Poprzednie częściRuda - Zapoznanie

Ruda - Ptaszysko

I budzę się znów. Nie wiem, gdzie jestem, po raz kolejny... Intuicja podpowiada mi, że wcale nie chcę wiedzieć. Do dalej, babo. Dasz radę.

Całą swoją siłę skupiam na powiekach i powoli udaje mi się je uchylić, choć było to trudniejsze, niż sądziłam. Niebo w paryskim blękicie, chyba zbiera mu się na łzy. Unoszę spruchniałą rękę i dotykam głowy. Kilkanaście wgłębień, guzów i mniejszych ran. Mam o połowę mniej włosów. Spoglądam w lewo. Resztki mojej duszy w stanie zaawansowanego rozkładu, leżą jakieś trzy metry ode mnie i kulą się z zimna. Spoglądam w prawo. Widzę stertę róż. Podpełzam do niej, pozostawiając za sobą ścieżkę zabrudzonej krwi. Biorę do ręki jeden kwiat, a przed oczami materializuje mi się obraz sprzed jakiegoś czasu. Ja - w jednym kawałku - oddychająca, rumiana i ciepła i... Zaraz, co się dzieje z moją twarzą? Obserwuję, jak moje usta wykrzywiają się w dziwny łuk... Ja... Ja się uśmiechnęłam. Boże, jak dawno nie widziałam tego czegoś na mojej twarzy... Stoję przed lustrem w pokoju, w którym jestem sama, mimo że są cztery łóżka... Słyszę pukanie i szarpnięcie za klamkę. Nagle widzę Jego. Mojego Mistrza. Podchodzi i obejmuje mnie w talii. Przyglądam się mojej twarzy. Tak wygląda radość. Błysk w moim oku, gdy tylko ten człowiek przekroczył próg mojego pokoju - mówi wszystko. Nie pamiętam momentu, w którym byłam szczęśliwsza. Takowego chyba nie było.

Kwiat natychmiast gnije i wypada mi z dłoni. Zniknęłam ja, zniknął pokój, zniknął Mistrz. Znów jestem sama, w tym przerażającym miejscu, które przypomina... Las. Te róże... To moje wspomnienia. Wspomnienia najpiękniejszych chwil, jakich doświadczyłam za życia. Boję się. To miejsce szepta... Drzewa obserwują... Kamienie płaczą.

Zrywam się do ucieczki. Dla moich zmęczonych nóg to spore wyzwanie. Cały czas to niepokojące wrażenie, że to już kiedyś się stało, doprowadza mnie do szału. Pieprzone deja vú... Z każdą sekundą boję się coraz bardziej. Jest mi zimno. Każdy milimetr mojego ciała skomle z bólu. Łamią mi się kości. Rozpaczliwie odpycham gałęzie, krzaki i wszystko inne, co zagradza mi drogę, którą wydaje się nie mieć końca. Krzyczę. Błagam o pomoc. Wyję z rozpaczy.

Spoglądam w górę. Na jednym z drzew siedzi paskudne, czarne ptaszysko. Wlepia we mnie swoje, żółte ślepia. Wydaję z siebie jęk przerażenia. Chcę biec, ale coś sprawia, że stoję nieruchomo.

- Możesz krzyczeć - odzywa się ptak -... ale to strata czasu. Nie uciekniesz z własnego umysłu.

Następne częściRuda - Śmiech Ruda - Pożegnanie

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 29.10.2017
    Powiem krótko - świetny tekst. A poza tym - jak zwykle - płynnie się czyta. A to też jest ważne.
    Może gdyby 1 lub 2 zdania - w jednej linijce - trochę luźniej - to by było jeszcze lepiej. Sorry. Zanudzam. Pozdrawiam*****
    P.S. Chyba na początku - No dalej....
  • colorless_love 30.10.2017
    - No dalej - faktycznie, pisałam na telefonie :) bardzo dziękuję za opinię, pozdrawiam ^^
  • Shina-san 29.10.2017
    Bardzo mi się podobało :D Zostawiam po sobie 5
  • colorless_love 30.10.2017
    Dziękuję bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania