Poprzednie częściSelekcja

Selekcja rozdział 14

— Jennifer Stewart, ach jak uwielbiam nowe, zdolne twarze w magicznych szeregach — westchnął wyraźnie ucieszony. Jane nie bardzo miała pojęcie, co powiedzieć. To była jej pierwsza Selekcja. Nie rozumiała, w jakim celu ten sprawdzian był przeprowadzany. Po co to wszystko?— zachodziła w głowę.

 

— Z racji tego, że jesteś nowa, wyjaśnimy ci procedury bardziej dogłębnie. — Główny Selekcjoner obserwował bacznie brunetkę, gdy ona siedziała na drewnianym krzesełku, drżąc ze strachu. — Musimy też pobrać twoją krew i sprawdzić cię, pod względem gatunku — powiedział, choć nabrał już pewne podejrzenia, obserwując jej wygląd i zachowanie.

 

— J-jak to? — zająknęła się, po czym poprawiła przybraną pozycję.

 

— Przecież nie wiesz, czym jesteś. Chyba, że to wreszcie odkryłaś. Wtedy będziemy mieli o wiele mniej pracy, co niezmiernie by mnie uradowało.

 

— Nie, proszę pana — odparła skruszona. Mężczyzna przewrócił oczami i westchnął, jakby praca, którą miał wykonać, była niezwykle ciężka. A on miał się tylko przyglądać, wszystko co trzeba było zrobić, miała wykonać za niego pielęgniarka, wiedźma zatrudniana do tego typu rzeczy już od dawien dawna.

 

— Schowaj maniery do kieszeni, Jennifer. Mówią na mnie Drexel, ty też powinnaś. — Nakazał dziewczynie, a ta posłusznie przytaknęła. — Jesteś zbyt miła, jak na Inną — dodał. Jane słuchała uważnie Drexela, jednak ani myślała przejąć się jego słowami. Uważała swoją uprzejmość za atut. Szanowała siebie za to, bo jej zdaniem nie grzeszyła wieloma zaletami. Jej przyjaciele natomiast widzieli w niej coś więcej. Karen uważała, że upartość brunetki była czymś nadzwyczaj dobrym. Nie tłumaczyła tego specjalnie, po prostu wpajała przyjaciółce, że nie powinna walczyć ze swoim uporem. Jane miała swoje zdanie i to było najważniejsze. Alex zaś, powtarzał ukochanej, że uwielbia ją za wszystko. Zauroczył się w każdym jej calu. W niedbale uczesanych włosach, czy też pieprzyku na szyi, który uważał za uroczy. Przyciągnęła go do niej głównie uprzejmość. Chłopak nie zwracał szczególnej uwagi na wygląd, po prostu pewnego dnia los ich połączył. A ich przyjaźń poszła w odstawkę na rzecz silniejszego uczucia.

 

— Panno Delilah — Drexel skierował słowa do pielęgniarki — proszę pobrać krew dziewczynie. Kobieta skinieniem potwierdziła przyjęcie polecenia. Wzięła strzykawkę i malutką igłę. Podeszła do Jane. Ta chciała zabrać rękę, ale niska blondyneczka ją powstrzymała. Położyła jej rękę na szerokim podłokietniku, po czym zawiązała gumową opaskę kilka centymetrów nad zgięciem łokcia. Nałożyła płyn dezynfekujący na ten obszar. Wyszukała żyłę, następnie wbiła w nią ledwie wyczuwalną igiełkę. Jane wzdrygnęła się, lecz specjalnie nie cierpiała podczas zabiegu. Delilah pobrała potrzebny płyn i kończąc, uśmiechnęła się do Jane promiennie. Dziewczyna dostała kawałek gazy, aby powstrzymać mały strumyczek krwi.

 

— Odczekamy chwilę z serum, żebyś nie omdlała. — Drexel usiadł na krześle naprzeciwko Jennifer. Oparł brodę na skrzyżowanych palcach i przez chwilę tylko lustrował ją wzrokiem. Po kilku minutach jednak zaczął mówić. — Powiem ci trochę obszerniej parę rzeczy o Selekcji. Dlaczego? Bo cię polubiłem. Jesteś intrygująca. Nie pasujesz tu, a zarazem wydajesz się być całkiem rozgarnięta. Kto wie? Może zdołasz przeżyć. — Uśmiechnął się trochę sztucznie. — Zacznijmy może od tego, jak powstali Selekcjonerzy.— Potarł teatralnie dłońmi, szykując się tym samym do opowiedzenia dłuższej historii. Jane milczała i w skupieniu słuchała słów mężczyzny. — Wiedziałaś, że pierwszym w historii Selekcjonerem był James Monroe? Tak, dokładnie ten Monroe. Kiedy miał 16 lat, zaczął studia w College of William and Mary. Poznał tam dziewczynę, która okazała się czarownicą. Jako że byli to młodzi ludzie, lubili eksperymentować. Kto nie lubi...? Doświadczenia doprowadziły ich do stworzenia istoty o niebieskiej aurze i niespotykanej sile. Pierwszą próbę wykonali na porwanym w parku mężczyźnie. Wszystko się udało. Zakochani chcieli zabić ofiarę, ale ten zdołał uciec — ujął to tak, jakby ucieczka ofiary przyprawiała go o dumę. — Za namową Jamesa, jego ukochana Mereen zamieniła go w Selekcjonera. Z początku nadali naszemu gatunkowi nazwę Błękitni Siłacze, gdyż ten gatunek obdarzony jest ogromną siłą i płynie w nas anielska krew. Magia do zaklęcia bowiem zaczerpnięta została z samych niebios — mówił wyniośle. — Monroe dzięki nowym mocom, dosyć szybko wzbijał się na kolejne szczeble wojskowej kariery. Następnie zajął się polityką. To jednak przestało mu później wystarczać. Był bardzo ambitny, a z każdym następnym hobby ukazywał swoje despotyczne zalążki. Kiedy w latach 1783-1786 był delegatem na kongresie kontynentalnym, w międzyczasie tworzył armię Błękitnych Siłaczy. Nie jesteśmy nieśmiertelni, więc w 1831 roku jego czas minął. Jednak, wraz z jego śmiercią Selekcjonerzy nie zdziesiątkowali się. Przeciwnie! — podniósł dumnie ton. — Zyskaliśmy szacunek i poparcie. Wreszcie, w dziewięćdziesiątym szóstym doszliśmy do władzy. Każdy magiczny jest pod naszym panowaniem. Wraz z przyjściem nowego wieku, wprowadziliśmy Selekcje. Jesteśmy zwolennikami rygorystycznych reguł i ich przestrzegania. Jeśli magiczny świat będzie funkcjonował na naszych warunkach i według naszych zasad, wówczas można będzie cieszyć się spokojem. Jeśli jednak ktoś zechce się zbuntować, pozna smak naszej siły — wypowiadając ostatnie słowa, podnosił głos, czym przeraził Jane. Dziewczyna w tamtym momencie poczuła strach o własne życie. Czuła to nieprzerwanie od rozpoczęcia przemiany, ale wtedy to uczucie się spotęgowało.

 

— Intrygujące. Monroe Selekcjonerem... Ciekawe, ile jeszcze osobistości jest w tym świecie.

 

— Zdziwiłabyś się... Podajemy serum — zwrócił rozkaz do pielęgniarki. Ta posłusznie wyjęła strzykawkę pełną płynu prawdy z czarnej teczki. Podeszła do Jane i wbiła jej igłę w szyję. Drexel i Delilah czekali na efekty uboczne, lustrując dziewczynę od góry do dołu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania