Ryan C. i koniec świata - całość

„Miłość, bowiem żąda odrobiny przyszłości, a myśmy mieli tylko chwile.”

Albert Camus

 

Od początku? Dobrze, opowiem od początku. Ze szczegółami? Postaram się.

 

Nie, po raz pierwszy. Chyba nigdy o tym nie myślałam, przynajmniej nie przypominam sobie, ale raczej nie. Nie myślałam o tym, aż do wtedy…

 

Obudziłam się zlana zimnym potem, a to już było w mojej głowie. Nie wiem skąd, po prostu, obudziłam się przepełniona dławiącym uczuciem, że za dwadzieścia cztery godziny świat trafi szlag. To było jak SMS od Boga. Zamykałam oczy i widziałam to wyraźnie, góry ludzkiego mięsa, miasta zrównane z ziemią, pulsujące światła, dym. Obrazy przewijały się niczym film, którego nie mogłam wyłączyć.

 

Na początku tak myślałam. Wbiłam paznokcie w udo, ale ból był prawdziwy. Byłam pewna końca świata, jak pewna jestem, że nazywam się Zofia Walicka. Ta świadomość puchła mi w głowie niczym guz. Spojrzałam na zegarek – zostały 23 godziny 54 minuty. Każdy ruch wskazówki brzmiał jak uderzenie w bęben pogrzebowy.

 

Nie, to nawet nie strach. To było jak porażenie. Siedziałam na łóżku sparaliżowana. Sparaliżowana i bezradna. Dopiero wołanie matki na śniadanie sprowadziło mnie na ziemię.

 

W pośpiechu narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z pokoju. Miałam wrażenie, że idę przez niewidzialną, galaretowatą substancję. Usiadałam przed talerzem z jajecznicą. Nie mogłam wmusić w siebie nawet kęsa, patrzyłam na tę żółtą breję i miałam ochotę się zrzygać.

 

Rodzice? Ojciec w pośpiechu wiązał krawat, matka nadawała przez komórkę. Nie chciałam z nimi gadać, nie miało to najmniejszego sensu. Moi starzy, jako jedyni ludzie na tej planecie, nie zauważyliby, że świat się kończy, a jeśli już, to mieliby do siebie pretensje, że za długo zwlekali z jakimś projektem i nie udało im się zarobić więcej. Nawet nie zorientowałam się, kiedy wyszli do roboty.

 

W ogóle mi to nie przyszło do głowy. Nie miało to chyba dla mnie żadnego znaczenia, nic by to nie zmieniło. Pewnie powiedzieliby „dobra, fajnie, my ciebie też” i wyszli do pracy, a w drodze o tym zapomnieli.

 

Nie nazwałabym tego nienawiścią. Raczej obojętnością. Może to brzmieć dziwne, ale naprawdę nie odczuwałam względem nich żadnych głębszych uczuć. To znaczy, wtedy nie odczuwałam.

 

Uruchomiłam komputer, żeby sprawdzić czy jakikolwiek kalendarz Majów, Azteków czy innych kończył się nazajutrz, ale zanim wpisałam datę weszłam na Fejsa i zobaczyłam, że kręcą z nim film u nas. Jakieś sensacyjne gówno o samotnym mścicielu, który przyjeżdża do Polski, by zemścić się na lekarzu jego córki. Nie wiem czemu, ale ucieszyłam się jak dziecko. Nie byłam jego jakąś wielką fanką, owszem podobała mi się jego rola u Tarantino i czekałam na nowy film Von Triera z nim w roli głównej, ale bez przesady.

 

Tak, wtedy o tym pomyślałam. Właśnie w tamtej chwili to postanowiłam. Może to brzmieć dziwnie, ale to prawda. Nagle bycie dziewicą przestało mnie bawić. Zapragnęłam, żeby mnie zerżnął.

 

Z rówieśnikiem? Tak jak koleżanki? Nie wchodziło w grę. Starzy od dwudziestu lat wbijali mi w głowę, że jestem wyjątkowa, a ja w to wierzyłam. Wmówiliby karłowi, że może zrobić karierę w NBA. Więc wierzyłam, że jestem lepsza od koleżanek i rozdziewiczyć może mnie tylko ktoś wyjątkowy. Musiał to zrobić ktoś wyjątkowy. On taki był. Wyjątkowy. Wyjątkowe rzeczy powinny być zarezerwowane dla wyjątkowych ludzi. Poza tym, która laska nie chce być zerżnięta przez gwiazdę Hollywood?

 

Przepraszam, już nie będę. Ale nie mam racji? Każdy z nas skrywa w sobie szaleństwo. Każdy z nas pragnie zrobić coś absurdalnie głupiego, ale strach przed konsekwencjami jest paraliżujący. A ja wiedziałam, że nie będzie konsekwencji. Chciałam raz w życiu być zwyczajnie niegrzeczna. Chciałam chociaż raz w życiu doświadczyć prawdziwego seksu. I chciałam tego z nim. A jako córeczka swoich rodziców, zawsze dostaję to, czego chcę.

 

Nie, nigdy. Zabawiałam się ze sobą czasem, ale nie za często. Byłam ciekawa bliskości, czułości, jaką może dać facet. A kto mógł być bardziej czuły niż on? Miał Emmę Watson, Milę Kunis, ostatnio widzieli go z Margot Robbie. Takie laski nie idą do łóżka z byle kim. Chciałam, żeby był moim pierwszym, a ja jego ostatnią. Ta myśl rozprzestrzeniła mi się po organizmie jak odmiana jakiegoś złośliwego nowotworu. Wiedziałam, że muszę to zrobić.

 

Chyba dwie godziny zajęło mi wyszykowanie się. Musiałam być doskonała, skrajnie doskonała, doskonała do przesady. Tylko będąc doskonałą mogłam liczyć, że będzie raczył mnie przelecieć. Włożyłam najlepszą kieckę, najdroższe buty, umalowałam się jakbym szła na casting do produkcji Brazzersa. Kierowca w taksówce pożerał mnie wzrokiem, a w myślach pewnie pieprzył na sześć różnych sposobów. Na swój sposób to mnie podniecało. Po raz pierwszy nie czułam się jak szara myszka wykonująca posłusznie polecenia starych czy nauczycieli. Byłam dumna z tych wszystkich spojrzeń i wywieszonych języków.

 

A gdzie mógł się zatrzymać? W tym mieście jest jeden hotel, w którym ktoś taki może się zatrzymać. Nie trzeba być gejzerem intelektu, żeby się tego domyślić. Odstrzeliłam się na bóstwo, zabrałam wszystko z sejfu starych i pojechałam.

 

Nie, najpierw do restauracji na dole. Miałam przed sobą perspektywę dzikiego pieprzenia się, więc chciałam się posilić. Nawet nie pamiętam, co zamówiłam, ale zamówiłam to wyłącznie dlatego, że było cholernie drogie, jakieś krewetki w czymś tam. Do tego butelkę najdroższego szampana. Trochę mu się zeszło na planie, więc szampana wypiłam sama. Nie wiem czy był wart swej ceny, poprosiłam po prostu o najlepszego, ale był cholernie smaczny. Zamówiłam jeszcze jednego.

 

Wiedziałam, bo co chwilę wrzucał zdjęcia na Instagrama, że jest na planie, że zaczynają kręcić, że przerwa, że kawa, że obiad, że schabowy pyszny. Co piętnaście minut wysyłał informację w świat, co się z nim dzieje, więc byłam na bieżąco. Ale wolałam być w pobliżu, po prostu, zapobiegawczo. Kiedy zamieścił na Twiterze, że właśnie kończy zdjęcia, zamówiłam deser. Nie patrzyłam na rachunek, zapłaciłam, schowałam szampana do torby i poszłam do hotelu.

 

Weszłam pewnie i nonszalancko. Nie mogłam dać po sobie poznać, że jestem tam przypadkiem. Alkohol dodawał mi pewności i wprowadzał w stan lekkiej euforii. Układałam sobie w głowie dialog z recepcjonistą, który zapytałby mnie kim jestem i co robię.

 

Jednak nawet na mnie nie spojrzał. Jakby gdyby nigdy nic, udałam się do windy. Nacisnąłem numer piętra z apartamentami.

 

Tego akurat nie wiedziałam, ale na górze spotkałam sprzątaczkę. Powiedziałam, że jestem dziennikarką jakiegoś tam pisma, że jestem umówiona na wywiad z Ryanem Cybulskim, ale zapomniał mi napisać numeru pokoju. Spojrzała na mnie krzywo, musiała wyczuć alkohol. Wykręcała się, że nie może, że takie informacje na recepcji, że jak powie to ją z pracy wywalą. Wzięłam jej dłoń, była sucha i matowa od detergentów, wyciągnęłam z torebki plik banknotów i wcisnęłam w łapę. Oczy się jej zaświeciły, myślałam, że się na mnie rzuci z wdzięczności. Powiadają, że są rzeczy, których kupić nie można, a ja właśnie kupiłam sobie seks z prawdopodobnie najprzystojniejszym facetem na Ziemi. Szłam korytarzem, chociaż bliżej temu było do dryfowania w przestrzeni, a więc dryfowałam i układałam w głowie scenariusze, wymyślałam pozycje, konfiguracje. Wyobrażałam sobie jak będzie pachniał nasz wspólny pot, gdzie będzie mnie dotykał, a ja jego. Miałam gęsią skórkę.

 

Nie, nie weszłam od razu. Chwilę stałam przed drzwiami. Mimo wypitej butelki szampana jednak się stresowałam. Myślałam, żeby pociągnąć jeszcze na odwagę, ale się powstrzymałam. Co to za frajda nic nie czuć? Wiedziałam, że zbyt pijana nie zrobię dobrego wrażenia.

 

Cały czas miałam to z tyłu głowy, zamykałam oczy i widziałam to samo, co rano, stosy ludzkiego mięsa, ruiny miast, dym, światła. Przyznam, że trochę mnie to wkurwiało, przepraszam, wytrącało z równowagi. Jeśli dwanaście godzin przed końcem świata miało mi coś przemykać przed oczami to chciałam, żeby były to jakieś ładne obrazki.

 

Szczególnie takie kłucie w podbrzuszu. Ale nie bolało, było nawet przyjemne.

Po co było to odwlekać? Każda minuta na korytarzu oznaczała minutę mniej z nim. Dosłownie chwilkę, tyle ile potrzebowałam, żeby jeszcze poprawić tapetę i kieckę. Wyglądałam dobrze, cholernie dobrze. Sama miałam ochotę się przelecieć.

 

Najzwyczajniej w świecie, zapukałam, a on otworzył drzwi. Wyglądał trochę na zaskoczonego, musiał wyjść właśnie spod prysznica, był w szlafroku, na głowie miał zawinięty ręcznik. Czas się zatrzymał i słowa w gardle się zatrzymały. Cała odwaga, wypita z butelki najdroższego szampana, momentalnie wyparowała. Ale jak miała nie wyparować? Stałam pół metra od Ryana Cybulskiego, najbardziej utalentowanego i znanego polskiego aktora w Hollywood. Dwa miliardy lasek na świecie śliniło się do jego plakatów, a ja miałam go wyciągnięcie ręki. Cud, że nie zemdlałam. Patrzyłam na jego twarz, słyszałam jego oddech, czułam zapach skóry. Pragnęłam go dotknąć, ale jeszcze bardziej pragnęłam go zasmakować.

 

On pierwszy. Ryan Cybulski odezwał się do mnie pierwszy. Czy wszystko w porządku? – zapytał i uśmiechnął się. Wszystkie mięśnie napięły mi się jak struny. Kiwnęłam głową. Miałam chyba stan przedzawałowy. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet głoski. Zapytał raz jeszcze. Wyciągnęłam z torebki szampana, a on roześmiał się serdecznie.

 

Nie mogłam zrezygnować. Byłam zbyt blisko. Wciągnęłam mocno powietrze, policzyłam do trzech i przekroczyłam próg. Sprawiał wrażenie lekko zaskoczonego, chociaż wątpię, bym była pierwszą laską, która wparowała mu do pokoju.

 

Nie, najpierw usiadłam. Założyłam nogę na nogę i dopiero go poprosiłam.

 

Dosłownie? Powiedziałam: Możesz o nic nie pytać, a zwyczajnie mnie zerżnąć?

 

Wyjrzał przez drzwi i zapytał czy zaraz wejdzie ekipa programu „Mamy cię”. Odparłam, że nie, że moja prośba jest jak najbardziej serio i że może ze mną zrobić wszystko, co tylko chce. Zapytałam, jaka jest jego najbardziej skrywana fantazja. Chciałam być jego fantazją, nawet najdzikszą i perwersyjną do granic. Chciałam, żeby potraktował mnie jak rzecz, jak lalkę do dymania, żeby mnie związał, zakneblował, zerżnął, spuścił się w każdą możliwą dziurę, kazał pić spermę. Pragnęłam, żeby zrobił ze mną to, czego nie robił nigdy, na co nie zgadzały się poprzednie.

 

Oczywiście, że mu to powiedziałam. Jeśli miało to być ostatnie dymanie w jego życiu, to chciałam, żeby było kosmicznie dobre.

 

Czy pamiętam? Każdą sekundę, każde słowo, każdy gest. Najwidoczniej mózg w obliczu końca rejestruje wszystko. Amerykańcy naukowcy nie mają na to żadnej teorii?

 

Już opowiadam.

– Miło mi bardzo, ale nie ma takiej potrzeby – odparł i zaczerwienił się.

– Napij się ze mną. – Wcisnęłam mu szampana. Spojrzał się na mnie z lekkim przestrachem. Pociągnął spory łyk. – Co byś zrobił, jakby jutro kończył się świat? – zapytałam.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Czemu pytasz?

– Tak tylko, wiesz, z ciekawości.

– Nie obraź się, ale jesteś dziwna.

Wyrwałam mu butelkę z ręki. Przechyliłam i upiłam sporo.

– Dziwna? – powtórzyłam z uśmiechem.

– Zawsze starałem się żyć tak, jakby koniec świata był codziennie – odpowiedział, jakby dopiero przetrawił tamto pytanie.

– W takim razie przeleć mnie tak, jakby jutro miało nie nadejść. – Rzuciłam się na niego i wbiłam mu język w usta. Myślałam, że gwiazdy lepiej całują. Pocałunki na ekranie wyglądają cholernie podniecająco.

Odsunął się ode mnie.

– Stop – powiedział szorstko.

– Nie podoba ci się?

– Posłuchaj, nie wiem, co jest grane, ale chyba pomyliłaś pokoje. Nie jestem zainteresowany żadnymi usługami seksualnymi.

Zarechotałam. Usiadłam z powrotem na kanapie. Byłam kompletnie wyluzowana.

– Nie jestem panią świadczącą usługi – Spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem. – Ładny mam nos? Podoba ci się?

– Nos jak nos – odparł.

– Wiesz, że to nie usta, nie oczy, ale właśnie nos w największym stopniu sprawia czy twarz zostaje uznana za atrakcyjną? Dotknij go, proszę.

Chwilę się wahał, ale koniec końców zbliżył swój palec i przejechał od nasady w dół. Dotykał jedynie mojego nosa, a czułam się jakby ktoś wlał mi do środka cement. Czułam jak mrówki biegną mi w żyłach. Jego dotyk sprawiał, że znikało całe zło, wszystkie frustracje i kompleksy przestawały istnieć. Pragnęłam, żeby i czas przestał istnieć, żeby nie było już chwili, kiedy nie czuję jego ciepła.

– I co teraz? – zapytał.

– Dotknij teraz moich piersi – rzuciłam z rozbrajającą szczerością.

– Dziewczyno, o co ci chodzi?

– Mówiłam już, chcę, żebyś spełnił ze mną swoje najdziksze fantazje, odleciał, zrobił, co chcesz.

– Przestań, dobra?

– Przecież to nic złego. – Uśmiechnęłam się. Podeszłam i pogłaskałam go po policzku. – Chcę żeby było nam dobrze. Pomyśl też o mnie, wiem, że nie jesteś egoistą, wspierasz przecież te wszystkie organizacje...

– Dziewczyno – przerwał mi – wpłacanie pieniędzy na dzieci w Sudanie to, kurwa, delikatna różnica.

– Delikatna – odparłam i zatrzepotałam rzęsami. - To naprawdę piękne, co robisz. Może dlatego jeszcze bardziej tego chcę. To też pomoc dla świata.

– Jakiego świata?

– Mojego świata, twojego, świata, który za kilka godzin trafi szlag.

Spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale nie zdziwiło mnie to.

– O czym ty mówisz? Za kilka godzin to będziesz miała kaca.

– To chociaż nawal się ze mną. – Przekazałam mu butelkę. – To cholernie dobry szampan, a ja mam dzisiaj urodziny – skłamałam.

Pociągnął łyk i uśmiechnął się sztucznie.

– Wszystkiego najlepszego.

– Dzięki – odparłam smutno.

– Co jest?

– Myślałam, że ci się spodobam i że będziesz chciał, no wiesz, w ramach prezentu.

– To nie tak, że mi się nie podobasz, ale to tak nie działa. Przynajmniej ja bym tak nie mógł. Nie znam cię, nie wiem kim jesteś.

Wyciągnęłam do niego dłoń.

– Zośka – rzuciłam i wyszczerzyłam zęby. Odwzajemnił uścisk. – Chciałam to przeżyć z kimś wyjątkowym, wiesz, przestać być niewidzialną.

– Mam dwadzieścia lat, a jeszcze nigdy nie byłam z mężczyzną – powiedziałam gorzko. – Całowałam się parę razy po pijaku, to wszystko. Wiem, że jutro już nie będzie tego wszystkiego, nie będzie mnie, nie będzie ciebie i do końca będę żyła ze świadomością, że nigdy nie dałam prawdziwej przyjemności drugiej osobie. Nigdy nie doprowadziłam faceta do szaleństwa, moja bliskość nigdy nikogo nie uszczęśliwiła w stu procentach. Żyję, chodzę, jem, śpię, ale nikt nie ma ze mną niesamowitych wspomnień, nie leży w nocy z otwartymi oczami i nie myśli, jak mu było dobrze przy mnie. Jestem niewidzialna. Nie istnieję. Człowiek, żeby istnieć naprawdę musi żyć w pamięci drugiego. Ryan, naprawdę, chciałam przeżyć w twojej pamięci chociaż te kilka godzin.

Zbliżyłam się do niego gwałtownie i chwyciłam za krocze. Zdawało mi się, że miał nawet delikatną erekcję.

– Uspokój się!

Złapał mnie za rękę i odepchnął. Upadłam. Wkurwiłam się wtedy, serio się wkurwiłam. Sięgnęłam po torebkę i wyciągnęłam pistolet. Wymierzyłam w Ryana.

 

Ojciec trzymał w sejfie razem z pieniędzmi. Biorąc kasę, zabrałam i broń.

– Jaja sobie robisz? – rzekł.

– Nie, Ryan, ja nie żartuję – odparłam ze śmiertelną powagą. – Nie przyszłam tutaj żartować, nie przyszłam żeby się z tobą kłócić albo błagać cię na kolanach. Wiesz, po co tu jestem. A ja zawsze to dostaję to, czego chcę.

– Jak mam cię przelecieć martwy? – Był ewidentnie rozbawiony. Chyba alkohol zaczynał działać. Musiał myśleć, że trzymam w rękach zabawkę.

– Rozbieraj się!

– Przestań, to już nie jest śmieszne.

– Rozbieraj się, kurwa!

Dopiero wtedy zauważyłam w jego oczach strach. Powoli zsunął z siebie szlafrok. Był wyrzeźbiony jak grecki posąg.

– Jeszcze bokserki.

– Słuchaj, może…

– Rozumiem, że od dekady siedzisz w stanach, ale chyba rozumiesz po polsku, prawda? Bokserki.

Po chwili stał przede mną takim, jakim go stworzył Bóg. Podobał mi się, cholernie mi się podobał. Ale najbardziej podobało mi się to, że mam nad nim władzę. Wskazałam lufą na łóżko.

– Kładź się, powoli.

Usadowił się na pościeli, opierając na łokciach. Był tak blady, że kolor skóry zlewał się z bielą prześcieradła. Wciąż mierząc w niego, zdjęłam kieckę. Nie miałam na sobie bielizny.

– Ryan, jak ci się podoba moje ciało? – zapytałam.

Zmierzył mnie wzrokiem. Próbowałam dostrzec w jego oczach chociaż delikatną iskierkę pożądania, ale nie udawało mi się to, były zimne jak oczy sadysty.

– Jak ci się podoba moje ciało? – powtórzyłam.

– Bardzo mi się podoba – wydukał. Wiedziałam, że kłamie, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Karmienie się kłamstwami może być przecież rozrywką. Szczególnie, kiedy wymawia je ktoś taki.

Usiadłam na nim okrakiem. Przycisnęłam mu lufę do klatki. Pistolet drżał od uderzeń jego serca.

– Nie bój się – powiedziałam spokojnie. – Nie chcę zrobić ci krzywdy. Chcę tylko dostać to, po co przyszłam.

Pogładziłam go po twarzy, po szyi, dotknęłam jego klatki. Szczypałam go po sutkach, aż stwardniały.

– Podoba ci się?

Kiwnął jedynie głową. Nachyliłam się i delikatnie ugryzłam w uchu.

– Cieszę się – szepnęłam.

Przesunęłam rękę niżej, w kierunku włosów, w kierunku członka. Zacisnął zęby tak mocno, że chyba pękło mu szkliwo. Oddychał spazmatycznie. Zarechotałam cichutko. Ryan Cybulski twardniał dzięki mojemu dotykowi. Robiłam się wilgotna. Chyba nigdy nie byłam z siebie taka dumna. Zbliżyłam usta do jego ust. Odwrócił głowę. Złapałam go za twarz. Wtedy trzasnął mnie poduszką w głowę. Spadłam z łóżka. Spadając, pociągnęłam za spust. Kawałki mózgu prysnęły na ścianę, a jego ciało bezwładnie upadło na łóżko. Krew na pościeli wyglądała jak kadr „American Psycho”.

 

W ogóle, nic, zero. To było jak wysłanie SMSa. Wdrapałam się z powrotem na łóżko i przytuliłam się do niego. Nie wiem czy żył szybko, ale na pewno pozostawił po sobie przystojnego trupa.

 

Może to zabrzmi dziwnie, ale nie przeszkadzała mi, że nie żyje. Był i mogłam się do niego przytulić. Czułam wciąż jego ciepło. Czułam ciepło kogoś, kogo podnieciłam, kogoś z kim byłam tak blisko. Mila Kunis, Emma Watson, Margot Robbie i ja, a nie dwa miliardy lasek, śliniących się do plakatów i fotek na Instagramie.

 

Nikt nawet nie zapukał, nie zapytał, co się stało i czy wszystko w porządku. Wątpię, żeby nie słyszeli, ktoś przecież musiał. Najwidoczniej celebryci są traktowani na innych warunkach, mogą strzelać w pokoju, a nikt nie śmie im zwrócić uwagi, bo to przecież gwiazdy. W ogóle mi to nie przeszkadzało, a nawet było na rękę. Sączyłam resztkę szampana i czekałam, aż światło oślepi mnie i całą ludzkość, aż pochłonie nasze ciała, aż niewyobrażalny huk rozsadzi bębenki, aż żar strawi wszystko. To zabawne, ale czułam, jakby ktoś przetoczył mi krew, wypompował starą i napełnił mnie nową, kipiącą endorfinami. Pragnęłam, żeby świat trafił szlag jeszcze szybciej. Chciałam przestać istnieć jako ktoś szczęśliwy, jako ktoś, komu udało się wyrwać samotności.

 

W końcu zasnęłam albo straciłam przytomność. Półtorej butelki może zrobić swoje.

 

Białe światło, wszędzie światło, białe aż do bólu źrenic. Dźwięki wwiercały mi się do mózgu przez błonę bębenkową. Chwilę zajęło zanim ten cholerny jazgot ustąpił jakimś rozmowom. Otwiera oczy, mówili, budzi się chyba. Żołądek piekł mnie żywym ogniem, czułam, że w środku mam kawałki rozgrzanej, pociętej blachy. Świadomość przychodziła i odchodziła. Musieli mi coś wstrzyknąć.

 

Już nic. Tylko te przebłyski z karetki i dopiero później, kiedy się już obudziłam... I uświadomiłam sobie, że, Ryan jest martwy, ja jestem dziewicą, jutro nadeszło, a świat się nie skończył.

 

Możemy dokończy kiedy indziej? Naprawdę jestem zmęczona, chciałabym się położyć.

 

Doktorze, co mi jest?

 

Kiedy stąd wyjdę?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Enchanteuse 09.05.2017
    Dałabym sześć z plusem , ale nie ma to trzeba zadowolić się piątką. Bohaterka jest zdecydowanie rozpuszczona do granic możliwości. Piszesz tak przekonująco, że naprawdę uwierzyłam w ten koniec świata. No i bohaterowie - tak realni, tak
    prawdopodobni
    Gratuluję, stworzyłeś coś naprawdę dobrego :)
  • Półliterat 09.05.2017
    Wielkie dzięki za te słowa ;) ciesze się, że nie zmarnowałaś czasu pochylając się nad moim tekstem :) pozdrawiam ;)
  • Enchanteuse 09.05.2017
    Półliterat - cała przyjemność po mojej stronie :)
  • Szudracz 10.05.2017
    Koniec świata był, tylko nie dla niej. Szaleństwo w czystej postaci :) 5
  • Półliterat 10.05.2017
    Szudracz, chociaż dla niej też się coś skończyło :) chyba :) dzięki i pozdrawiam :)
  • Szudracz 10.05.2017
    Półliterat Zgadzam się, dla niej też koniec, ale jeszcze nie definitywny. Teraz będzie mieć życie na wariackich panierach:) Wybacz za brak powagi.:)
  • Półliterat 10.05.2017
    Szudracz, powaga jest przereklamowana :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania