Rozdział 4 - Toujours Pur (Harry Potter Fanfiction)

Ostatnie dni wakacji minęły bardzo szybko. Melody spędzała je w większości w swoim pokoju lub zaszywając się w ogrodzie. Dzięki temu, że był ogromny, mogła spacerować przez wiele godzin nie przechodząc dwa razy tą samą ścieżką. Szczególnie teraz, kiedy wszystkie kwiaty wypuszczały z siebie miliony pięknych zapachów, przesiadywanie tam okazywało się cudowne. Dziewczyna znalazła swoje ulubione drzewo, przy którym oddawała się rozmyślaniu o wszystkim i niczym. Jej myśli jednak uciekały do przyjaciół. Od zakończenia roku szkolnego nie miała od nich żadnej wiadomości. Po napisaniu kilku listów, przestała się narzucać. Było dla niej trudne tak po prostu odpuścić, ale musieli mieć jakiś powód, skoro nawet nie raczyli odpisać. Chyba, że nie mogli.

Po pamiętnej kłótni z Pansy, nastolatka nie została zaproszona na żadne następne spotkanie. Alexander obiecał jej karę, a dostała idealną nagrodę. Uśmiech pojawiał się na jej twarzy, gdy wylegiwała się w łóżku w najgorszych ubraniach, a za ścianą siedzieli sztywni czystokrwiści nie mogący nic jej zrobić. Niestety ostatniego dnia sierpnia Mel musiała oprzytomnieć. Szkolne zakupy same się nie zrobiły. W powolnym tempie zebrała się i w samo południe przywitała wujostwo, i poinformowała ich o swoich planach. Z wielkim zainteresowaniem słuchali co ma do powiedzenia. Melody poprosiła grzecznie o przetransportowanie do czarodziejskiej alei. Jej uśmiech był szeroki i sztuczny, kiedy Alexander rzucał komentarzami o niewychowanych dziewuchach, które nie stać na gram uprzejmości. Elizabeth zlitowała się i pospiesznie aportowała się z nią na ulicę Pokątną. Od tamtej pory minęło kilka godzin. Melody po kolei odwiedzała każdy sklep. W Esach i Floresach kupiła egzemplarze magicznych ksiąg potrzebnych na 5 rok nauki, w aptece różnorakie składniki do eliksirów, a przechodząc obok magicznej menażerii naszła ją pewna myśl. Na wystawach prezentowały się piękne, okazałe sowy. Każda prężyła się w kierunku potencjalnych kupców, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Mel nie planowała zabierać żadnej do domu, ale mimo wszystko weszła do sklepu. Mały dzwoneczek zabrzęczał oświadczając, że nowy klient właśnie się zjawił. Jak na zawołanie stara czarownica pojawiła się za ladą.

- Dobry. W czym mogę pomóc? – Na twarzy kobiety widniało lekkie znudzenie.

- Tylko się rozglądam, dziękuję. – Melody posłała jej uśmiech i obróciła się do klatek ze zwierzętami. Poza sowami, w klatkach znajdowały się ogromne pająki, węże, ropuchy i mniej popularne ślimaki. Koty i psy spokojnie biegały po pokoju. Na samym jego tyle było małe, przyciemnione akwarium. Ciekawość nastolatki nie pozwoliła jej nie sprawdzić co znajduje się w środku.

- Co do cholery? – wyszeptała do siebie. – Czy to jest... Czy to nie jest nielegalne? – Melody zwróciła się do sprzedawczyni.

- Co takiego, moja droga? – Kobieta wyłoniła się zza rogu z wysoko uniesioną brwią.

- To. Czy TO nie jest nielegalne? – Dziewczyna spytała. – Przecież to jest znikacz*!

- Cicho! Wiem czym to jest. Jakaś stara czarownica przyniosła go kilka dni temu. Chciała się go pozbyć i tyle. – Kobieta nerwowo rozglądała się po sklepie, jakby zaraz miało tu wparować całe biuro aurorów.

- Czemu go pani nie wypuści?

- Jest niezwykle rzadki. Jeśli ktoś go kupi to zbiję fortunę.

- A jeśli ktoś doniesie to zamkną panią w Azkabanie.

- Ale takie coś się nie wydarzy, prawda?

- Jakie będę miała korzyści, jeśli nie puszczę pary z ust?

- Korzyści? Posłuchaj mnie. Ludzie zlinczują mnie, gdy się dowiedzą. Nie możesz powiedzieć.

- Mogę się postarać, ale jeden warunek.

- Słucham?

- Dam mi pani tamtą sowę. – Mel wskazała na ślicznego puchacza. Wyglądał na dość młodego i był o wiele mniejszy od reszty.

- Dam? Za darmo? – Czarownica nie okazywała ani trochę chęci do zrealizowania propozycji. Wizja oddania zwierzęcia bez korzyści majątkowych nie uśmiechała się jej.

- Tak, kompletnie za friko.

- Zgoda. Bierz ją, ale nie waż się otwierać jadaczki. – Sprzedawczyni zmierzyła swoją klientkę wzrokiem. Jej wyraz twarzy pozostawał srogi. – Jesteś w Slytherinie?

- Niezupełnie. Jestem Gryfonką.

- Gryffindor schodzi na psy. – Melody parsknęła śmiechem. W oczach miała wesołe iskierki. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

- Odziedziczyłam ślizgońskie cechy po rodzinie. Nie jestem z nich dumna, ale dziękuję.

- Po prostu stąd idź. – Wiedźma wskazała na drzwi i nie oglądając się za siebie ruszyła z powrotem za ladę.

- Zajmę pani jeszcze chwilę. Poproszę o klatkę i jedzenie dla tej sowy…

 

 

 

Znikacz - (http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Znikacz)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Alesta 20.07.2017
    Coś za coś :D 5
  • Vivaxia 27.07.2017
    Haha, ja bym kupiła wszystko, gdybym mogła: sowy, węże, ślimaki, pająki, ropuchy...
    ,,Gryffindor schodzi na psy.” Uwaga, mój umysł właśnie opuścił Układ Słoneczny. Już nie można mnie nazwać Solianką. ;p (Jakby co, chodzi tu o moje rozbawienie.) Domaganie się zwierzęcia za darmo, przyrzekając, że nie piśnie się ani słówkiem o nielegalnym stworzeniu, jeśli się je dostanie, faktycznie ślizgońskie, ale nie tylko Ślizgoni są podstępni. Ponadto podstęp pomaga w życiu, oczywiście umiejętny.
    A teraz pomyłki.
    ,,Chyba, że nie mogli.” W tym przypadku przed ,,że” nie stawia się przecinka.
    ,,Z wielkim zainteresowaniem słuchali co ma do powiedzenia.” Konieczny przecinek przed ,,co”.
    ,,Elizabeth zlitowała się i pospiesznie aportowała się z nią na ulicę Pokątną.” Niepotrzebnie powtórzyłaś to ,,się”.
    ,,Wiem czym to jest.” Lala, znowu przecinek przed ,,czym”.
    ,,Jeśli ktoś go kupi to zbiję fortunę.” Przecinek przed ,,to”.
    ,,A jeśli ktoś doniesie to zamkną panią w Azkabanie.” - Jak powyżej.
    ,,Dam mi pani tamtą sowę.” Da.
    ,,Wiedźma wskazała na drzwi i nie oglądając się za siebie ruszyła z powrotem za ladę.” Sądzę, że lepiej by wyglądało, gdybyś jednak wstawiła ten przecinek - przed ,,ruszyła”.
  • Hughes797 28.07.2017
    Dziękuję i błedy poprawię niedługo. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania