Rzepakowe pole - marok

Gęstniejąca ciemność okryła purpurowym płaszczem letniej nawałnicy połacie pól rzepaku i przylegającego do nich lasu, pozbawionego głuchego pogłosu ciszy i martwych koron uschniętych drzew. Dopiero w ciemnościach prawdziwie tętnił on życiem. Każde z osobna gotowe stłamsić kilka innych, aby dożyć kolejnego wieczoru. Tej nocy bombardowany ciężkimi kroplami deszczu las zamarł w oczekiwaniu. Strumienie błota i ściółki płynęły między drzewami w dół doliny zabierając ze sobą wszystko, co napotkają po drodze. Również dziecięce trampki, samotnie porzucone w ciemnej otchłani nieprzebytego boru. Brudne, pozbawione swojego lśniącego w słońcu koloru śnieżnej bieli spłynęły mimowolnie z nurtem błotnistego strumyka, mijając coraz szybciej i szybciej napotkaną zwierzynę. Położona w bliskim sąsiedztwie zarówno rzepakowych pól, jak i lasu wioska, tej nocy nie pogrążyła się w spokojnym śnie. Kobiece jęki zasiały owo nasienie strachu i na zawsze zmieniły spokojny bieg historii, która prawdę mówiąc, łaskawym okiem spoglądała na mieszkańców. Najstarsi dziadowie nie pamiętali tu żadnej katastrofy, cierpień ani chorób. Ludzie żyli na tyle zwyczajnie, że umknęli kolejom losu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tak było aż do tej letniej nocy.

Zabrakło jej już na kolacji. Siedmioletnia córka sołtysa rozpłynęła się jak we mgle. Mężczyzna podszedł do tego na chłodno, bez emocji. Dokończył posiłek, po czym na odchodne wypił połowę flaszki, sycząc przez zęby.

— Pewno z tym darmozjadem biega po łące, a niech biega. Przyjdzie — wzruszył ramionami, po czym chwiejąc się ,poszedł do sypialni.

To był jego szczyt opiekuńczej duszy. Przez myśl nie przeszło mu nawet jedno złe wyobrażenie sytuacji, widział tylko siebie leżącego w łóżku. Ciepła kołdra i kolejna flaszka pod ręką.

Kiedy minęła godzina, chmury zbierały się już nad lasem i okolicznymi polami rzepaku. Ciemne i gęste zapowiadały potężną ulewę. Matka desperacko usiłowała zebrać, choć kilka osób ze wsi i razem wyruszyć na poszukiwania. Syn poszedł w ślady ojca, spokojnie kładąc się spać. Tak było najprościej, najlepiej. Głupota matki jeszcze sama ją spoliczkuje, pomyślał, nasuwając kołdrę na nogi.

Strugi deszczu spływały po zmęczonych twarzach poszukiwaczy uświadamiając im, że kolejne minuty spędzone tam są bez sensu. Pięcioro chętnych mężczyzn towarzyszyło kobiecie od półtorej godziny. Krzyki nawoływań córki mieszały się z jękami rozpaczy i bezsilności. Trzy nikłe latarki z trudem oświetlały drogę, a w ciemności nikt nie zauważył, że kobieta zbladła, a w kącikach jej ust pojawiła się krew. Ona sama nie zwracała na to uwagi, rozglądając się w ciemności.

— Słyszeliście to?

— Czy to ona?

— Na pewno, na pewno ona. To jej głos.

Kobieta pobiegła w kierunku źródła dźwięku. Dochodziło ze strony połaci rzepaku, zupełnie odmiennego kierunku niż poprzednio. Kilkanaście minut wcześniej usłyszała jej głos ze strony lasu, właściwie, jak to określiła, jego obrzeż. Płakała samotnie, siedząc pod jednym z drzew. Teraz biegła tylko kobieta. Reszta podążała za nią zwyczajnym krokiem, obcierając twarze.

Stanęła. W końcu. Przez chwilę patrzyła w dal, widząc tylko ciemność rozrywaną teraz przez świetliste błyskawice.

— To nie ma sensu. Wracajmy, już po niej. - Głos rozsądku przemówił, zlewając się w jednym czasie z potężnym grzmotem. Dlatego nie wiedziała, kto dokładnie to powiedział.

— Mamy jeszcze szansę, nie jedną i nie dwie...

Wątłe ciało bezwiednie opadło na rzepakowe pole. Przeszywające drgawki miotały nim przez kilkanaście sekund. Zaczęła się dławić własną krwią, traciła świadomość i wszystko inne, łącznie z nadzieją.

— Skąd on o tym wiedział?

— Może i jest pijakiem, ale ma głowę do takich spraw. My tego nie pojmiemy nigdy.

— Ona...

— Martwa tak jak córeczka. Jak już ją wrzucał do worka, po kawałeczku, wiedziałem, co się święci — Reszta słuchała go uważnie, wracając do domu. - Nie przewidział tylko, że matka umrze tak szybko. W lesie zostawił buciki małej, tam miała zdechnąć, przy nich, a nie na polu. Nic nie jest idealne.

— I co teraz?

— Nic. Wszystko będzie jak zwykle.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Pasja 29.04.2019
    Ciekawe opowiadanie. Taka wieczna sielanka nigdy nie może trwać bez przerwy. Kiedyś musi przyjść to zło. Ja po przemyśleniach stawiam na Ozara. Miał bowiem w swoim dorobku już takie rzeczy.
    Pozdrawiam
  • Pasja 02.05.2019
    No Marok ładnie nas wywiodłeś w pole. Znakomity wybieg.
  • kalaallisut 29.04.2019
    Pasja albo Jesień
  • Ozar 29.04.2019
    pasja już pierwsze dwa zdania, gdzie jest bardzo fajny opis nie pasują do mnie, a końcówka znowu zbyt dla mnie drastyczna. Obstawiam że to dzieło maroka.
  • marok 01.05.2019
    No Ozar, udało się.
  • pkropka 29.04.2019
    Pasja, albo Light może?
  • Dekaos Dondi 29.04.2019
    Mnie tekst tak jakoś na Jesień pasuje jakby, ale dupa ze mnie, a nie łowca!
  • Angela 29.04.2019
    A ja tym razem na kalaallisut postawię.
  • Dekaos Dondi 01.05.2019
    Poza tarczę:(
  • pkropka 01.05.2019
    Marok, dobre to było. Wciągający początek, zaskakujące zakończenie. Zmylił mnie tak poetycki wstęp, nie zgadłabym, że to Twoje.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania