Rozdarta dusza

Miała to być historia Wielkiej, Dozgonnej, Bezgranicznej miłości. O tym, jak wspaniale może wyglądać życie, gdy trafimy na tą właściwą osobę. O cieszeniu się najdrobniejszą chwilą, jakby była nadzwyczajnym cudem oraz radości płynącej z każdej milionowej części sekundy bycia – Razem. Wspólne plany, cele, wizjonerskie marzenia o świetlanej przyszłości, dzielenie się sobą, bliskość i siła, dzięki, której niemożliwe staje się realne, bo nie jesteśmy już sami, a we dwoje. Wierzyłam, że mój sen nareszcie się ziścił. Łudziłam się, iż tym razem będzie inaczej. Do końca miałam nadzieję i uparcie wierzyłam, że obdarzyłam uczuciem odpowiedniego człowieka. W jego oczach dostrzegłam coś, co mnie urzekło. Dlatego zdobyłam się na odwagę, by jeszcze raz otworzyć przed kimś serce.

Przecież jasno powiedział, postanowił, zadecydował. Nie jesteś już ważna, nie będziesz, a może nigdy nie byłaś. Nie muszę się z Tobą liczyć, nie tylko nie muszę, ale i nie chce. Wszystko, co kiedykolwiek nas łączyło bezpowrotnie się skończyło…

Kiedy spadła na mnie ta miażdżąca lawina ziemia usunęła mi się spod stóp. To nieprawda. Zaufałam Ci. Mówiłeś, że nie skrzywdzisz mnie. Nie zranisz. Nie zawiedziesz. Nie zostawisz – Krzyczało moje Ja. Miałeś pokazać mi ludzką dobroć i piękno tego świata. Niestety Ty tak nagle, z dnia na dzień przestałeś mnie kochać… Bestialsko ograbiłeś mnie z uczuć, wzgardziłeś ciepłem, które Ci dawałam, odarłeś z resztek godności, rozszarpałeś dusze, a pomimo tego wciąż się buntuję i z uporem szukam czegoś, czego mogłabym się uchwycić, jakiegoś maleńkiego kawałeczka – Nas, który jeszcze oddycha, którym zaopiekuje się, który na nowo wzrośnie i przywróci Nas sobie. Niektórym nigdy nie zdarzy się kochać. A mnie się udało. Udało właśnie dzięki Tobie! Kiedyś będę umiała się cieszyć z tego, że Cię poznałam.

Teraz czuję, iż znowu powracam do starych nawyków. Z każdym mijającym dniem pozytywne myśli towarzyszące mi podczas tych kilku wspólnie spędzonych tygodni stają się coraz słabsze i bledsze. Udawanie przed całym światem, a zwłaszcza przed najbliższymi, bycie szczęśliwą stało się cholernie trudne i uciążliwe. Nie mam energii na odgrywanie tych parodii. Kogo mogłoby obchodzić, że w domu panuje bałagan? Nikt oprócz mnie nie miał tego oglądać, a dla mnie, doprawdy nie miało to najmniejszego znaczenia. Kogo obchodziło, jeśli się nie umaluję, ani nie kąpie przez tydzień? Skoro nie ma się, na kim robić wrażenia…

Czas nieuchronnie pędził do przodu. Pory roku niepostrzeżenie przechodziły jedna w drugą. Przestałam dostrzegać jakiekolwiek zmiany, barwy. Stałam się kompletnie obojętna na otaczające mnie piękno. Chciałam poczuć, jak to jest po prostu żyć, ale nie wiedziałam, w jaki sposób wyrwać się z obezwładniających szponów marazmu oraz otępienia. Trwałam w letargu wspomnień.

Wprowadzenie nowych zasad postępowania, celebrowanie starych i przestrzeganie ich okazało się zadaniem ponad moje siły. Godzinami siedziałam w salonie, wpatrzona w okno, przeżywałam na okrągło wszystkie wydarzenia, które z Tobą dzieliłam. Poświęcałam czas na rozmyślaniu o Naszych kłótniach, żałując, iż nie mogę cofnąć się w przeszłość, by odwołać okropne słowa, jakie kiedykolwiek Ci powiedziałam i usłyszałam od Ciebie. Modliłam się byś wiedział, że wypowiadałam je w gniewie, że w żadnym wypadku tak nie myślałam. Zadręczałam się myślami o sytuacjach, w jakich zachowywałam się egoistycznie, wychodząc wieczorem z przyjaciółką, gdy byłam zła, zamiast zostać w domu z Tobą. Ganiłam się za odpychanie Cię, kiedy tak bardzo potrzebowałeś ciepła oraz bliskości. Za to, że przez wiele dni niepotrzebnie żywiłam urazę i bezsensownie boczyłam się, zamiast – Wybaczyć. Za to, że czasami szłam od razu spać, zamiast się z Tobą kochać. Pragnęłam wymazać wszystkie momenty, w których byłeś na mnie wściekły i nienawidziłeś mnie. Ubolewam nad faktem, iż nie posiadamy tylko dobrych wspomnień zwłaszcza, że nikt nie uprzedził ile mamy dla siebie czasu…

Jednak bywały i szczęśliwe dni, gdy chodziłam zatopiona w snach na jawie, z wymalowanym uśmiechem na ustach przyłapywałam się na cichym chichotaniu, podczas porannego spaceru, bo nagle przypomniałam sobie jakiś wspólny żart. Lecz potem znowu nadchodziła nieproszona, bezlitosna Pani Depresja i spychała mnie w otchłań obłędu. Zdobywałam się na kuriozalny wysiłek, jakim było wyproszenie Jej za drzwi. Pomagało na chwilę, ale Ona zawsze odnajdywała drogę powrotną.

Wszystko doprowadzało mnie do łez, ponieważ wszędzie widziałam Ciebie. Ciągłe huśtawki nastrojów stawały się nie do zniesienia. Biernie poddawałam się tym stanom. Przestałam walczyć. Przyjaciele oraz rodzina pojawiali się i znikali. Pomagali mi tym, że mogłam się przy nich wypłakać i wyżalić, innym razem udawało im się mnie rozbawić, ale brakowało ciągle czegoś w tym śmiechu. Nie potrafiłam być w pełni szczęśliwa, ani radosna. Zdawało się, że żyję, ale byłam jakby zawieszona w jakieś próżni. Nieustannie wyczekując…

A może On jednak wróci…?

Byłam zmęczona jałową egzystencją. Chciałam żyć! Prawdziwie. Pragnęłam odnaleźć dawno utracony sens. Te oraz inne myśli bez końca kotłowały się w mojej głowie, aż doszło do tego, że nie chciałam opuszczać bezpiecznego schronienia, jakie zapewniał mi troskliwy Morfeusz. Wizja cudownych snów była zbyt kusząca, by się jej oprzeć. Zwłaszcza, że tylko wtedy słyszałam Twój głos. Nie ciskałeś we mnie gradem obelg i pretensji, lecz szeptałeś mi do ucha księżycową kołysankę: „ Dasz radę żyć, bo jesteś silna i odważna. Zobaczysz poradzisz sobie. Dzieliliśmy ze sobą wiele unikatowych chwil, a Ty uczyniłaś moje życie… Uczyniłaś je kompletnym. Niczego nie żałuję, ale jestem jedynie rozdziałem w Twoim życiu – będzie ich znacznie więcej. Zachowaj w pamięci Nasze wspomnienia, lecz proszę, nie bój się tworzyć nowych. Nie przypuszczałem, że się w Tobie zakocham, ale tak się właśnie stało. Żadne słowa nie oddadzą moich uczuć. Oczywiście to moja wina. Tylko moja. W niczym nie zawiniłaś. To przeze mnie, lecz naprawdę nie chciałem Cię zranić, dla Twojego dobra odszedłem”.

Ponownie wyruszam w niekończącą się samotną podróż do nikąd, gdzie nie ma miejsca na empatię ani odczuwanie…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bajkopisarz 10.01.2020
    „Wierzyłam, że mój sen nareszcie się ziścił. Łudziłam się, iż tym razem będzie inaczej. Do końca miałam nadzieję i uparcie wierzyłam,”

    Sugeruję znaleźć zamiennik dla jednego „wierzyłam”

    „Mówiłeś, że nie skrzywdzisz mnie.” – że mnie nie skrzywdzisz. W takim szyku jak jest należałoby dopisać, że skrzywdzenie kogoś innego dopuszczał.

    Przejrzyj sobie jeszcze zaimki i „się”, bo sporo tego, nie zawsze potrzebnie.

    Niezła próba opisania skutków utraty ukochanej osoby. Na końcu jest też ciekawy fragment, kiedy mężczyzna próbuje się tłumaczyć, chociaż plecie tylko banały. Tutaj zachęcam do pogłębienia tego fragmentu, bo te okrągłe słowa nie wyjaśniają jego motywu. A zawsze jest jakiś motyw. Chociaż z drugiej strony, sam fakt, że używa właśnie takich pustych treści, nieco wyjaśnia. Niemniej jednak, chętnie bym go przycisnął do dalszych uzewnętrznień, wtedy opowiadanie byłoby dwustronnie kompletne.
  • betti 10.01.2020
    Ty się chyba nie nauczysz pisać bez błędów... zaznacza Ci człowiek, a Ty dalej te same z uporem maniaka. DONIKĄD, NIE DO NIKĄD, to błąd ortograficzny.

    Poza tym, kto widział w opku wielkie litery w zwrotach grzecznościowych? Tak samo opis ''wielkiej, bezgranicznej z wielkiej. Leila weź Ty się ogarnij jeżeli chcesz pisać, bo teraz to podstawówka. Wstyd. Nie chciało mi się czytać wszystkiego, bo kolejne jojczenie na znany już temat, ale Ty przeczytaj i popraw błędy.
  • Eleanor 11.01.2020
    mi się podoba ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania