Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

SadomachioterrgrstarrgenoabovasachistaS [Księga Trwogi Tom 1-2]

OSTRZEŻENIE: Nie czytać przy jedzeniu. Tylko dla mocnych żołądków i nerwów.

Starałem się jak mogłem by skrócić tytuł, bardziej nie mogę :D

 

 

I

Operacja „S”

 

Z jego oddziału pozostał on sam, reszta zginęła bądź ich los pozostawał nieznany. Chris Blackfield słynąwszy odwagą i nadzwyczajną efektywnością, tracąc kontakt z bazą operacyjną postanawia samemu zgłębić się w mroczne podziemia by odnaleźć laboratorium namierzone wcześniej przez jego organizacje. Przypuszczał że jego oddział musiał nadepnąć na jakiegoś rodzaju pułapkę pozbawiającą przytomności. Znalazł dwa martwe ciała swoich kolegów, poharatane, pogryzione i przedziurawione. Znajdował się w czymś co przypominało wykopany przez zaawansowaną maszynerię tunelu. Umierającą już latarką przyczepioną do ramienia oświetlał sobie drogę naprzeciw. Mógł usłyszeć uderzanie stali, krzyki i dziwne bulgotanie. Natknąwszy się na końcu tunelu na drzwi, otwarte lekko jakby zapraszające do środka. Ostrożnie otworzył je celując drugą ręką przed siebie. Jednak jemu oczom nie ujawniło się nic innego jak pomieszczenie przypominające laboratorium. Biurka, porozrzucane papiery i mnóstwo aparatur. Niepokoił go jedynie ślad koloru zgniłej zieleni. To oznaczało obecność przypuszczanego istnienia wirusa S-TYPE. Jego kreacje zaczęły w pojedynczych ilościach wychodzić nocami na niemieckie ulice. Zaczęto zgłaszać ataki stworzeń przypominających typowe zombie, jak z filmów. Te jednak były za każdym razem inne, z inną umiejętnością. Czy to ręką przedłużającą się by przebić swoją ofiarę, czy zwinność połączona z zabójczym językiem duszącym nieszczęśników, czy niemalże niezniszczalność wraz z ogromną siłą pozwalającą jedną ręką gnieść ludzkie głowy jak puch. Im więcej zgłaszano ataków wirusa tym bardziej zaczęto wyprowadzać odpowiednie kroki by zapobiec S-TYPE, nazwanym tak w dokumentach znalezionych w pomieszczeniu kontrolnym mostu. Znajdowały się tam również namiary, które postanowiono zbadać, dowiedziano się o doktorze Blake’u, rozkazem oddziału Chrisa było przechwycenie go żywego za wszelką cenę. Samego ostatniego żywego żołnierza martwiło to z jaką łatwością pochwycono tak dużo informacji. Jednak był kim był i jedyne co go interesowało to podążanie za rozkazem. Przechodząc przez pomieszczenie całe śmierdzące chemicznymi substancjami, okryte wymiotami i bóg wie czym jeszcze. Idąc powoli wciąż z palcem na spuście podążał dalej. Po otworzeniu kolejnych drzwi znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, nie widział zupełnie nic nawet mimo światła latarki. Wkrótce usłyszał szczekanie i warczenie. Musiał polegać na instynktach. Jednak jaki człowiek potrafiłby zareagować na lecącą, kolczastą jak guma mackę, wbijającą się prosto w ramie. Zamiast panikować pociągnął za ową kończynę przyciągając do siebie psowatego potwora z rozdartym ciałem. Czując karabinem ciało wroga wykończył go salwą pocisków. Na jego plecy rzuciły się kolejne wbijając swe długie zęby, wybuchając wtedy różowym płynem wyrzucając z siebie pnącza czarne i ostre, które to od razu zaatakowały mężczyznę. Chris padł na kolana z bólu, próbując zrzucić napastników ze swoich pleców. Kaszlnął krwią, po czym na ślepo szukał torby zawiązanej na pasie z granatami błyskowymi. Gdy poczuł obecność w swoim ciele, zaczął się dławić. Gdy poczuł dotyk czego szukał wyciągnął to, jednak przed rzuceniem paszcza psa przed jego oczami zamieniła się okropną ośmiornice z ostrzami jak w żelaznej dziewicy. Chlasnęła go po twarzy a granat sam wyleciał mu z ręki na jego szczęście już aktywowany. Po chwili ostre światło błysnęło w pomieszczeniu strącając wszystkie psy z jego ciała. Też ciężko widział, jednak kontury potworów mógł rozpoznać. Wystrzelił cały magazynek zabijając wszystkich wrogów. Zmęczony przeładował broń, pomrugał oczami i wstał. Nagle w pomieszczeniu nastało światło lamp niebieskich na suficie. Drzwi, którymi wszedł zatrzasnęły się i nie ruszyły mimo nakładu siły jakiej na nie użył. I wtedy to podłoga pod jego stopami zapadła się a on jedynie mógł krzyczeć spadając.

 

 

II

Obrzydliwe wnętrzności

 

 

Upadł na miękkie, śliskie podłoże. Od razu poczuł ogrom smrodu jaki unosił się w miejscu, miejscu, które okazało się istnym piekłem gdy wstał i spojrzał przed siebie. Za podłoże stanowiła sterta zwłok, nagich ciał pociętych, zmutowanych z wystającymi z nich czerwonymi gałęziami i grubymi rurami. Na ścianach widniały zwisające na kręgosłupach głowy, wymiotujące kolorem zgniłej zieleni, żółciom i zmieszaną z czernią krwią, wypluwając kawałki mięsa i narządów. Wstając z podłoża wyłoniły się języki, rzucające śliną we wszystkie strony, oblegając powoli ciało Chrisa. Liżąc po ubraniach zdzierając je powoli, strzelił w ich stronę a te jedynie zabrały jego broń pod stertę zwłok i zostawiły go w spokoju. Ten jednak nie miał sposobu by bronić się przed jakimikolwiek innymi okropnościami czyhającymi na niego w laboratorium a tym bardziej w miejscu, w którym obecnie się znajdował. Za sobą widział jedynie mrok, zupełna ciemność, przed sobą jedynie większe sterty zwłok rzucone na siebie jak nic nieznaczące mięso. Podążył w stronę gdzie mógł chociaż coś zobaczyć. Nagle mógł usłyszeć głośne kroki stąpające po ciałach, niszcząc je, gniotąc. Wspiął się na stertę martwych by zobaczyć przed sobą obrzydliwe stworzenie, ogromne sięgające sufitu. Przypominało kobietę, miało wielkie zwisające piersi odbijające się od jeszcze grubszego brzucha, będącego niczym okrągła skała. Twarz miało małą, a była nią jedynie wystająca szczęka z dużym jęzorem machającym na boki. Chris przestraszony nie tylko wyglądem stworzenia ale brakiem jakiegokolwiek sposobu samoobrony, wycofał się lekko, jednak wtedy to usłyszał głos dochodzący zza ścian.

-Witam serdecznie w strefie G-mod-S, jak zdążyłeś zauważyć właśnie idzie w twoją stronę. Teraz, nie zalecam uciekania, ściana za tobą zbliża się by ostatecznie zbliżyć cię do mojej dziecinki. Cóż mogę rzec, pomyśl żołnierzu, pomyśl…

Głos ucichł a Chris wciąż przerażony nie wiedział co zrobić. Nagle nad nim głowa zwisająca na kręgosłupie wymiotowała prosto na niego. Wydzieliny okazały się kwaśne powoli zżerając skórę i ubrania śmiałka. Jednocześnie wymioty spaliły trochę ciał leżących obok niego, ukazując ostre kości żebrowe. To dało mu broń, musiał użyć czego miał by spróbować obronić się przed pokraką na niego idącą. Wyciągnął dwie kości jak maczety chwycił je i powoli zaczął zbliżać się do potwora. Było wolne, Chris mógł z łatwością podejść i wbić ostre części szkieletu człowieka w gruby brzuch kreacji doktora. Pociągnął ostrza w lewo i prawo otwierając wielką ranę, z której wyleciały prosto na niego brązowe soki trawienne z żółcią i krwią tak gęstą oraz śmierdzącą, że żołnierza dosłownie oślepiło. Poczwara tedy swoimi krótkimi dłońmi grubymi jak bułki od hamburgerów chwyciła go, powoli zbliżając jego ciało do paszczy z jęzorem. Gdy język dotknął jego twarzy, poczuł rwanie i ssanie a następnie jego skóra z twarzy oderwała się niczym plaster odkrywając narządy krwionośne wraz z kośćmi policzkowymi. Krzyknął z bólu na ślepo wbijając swoje bronie w cokolwiek miał przed sobą. Wkrótce to został połknięty przez paszcze rozrywającą po drodze jego ciało, tworząc więcej ran, nie śmiertelnych. Pchany przez ciasne obwody pokarmowe, pokrywany kwaśnym śluzem, palącym , wyniszczającym. Wrzucony po chwili cały pokryty żółcią i innymi wydzielinami pokarmowymi, spadł do wnętrza brzucha stworzenia. Odczuwał taki ból, żrące płyny na jego ciele, krwawiące rany. Wnętrze było jednym wielkim basenem żółto-zielonego płynu. Wynurzył się próbując znaleźć wyjście jednak niczego innego oprócz chaotycznie porozrzucanych organów nie było. I wtedy naszedł go pomysł. Bał się myśląc nad nim lecz nie miał innych opcji. Podpłynął do końca wnętrza, zamykając oczy, wbił swoje zęby w różowo zgniłe ciało, rwąc i rwąc coraz mocniej przegryzając mięso stworzenia. Nie mogło ominąć go połknięcie tworzywa z jakiego potwór był zrobiony, wymiotował raz, drugi, smak zaniknął, smród stał się tak bliski i wszędzie krew w całym tym szambie ścieków substancji. W końcu przegryzł się, mógł zobaczyć mały otwór, wiedział czym on był. Ponownie, nie miał wyboru. Rękoma zerwał zagradzające mu ciało i wszedł do kanału odbytowego. Zaczął drapać rękoma by wywołać reakcje, bezskutecznie. Wtedy to znowuż zamykając oczy, zbliżył się twarzą do otworu, zaczął go lizać i gryźć, czując kał w swoich ustach. Na szczęście udało mu się, stworzenie wyrzuciło z siebie zebraną przez cały ten czas masę kałową wraz z Chrisem, całym ubabranym w ciekłym gównie. Logicznie znalazł się za plecami stworzenia, co dało mu możliwość ucieczki, jak miał nadzieje, daleko od okropności miejsca pobytu potwora. Widok drabiny okazał się widokiem wzbudzającym w nim totalną euforię, ból twarzy i skóry wywołanym kwaśnym działaniem substancji stwora nadal dawał o sobie znać. Znalazł się w małym pomieszczeniu z widokiem na miejsce, z którego uciekł. Widać dokładnie było fałdy tłuszczu na plecach potwora. Zostawiając za sobą ślady mieszaniny bóg wie czego, rozejrzał się za jakąkolwiek pomocą. Niestety odnalazł jedynie stertę papierów. Uznał za mądre przeczytanie, niektórych z nich, szczególnie tych krótszych, z nadzieją na informacje o drodze ucieczki bądź informacji na temat poczwar, z jakimi mógłby się zmierzyć. Ból dawał we znaki, ale był twardy i wytrwały.

 

III

G-TYPE

„Gatunek nie do odratowania, możliwy cross-over, nie zmieniać ilości chromosomów. Mutacja bez kontroli, narastanie obrzęków lipidowych. Nie możliwe zastosowanie neurologicznych zmian, reaguje agresją kończącą się rozrostem tkanek poza możliwości ścianek mięśniowych. G-mod-S, zbyt wiele defektów, niekontrolowany przyrost tłuszczu, deformacja szczęki. Komórki regeneracyjne pozwalają gatunkowi przeżyć mimo fatalnych obrażeń. „

 

IV

S-TYPE

„Pierwszy krok w stronę rozwoju neurologii. Duże znaczenie płci. Usunąć z mózgu dopływ dopaminy, fenyloetyloaminy i endorfiny. Kontrolować poziomy serotoniny, podwyższenie może doprowadzić do spalenia tkanek trwale. Stworzenie po zaimplementowaniu S-TYPE, staje się posłuszne oraz jego emocje mogą być kontrolowane na zasadzie poziomowej świadomości. Mężczyźni otrzymują dawkę 200mil podczas gdy kobiety jedynie 50mil. Nie prawidłowe podanie w większości kończące się śmiercią natychmiastową.”

 

V

Instynkt

 

 

Spojrzał jedynie na ścianę gdzie widniał obraz człowieka witruwiańskiego, po czym utykając otworzył drzwi, które zaprowadziły go na korytarz. Był to biały, oświecany jeszcze bielszym światłem ciąg korytarzy prowadzących w powikłane części laboratorium. Idąc sam nie wiedział gdzie, swoją rozerwaną twarzą mógł zobaczyć przed sobą człowieka, w białym stroju z rękoma w kieszeniach. Popychając swoje ciało do przodu krwawiąc i umierając z bólu zbliżył się do niego jak mógł do momentu gdy za plecami nieznajomego wyłoniła się bestia, czarny pies z wystającymi cienkimi kończynami z paszczy.

-A więc przeżyłeś, twoje ciało zapełniane jest obecnie milionami bakterii, rana na twarzy też nie wygląda za dobrze, choć ze mną pomogę ci.

-Na ziemie… padalcu… arghhh.

-Cóż, widzę że nie możesz znaleźć przyjaciela w swoim wrogu. Powiedz, jakie masz szanse samemu bez mojej może i fałszywej bądź nie, pomocy. Twój instynkt nie działa poprawnie. Przekładasz moralność nad przetrwaniem. Jedna z zakał ludzkości. No cóż, zapewne nie umknął twojej uwadze stojący obok nie VYV-010. Nie moja robota ja jedynie wziąłem projekt. Moja koleżanka Magda Rey działająca bodajże na Białorusi strasznie lubiła mutacje zwierząt. No, trzeba też powiedzieć że z niej zoofil, dendrofil konkretny. Jezu pamiętam jak pracowaliśmy razem w laboratorium Wernona, stworzyła projekt rośliny zadowalającej kobiece potrzeby, nawet wiesz co nie będę wnikać. Natomiast to ona stworzyła gatunek VYV pochodzący z psa. Ja natomiast zmodyfikowałem owy gatunek, a teraz lepiej uciekaj. Bierz go piesku!

Blake wyciągnął wtedy notes z długopisem i obserwował jak umierający Chris stara się ze wszystkich sił uciec przed dość powolnym psem. Wkrótce to zwierze zaczęło mutować, zmieniać się w ogromną kałamarnice oblegającą cały korytarz z rzucającymi się we wszystkie strony pasmami krwi grubości jelit. Wrzasnęło przybliżając się na masie czerni i czerwieni, plując kłębami czarnej mazi. Doktor natomiast stracił wzrok z żołnierza oraz swej kreacji, odłożył notes, kiwnął barkami i poszedł w głąb laboratoria. Sam zastanawiał się jak dawał radę trzymać tempo by nie dać się złapać, adrenalina działała na pełnych obrotach, jego żyły na całym ciele stały się grube a mięśnie napompowane. Po kilkuminutowej ucieczce znalazł się w korytarzu pozbawionym światła, nagle na ścianie zauważył przycisk ze zdjęciem pokazującym zamykające wrota. Domyślił się że tak mógłby odgrodzić siebie od bestii. Nacisnął, a z sufitu powoli wyłaniały się stalowe drzwi. Jednak tempo ich opadania było strasznie wolne, VYV zobaczył człowieka za wpół zamkniętymi wrotami. Przyspieszyło jak mogło, Chris modlił się żeby nie zdążyło się przedostać. Na szczęście bądź nie, stworzenie nie zdołało przedostać się do niego, wrota zmiażdżyły kreacje rozpryskując czarnym płynem we wszystkie strony. Po chwili stal zaczęła czernieć zmieniając w twardy, matowy kamień. Nie mógł już otworzyć sobie przejścia przyciskiem na ścianie. Musiał iść w głąb ciemnej części laboratoria.

 

 

VI

Czasem śmierć mogłaby uchronić nas przed gorszymi rzeczami

 

 

Wszedł do pokoju bez drzwi cały krwawiąc i utykając z bólu. Był świadom że nie przeżyje ale dalej walczył i próbował przedłużać swoje życie. Pokój był cały w bałaganie, poprzewracane biurka, leżące kartki papieru na podłodze zamoczone czarną cieczą oraz rosnący na ścianach i suficie czarny, grzyb, pleśń. Jeden dokument leżał na stojącym normalnie biurku, czym prędzej rzucił się w jego stronę z nadzieją na cokolwiek, co mogłoby pomóc w jakikolwiek sposób. Wytężając wzrok zaczął czytać.

TARR-RR087-G%S-R-TYPE:

Dzień 1: Organizm poczęty z ludzkiego embrionu z nadaną płcią żeńską. Na początku przypominał normalne zdrowe dziecko, jednak po jakimś czasie zaczęły się fazy mutacji.

Dzień 3: Kończyny organizmu przeformowały się w cztery ostre nogi, jak u pająka, twarz nie naruszona. Zwiększony znacznie poziom serotoniny, estrogenu, progesteronu. Receptory w normie, oprócz uszkodzenia nocyceptorów.

Dzień 12: Wyraźna mutacja, przekształcenie masy w jeden wielki słup czarnej mazi – implementacja R-TYPE, ciągły ruch, brak receptorów, uszkodzone hormony przysadki mózgowej. Odrzucenie szkieletu.

Dzień 24: Organizm zaczął mutować po implikacji G-TYPE oraz S-TYPE, obecnie brak śladów zmieszania wirusów. Generowanie hormonów tkankowych z brakiem glukozozależnych. Neuroprzekaźniki w normie lecz zmodyfikowane działaniem S-TYPE, brak połączenia do hosta, nie odpowiada na polecenia.

Dzień 44: Niesamowite! Organizm samodzielnie przystosował do swojego układu krwionośnego bakterie RR087, odkryte przez doktora Wernona, niespodziewana, rapidalna mutacja. Podzielenie organizmu na dwa. Jeden pełniący rolę domu, matki, wszczepiony w ścianę, drugi łowcy, predatora. Nieczytelne sygnały w synapsach, hormony poza skalą.

Dzień 58: Zaczynam martwić się rozwojem R-TYPE w organizmie, zwiększona agresja wobec mnie, w matce zostającej w stagnacji będąc przyczepioną do ściany całej zarosłej w czarnej mazi czy pleśni, przypuszczam reakcja R na G-TYPE. Cała wydzielina powoli zaczęła obejmować całe laboratorium…

D…eń 6.. : Muszę odizolować co się da, organizm poza kontrolą, stworzyło własną idee oraz myśli. Nadało…cel. Zrzucić…do kotła…rozpryskać….odizolować….trzeeebaaaaarghghbg………………...

Reszta była splamiona krwią i czernią. Dowiedział się z dokumentu że coś czyhało na niego w części laboratorium, w której się znajdował. Nie dodawało to żadnego pocieszenia. Nie dosyć że tak naprawdę od śmierci dzieliła go tylko jego silna wola, istniało niebezpieczeństwo ataku czegoś, czego sam doktor Blake nie potrafił kontrolować. Zatracony padł na ziemie opierając plecy o ścianę. Trzymał kartkę spoglądając na nią z rezygnacją. I wtedy w jego stopionym, zeżartym, przeciętym, przetrawionym i ledwo żyjącym ludzkim bycie, naszły myśli, wspomnienia. A bolały one bardziej niż to przez co przeszedł. Tak bardzo chciał wrócić do swej żony, do syna. Obraz jak unosił go do góry gdy był mały, gdy razem z nim grał w piłkę na boisku jak już urósł. Gdy jego ukochana wracała z drugiego piętra po ułożeniu ich dziecka do spania a potem jak kładła się obok niego. I mógł poczuć jej ciepło, obecność kochanej osoby tak blisko jest tak wspaniałym uczuciem. Czy chociażby jak całą rodziną wraz z teściową, którą darzył szacunkiem, dobrze się z nią dogadywał. Razem w jednym pokoju grali, urządzali karaoke czy po prostu oglądali jakiś film. Jego spalona w pół twarz uroniła łzy, ścisnął pięści i popadł w rozpacz. Wiedział że praca w prywatnej firmie militarnej mogła w końcu uderzyć mocniej. Jednak nie aż tak mocno, żeby człowiek wiedział że miał przejść przez takie piekło jak on, już wolałby być bez pracy, przynajmniej zachowałby życie. Skierował głowę w dół, wyluzował nogi i ręce, niestety pozostając przez dłuższy czas w miejscu, wystawił się na atak łowcy. Z pod podłogi wyłoniły się dwa ostre odnóża przebijając kolana Chrisowi, żując w środku, przesuwając chrząstkę a z rzepki robiąc miazgę. Darł się z całych sił po czym został przebity ponownie z tyłu głowy przez usta i nawet krzyczeć nie mógł. Nabite w jego ciało kończyny ścisnęły go i wchłonęły pod podłoże jak byt pozamaterialny. Stracił przytomność.

 

VII

Płeć

 

Obudził się na czarnym, spleśniałym stole z przebitymi dłońmi i nogami, nagi. A gdy spojrzał przed siebie ujrzał potwora spoza jakimikolwiek wyobrażeniami. Istotę tak z wyglądu straszną, piekielną, nie mającą prawa bytu. Wielkie skupisko czarnej masy, obrzęków, zlepionej mazi i śluzu. Mające głowę kształtu owalnego, spadającego za plecy. Bez oczu jednak z wielkimi zębiskami i latającym jęzorem. Z boków masy tak mrocznej, matowej, najczarniejszej, wyłaniały się kończyny, para długich, grubych oczywiście ostrych, dwie pary mniejszych i kilkanaście cienkich jak żyły krwawych drutów z igłami na końcu. Bestia przesunęła się bliżej do Chrisa ciągnąc za sobą czarną masę. Nie wiedział czego się spodziewać, nie miał pojęcia co się dzieje, wiedział jedynie, że zaboli jako że czuł się jak na stole operacyjnym, tyle że chirurgiem był potwór. Krzyknęło mu prosto w twarz plując przezroczystą mazią. Kończynami złapało za jego członka i wtedy rozpoczął się horror. A bólu, opisać się nie da. Wstrzyknęło w jego obie nogi jakąś dziwną substancję poczym rozpoczęło operacje. Dwoma kończynami wdarło się przez ujście cewki pchnąc głębiej i głębiej aż dotarło do samej cewki. Wtedy to rozdarło członka w pół tryskając krwią we wszystkie strony. Wbijając multum igieł do wnętrza przepołowionego penisa, innymi kończynami złapało za mosznę. Delikatnie przecięło worek i wyjęło same jądra, zabierając je na bok. Usunęło pęcherze, wycięło zwisające połówki męskiego narządu płciowego rzucając nimi w twarz Chrisa wrzeszcząc przy tym nieludzko w tle krzyków żołnierza. Grubym ostrzem wbiło się w krocze mężczyzny wiercąc w środku jednocześnie oddzielając nasieniowód od miazgi jaka powstawała. Blackfield miał pomiędzy nogami jedną wielką dziurę, pustą z nasieniowodem łączącym wciąż jądra. Zacząło wkładać jądra do środka otworu, poczym jak rzeźbiarz zszywało dziurę, zostawiając jedynie mały otwór. Wtedy to ponownie wstrzyknęło mu coś, tym razem do mózgu, serca i podbrzusza. No i nareszcie, potwór wyrzucił go ze stołu, popchnięty mackami wyłaniającymi się z podłoża, ledwo stojąc, trzęsąc się zdążył ubrać leżące w pobliżu szmaty przypominające przedoperacyjne odzienie. Znalazł się ponownie na korytarzu. Wyglądał na opętanego, krzyżował ręce na klatce ciągle nimi poruszając, nogi stawiał krzywo całkiem do środka. Szedł powoli, nie wiedział co myślał, nie wiedział co czuł, nie wiedział czym był.

 

VIII

Ponownie na stole

 

Przewrócił się w końcu idąc tak naprawdę w stronę niczego. Padł i nawet płakać nie potrafił. Czuł swędzenie w kroczu ale bał się można powiedzieć wszystkiego. Wkrótce usłyszał kroki, już nie obchodziło go czyje, bo wiedział że należały do doktora, chciał pomocy, wiedząc że owej nie otrzyma. Uderzył raz, dwa w ścianę mocniej żeby dać o sobie znać. Blake usłyszał uderzenia i pobiegł przepełniony ciekawością. Na widok zmolestowanego Chrisa, uśmiechnął się. Zagwizdnął jedynie a po chwili podbiegł jeden z psów VYV, w pysku trzymał strzykawkę, którą zawartość żołnierz otrzymał. Gdy ponownie odzyskał przytomność jego oczy zaatakowało światło lampy skierowanej prosto na jego twarz.

-Błaaaggam, pomóż…. – sprawiło mu to taki trud, tak bardzo pragnął by wrócić do normy.

-Wybacz mi przyjacielu ale już nigdy nie wrócisz do swojego dawnego ja. Zostałeś zmodyfikowany przez TARR w skrócie. Zrobił z ciebie… kobietę.

Serce zaczęło walić jak szalone a przyczepione do niego urządzenia wydawać ogromny hałas. Doktor wstrzyknął mu ponownie nieznaną substancję do mózgu.

-Na szczęście zachowałeś ludzkie hormony, zmniejszyłem u ciebie produkcje kortyzolu, adrenaliny i noradrenaliny. Powinno pomóc żebyś nie umarł na zawał. Nie masz za dużego wyboru ale pozwól że zbadam hmm… jakość. Dobrze zobaczmy, brak warg sromowych, pochwa w prawidłowych rozmiarach. Teraz pomogę sobie komputerem, to będzie dla ciebie coś nowego ale włożę do środka małą kamerę, która pokaże mi wszystko na monitorze. Ujścia w porządku, myometrium minimalnie za słaba, endometrium w porządku lecz można powiedzieć że wydzielane jest za dużo śluzu, hmm. Macica perfekcyjnie odwzorowana, a to ciekawe! Jajowód zrobiony jest z nasieniowodu, rozumiesz? A jądra pełnią funkcje jajników! Jesteś w pełni zdrową płciowo kobietą, która może mieć dzieci!

-O ja, pierdole.

-TARR stał się organizmem zamieniającym płeć męską w żeńską, ohh… gdybym mógł tylko przeprowadzać na nim pomiary i badania mógłbym dowiedzieć się więcej… Musiałem coś przegapić w rozwoju R-TYPE, na pewno!

-Co… ze mną…. będzie…?

-Wstrzyknę ci S-TYPE, muszę przejąć nad tobą kontrolę emocjonalną i uczuciową. Tylko jest mały problem… Genetycznie i biologicznie jesteś kobietą ale fizycznie i nerwowo jesteś mężczyzną… No zawsze kurna coś musi być. Wiesz co? Spróbujemy czegoś nowego! Miałeś do czynienia z G-mod-S, zostawiła w twoim ciele mnóstwo bakterii wliczając to RR087. Podłączę cię do wynalezionego przez doktora Wernona urządzenia, które pokaże mi wszystkie substancje toczące się w twoim organizmie. Może zaboleć. Dobra, zobaczmy… Wysoki poziom G-TYPE , na szczęście nie za duży więc nie nastąpi mutacja, masz kawałki komórek regeneracyjnych, myślę że te mogę u ciebie zwiększyć. Brak obecności S-TYPE to ciekawe. Wysoki poziom R-TYPE, krąży w twoim mózgu wokół płatu czołowego, hmm… Dobra wiem co zrobimy. Wstrzyknę ci teraz S-TYPE ale w ilości jak dla hybrydy płciowej, 150mil. Okej, nadchodzi.

Przez chwilę było spokojnie lecz nagle Chris na stole zaczął telepać i miotać się z coraz większą siłą. Blake próbował wstrzyknąć mu uspokajacz jednak nie miał on żadnego skutku. Spojrzał na monitor i zaczął panikować.

-Jezu Chryste! Kompletny zanik hormonów, neuroprzekaźniki niewidoczne, nie widzę śladów żadnego z wirusów! Jak do cholery jest to możliwe! Czym ty jesteś!?

I ze strachem spojrzał jak górna część człowieka na stole mutuje w ogromnym tempie zamieniając klatkę w czarną masę, poruszającą się w swoim tempie, a z niej wyłoniły się cztery trójkątne bez podstawy kończyny o ostrych zakończeniach. Głowa Chrisa pozostała w większości nie naruszona, jego spalona część zregenerowała się natychmiastowo a on jedynie rozciągnął ją na boki. Stał na nogach, lecz pomiędzy nimi wokół otworu wyrosły zęby. Spanikowany doktor zasłaniał się ręką oddalając w róg pomieszczenia uderzając o sprzęt.

-Odejdź! Zostaw mnie do cholery! VYV do mnie! Co jest?! Czemu nie reaguje?!

-Teraz ty posłużysz mi jako przedmiot. – powiedział głosem tak przesterowanym i niewyraźnym, gęstym, jak bulgoczące bagno.

-Boże…

Chris rozerwał bądź rozerwała ubrania z doktora, wstrzyknął substancje z jednej z mniejszych kończyn wyrastających na całym jego czarno masowym ciele w członka Blake’a. Rzucił nim o ziemie i swym narządem stworzonym przez TARR, przyjął członka mężczyzny do siebie, pocierając lekko zębami i jego ciało. Doktor nie mógł nic zrobić, chciał oddalić się od można chyba rzec gwałcącego go Chrisa? Gwałcącej go Chrisa? Gdy Blake doznał orgazmu wydalając z siebie nasienie. Potwór będący kiedyś żołnierzem odszedł od zmolestowanego. Wygiął swą masę po czym ze swej pochwy wyrzucił białe larwy z paszczami ludzkimi o przeogromnych zębach. Grube, wielkości trzech arbuzów położonych obok siebie, szybkie i zwinne. Rzuciły się na doktora wyżerając jego ciało, kawałek po kawałku, mutując przy tym. Blake zdołał wydusić z siebie parę ostatnich słów.

-Więc to jest, ewolucja…

A potem jego głowa oderwała się gdy jedna z larw wypełzła z brzucha w górę ciała. Dzieci Chrisa zmieniały kształty, każde wyglądało inaczej. Posiadało inne zdolności. Lecz co sam Chris postanowił/postanowiła zrobić?

 

XIX

Zagłada jednego z wielu

 

Ulice Niemiec pokryły się czernią i czerwienią. Krwią i śluzem, mazią, wydzielinami, resztkami, skorupami, kokonami, jajami i czym można by sobie jeszcze zamarzyć. Każda larwa narodzona po stosunku Chrisa z mężczyzną rodziła się by pożerać ludzkie mięso a następnie zmutować w coś zupełnie unikalnego, tylko po to by rozmnażać się jeszcze dalej i siać zniszczenie oraz terror. Ginęły kobiety, mężczyźni tylko po kontakcie płciowym, dzieci, starsi, wszyscy. A po kraju rozeszły się paskudy, potwory, kreatury i nazwane przez doktora Blake’a, ewolucje.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 07.03.2019
    Eee, w zapisie tak techniczne jeśli chodzi o stylistykę zasad poprawności, to mi nie za bardzo...
    Ale masz jakiś potencjał, no teges :) Pzdr
  • fanthomas 07.03.2019
    A u mnie na przykład tytuł ucięło, taki długi

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania