Ruda - Pożegnanie
Troszkę będzie mi brakowało tego miejsca - nie powiem. Spędziłam tutaj ładny kawałek czasu. Wiele zobaczyłam, a nauczyłam się jeszcze więcej. Proszę sobie wyobrazić, że bywało, że byłam tutaj szczęśliwa. Ot co, niegdyś byłam najszczęśliwsza... Niegdyś.
A więc pytasz, czym Ziemia różni się od mojego Mocarstwa? Hmm...
Byłam pod wrażeniem tego, jak Wy - ludzie - uzależniacie. Gdy tu przybyłam, nie znałam miłości.
Odchodząc stąd - jestem troszeczkę dojrzalsza...
Przez wiele lat zastanawiałam się, dlaczego tutaj trafiłam. Po co ja tutaj? Tam, było mi dobrze. Teraz wiem.
Miłość... Miłość jest pięknem, którego nie dane mi było doświadczyć na mojej planecie. Musiałam poznać ją tutaj.
Jestem niestety ciężkim przypadkiem, bo piękno to, zostało mi odebrane. Wyrwane z samego środka... Więc wracam. Nic tu po mnie.
Ach... pięknie tu pachnie. Przechodzę przez wrzosowisko w zwiewnej, białej sukience. Chłód ścieżki z każdym krokiem muska moje bose stopy. Chciałabym zapamiętać te chwile. Moje ostatnie tutaj.
Ziemia naprawdę potrafi być piękna. A wiecie dlaczego? Bo czasem pozwalacie wygrać miłości, nad zawiścią. Poddawajcie się temu częściej, a będzie lepiej... Uśmiecham się.
Wchodzę na górkę, gdzie czeka już na mnie ostatni kieliszek wina. Oj tak. Wino, to jedno z tych lepszych, ziemskich wspomnień... Szkoda, że nie mogę zabrać go ze sobą. Lub nie. Może tak mi się tylko wydaje.
Podnoszę kieliszek lewą ręką, w prawej trzymam małą buteleczkę, której zawartość wlewam po chwili do wina. Uśmiecham się, gdy widzę, jak stary przyjaciel zmienia intensywną czerwoną barwę mojego ulubionego alkoholu, na czerń.
Dlaczego sądzisz, że trucizna, to coś złego?
Wypijam mojego, ostatniego drinka jednym duszkiem. Rozgrzewa on całe moje ciało. Już teraz czuję się świetnie, a wiem, że będzie tylko lepiej.
Wszystkie moje organy wreszcie na swoim miejscu.
Dłonie ciepłe.
Policzki rumiane.
Usta, wykrzywione w uśmiechu.
Ten obłęd... Chyba już zniknął z moich oczu.
Błogostan...
Zamykam oczy i delektuję się tą chwilą. Zniknął ból, zniknęły siniaki, zniknęły zadrapania.
Kiedy ponownie spoglądam na wrzosowisko, w oddali widzę znajomą sylwetkę. Piękny mężczyzna. Dobry mężczyzna. Mój mężczyzna.
Biegnę. Nie widzę nic, nic nie pamiętam. Tylko on. Ukochany. Uśmiecha się. Moje serce krzyczy. Nie czuję zmęczenia. Jest coraz bliżej. Zapominam o całym bólu. Jakbym nigdy go nie czuła.
Jest już na wyciągnięcie ręki. Wpatruję się w jego oczy.
Wszystko jest w porządku.
Nic mnie nie boli.
Jestem szczęśliwa.
Jestem u siebie.
Nareszcie.
Ktoś już zapewne zakopał moje ciało na Ziemi.
- Witaj, mój Mistrzu.
Komentarze (6)
Dobrze, że na końcu jest ....''na Ziemi. w ziemi - by pasowało, gdyby z małej litery. Tak myślę. Szczegół - ale ważny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania