszedł z sypialni i udał się do pokoju chłopca. Kiedy jednak tam weszli, nie usłyszeli nic, poza odgłosem cykania świerszcza, dochodzącym z polany obok domu.

– Widzisz synu, to musiał być tylko sen, albo coś ci się przesłyszało.

– Nie, nie, ja naprawdę słyszałem! – wykrzyknął Mikołaj, ze łzami w błękitnych oczach.

Zygfryd przytulił syna, po czym wrócił do sypialni. Mikołaj zamknął okno, położył się i ponownie zasnął.

Tej samej nocy, sześcioletni Franek, także wtargnął z krzykiem do sypialni rodziców. Było to tuż przed trzecią. Chłopczyk pchnął ciężkie, dębowe drzwi i stanął przy łóżku Natalii, oraz Zygfryda, wrzeszcząc tym samym w niebogłosy

– Mamo! On, on tam był. Stanął w drzwiach i się na mnie popatrzył! Ja już nie chcę tu być!

– Co się dzieje do jasnej Anielki! – krzyknęła Natalia, ściągając z oczu maseczkę. – Czy wyście wszyscy powariowali?!

Czarne, rozczochrane włosy czterdziestoletniej kobiety, zakrywały praktycznie całą jej twarz, przez co Cegielska, przypominała teraz prawdziwą czarownicę.

– Kochanie spokojnie – próbował załagodzić sytuację Zygfryd. – Co się stało Franek?

– Brzydki chłopczyk! Stanął w drzwiach i patrzył się na mnie! Tam jest jasno od księżyca, widziałem, to był on!

– Franek! – odparła ostro matka dziecka. – Spójrz na mnie. To był tylko sen, rozumiesz?!

– Ale mamusiu, on tam…

– Milcz, jak do ciebie mówię! To był tylko sen. Całymi dniami gapisz się w ten portret i potem masz koszmary. Wracaj do łóżka!

– Ale chcę zostać tu z wami, przecież się zmieszczę.

– Wykluczone – odpowiedziała stanowczo kobieta. – Wracaj do łóżka i po prostu śpij.

Franek wrócił do pokoju (w końcu nie miał innego wyjścia), nakrył twarz kołdrą i próbował zasnąć, – co udało mu się dopiero nad ranem.

Kolejny dzień, rodzina rozpoczęła jak każdy poprzedni. Zygfryd siedział przy komputerze, poświęcając czas sprawom firmy, Franek snuł się bez życia po domu (wykończony po nieprzespanej nocy), Róża budowała zamek z klocków, natomiast Natalia dyskutowała na dworze z nowo przyjętą gosposią.

– Myślę, że da pani radę pogodzić obowiązki sprzątaczki i kucharki, przynajmniej do końca wakacji.

– Oczywiście – odparła gosposia. – Mieszkam zaraz za lasem, jakiś kilometr stąd, więc to żaden problem.

– Od dawna mieszka pani w tej miejscowości? – spytała Natalia.

– Od urodzenia, to jest calutkie sześćdziesiąt lat.

– Więc znała pani poprzednich właścicieli?

– Znałam, choć byli to dość dziwni ludzie. Praktycznie nigdzie się stąd nie ruszali. Wyprowadzili się stąd ponad dwadzieścia lat temu, po tej tragedii. Od tego czasu dom stał pusty. Dobrze, że kupili go państwo, bo zaczynał popadać w ruinę…

– Chwileczkę, powiedziała pani, po tej tragedii, ale jakiej?

– Cóż – gosposia wyraźnie spoważniała. – Chodziło mi o syna tych ludzi. On zginął chwilę przed tym jak się stąd wynieśli.

– To straszne. Ale co się mu stało?

– Miał 8 lat, kiedy umarł. Huśtał się na huśtawce, przymocowanej do drzewa. W pewnym momencie, gałąź, do której była przywiązana, zerwała się i przygniotła chłopca. Podobno miażdżyła mu klatkę piersiową, przez co umierał w potwornych męczarniach.

– To okropne, co pani mówi – rzekła Natalia.

– Podobno wewnątrz domu, wisiał portret tego chłopca, namalowany przez jego dziadka. Ludzie mówili, że po wypadku, twarz dziecka na portrecie przybrała jakiś inny wyraz. Ponoć to było powodem wyprowadzki tej biednej rodziny.

– Ale ten portret ciągle tu wisi, mój młodszy syn bardzo się go boi…

– Myślę, że to były tylko plotki, pani Natalio – uspokajała gosposia. – Wie pani jacy są ludzie.

– Wiem, ale chciałabym, aby nigdy nie opowiadała pani tej historii przy moich dzieciach…

– Jakiej historii, mamo? – spytał zdyszany Mikołaj, który skądś przybiegł.

– Mikołaj, tyle razy powtarzałam, że nie wolno podsłuchiwać! Gdzie ty w ogóle byłeś?!

– Rozmawialiśmy sobie z panem Karolem (pan Karol, to ogrodnik Cegielskich, oraz ich „złota rączka”). Powiedział, że jak tata się zgodzi, to wybudujemy na polanie prawdziwą, profesjonalną tyrolkę.

– Mikołaj, tyle razy powtarzałam, żebyś nie używał potocznego języka. Nie mówi się tyrolka, tylko kolej tyrolska. Rozumiesz?! A teraz idź do swojego pokoju i zajmij się grą na skrzypcach. Już prawie dziesiąta, a nie słyszałam jeszcze dzisiaj, żebyś ćwiczył.

Chłopiec spuścił głowę, odwrócił się na pięcie, po czym wszedł do domu. Natalia, widząc to krzyknęła

– I nie udawaj obrażonego! Dobrze wiesz, że to dla twojego dobra!

Przez kolejne sześć dni, w domu rodziny Cegielskich, nie dochodziło do niczego nadzwyczajnego. Jedynie mały Franek, zrywał się czasem w nocy i z płaczem gnał do sypialni rodziców, wrzeszcząc, że w jego pokoju jest „Brzydki Chłopczyk”. Jednak, każda wizyta dziecka, w łóżku Natalii i Zygfryda, zawsze zakończona była tym samym monologiem rozwścieczonej kobiety:

– Franek! To tylko sen. Wracaj natychmiast do pokoju, śpij i daj nam spokój!

Przez te sześć dni, Miki praktycznie zapomniał, o tajemniczych dźwiękach gry na skrzypcach, dochodzących z lasu. Może gdyby kiedyś sobie o nich przypomniał, uznałby je za wytwór swojej wyobraźni. Jednakże dokładnie tydzień po tym nocnym zdarzeniu, zagadkowy skrzypek powrócił.

Noc była o wiele chłodniejsza, niż przed tygodniem, więc Mikołaj po wejściu do pokoju, jedynie uchylił lekko okno. Dopiero, co umył swoje długie, czarne włosy i nie chciał się przeziębić. Chłopiec, przed zaśnięciem, przeczytał jeszcze kilka stron, swojej ukochanej książki „PIĘCOIRO DZIECI I COŚ”, po czym zgasił światło i wyruszył do krainy snów. Dzieciak nie zabawił w niej jednak długo, gdyż po godzinie, obudziła go muzyka – dokładnie ta sama, co tydzień temu. Miki był przerażony – o wiele bardziej, niż przed siedmioma dniami. Miał wrażenie, że tajemniczy skrzypek, jest coraz bliżej domu Cegielskich. Ton muzyki, z każdą chwilą narastał. Mikołaj chciał wstać i zaglądnąć przez okno, lecz z powodu strachu, nie potrafił tego dokonać. Może po prostu pan Karol, robi sobie ze mnie żarty – pomyślał jedenastolatek. Jednak po głowie, chodziła mu też inna myśl, o wiele bardziej przerażająca. – Co jeżeli to moja zmarła siostra, Eliza? Tylko czemu miałaby to robić? Dlaczego miałaby mnie straszyć? – Ton muzyki, słyszanej przez Mikołaja, świadczył o jednym – zagadkowy skrzypek, stoi dokładnie pod oknem pokoju chłopca. Miki dziękował teraz Bogu, za to, że jego pokój znajduje się na piętrze. Przykrył twarz kołdrą, zatkał uszy i leżał w takiej pozycji bardzo długo. W końcu wstał z łóżka, gdy muzyka na dobre ucichła. Wyjrzał przez okno – nikogo nie zobaczył. Jedynie jakiś kot, przechadzał się po łące, poszukując jakiejś smacznej, tłustej myszy.

O ile za pierwszym razem, Mikołaj dość szybko zapomniał, o tajemniczej postaci, grającej na skrzypcach, tak teraz myślał tylko o niej. Był zły na siebie, że stchórzył i nie podszedł wówczas do okna. Od trzech nocy, grajek ani razu nie dał o sobie znać, jednak Miki był pewien, iż wreszcie znów się pojawi. Być może, uczyni to dokładnie tydzień, po swej drugiej wizycie. Jeśli tak, to mam niecałe cztery dni na przygotowanie się – pomyślał chłopiec. Postanowił, że tym razem nie da za wygraną i jak będzie trzeba, to nawet wyjdzie z domu – byle, by tylko odkryć, kim jest nieznajomy.

Gra na skrzypcach, stanowiła dla Mikołaja jedyne zajęcie, dzięki któremu potrafił zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Któregoś dnia, siedział przed domem i ćwiczył pewien trudny utwór. Willa stała pusta. Zygfryd pojechał z rana do Warszawy, na spotkanie biznesowe. Natalia stwierdziła, że ma dość tej „wiejskiej atmosfery”, po czym zabrała Franka, oraz Różę i pojechali do stolicy, rozerwać się nieco. Miki również chciał jechać (marzył o kupnie nowych trampek), jednak matka, wyraźnie powiedziała dziecku, iż jest już za duży na zabawę i musi zająć się obowiązkami. W pewnym momencie, do chłopca podszedł pan Karol. Mężczyzna miał pięćdziesiąt kilka lat, jednak długie, tłuste włosy, oraz siwa broda, wyraźnie go postarzały.

– Dzień dobry, panie Karolu. Co pan taki brudny? To krew? – spytał Mikołaj.

– Nie, to mączka ceglana – odparł ogrodnik. – Twój tato, kazał przygotować ten stary kort tenisowy za domem. Podobno twój brat będzie tam uczył się od września gry.

– Możliwe, mama ciągle powtarza, że ja będę znanym skrzypkiem, a on światowej sławy tenisistą. – Pan Karol szeroko się uśmiechnął, po czym usiadł na ławce obok chłopca.

– Bardzo lubię jak grasz, uwielbiam muzykę.

– Dziękuję, miło mi – odrzekł Miki, nieco zawstydzony.

W pewnym momencie, mężczyzna spojrzał na skrzyżowane nogi dziecka. Na czole ogrodnika, dostrzec można było kilka świeżych kropli potu.

– Nie trzymaj tak nóg – odparł dziwnym, nienaturalnym głosem pan Karol, chwytając chłopca za udo, swoją spoconą dłonią.

– Co pan Robi! – wykrzyknął dzieciak.

– Jak będziesz tak krzyżował nogi, to kiedyś będziesz miał żylaki.

– Żyla co?

– Żylaki, czyli takie wielkie żyły na nogach. – Pan Karol, chwycił teraz chłopca za prawą łydkę. – W tym miejscu ci urosną, jeśli mnie nie posłuchasz, one…

– Proszę mnie puścić – odrzekł stanowczo Mikołaj. – Muszę iść do domu. Mama kazała mi posprzątać pokój.

– Ogrodnik, nieco zmieszany, wstał i udał się w stronę kortu tenisowego. Miki wszedł do domu, poszedł na górę i zatrzasnął za sobą drzwi pokoju.

Dwa dni później, o godzinie dwudziestej dziesięć, Miki skończył czytać „PIĘCIORO DZIECI I COŚ”. Było to dokładnie siedem dni, od ostatniego pojawienia się tajemniczego skrzypka. Chłopiec przypuszczał, że tej nocy znów usłyszy dźwięk gry na skrzypcach. Mikołaj przyrzekł sobie, iż tym razem pokona własne lęki. Przecież zagadkowa postać, wcale nie musi być nikim złym – myślał jedenastolatek. – Może to tak naprawdę sympatyczny stworek, taki jak w przeczytanej książce, który chce spełnić kilka życzeń. Co prawda, życzenia spełniane przez Psametycha, przynosiły dzieciom zwykle same kłopoty, jednak, co może się stać, gdy poproszę stworka o to, by mama była bardziej uśmiechnięta? Żeby się tak nie denerwowała?

Mikołaj przygotował latarkę, a następnie usiadł na łóżku i czekał. Wiedział, że i tak nie zaśnie. Wyczekując zagadkowego skrzypka, śpiewał sobie cichutko piosenkę, którą ułożył kilka dni wcześniej:

„Tyrolka, tyrolka, tyrolka jak ze snu

Tyrolka, tyrolka, tyrolką zjeżdżam w dół

Tyrolko, tyrolko, ty bardzo kochasz mnie

Tyrolko, tyrolko, ja dobrze o tym wiem”

Chłopiec słyszał młodszego brata, zamykającego za sobą drzwi swojego pokoju, oraz rodziców, którzy chwilę później, kładli się do łóżka. W domu zapadła wreszcie cisza.

Było kilka minut po dwudziestej trzeciej, kiedy Miki usłyszał dźwięk gry na skrzypcach, dochodzący z podwórza. Wstał z łóżka, założył czerwone kapcie z pomponami, po czym wyjrzał przez otwarte na oścież okno. Chmury zasłaniały tarczę księżyca, czyniąc tym samym okolicę, zatopioną w mroku. Muzyka dochodziła z głębi lasu. Ku zdziwieniu Mikołaja, zagadkowy skrzypek, grał ten sam trudny utwór, który chłopiec ćwiczył przed kilkoma dniami. Melodia, była grana wręcz perfekcyjnie. Ta perfekcja, poniekąd hipnotyzowała chłopca. Chciał za wszelką cenę, poznać tajemniczego grajka. Jedenastolatek chwycił do ręki czerwoną latarkę, a następnie wyszedł z pokoju.

Szedł ostrożnie ciemnym korytarzem, w pidżamie i czerwonych pantoflach, tak by nie obudzić rodziców. Już miał stanąć na pierwszym stopniu schodów, gdy w ciemności dostrzegł czyjąś sylwetkę. Chłopiec, aż jęknął z przerażenia, zapalając tym samym latarkę. Okazało się, że dwa metry przed nim, stał Franek, ze łzami w oczach i kołdrą pod pachą.

– Franek, co ty tu robisz? Czemu nie śpisz? – spytał półszeptem Mikołaj.

– Brzydki chłopczyk. On znowu był koło mojego łóżka. Rozmawiałem z nim, ale jak zapaliłem światło, to on zniknął. Mikołaj, ja się boję.

– Posłuchaj, to tylko sen, rozumiesz? Tego chłopca nie było u ciebie w pokoju, on jest cały czas w tym obrazie na dole.

– Ale Mikołaj, posłuchaj! On trzymał w ręce śrubokręt i mówił, że właśnie cię zamordował. Powiedział, że teraz zabije mnie a potem rodziców.

– Ale Franek, przecież ja żyję, nie widzisz? To był tylko sen. – Mikołaj próbował uspokoić brata, jednak sam był zaniepokojony, tym co słyszał.

– Mikołaj, czy mama nas nie kocha? – spytał Franek, łamiącym się głosem.

– Jak możesz tak mówić? Jej po prostu na nas zależy. Chce byśmy wyrośli na porządnych, wartościowych ludzi. Wracaj do łóżka, ja muszę iść coś sprawdzić, zaraz wrócę.

– Nie, ja nie chcę! Zostań ze mną, błagam. Nie bądź taki jak mama! Proszę.

– Dobrze, posłuchaj. Zabierz kołdrę i idź do mojego pokoju – odrzekł spokojnie Mikołaj. – Możesz położyć się w moim łóżku, a ja zaraz wrócę.

– Obiecujesz?

– Tak. Obiecuję.

Miki odprowadził wzrokiem swojego brata, którego w tym momencie, jakoś bardziej pokochał. Poczuł ogromny przypływ braterskiej miłości względem Franka. Gdyby wiedział, iż widzi go po raz ostatni, zapewne zawróciłby do pokoju, by nieco czulej pożegnać się z nim.

Kiedy Mikołaj szedł w stronę leśnej ścieżki, Franek obserwował go, stojąc w oknie pokoju brata. Jedenastolatek odczuwał lęk, jednak ciekawość był silniejsza. Kroczył leśną dróżką, rozświetlając sobie drogę światłem latarki. Z każdym krokiem, ton melodii, granej na skrzypcach, stawał się coraz wyraźniejszy. Miki, dla dodania sobie odwagi, śpiewał cichutko „piosenkę o tyrolce”. Skrzypek na moment przestał grać, jednak po chwili rozpoczął kolejny utwór. W lesie zaczęło mocno wiać. Chłopiec dostał gęsiej skórki. Mijanie kolejnych drzew, zbliżało go do rozwiązania zagadki, która nie dawała mu spokoju od dwóch tygodni.

Jedenastolatek doszedł wreszcie do małego, leśnego jeziorka. Zbiornik wodny, otoczony szuwarami, wyglądał w bladym świetle księżyca (przedzierającego się przez chmury) dość przerażająco. Miki zrobił kilka kroków przed siebie i w tym momencie zapadła cisza. Chłopiec rozejrzał się wokoło, po czym dostrzegł wysoką postać, stojącą na molo. Tajemniczy „ktoś”, trzymał w ręce skrzypce. Posiadał czarny, skórzany płaszcz, czarne dżinsowe spodnie, oraz biały kapelusz, spod którego wystawał kosmyk czarnych, kręconych włosów, zakrywających lewą stronę twarzy muzyka. Jedenastolatek, stał zbyt daleko, by rozpoznać, kim jest zagadkowa postać. Dzięki sylwetce, Miki przypuszczał, iż to prawdopodobnie mężczyzna (choć mógł się mylić). Skrzypek spojrzał na dzieciaka, a następnie pomachał mu. Mikołaj, z latarka w ręku, począł zbliżać się do nieznajomego. Szuwary szumiały w skutek wiatru. Chłopiec miał olbrzymią wyobraźnie, która teraz nasuwała mu do głowy szereg możliwości – kogo ujrzy, kiedy stanie oko w oko z grajkiem. Może to będzie piaskowy duszek Psametych – myślał jedenastolatek. – A może moja siostra, powstała z grobu, lub „Brzydki Chłopczyk”, widywany rzekomo przez Franka. – Miki, wyobrażał sobie wiele rzeczy, jednak, gdy nadeszła ta minuta, w której stanął oko w oko ze skrzypkiem, oczy dzieciaka w momencie wyszły z orbit, a usta otworzyły się tak szeroko, że aż usłyszeć można było głośny trzask w szczęce. Mikołaj zobaczył coś, czego nie powinien zobaczyć nigdy, nawet w najgorszym koszmarze. Łzy napłynęły mu do oczu. Czuł smutek, przerażenie, niedowierzanie, rozpacz, wściekłość – wszystko na raz. Widok, na który kręte, czarne włosy dziecka, zaczęły siwieć, a światło naczyń krwionośnych gwałtownie się zmniejszyło, przez co krew przestała dopływać do serca Mikołaja. Jedenastolatek położył dłoń na klatce piersiowej i wydał z siebie ostatni krzyk. Na początku tej opowieści, wspomniałem, że Miki miał bardzo donośny głos. Dzięki tej donośności, wrzask dziecka obudził teraz Natalię i Zygfryda. Rodzice rozpoznali głos swojego syna. Po chwili, to już nie był głos Mikołaja (przynajmniej według Cegielskich). Przypominał raczej skrzek jakiegoś ptaka, piskliwy skrzek. Na koniec, wdał się słyszeć wrzask dorosłego mężczyzny.

Małżeństwo wpadło do pokoju syna. Obok otwartego okna stał Franek. Płakał.

– Franek! Gdzie jest Mikołaj?!

– On tam poszedł, tą drogą do lasu – odparł drżącym głosem siedmiolatek.

Po dwóch minutach, małżeństwo pędziło w pidżamach leśną drogą.

– Mikołaj! Odezwij się! – wołał co jakiś czas Zygfryd.

W tym czasie, upiorny skrzypek oddalał się w głąb lasu, niosąc na rękach nieprzytomnego Mikołaja.

Gdy rodzice dziecka, dotarli nad brzeg leśnego jeziora, dostrzegli jedynie dwa czerwone pantofle syna, leżące przed wejściem na molo.

– Zygfryd! Boże, on utonął! – Mężczyzna, z przerażeniem w oczach, wskoczył do jeziora. Kilka minut przeszukiwał przybrzeżne dno, jednak nie znalazł żadnego śladu, świadczącego, że Miki wpadł do wody.

– Nie! Tu ktoś był, ktoś go musiał uprowadzić, przecież słyszałem krzyk jakiegoś faceta! – odrzekł Zygfryd. Natalia, chwyciła do rąk pantofel syna i wpadła w histerię. – Poczekaj tu. Wrócę do domu i zadzwonię na policję. Znajdziemy go! Obiecuję! – zapewniał mężczyzna.

Matka dziecka, klękła na ziemi i płakała. Zupełnie tak, jak przed rokiem, przy ciele Elizy. Historia znów się powtarza – pomyślała. – Ten koszmar ponownie się zaczyna.

Natalia w przypływie histerii, zaczęła wrzeszczeć jak opętana

– Mikołaaaajjjj! Mikołłaajjjjj! synuuuu, gdzie jesteś?! Nie rób mi tego!

Krzyki kobiety, docierały w najdalsze zakątki lasu, jednak Mikołaj, nie był już w stanie ich usłyszeć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zaciekawiony 30.06.2018
    Tak na szybko - trochę nadprogramowych przecinków i mieszanie czasów - rozmawiali i wjeżdżali, ale za chwilę chcą rozpocząć. Ponadto trochę niepotrzebnych dopisków w nawiasach.
  • Feliks Dworski 30.06.2018
    Dziękuję za twoje sugestie - rzeczywiście na początku pogmatwałem się w tych czasach, postaram się już nie popełnić tego błędu
  • Zaciekawiony 01.07.2018
    Może uściślę:
    "Pan Zygfryd, spojrzał w kierunku chłopca" - w takich miejscach jak to powtarzasz stały błąd, podobnie jak Margerita, mianowicie stawiasz przecinek między podmiotem i orzeczeniem, lub dzielisz przecinkami zdanie w miejscach, gdzie nie ma czego oddzielać. Zdania złożone dzieli się przecinkami lub spójnikami na części, zawierające podmiot i orzeczenie. Orzeczenie to najczęściej jakiś czasownik, mówiący co takiego się dzieje lub co jest robione, a przymiotnik to jest właśnie to z czym to coś się dzieje w tymże zdaniu. Czyli najczęściej wygląda to tak: "Z przymiotnikiem się czasownikuje, przecinek oddziela". Nie wiem skąd maniera stawiania przecinka przed pierwszym czasownikiem w zdaniu, ale widzę to u wielu autorów. Podobny rozdział podmiotu i orzeczenia zdarza się też u ciebie w dalszych częściach zdań złożonych. Ma to wpływ na czytanie, bo przecinek to taka jakby pauza w czytaniu. Przecinek w takim miejscu to odpowiednik sytuacji, jakby, bohatera, zatykało w połowie kwestii.

    W tym kawałku podmiotem jest pan Zygfryd, a jego czynnością spojrzenie w kierunku chłopca, więc tutaj przecinek jest niepotrzebny. Ten sam błąd pojawia się w tekście chyba z kilkadziesiąt razy:
    "Państwo Cegielscy, wjeżdżali swoim czarnym mercedesem"
    "Pani Natalia, zrozumiała po tej tragedii"
    "Nauczyciele, będą tu przyjeżdżać"
    "do takich szkół, chodzą"
    "natomiast Róża, żwawo kroczyła"
    "Mikołaj, pierwsze co zrobił"
    "lipcowa noc, była"
    itd. itp.
  • Feliks Dworski 01.07.2018
    Wielkie dzięki za twoje wskazówki, w kolejnych tekstach będę nad tym pracował

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania