Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Salunac.
Naprzeciwko siebie przy dużym biurku siedziało dwóch mężczyzn.
- Nazwisko? - spytał lekarz, Poy Korn. Pacjent spojrzał na niego półprzymkniętymi oczami. Wyglądał na naćpanego, ale to były tylko leki uspokajające, które pacjent przyjmował.
- Salunac. Z "ce" na końcu. Przeliterować? - spytał od niechcenia. Pacjent, facet nazwiskiem Salunac, wyglądał na zmęczonego. Siedział naprzeciwko niego i obejmował pięść dłonią.
- Jesteśmy tu, bo...? - Korn uniósł brwi. Był prawie studwudziestokilogramowym, ogromnym, ciemnoskórym facetem po czterdziestce. Miał prawie dwa metry wzrostu i nosił małe, okrągłe okularki. Pacjent, najwyżej metr osiemdziesiąt, był dobrze zbudowany, ale wyglądał na zabiedzonego. Zgarbiony siedział i obejmował sam siebie.
- Jesteśmy tu bo... Bo? - spytał Salunac.
Lekarz westchnął. Pokazał jedną dłonią dwa palce, drugą trzy. Mężczyzna siedzący naprzeciwko drgnął zauważalnie, w ukryciu czego nie pomogła nawet obszerna piżama w gruby psi ząb.
- Dwadzieścia trzy, Salunac! Jesteśmy tu, bo podczas gry w kosza zaatakowałeś gwoździem innego pacjenta, i zanim sanitariusze dobiegli, zdążyłeś mu przebić oczy, rozszarpać gardło i wyryć liczbę dwadzieścia trzy na czole. I to wszystko w biały dzień, podczas meczu koszykówki, ledwo zaostrzonym gwoździem, w mniej niż minutę. Czym cię tak rozwścieczył? Czy przez to, że miał koszulkę Michaela Jordana z napisem 23 i jego drużyna wygrywała? Dlaczego zaatakowałeś, Salunac?
Facet nic nie odpowiedział.
- Dobrze, zacznijmy od rzeczy prostych: Skąd wziąłeś gwóźdź? - lekarz spojrzał na niego badawczo. Salunac wzruszył ramionami.
- Leżał sobie... Nie pamiętam, gdzie. Po tych tabletkach ostatnio jestem taki, taki...
Lekarz nie skomentował. Napisał coś ołówkiem w dużym kołonotatniku.
- Opowiedz mi o dwadzieścia trzy... Czy to ma związek z twoimi rodzicami? Rodzeństwem?
Pacjent poruszył się niespokojnie. Lekarz zauważył to od razu. Upłynęło kilka minut, zanim odpowiedział.
- Gdy miałem sześć lat, było nas dwóch... Był on, i byłem ja. Ja moje zabawki odkładałem na półkę... A on miał takie same swoje i rozrzucał je po pokoju.
Przerwał, pociągnął nosem. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niego gestem zachęcił, by tamten kontynuował. Chwilę trwało, zanim się zebrał do kupy i zaczął ponownie.
- On... Mieliśmy kalendarz, taki jak w grudniu, każdy swój, i on... Wyjadł wszystkie czekoladki z mojego, a zamiast nich włożył... Kawałki...
O, nie, pomyślał Poy Korn. O, kurwa, nie. Znowu to.
- Swojej kupy. I zmuszał mnie, żebym je jadł, podczas gdy sam zajadał się swoją czekoladą. Więc jadłem... - mężczyzna zaczął się kiwać do przodu i do tyłu. - Dusił mnie! - zaczął łkać.
Poy zajrzał do historii pacjenta: Zabójstwa: Trzy. Usiłowania: Trudno zliczyć. A, nie, poprawka, Jordan zmarł. To cztery zabójstwa. Wszystkie ze szczególnym okrucieństwem.
- Więc któregoś dnia, gdy był dwudziesty trzeci grudnia, postanowiłem, że pomodlę się jeszcze jeden, ostatni raz, do Świętego Mikołaja.
- O co go poprosiłeś? - spytał lekarz, choć wiedział doskonale, o co Salunac prosił Mikołaja. Listy zachowały się do dziś. Nie mniej jednak, musiał zapytać.
- O to, żeby nikt mnie nie słyszał... Zakradłem się z nożem do łóżka brata i urżnąłem mu palec. Pociąłem na malutkie kawałeczki Wszystkie dokładnie umyłem i włożyłem do kalendarza. Mojego. Wszystkie dwadzieścia kawałeczków. Dwadzieścia trzy.
Eksponat "B", pomyślał Poy, ale nic nie powiedział. Słuchał.
- Na koniec urżnąłem mu głowę i też dokładnie umyłem, zanim włożyłem do siatki, i do pudełka i zapakowałem w kolorowy papier w mikołaje. I położyłem pod choinką...
Cała historia, dokładnie jak było, była znana Kornowi. Salunaca znaleźli rodzice, gdy siedział w pokoju i odbijał swoje okrwawione dłonie na ścianie. Maczał w krwi brata ręce, i pisał nimi wszędzie "23": Duże, małe, rozstrzelone po całym pokoju dziecinnym, wytapetowanym w postaci z komiksów.
23 i odbita ręka, 23 i odbita ręka, i tak w całym pokoju. Badania dowiodły, że faktycznie, kalendarz Salunaca zawierał próbki kału. Ale żeby od razu z tego powodu ucinać mu palec?
Ciemnoskóry lekarz westchnął. Spojrzał na mężczyznę siedzącego naprzeciwko, który w tym momencie wyglądał na zdjętego grozą. Patrzył gdzieś poza niego, w stronę okna.
- On tu jest! On tu jest! To on mi kazał! To on mi kazał! - wyciągnął rękę w stronę okna. Lekarz na ułamek sekundy zapomniał o profesjonalizmie zawodowym i odwrócił głowę w stronę okna. Na ułamek sekundy.
Tyle wystarczyło, żeby mężczyzna w piżamie wystrzelił ręką do przodu jak sprężyna, i wbił z całej siły, wyciągnięty nie wiedzieć skąd gwóźdź, prosto w szyję potężnego doktora. Wyskoczył do przodu, żeby uwiesić się całym ciężarem na ostrzu, ale Korn w międzyczasie zdołał odskoczyć z krzesła, więc gwóźdź "tylko" objechał mu po klatce piersiowej. Trysnęła krew. Lekarz wcisnął przycisk alarmu, ale nic się nie stało. Nie zadziałał!
Sanulac, nagle żwawy i przytomny jak tygrys, rzucił się na lekarza z krzesłem. Szamotali się przez chwilę.
- Podoba ci się gwóźdź? - pytał, usiłując odciąć lekarza od drzwi. - Wyrwałem go gołymi rękami ze starej palety i prostowałem po troszeczku każdego dnia. Gołymi rękami, godzinami szlifowałem szpic na brzytwę o betonową podłogę, ścianę, byle co, żeby był odpowiednio ostry. Żeby cię zajebać!
Lekarz obchodził biurko, trzymając szaleńca na dystans.
- Ale dlaczego, Salunac? Dlaczego? Dlaczego akurat mnie?
Salunac patrzył na niego, jak kot na mysz, którą zaraz zamorduje. Szaleństwo kotłowało się w jego oczach, niczym larwy na dwudniowym trupie w upał.
- Bo jesteś czarny! - ryknął i skoczył przez biurko, nadaremno usiłując dosięgnąć gwoździem lekarza. Poy Korn doskoczył do drzwi, wstukał kod awaryjny i wyskoczył na korytarz. Salunac został w środku. Tłukąc gwoździem szybę w drzwiach ryczał:
- Wracaj tu, czarnuchu! Wracaj tu! Zapierdolę cię! - zbił szybę i usiłował dosięgnąć Korna okrwawioną ręką.
Korn stał kilka kroków dalej i przyglądał się swoim obrażeniom. Rana na szczęście była płytka, ale i tak piekła jak cholera.
- SALUNAC, TY TEŻ JESTEŚ CZARNY! - ryknął Korn przez zwinięte w trąbkę dłonie tak, żeby szaleniec na pewno usłyszał. Mimo że dzieliły ich dwa kroki i drzwi z ciężkiej sklejki na wzmocnionych zawiasach, Korn nie był pewien, czy facet usłyszał.
- Co? - zapytał nagle tamten, przestając walić w drzwi. - Co jestem?
Korn wyciągnął ręce pojednawczo.
- Jesteś czarny, Sal. Jak twój ojciec, jak twoja matka, jak twój kolega którego zamordowałeś, jak twój brat... jak ja. Wszyscy jesteśmy czarni. Czarni! Czarni, rozumiesz?
Salunac zawył i trzasnął głową w resztkę szyby, przeciskając głowę na drugą stronę. Korn bezradnie obserwował, jak Salunac, wyjąc, usiłował przecisnąć też rękę, by się wydostać. Wył jak potępieniec. Krew utworzyła już plamę na podłodze.
- Uważaj, Sal. Krew jest śliska, możesz się pośliznąć. Najlepiej będzie, jak wrócisz do gabinetu - urwał. Mężczyzna zwany Salunacem faktycznie się pośliznął, stracił równowagę i poderżnął sobie trochę gardło o wystające kawałki szkła. Zawisł, żyjąc jeszcze, ale nie ważył się poruszyć.
Poy Korn westchnął.
A potem otworzył bez ceregieli drzwi, otworzył szufladę biurka i wyciągnął cygaro i gilotynkę do cygar. Najpierw odciął końcówkę cygara, a potem podszedł do zwisającego z drzwi mężczyzny i uciął mu palec. Przyłożył okrwawiony palec do miejsca, gdzie sam miał tylko kikut serdecznego.
- Trzeba było żreć kupsko i nie marudzić jak mała ciota, ty tępy czarnuchu.
***
napisane na kolanie, z dedykacją oczywistą. Nie jestem rasistą i nie promuję treści rasistowskich.
Komentarze (33)
Lecę dalej.
Dwadzieścia trzy.
WIesz co dobre
"skąd wziąłeś gwóźdź?"
"leżał sobie" - ach. Cudo.
Cudne. Idealne.
Urzeczonym pędzę dalej.
"Mimo, że dzieliły ich dwa kroki i drzwi z ciężkiej sklejki na wzmocnionych zawiasach, Korn nie był pewien, czy facet usłyszał." - mimo że bez przecinka.
Za chuj to nie powstało na kolanie. Zbytd dobre. Cudne. Idealne.
Poy Korn - wykurwiście nazwany.
Dziękuję, dziękuję bardzo.
Niezwykłe.
Idę po kupkoladkę
Poy Korn, nie zczaiłeś? ;]
Kojarzy mnie się strasznie, ale już nie na dziś.
A to się cieszę. To dzięki. To miło.
Wiem, że... Nie wiem. Opór analizowałem, ale jestem bardzo podniszczony.
Może jakieś koło ratunkowe?
Przezajebiście.
Ale, gdzie tu powielanie?
Niemniej razem
"obszerna piżama w gruby psi ząb" :D
"- Dobrze, zacznijmy od rzeczy prostych: Skąd wziąłeś gwóźdź?" :D (dooobrze Okropny, jeszcze bedzie z Ciebie pisarz kryminałów, oraz lepi rokujesz xd)
"kołonotatniku" - co te jee? Kcem takie, gdzie kupić, jak wygląda? :]
"- On... Mieliśmy kalendarz, taki jak w grudniu, każdy swój, i on... Wyjadł wszystkie czekoladki z mojego, a zamiast nich włożył... Kawałki..." - tera dygresja, kupiłam Grzeskowi taki kalendarz, wisi se w kuchni, sa na nim piekne mikołaje, szmery-bajery, w środku czekoladki wielkości połowy paznokcia małego palca... Ale do rzeczy, powiedz Rudej, że święta będą w marcu, bo on zapomina ich wyjadać co dzień! Zatrzymal się na siódmym grudnia i ja mu mówię, że jak ich nie zje, to świąt nie będzie, ale on i tak zapomina!
"- Swojej kupy" - nie wierzę, żeś to napisał :D Biedny Salunac. Tera jestem w stanie zrozumieć nie wyjadania tych czekoladków na czas.
"23 i odbita ręka, 23 i odbita ręka, i tak w całym pokoju" :D
Tera psychoanaliza - myślę, że wybitnie ciekawi Cię, co Can ma z tym 23.
"- Podoba ci się gwóźdź? - pytał, usiłując odciąć lekarza od drzwi. - Wyrwałem go gołymi rękami ze starej palety i prostowałem po troszeczku każdego dnia. Gołymi rękami, godzinami szlifowałem szpic na brzytwę o betonową podłogę, ścianę, byle co, żeby był odpowiednio ostry. Żeby cię zajebać!" - to warte skopiowania, lubię takie psycho-krwawe odloty
"poderżnął sobie trochę gardło" - "trochę" robi tu robotę
Końcówka świetna, choć szkoda mi Salunaca!!! Ale ogólnie bardzo mi się całość podoba, serio, serio.
Miszczu Łokropny, jak do mnie w prywatnych sprawach to fejsbuk - łotsap niet chwilowo. Stała się tragedia i mój fon łodmówił współpracy... :(
Magiczna Salunacowa liczba pomnożona przez dwa, pomniejszona o trzy uprzednio pomnożone przez dwa, i podzielona na dwa do potęgi trzeciej. No. Tera się głów, noc jeszcze młoda :D
Idziem stąd, bo nas Pan Terrible opierdoli zaraz ;)
Can wierzę, że do 23 potrafisz policzyć ;p
Ide nadrabiać opowijskie zaległości dalej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania