Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Rodzina Cegielskich część trzecia i ostatnia

Kurwaaa, ja pierdoleee! – wrzeszczał przeciągle Zygfryd, miotając się po kuchni w stanie upojenia alkoholowego. Mężczyzna rzucał w stronę żony wszystkim, co tylko wpadło mu w ręce – szklankami, talerzami, deską do krojenia chleba. Siedmioletnia Róża od kilku minut przebywała w swoim pokoju. Dziewczynka płacząc, zamykała co jakiś czas uszy, by po chwili znów nasłuchiwać odgłosów awantury, dobiegającej z dołu. Choć Zygfryd (a raczej alkohol) wyrządzał takie rodzinne piekło kilka razy w tygodniu, Róża nie była w stanie się do tego przyzwyczaić – do tego nie dało się przyzwyczaić, ani trochę. Około dwudziestej drugiej krzyki na dobre ustały. Natalia z kilkoma siniakami i rozciętym łukiem brwiowym wdrapała się obolała na górę i zamknęła za sobą drzwi sypialni. Zygfryd puścił pawia na podłogę, po czym zasnął na kanapie w salonie. Róża ubrała pidżamę, uchyliła okno i położyła się do łóżka, kończąc tym samym jeden z pierwszych dni wakacji.

Kilka minut po północy dziewczynka obudziła się z pełnym pęcherzem. Po wyjściu z pokoju, szła długim korytarzem w stronę łazienki. Słyszała odgłosy chrapania, dochodzące z dołu, oraz płacz mamy, przebywającej w sypialni. Róża była coraz bliżej drzwi łazienki, gdy nagle usłyszała jakiś szum. Dość szybko zorientowała się, co to za odgłos. Ktoś włączył komputer w biurze – pomyślała jedenastolatka. Naprzeciwko łazienki usytuowany był mały pokój z biurkiem, komputerem, oraz biblioteczką, w którym dziewczynka spędzała czas z korepetytorami w czasie roku szkolnego, by pilnie się uczyć i zdobywać wiedzę, potrzebną do przyszłego zarządzania rodzinną firmą. Właśnie to pomieszczenie Róża nazywała biurem. Choroba alkoholowa Zygfryda zmusiła Natalię do przejęcia jego obowiązków w warszawskiej korporacji. Kobieta mimo obowiązków, nie zapomniała o swojej córce, w której widziała przyszłą bizneswoman. Dziewczynce niezbyt się to podobało, – ale przecież Cegielska sama wiedziała, co jest dla jej dzieci najlepsze. Róża spojrzała na „biurowe” drzwi, po czym pobladła na twarzy. Przecież tata jest na dole, a mama w sypialni – myślała dziewczynka. – W takim razie kto jest w biurze? Jedenastolatka nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. W tym momencie ktoś gwałtownie wstał z fotela przy komputerze i nim Róża zdążyła zapalić światło, tajemnicza postać wyskoczyła z okna. Dziecko stało chwilę osłupiałe, po czym zbliżyło się do otwartego okna. Mimo, że wysokość między oknem a ziemią wynosiła ponad pięć metrów, to ktoś kto przed chwilą z niego wyskoczył nie zrobił sobie najmniejszej krzywdy. Siedmiolatka dostrzegła, jak nieznajomy biegnie co sił w nogach przed siebie i po chwili znika w leśnej gęstwinie.

Praktycznie cały kolejny dzień, Róża rozmyślała nad nocnymi wydarzeniami. Myślała o tacie, którego z każdym dniem nienawidziła coraz bardziej, oraz o mamie, której z jednej strony współczuła, a z drugiej nie cierpiała za jej surowość. Jedenastolatkę trapiło jednak coś jeszcze. Nie potrafiła przestać myśleć o dziwnym, przerażającym wydarzeniu, z tajemniczym „kimś” w roli głównej. Dziewczynka najpierw zastanawiała się czy to nie był tylko zły sen. Kiedy już odpowiedziała sobie na to pytanie, zaczęła myśleć nad powodem wizyty tego kogoś w jej domu. Jakim sposobem ktoś wszedł do budynku i dlaczego siadł przy moim komputerze? – zastanawiała się jedenastolatka. – Pewnie czegoś szukał, tylko czego?

Po kilku dniach Róża siedziała w kuchni przy stole, jedząc śniadanie. Zapach owsianki rozchodził się po całym domu. Z sąsiedniego pokoju dobiegały odgłosy porannych „Wiadomości”, lecących akurat w telewizorze. Od kilku dni telewizja żyła niecodziennym zdarzeniem, jakie miało miejsce w Cyrylowie, na południu Polski. „Coś” (najprawdopodobniej niewielki meteoryt) uderzyło nocą w szczyt góry, u podnóża której leży Cyrylowo. Potężny huk, słychać było nawet w Bielsku-Białej, oddalonym o piętnaście kilometrów od małego miasteczka. Jakiś starszy mężczyzna w góralskim kapeluszu, będący naocznym świadkiem tego wydarzenia, udzielał właśnie wywiadu dla „Wiadomości”. Twierdził w nim, że zaraz po uderzeniu, z ognia wyłoniły się jakieś nieludzkie istoty, które po chwili zniknęły za drzewami.

Kiedy dziewczynka skończyła posiłek, nadal odczuwała głód. Postanowiła zrobić sobie jeszcze kanapkę z marmoladą. Jedenastolatka ukroiła kromkę chleba, wyciągnęła z lodówki marmoladę i gdy tylko posmarowała nią kanapkę, coś sobie przypomniała. Siadła na drewnianym taborecie i jedząc, powróciła w myślach do poranka z przed czterech lat. Przypomniała sobie rozmowę ze starszym bratem – Frankiem, który zaginął niedługo po tej rozmowie. Dziewczynka powoli zaczęła kojarzyć fakty. Tajemnicza postać, zakradająca się w okolice domu. Noc z soboty na niedzielę. Wakacje! Jedenaście lat! O rany! – wykrzyknęła nastolatka tak głośno, że aż Natalia zawołała z salonu

– Co się stało, Róża! Wszystko w porządku?

– Tak mamo, coś sobie po prostu przypomniałam.

– Lepiej pośpiesz się z tym jedzeniem i wracaj do rozwiązywania zadań, zleconych ci przez pana Wesołowskiego (pan Wesołowski to prywatny nauczyciel matematyki, uczący Różę.) To, że są wakacje, nie oznacza, że będziesz się lenić.

Dziewczynka zaczęła przypuszczać, że zagadkowy gość, który zawitał do „biura” kilka nocy wcześniej, (z soboty na niedzielę) musiał być porywaczem – tym samym, który uprowadził dwójkę rodzeństwa nastolatki.

– Jak skończyłaś, to nie siedź bezczynnie, tylko idź do pokoju rozwiązywać zadania! – krzyknęła chłodno matka dziecka.

Róża jeszcze dobrze nie odeszła od stołu, gdy Natalia ryknęła jeszcze głośniej

– A te talerze chyba same się nie umyją, nieprawdaż?!

Jedenastolatka tuż po umyciu naczyń, udała się na górę. Przechodząc przez salon, minęła skacowanego tatę, leżącego na sofie, oraz mamę, siedzącą w fotelu i czytającą gazetę. Obok kobiety – na stoliku, stało opakowanie środków antydepresyjnych. Natalia, czytając, natknęła się na artykuł kryminalny, dotyczący szpitala psychiatrycznego, znajdującego się na obrzeżach Warszawy. Wynikało z niego, iż poprzedniego dnia, doszło do ucieczki jednego z pacjentów. Policja nie ustaliła jak na razie, skąd uciekinier wziął długi śrubokręt krzyżakowy, którym śmiertelnie ugodził jedną z pielęgniarek. Mężczyzna najprawdopodobniej ukrywa się w lasach. Ubrany jest w biało-różową pidżamę i kapcie. Śledczy proszą o ostrożność i udzielenie każdej informacji, mogącej pomóc w ujęciu mordercy.

Kiedy Róża weszła do swojego pokoju, ani nie myślała o nauce. Przecież do cholery są wakacje! Nastolatka położyła się na łóżku i rozmyślała. Dość szybko doszła do wniosku, że nie może powiedzieć mamie o swoich podejrzeniach, dotyczących porywacza. Natalia powoli zapomina o zaginięciu Franka. Przynajmniej wychodzi z depresji. O Mikołaju prawie już nie wspomina – zupełnie tak, jakby chłopiec nigdy nie istniał. A przecież on istnieje – myślała dziewczynka. – Gdzieś tam jest wystraszony, smutny. Ale jest, czuję to. A może on wcale nie jest przestraszony. Może trafił do lepszej rodziny. Kochającej rodz…

– Kurwa, daj mi spokój kobieto! Bo znowu oberwiesz! – Krzyk Zygfryda rozniósł się po całym domu.

Róża była pewna jednego – tajemniczy porywacz powrócił i chyba wiem dlaczego. Mam być jego kolejną ofiarą. Tylko kim on jest? – zastanawiała się nastolatka. – Jak wszedł do naszego domu? Musiał mieć klucze, ale skąd. Przecież nie mamy już służby. – Dziewczynka miała rację – Cegielscy nie posiadali obecnie ani ogrodnika, ani gosposi. Po aresztowaniu pana Karola, zatrudnili pewnego mężczyznę, lecz ten po kilku miesiącach zrezygnował z pracy i wyjechał za granicę. Pani Bożena – gosposia, pracująca od samego początku w nowym domu Cegielskich, zniknęła nie długo po zaginięciu Mikołaja. Kobieta, mieszkająca samotnie w małym domu za lasem, po prostu nie przyszła któregoś dnia do pracy. Natalia próbowała złożyć wizytę w domu gosposi. Pani Bożeny jednak w nim nie było. Cegielska, odchodząc spod drzwi starszej kobiety, miała co prawda wrażenie, że poruszyła się firanka w oknie drewnianego domku, jednak to musiało być tylko przywidzenie.

Róża, leżąc w łóżku, wpadła na pomysł, aby poczekać do soboty i zobaczyć co się stanie. Jeśli znowu usłyszę jakieś niepokojące odgłosy – myślała – to zamknę na klucz drzwi swojego pokoju i poczekam do rana. Nazajutrz zadzwonię na policję i o wszystkim powiem – oni na pewno mnie wysłuchają. Co prawda mogłabym już teraz tam zadzwonić, ale wolę mieć absolutną pewność, że to porywacz (dziewczynka mimo wszystko miała nadzieję, że to co zobaczyła kilka nocy wcześniej, to były tylko chwilowe halucynacje.) Przyjadą tu i na pewno złapią bandytę. Sama nie mam najmniejszego zamiaru wchodzić mu w drogę. – Plan jedenastolatki wydawał się logiczny, a przede wszystkim rozsądny, jednak dziecko nie przewidziało tragicznych wydarzeń, które miały się rozegrać w niedługim czasie.

Jeszcze tego samego wieczoru, pod dom Cegielskich podjechał czarny volkswagen. Natalia z mężem siedzieli w salonie, gdy usłyszeli głośne pukanie do drzwi. Kobieta wstała z fotela, wyszła na werandę i zawołała

– Kto tam?!

– Policja, proszę otworzyć.

Po otwarciu, Cegielska ujrzała wysokiego, łysawego mężczyznę. Człowiek ten okazał policyjną odznakę, a następnie powiedział

– Komisarz Robaczewski, pani Cegielska?

– Tak, ale pan w jakiej sprawie?

– Niecałe osiem lat temu, pomogła pani w ujęciu pewnego pedofila i zeznawała pani przeciw niemu w sądzie…

– No tak, mój syn zaginął, a ten człowiek bardzo dziwnie się zachowywał w jego obecności. Potem znaleźliście w jego domu pornografię, a prokurator poprosił, bym powiedziała w sądzie, coś o tym człowieku i jego relacjach z Mikołajem.

– No ja właśnie jestem tu w tej sprawie – odparł komisarz. – Pani zeznania obciążyły tego mężczyznę, który wciąż powtarzał, że nie jest pedofilem, oraz że ktoś mu podrzucił te wszystkie zdjęcia. To dzięki pani, sąd nie miał wątpliwości o winie tego zboczeńca i posłał go do więzienia.

– Dobrze, ale ja nadal nie rozumiem, czym zawdzięczam pańską wizytę.

– Już tłumaczę. Karol Wrocki w czasie odsiadki zwariował i wylądował w zakładzie psychiatrycznym. Wczoraj uciekł jednak z tego zakładu i nie potrafimy go namierzyć.

– O Boże. Czytałam o tym dziś rano w gazecie. To prawda, że on kogoś zamordował?

– Niestety tak. Mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Podejrzewamy, że może chcieć się na pani zemścić.

– Ale jak to? Dlaczego?

– Proszę się nie denerwować – uspokajał Robaczewski. – To bardzo mało prawdopodobne, aby ten człowiek o pani pamiętał. Jednak dla pewności, chcemy postawić przed waszym domem patrol policji. Do czasu aż go złapiemy.

– jak to policja, u nas?

– To dla bezpieczeństwa pani i pani rodziny. Z tego co wiem, mieszka pani z mężem i dwójką dzieci.

– Mamy tylko jedną córkę. Mój drugi syn również zaginął kilka lat temu.

– Bardzo mi przykro. Prosiłbym, aby uważała pani na córkę, niech sama nie oddala się poza teren ogrodu.

– Róża nigdy się stąd nie oddala. Jest bardzo ambitna i mimo wakacji, siedzi w książkach.

– Za chwilę przyjedzie pod wasz dom radiowóz. Podkomisarz Skorupka, będzie miał na was oko. Ja już muszę iść, obowiązki wzywają.

– Skoro to konieczne…

– To dla pani bezpieczeństwa, pani Natalio. Pani i pani rodziny.

Komisarz wsiadł do swojego samochodu i po chwili odjechał. Niedługo po tym, na teren posiadłości wjechał mały radiowóz.

Następnego dnia Róża, widząc samochód policyjny, spytała mamę, dlaczego to auto stoi pod domem. Matka wytłumaczyła dziewczynce, że w okolicy grasuje bardzo zły człowiek i pan policjant ma ochraniać rodzinę przed tym człowiekiem. Róża wyszła na podwórze, by przywitać się z policjantem (uważała, iż każdy policjant to prawdziwy Superman.) Kiedy jednak stanęła twarzą w twarz z podkomisarzem Skorupką, poczuła rozczarowanie. Zamiast napakowanego, wysokiego superbohatera w eleganckim mundurze i z wielką spluwą za pasem, dziewczynka ujrzała niskiego, wychudzonego mężczyznę po trzydziestce, z nietypowym – wręcz komicznym wyrazem twarzy. Podkomisarz wcinał akurat wielkiego hamburgera. Kiedy tylko zobaczył nastolatkę, tak mocno się wzdrygnął, że połowa zawartości hamburgera wypadła mu na i tak już zaplamioną koszulę. Róża zwijała się ze śmiechu.

– Z czego się śmiejesz mała?! – wykrzyknął mężczyzna i w tym samym momencie z jego ust wypadł dość spory kęs hamburgera. Róża wpadła w jeszcze większy – wręcz histeryczny śmiech.

– Bardzo pana prze.. przepr… – jedenastolatka ponownie wybuchła.

– Nie ładnie tak śmiać się z policjanta – odparł podkomisarz głosem, przypominającym bardziej głos dzieciaka niż dorosłego mężczyzny. – Jak nie przestaniesz, zaraz cię zaaresztuję!

– A ma pan kajdanki?

– Oczywiście. Zaraz ci pokażę. – Skorupka dłuższą chwilę macał się nerwowo w okolicach pasa, aż w końcu odparł. – A niech to, znowu gdzieś je zapodziałem. – Róża nie wytrzymała. Ścisnęła rękoma brzuch, padła na kolana i śmiała się jak oszalała. Dziewczynka nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy i czy w ogóle kiedyś tak się uśmiała. Policjant wsiadł do radiowozu, po czym rozpoczął poszukiwania kajdanek w jego wnętrzu.

– Niech pan nie szuka. Już będę grzeczna!

– Ta jasne, wszyscy tak mówią. – Podkomisarz spojrzał na Różę i delikatnie się uśmiechnął. Dziewczynka momentalnie odwzajemniła ten uśmiech. Mimo, że znała policjanta od kilku minut, już zdążyła go bardzo polubić.

– Jak pan ma na imię?

– Mikołaj.

– Naprawdę?! Tak samo jak mój brat.

– A ty?

– Róża.

– O, jakie ładne imię.

– Dziękuję, miło mi. Długo pan tu będzie?

– Jeszcze kilka godzin, potem ktoś mnie zmieni. A czemu pytasz?

– A będzie pan w sobotę?

– Z tego co wiem to tak, ale dopiero wieczór i zostanę na noc. No chyba że rozwiążą sprawę i złapią wcześniej tego przestępcę. A czemu pytasz?

Róża miała dylemat. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Pan Mikołaj, choć wyglądał na wielką niezdarę, wydawał się niezwykle miły, oraz życzliwy. Nastolatka postanowiła mu o wszystkim powiedzieć. O zaginięciu swoich braci, tajemniczych odgłosach w „biurze” i o zagadkowej postaci, która wyskoczyła przez okno i uciekła do lasu. Policjant słuchał, udając, że wierzy dziewczynce i niezwykle interesuje go jej historia. Wreszcie Róża zdradziła mu swój plan.

– Pana samochód stoi idealnie pod oknem mojego pokoju. Jak znowu usłyszę odgłosy w pomieszczeniu za ścianą, wówczas pomacham panu z okna, a pan przybiegnie i razem złapiemy tego świra.

– Dobrze mała! – wykrzyknął Skorupka, udając nieudolnie twardziela z amerykańskiego filmu. – Dorwiemy go i pokarzemy mu, kto tu rządzi.

Róża była zachwycona. Wreszcie znalazła kogoś, kto ją zrozumiał (przynajmniej według niej) i pomorze dziewczynce w odbiciu swojego rodzeństwa z rąk porywacza.

Sobota rozpoczęła się słonecznie i upalnie. Już o piętnastej bezchmurne jak dotąd niebo, przysłaniać zaczęły białe obłoki. O dziewiętnastej nieboskłon pokryły czarne, burzowe chmury, a o dwudziestej trzydzieści rozpętała się potężna burza. Pioruny uderzały – jeden po drugim. Drzewa wyginane potężnymi podmuchami wiatru, zdawały się kłaniać matce naturze. Błyskawice rozświetlały okolicę swym blaskiem. W pewnym momencie z lasu obok domu Cegielskich, wyłoniła się postać mężczyzny w pidżamie, ze śrubokrętem w ręku. Morderca stał tak chwilę, w świetle błyskawic. Ruszył wreszcie przed siebie, idąc w stronę domu kobiety, która kilka lat wcześniej nasłała na niego policję.

Karol, zbliżając się do willi, dostrzegł radiowóz zaparkowany obok fontanny. Szaleniec ścisnął w swej silnej dłoni rękojeść śrubokrętu i gwałtownie otworzył przednie drzwi wozu. W tym momencie podkomisarz Skorupka zbudził się z lekkiej drzemki i nim zdążył co kol- wiek zrobić, morderca wbił śrubokręt w szyję policjanta, przebijając ją na wylot. Skorupka zaczął wydawać odgłosy typowe dla konającego, oraz dygotać – jak przy ataku epilepsji. Wreszcie osunął się na fotel pasażera, otwarł usta z których wypłynęła strużka krwi, po czym zamknął oczy i umarł.

Tymczasem Róża, przebywająca w swoim pokoju, usłyszała nagle odgłos odpalania komputera w „biurze” za ścianą. Rodzice spali w sypialni, więc to nie mógł być żaden z nich. Dziewczynka wyjrzała przez okno i pomachała w stronę wozu policyjnego. Nieżyjący już podkomisarz Skorupka, nie miał prawa zareagować na sygnał nastolatki. Róża chwyciła do rąk monetę i rzuciła nią prosto w szybę radiowozu. Policjant nadal nie reagował na sygnały dziecka, co bardzo przestraszyło dziewczynkę. Jedenastolatka zamknęła wreszcie okno, a następnie usłyszała dźwięk rozbijanej szyby w drzwiach domu. Po chwili wdał się słyszeć odgłos przekręcania zamka, oraz kroków w przedpokoju. Różę przeszedł zimny dreszcz. Słyszała jak ktoś wchodzi po schodach i była pewna, że ten ktoś nie ma dobrych zamiarów. Dziewczynka nakryła się kołdrą i przerażona czekała na rozwój wydarzeń, słysząc za ścianą jakieś szepty.

Karol jakiś czas szwendał się po piętrze, nim znalazł sypialnie Cegielskich. Wszedł po cichu do środka i dostrzegł Natalię, oraz Zygfryda, śpiących w łóżku. Chwilę wcześniej minęła burza, a zza chmur wyszedł księżyc, którego jasne światło wpadało przez okno do sypialni. Przestępca stanął obok łóżka, oblizał wargi, a następnie przywalił swym wielkim cielskiem Natalię. Długa, siwa broda, oraz tłuste włosy mężczyzny smyrały delikatnie twarz kobiety. Cegielska nie była w stanie się poruszyć. Wrzeszczała w niebogłosy, gdy Karol zadawał kolejne ciosy śrubokrętem w klatkę piersiową Zygfryda. Morderca w końcu usiadł na łóżku i przyłożył pięścią w twarz przerażonej czterdziestoośmiolatki. Po kilku minutach Cegielska ocknęła się, przywiązana taśmą izolacyjną do kaloryfera. Bandyta uchylił okno, następnie umieścił w szparze długie, czarne włosy kobiety i zatrzasnął okno. Natalia, stojąc tyłem do szyby, nie była w stanie się uwolnić, z powodu związanych z tyłu rąk.

– Mam do pani tylko jedno pytanie. Czy chce pani umrzeć?! – ryknął Karol prosto w twarz Cegielskiej.

– Nie!

Mężczyzna chwycił kciuk kobiety i dosłownie złamał go w pół. Natalia wyła z bólu.

– A teraz? Chce już pani umrzeć?

– Nie, ty pierdolony skurwielu! – krzyknęła matka Róży, spluwając w twarz zwyrodnialca.

Karol odwrócił się i ku zdziwieniu pół przytomnej kobiety, wyszedł z sypialni i zszedł na dół po schodach. Po chwili do pomieszczenia wbiegła Róża. Była tak przerażona, że nawet nie dostrzegła ciała ojca, leżącego na podłodze obok łóżka.

– Mamusiu, co się dzieje? Kto ci to zrobił?

– Córeczko, posłuchaj. Zabierz nożyczki z tej szafki obok łóżka i uwolnij mnie. – Nastolatka otworzyła drzwiczki małej komody, jednak nożyczek w nich nie było. – Nie ma ich tu. Mamo, nie ma!

– W takim razie otwórz okno, bo nie potrafię ruszyć głową.

– Nie dostanę tak wysoko. Poczekaj, przyniosę krzesło. – W tym momencie wdał się słyszeć z dołu dźwięk gwizdka w czajniku.

– Nie, posłuchaj! Nie ma czasu. Musisz wezwać policję.

– Ale pana policjanta chyba nie ma, bo już go wołałam – odparła dziewczyna, zalana Łazami.

– Posłuchaj, idź do „biura”, tam jest telefon. Zadzwoń na policję, tylko szybko, Róża!

– Ale mamo, nie mogę wejść do „biura”! Tam ktoś jest!

– Przestań! Jak tego nie zrobisz, obie zginiemy! Idź tam i wezwij pomoc.

Dziewczynka spojrzała na mamę i po chwili namysłu odparła

– Dobrze, zrobię to. Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wezwę pomoc.

Jedenastolatka wybiegła z sypialni, pokonała ciemny korytarz i stanęła przed drzwiami pomieszczenia, w którym przebywał porywacz jej rodzeństwa. To ten moment, musisz być dzielna – powtarzała sobie w duchu przerażona nastolatka. Róża usłyszała skrzypienie krzesła, stojącego przy komputerze, oraz dźwięk stukania w klawiaturę. Nie miała pojęcia, kogo zobaczy jak wejdzie do środka, lecz wiedziała, że tylko tak może uratować mamę – w końcu jedyny telefon znajdował się wewnątrz. Dziewczynka nacisnęła wreszcie klamkę, otwarła drzwi, zapaliła światło, po czym ujrzała…

Karol ponownie ruszył w górę schodów, niosąc w ręku czajnik z wrzącą wodą. Mężczyzna wszedł do sypialni, szeroko się uśmiechnął, po czym wylał na głowę Natalii całą zawartość czajnika. Kobieta wrzeszczała. Miała wrażenie, że wraz z wodą, spływa z niej także skóra. Odczuwała obecnie ból, jakiego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Morderca odstawił czajnik na stolik, po czym zapytał raz jeszcze

– A może teraz chce pani umrzeć?

W tym momencie Natalia czuła, że mdleje. Wydawało jej się, że ujrzała w drzwiach postać chłopca z obrazu, którego tak bardzo bał się Franek. Po chwili za chłopcem stanął biało-różowy króliczek, widziany niegdyś przez kobietę i jej córkę w wesołym miasteczku. Cegielska spojrzała na Karola i ostatkiem sił wrzasnęła

– Tak, ty sukinsynu, chcę umrzeć!

Po tych słowach Karol zatopił w klatce piersiowej czterdziestoośmiolatki długi, zardzewiały śrubokręt. Matka Róży umarła, a jej ciało zawisło na włosach przytrzaśniętych ramą okna. Morderca poczuł wielką ulgę. Znów był wolny.

– Miałeś rację, Panie Głosie!

Karol wyszedł z sypialni, zszedł po schodach, następnie opuścił willę Cegielskich i po chwili zniknął w mroku.

… kobietę, siedzącą przy komputerze, odwróconą plecami do dziewczynki. W tym momencie Róża całkowicie zapomniała o telefonie i o mamie, potrzebującej pomocy. Zrobiła dwa kroki w przód, po czym usłyszała za sobą huk zamykających się drzwi „biura”.

– Kim pani jest? – zapytała jedenastolatka i wówczas tajemnicza postać wstała, oraz odwróciła się twarzą do dziecka.

– Cześć Róża. Poznajesz mnie? – Dziewczynka zmarszczyła czoło. Stała przed nią kobieta po czterdziestce, z długimi, czarnymi, kręconymi włosami. Ubrana była w elegancki czarny garnitur. Postać ta kogoś przypominała dziewczynce. Nastolatka miała wrażenie, jakby widywała tę osobę niemalże codziennie. Róża przyjrzała się jeszcze dokładniej twarzy tajemniczej kobiety. Zmęczonym, nabrzmiałym oczom, w których jedenastolatka ujrzała pustkę – upiorną pustkę. Zmarszczkom, śladom siwizny na czubku głowy. To wszystko wydawało się obce, jednak rysy twarzy, kształt nosa intruza, uświadamiały dziecku, iż to świetnie zna osobę, stojącą niecałe trzy metry przed nim. Dziewczynka ujrzała w pewnym momencie ucho kobiety i wówczas zamarła. Róża urodziła się z deformacją prawego ucha. Jedenastolatka zbladła, gdy dostrzegła taką samą deformację na głowie włamywaczki.

– O mój Boże! – wrzasnęła dziewczynka, ze łzami w oczach. – To nie może być prawda! To nie możliwe. – Róża rozpoznała w tej kobiecie samą siebie. Tajemniczy porywacz okazał się nikim innym, jak widmem przyszłości. Widmo zaczęło kroczyć w stronę dziecka. Jedenastolatka poczuła, że rośnie. Kości dziewczynki rosły z każdą sekundą. Wskazówki zegara, wiszącego na ścianie kręciły się coraz szybciej – w końcu tak szybko, że nie dało się ich dostrzec. Róży wirowało w głowie, miała wrażenie, iż zaraz zemdleje. Nagle odczuła ból, jaki czuje ktoś, kto nurkuje głęboko pod wodę – rozsadzający ból głowy. Dziewczynka zamknęła oczy i odpłynęła.

Przez moment Róża znajdowała się w stanie błogiej nieświadomości. Naglę tę sielankę, zaczęły zagłuszać jakieś krzyki. Nastolatka słyszała stłumione wołanie zakończone echem. Otwarła wreszcie oczy i w tym momencie ból głowy powrócił. Siedziała w skórzanym fotelu, przy wielkim biurku zawalonym papierami. Czterdziestolatka dostrzegła swoją asystentkę, stojącą w drzwiach i wciąż powtarzającą jedno i to samo

– Pani prezes, za dwie minuty rozpoczynamy konferencję, mam iść zapowiedzieć, że się pani spóźni?

– Nie, nie trzeba, zaraz tam będę. – Asystentka opuściła biuro swojej szefowej.

Róża zdała sobie sprawę, iż po raz kolejny zasnęła w pracy. Coraz częstsze migreny i praca po nocach sprawiają, że kobieta wciąż chodzi niewyspana. Dziwny sen, z którego dopiero co wyrwana została Róża, coś jej uświadomił. Coś, nad czym nigdy wcześniej się nie zastanawiała, gdyż nie miała czasu na zastanawianie. Wciąż tylko praca, praca, praca. Kobieta przypomniała sobie czasy dzieciństwa, z którego pewnego wieczoru została brutalnie porwana i wygnana w dorosłość. Zrozumiała, że podobnie jak inne dzieci, ją także nawiedzały potwory, straszydła – z jedną tylko różnicą. Nie były to zmyślone, wyimaginowane stwory rodem z dziecięcej wyobraźni, lecz prawdziwe potwory. Jednym z nich był ojciec dziewczynki, zmieniający się wieczorami w przerażającego demona, miotającego po domu różnymi przedmiotami. Innym upiorem była mama Róży – kobieta, która zniszczyła dziecięcy świat marzeń swojej córki i postawiła jej tylko jeden cel: „Kiedyś będziesz zarządzać rodzinną firmą”. Czterdziestoletnia Róża, przypomniała sobie jeszcze pewien fakt. Jej rodzice zginęli dawno temu, lecz kobieta nie pamięta nawet, na którym cmentarzu zostali pochowani. Mikołaja i Franka – swego ukochanego rodzeństwa, czterdziestolatka także nie widziała szmat czasu. Oni również dość wcześnie ujrzeli widmo przyszłości – najpotworniejszego potwora, jakiego tylko może spotkać dziecko. Róża widuje jedynie braci w gazetach, lub na ekranie telewizora. Jest to jednak rzadkością, gdyż nie interesuje się ani muzyką ani sportem – zwłaszcza tenisem.

Fajnie jest nie znać przyszłości – dzięki temu wciąż można marzyć. Historyjka, którą wymyśliłem pewnej nocy (czasami długo nie potrafię zasnąć), to tylko fikcja – przynajmniej w pewnym stopniu. Nie znamy przyszłości i mimo wszystko lepiej, byśmy nigdy nie poznali jej zbyt szybko. Na wszystko powoli przychodzi czas. W życiu nic nie jest pewne – no może prawie nic. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś coś napiszę, nie wiem czy jutro wstanę z łóżka. W chwili obecnej, o godzinie dwudziestej drugiej czterdzieści cztery, pewny jestem jednej rzeczy – pisanie tej opowieści, właśnie dobiegło końca.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania