Poprzednie częściSelekcja

Selekcja rozdział 13

— Energia tej dziewczyny jest ogromnie fascynująca, muszę ją sprowadzić do piekła. — Postać, siedząca na żelaznym krześle, odezwała się wysokim głosem.

 

Mężczyzna stukał długim szponem w ramę krzesła i zamyślony patrzył w pustą przestrzeń. Ściany wokół niego zajęte były ogniem. W głowie postaci właśnie rozgrywała się scena walki Jane. Walki, która dopiero miała nadejść. Czarnowłosy mężczyzna nie był zwykłym Innym. Jane zainteresowała samego Lucyfera, władcę piekieł. Szatan otrzepał garnitur, poprawił lekko zgniecioną, czarną koszulę, po czym wstał i odwrócił się do stojącego w progu dwudziestoparoletniego chłopaka, od niedawna spełniającego rolę poddemona*. Wywołał w nim niemały strach. Chłopak zaczął drżeć i szybko odwrócił wzrok, wodząc ścieżkę po mrocznych malunkach, również przykrytych ogniem, wywieszonych na popalonej ścianie.

 

— N-nie m-mogę nic o niej znaleźć, p-panie — posłaniec jąkał się i cały czas drżał.

 

— Nie potrzebuję żadnych informacji! Ja ją czuję, wszystko o niej wiem, od kiedy ta starucha zaczęła ochraniać ją zaklęciem. Głupia, nieświadoma baba! Ona naprawdę sądzi, że czarna magia nie niesie ze sobą konsekwencji. — Pokręcił głową i zaśmiał się. — Przez ten czas poznałem Jennifer dogłębnie, znam każdą jej myśl i pragnienie, a co najlepsze, czuję tę moc, która w niej drzemie. — Westchnął zachwycony. — Chętnie wykorzystam taką aurę, aby stworzyć więcej demonów i obalić Niebo.

 

 

Zza ciężkich wrót wyszła Katherine. Kobieta zaskoczyła swoje dzieci, lecz jej widok ani trochę nie zszokował Alexa, ponieważ wiedział o tym, iż została Inną. Pani Stewart zwierzyła mu się i poprosiła o dyskrecję.

 

Kobieta stanęła w granatowych butach na grubej szpilce przed Jane i Joshem, i gdyby nie te obcasy, dające jej przynajmniej metr siedemdziesiąt, wyglądałaby identycznie, jak jej córka, przed przemianą. Prosta blond grzywka opadała na jej niebieskie oczy. Posturą również przypominała nastolatkę. Przez podobny wygląd na samym początku w Dallas, sąsiedzi, panie w sklepach oraz w nauczyciele w szkole, brali je za siostry, ze względu na młody wygląd czterdziestolatki.

 

— Mamo? — dziewczyna założyła ręce na boki i podniosła brew. —Naprawdę sądziłam, ze nic mnie nie zdziwi... —powiedziała już do siebie.

 

— Córciu?— Kobieta podbiegła do niej i zlustrowała jej nowy wygląd. Gładziła jej brązowe włosy i patrzyła w bardzo ciemne oczy. — Wiedziałam, że Josh jest tym czymś z kłami, ale ty? — zdziwiła się. Nie widziałam cię kilka dni, a już pozwoliłaś sobie na pofarbowanie włosów — pani Stewart karciła córkę nawet w takich okolicznościach. Jej natura upierdliwej mamy nie zniknęła, a urosła do przerażających rozmiarów.

 

— Co ty tu robisz? — rodzeństwo spytało chórem, nie przykładając uwagi do słów matki. Katherine rzuciła się na Josha i obdarowała silnym uściskiem. Gdy już się oderwała, od niewidzianego cztery lata syna, zaczęła tłumaczyć swoją obecność. — Wiem, że żyjesz, od roku.

 

Chłopak nie zdążył wypowiedzieć słowa i został wezwany do pomieszczenia. Posłusznie się tam skierował, lecz nie spuszczał wzroku z rodzicielki do samego wejścia.

 

— Mamo! Jak to wszystko jest możliwe? Widziałam was ponad tydzień temu. Jedliśmy razem śniadanie, nie wyglądałaś mi na wampira. — Dziewczyna przeniosła wzrok z zamkniętych wrót na matkę. Wbijała w nią wciąż zdezorientowane spojrzenie, czekając na wyjaśnienia.

 

— To nie jest takie proste, potrzebuję dużo czasu, żeby wszystko ci opowiedzieć. Chciałabym wiedzieć, dlaczego ty jesteś w to wplątała. Błagałam Alexa, żeby za wszelką cenę nie pozwolił, byś poznała ten świat... Sama ledwo jestem wampirem i widzę, że będę tego żałować.

 

— Masz prawie dwadzieścia minut.— Skrzyżowała ręce i ułożyła je pod biustem. Podniosła brew, przy czym jej buźka dwunastolatki nabrała komicznego wyrazu.

 

— Słońce... — Rodzicielka podeszła jeszcze bliżej do córki, po czym zaczesała jej, wiszące swobodnie kosmyki włosów za uszy. Uśmiechnęła się ciepło. Z jej oczu biła radość. Nie posiadała się ze szczęścia, że wreszcie miała przy sobie swoje pociechy. Choć mimo radości, wciąż przysłowiowy kamień leżał jej na sercu. Miała opowiedzieć córce, jak rozpoczęła się jej przygoda z kłami.

 

Pogłaskała Jane po głowie i zatrzymała dłoń na jej ramieniu. Spojrzała gdzieś w dal, po czym znów jej wzrok powędrował na swoje dziecko.

 

— Mamusia musiała ukrywać przed tobą ten świat, gdyż jest bardziej okrutny niż ludzki. Tutaj nie ma czegoś takiego jak miłość i szczęście. Nie możesz dać się złapać. Tutaj łatwo jest o śmierć. — Westchnęła kobieta.

 

Jane poznała już cząstkę magicznego świata. Nie w takim stopniu, jak opowiada jej rodzicielka, bo dziewczyna miała to szczęście, że jej przyjaciele wspierali ją od początku przemiany. Nie poznała jeszcze realiów, których na pewno nie polubi.

 

— Wywołano u mnie przemianę tydzień temu — wyrzuciła z siebie najważniejsze. — Wiesz, nigdy nie pogodziłam się ze śmiercią Josha i szukałam wyjaśnień. — Siedemnastolatce cisnęło się na usta wiele słów, choć nie przerywała mamie. Z zamglonymi oczyma wyczekiwała kolejnych zdań. — Pamiętasz ten majowy poranek w Ohio? Kiedy rok temu wszyscy razem wróciliśmy do starego domu, by podpisać akt notarialny z nowymi właścicielami? Potem odwiedziliśmy grób Josha, wy po kilku minutach poszliście do samochodu... Ja zostałam sama. Płakałam wniebogłosy, patrząc na jego zdjęcie. Nerwowo poprawiałam każdy detal na marmurowym nagrobku. Przepraszałam twojego brata, za to, że tak rzadko przyjeżdżamy. — Otarła łzę, która spłynęła przez bolesne wspomnienia. — Po kilku minutach, gdy trochę się opanowałam, podeszła do mnie jakaś starsza pani. Powiedziała tylko: „Tam nie ma ciała, bestia wyszła". Myślałam, że jest szurnięta i kazałam jej odejść. Ta jednak nie odpuszczała. Stała przy mnie i prosiła, żebym wysłuchała tego, co ma do powiedzenia. Nie odpowiedziałam jej, więc postanowiła zakłócić ciszę bez pozwolenia. Zaczęła opowiadać mi o bladych bestiach. Zdenerwowałam się na nią, bo sugerowała, że Josh w takową ewoluował. Krzyczałam, płacząc jednocześnie. Staruszka jednak nie reagowała na moją histerię. Gestem ręki kazała mi zamknąć usta. — „Są też wielkie psy, mieszańce, skrzydlate panie i władcy magii".— Po tych słowach podniosła różę z grobu obok. Nie zrobiła tego rękoma, tylko na jej znak ta róża wzbiła się w powietrze i powędrowała do mnie. Przetarłam oczy, gdyż sądziłam, że jakimś cudem śnię. Nie wypowiedziałam żadnego słowa, nie mogąc wyjść z podziwu. Pozwoliłam przemówić szarowłosej cygance. — „Nie smuć się, kwiatuszku", mówiła zachrypłym, zniszczonym głosem. — „Mogę ci pomóc, tylko obdarz mnie, chorowitą staruszkę odrobiną zaufania. Nie tyle, że mogę, ale pragnę podać tobie pomocną dłoń. Niczym nie zasłużyłaś na głęboki żal, który dźwigasz w sercu. Pójdź za mną, moja droga".— Wtedy odruchowo napisałam do waszego ojca, żeby dał mi jeszcze godzinę z Joshem.

 

— Tak, pamiętam. — Na twarz Jane mimowolnie wstąpił uśmiech. — Zabrał mnie na lody. A ja nie wiedzieć czemu, o nic nie pytałam. Widziałam, jak cierpisz. — Dziewczyna otrzymała od matki potakujące skinienie i uśmiech przez łzy.

 

— Poszłam za nią. Po prostu wstałam i ruszyłam za nieznajomą starszą panią. Niezwykle to głupie, ale byłam zdesperowana na tyle, że jej uwierzyłam. To doprowadziło mnie do jakieś chatki, koło zakładu poprawczego w Mansfield. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłabym jej. Kobieta poprowadziła mnie za parking placówki i znów użyła magii, tym razem po to, by odsłonić front chatki, zasłonięty przez nisko opadające gałęzie wysokiego drzewa. Bałam się bardzo, ale czułam, że to o czym powie mi kobieta, będzie racjonalne i w jakiś sposób odzyskam ukochanego synka. — Po raz kolejny zapłakała.

 

Zza Katherine wyszedł Josh cały i zdrowy, co bardzo ucieszyło rodzinę. Chłopak przybił piątkę z Alexem i przerwał nostalgiczną wypowiedź matki pytaniem, o czym rozmawiają.

 

— O tobie, chodź tu i słuchaj. — Jane zaciągnęła brata bliżej siebie i skinieniem pozwoliła matce dokończyć.

 

— No więc, wiem, że to był irracjonalny pomysł, ale jak powiedziałam wcześniej, zdesperowana matka zrobi wszystko, by zobaczyć dziecko. Kobieta pokierowała mnie gestem na zakurzoną sofę, obłożoną umorusanymi poduszkami. Usiadłam i czekałam na rozwój wydarzeń. Wiedźma wyjęła ze skrzyneczki trzy dziwne dla mnie wówczas rzeczy. W tamtej chwili ocknęłam się i pomyślałam, że trafiłam na wróżkę, która z braku laku właśnie w taki sposób zaciąga sobie klientów. Wstałam z kanapy i chciałam wyjść, nie zważając na nią. Ona nie wybiegła za mną, tylko zapytała, czy mam złotą bransoletkę Josha. — Mówiąc to, Katherine wyjęła biżuterię, o której mowa z kieszeni i podała synowi. Na co ten zadowolony założył ją na prawy nadgarstek. — Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo wtedy zaczęłam się bać. Ona znała twoje imię i wiedziała o bransoletce. — Ponownie spojrzała na swoją pociechę. — Znów powróciłam do stanu z cmentarza. Odwróciłam się do niej i usiadłam na miejsce. Pokazałam jej bransoletkę, a ona ją zabrała. Zrobiła jakiś dziwny napar z liści o wiśniowym kolorze i zamoczyła ją w nim. Potem położyła ją na starej i postrzępionej na brzegach mapie świata i przemówiła: „Teraz słuchaj, dziecino. Jeśli biżuteria syna poruszy się, znaczy wówczas, że on żyje, a ja mam rację". Trochę niepewnie zapytałam ją, skąd takie przypuszczenia. Wtedy zaczęła opowiadać niezrozumiałe dla mnie rzeczy o wykrywaniu nowych istot. Powiedziała, że w noc po pogrzebie Josha wyczuła nową aurę w mieście. Poszła na cmentarz i była świadkiem tego, jak chłopak wydostawał się z piachu. Gdy uciekł, podeszła bliżej. Zobaczyła imię i nazwisko. Wzięłam jej opowieść pół żartem, pół serio. Kiedy jednak bransoletka przemieściła się, to zmieniło mój punkt widzenia. „Chłopak jest we Francji", powiedziała trochę zachrypniętym głosem. Od tamtej pory Neamis pomagała mi w szukaniu ciebie, synku. Zaczęłam częściej wyjeżdżać i trochę odizolowałam się od Jane i taty, i za to przepraszam — wydukała skruszona. — Po prostu musiałam podpalić ten płomyk nadziei, który tlił się w mojej głowie. Pewnego dnia, zauważyłam cię, kochanie. Ujawniłeś się i to mnie jeszcze bardziej utwierdziło, że wszechświat chce naszej rodziny w komplecie. Dwa tygodnie temu Neamis powiedziała, że jeśli nie chcę cię narazić na śmierć, to muszę przejść przemianę. Nie chciałam tego robić, ale skoro to był ostatni krok do spotkania z Joshem, to schowałam wszystkie rozterki do kieszeni. Waszemu ojcu kazałam wziąć dłuższą delegację, tłumacząc, iż musimy zacząć dokładać trochę więcej do rachunków. Bez problemu zrobił to i jest teraz w Waszyngtonie. Ja tydzień temu wyjechałam za miasto, aby nikogo nie krzywdzić w czasie przemiany. Tak mi źle z tym wszystkim. — Schowała głowę w dłonie i uwolniła łzy, a jej dzieci przytuliły ją z całej siły.

 

— Kochamy cię nad życie. Zrobiłabym to samo — Jane powiedziała ze zdecydowaniem w głosie. Matka i córka zaczęły zanosić się płaczem. — Dobrze, że nic ci nie jest, mamo!

 

— Zawdzięczam to Alexowi. — Katherine spojrzała w stronę chłopaka z uśmiechem, widząc zaskoczenie wchodzące na twarz rodzeństwa, wytłumaczyła, że czarownica Neamis wykryła magiczną aurę u chłopaka. Kobieta więc postanowiła zwrócić się z prośbą do bruneta.

 

— Dziękuję, Alex — dziewczyna złożyła szczere podziękowania. Wtedy doszło do niej, dlaczego Alex wymigiwał się od wytłumaczeń. Jednak tamte wydarzenia należały już do przeszłości. Przynajmniej jedna sprawa wyjaśniona, pomyślała.

 

Bardzo chciała przytulić Alexa w podzięce, ale wezwanie Selekcjonera zatrzymało ją.

 

— Stewart Jennifer!

 

Brunetka przełknęła głośno ślinę. Zaczęła skakać wzrokiem po towarzyszach, szukając ratunku. Wreszcie odwróciła się w stronę odzianych w czerń postaci i zrobiła pierwszy krok. Dalej szła trochę chwiejnie i niepewnie. W głowie nie układała już swojej przyszłości, zagościła tam tylko śmierć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Fanriel 29.10.2017
    Ale jestem zaskoczona. Wcześniej Cię tu nie widziałam. ;) Z przyjemnością przeczytałam rozdział jeszcze raz. Lubię tę historię. Piąteczka. :)
  • coeurr 29.10.2017
    O, hej! Miłe zaskocznie :D Nie widziałaś mnie, bo rok mnie tu nie było, ale postanowiłam wrócić. Powinnam to zrobić z nową wersją, ale nie mogę się do niej zabrać. Bardzo mi miło, dziękuję <3
  • Fanriel 29.10.2017
    coeurr Nie myśl o nowej wersji, tylko o kontynuacji. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. ;)
  • coeurr 29.10.2017
    Wciąż probuję znaleźć czas, ale trochę nauki mi przybyło, więc ciężko, ale planuję na dniach zacząć kolejny rozdział :)
  • Fanriel 29.10.2017
    coeurr Więc pozostaje mi życzyć Ci czasu i weny. :)
  • coeurr 29.10.2017
    Fanriel bardzo dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania