Selekcja rozdział 15
— Kiedy skończy się ta durna Selekcja, zejdziemy na Ziemię, Christoph. — Lucyfer usiadł na zajętym w ogniu żelaznym siedzisku. Młody mężczyzna natomiast stał w wejściu do sali tronowej i próbując nie patrzeć na swojego mistrza, odezwał się:
— A-ale panie, wiesz, że nie możemy. Niebo pozwala schodzić na ziemię dwa razy do roku, a już tam byłeś trzy razy. Nie możesz zostawiać dusz na pastwę poddanych. — Christoph jeszcze bardziej schował głowę w obawie przed Władcą Piekieł.
— Te święte szczury nie będą mi, Lucyferowi wyznaczać, kiedy mogę opuścić Piekło, a kiedy nie. Jak tylko odbiorę aurę Jennifer Stewart, obalimy rządy Nieba. Do tego muszę wyjść na cholerną Ziemię — Wcielenie zła wpadło w szał. — Teraz migiem zleć komuś porwanie jakiejś czarodziejki i zostaw mnie.
— Nie ma jej godzinę. — Katherine chodziła wokół stojących koło drzwi Alexa i Josha. Obgryzała długie paznokcie, naruszając tym samym ich estetykę. Josh podszedł do rodzicielki i przytulił, aby ją uspokoić.
— Proszę się nie martwić — dodał Jordan. — Ona jest nowa, to musi tyle trwać, zapewniam panią.
— Ja też jestem nowa, Alexandrze, a wyszłam po kilkunastu minutach. Mam złe przeczucia — Kobieta wyszła z objęć syna i podeszła bliżej drzwi, próbując podsłuchać przebieg wydarzeń.
— Zawsze masz złe przeczucia, mamo — zaśmiał się wesoło.
— To na nic, oni czymś tłumią dźwięk — Alex zburzył nadzieję pani Stewart.
— A pamiętasz, jak... — mówił Josh, lecz Katherine go nie słuchała.
Kobieta usiadła na brudnej podłodze z bezsilnością wymalowaną na twarzy i oparła podbródek na splecionych dłoniach. Przez następne czterdzieści minut wodziła wzrokiem za wskazówką zegara w poczekalni. Było to wreszcie możliwe, gdyż wraz z nią, Alexem i Joshem na hali zostało pięćdziesiąt osób. Może sześćdziesiąt. Tłumy uległy przerzedzeniu. Zniknął harmider, gdyż wszystkie hybrydy Dallas zostały już poddane Selekcji. Najzabawniejsze było to, że pewność, którą się tak szczycili, zgubiła ich. Spośród dziewięćdziesięciu mieszańców test z serum prawdy przeżyło piętnaście. Nie tylko ich wyniki okazały się wstrząsające. W Dallas żyło czterysta pięćdziesiąt Innych. Przeżyło sto dwadzieścia. Statystyki wpływały negatywnie na resztę magicznych, która czekała w paraliżującym strachu.
— Wyszła już? — Przed Joshem i Alexem stanął zdyszany Sebastien, powodując tym niemałą złość przyjaciela.
— A co ciebie to obchodzi? —zagrzmiał Alex. — Zostawiłeś ją, a ja tu czekam i ją wspieram — mówił przez zaciśnięte zęby. Złość wpłynęła na jego twarz. Powoli wysuwał ostre kły i ściskał pięści.
— Stary, o co ci chodzi?
Sebastien nie potrafił już ukrywać uczuć do Jennifer, sądził jednak, że Alex wie mniej. Zachowanie przyjaciele utwierdziło go, że nie ma powodów do ukrywania swoich uczuć. Zresztą wściekał się, wiedząc, że rzeczywiście nie było go przy Jane. Zazdrość opanowała go całego, aczkolwiek próbował stwarzać pozory.
Prawie trzy lata tłumił każdy najmniejszy wypływ emocji. Hamował się przy niej, jak tylko mógł. Przestał dawać sobie z tym radę, kiedy ona zaczęła darzyć go jakimś niezrozumiałym dla niej uczuciem. Bardzo dobrze wiedział, że zrani przyjaciela. Postanowił jednak dokonać wyboru. W myślach linczował się i przeklinał, jednak jego uczucia przetrwały wszystko. Dziewczyna nadal tworzyła związek z Alexem, ale Clark czuł, że ona tego już nie chce. Wiedział, że wyjdzie na samoluba i zostanie jeszcze bardziej znienawidzony przez Karen i swojego jedynego przyjaciela, ale Jane była warta ryzyka. Przecież i tak chłopak uchodził za egocentryka i aroganta, który zabierał tylko powietrze.
— Znalazłbyś sobie dziewczynę, a nie podbierasz kumplowi — wychrypiał groźnie i patrzył na niego, jak dzikie zwierzę na upolowaną ofiarę. — Jesteś żałosny. — Zmaterializował się do Sebastiana i stał przed nim w niepełnej wampirzej formie. Czerwone żyłki w oczach wychodziły z tęczówek o tym samym kolorze. Sińce pod oczami przykryły fioletowe żyły, które uległy zwiększeniu. Usta już nie zdołały schować kłów, gdyż te postanowiły pokazać się światu. Twarz zbladła jeszcze bardziej, choć wydawałoby się to niemożliwe.
— Skoro się domyślasz, nie będę więcej tego w sobie dusił. — Blondyn użył swojej mocy i odsunął przyjaciela zwykłym odepchnięciem, pozostawiając popaloną skórę na torsie Alexa. Był nadzwyczaj silny.
— Czy ty siebie słyszysz? — Alex, mimo uszkodzenia na ciele i świadomości przewagi Sebastiena, znów podszedł do niego. — Nie spodziewałem się, że akurat ty wbijesz mi sztylet w serce. — Uspokoił się trochę, choć nie opuścił maski potwora, będąc w gotowości do walki. Tak, gotowy był zawalczyć z przyjacielem, nawet gdyby to była bitwa na śmierć i życie.
— Wiem, że wyszedłem na dupka, ale nic na to nie poradzę. — Rzucił mu przepraszające spojrzenie i odwrócił zażenowany wzrok. Nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy. Poczuł się podle.
— Nie wierzę w to, co słyszę. — Alex pokręcił głową i skwitował słowa Sebastiena nerwowym śmiechem, lekko szaleńczym. — Radziłbym ci opuścić Dallas po Selekcji, inaczej zamienię twoje życie w piekło. Jesteś dla mnie nikim. Od dawna widziałem jak się na nią patrzysz, ale siedziałem cicho, sądząc, że masz choć krztę rozumu i odpuścisz sobie — dyszał ciężko. — Przeliczyłem się, jesteś głupi, Clark. Zaufałem ci, miałem cię za brata. Stałem u twego boku, gdy każdy wytykał palcami i wyzywał, a ty potajemnie zacząłeś przeciągać moją dziewczynę na swoją stronę!
Sebastien stał przed Alexem i miał ochotę zapłakać. Z trudem powstrzymywał gorzkie łzy. Stracił przyjaciela, bo poczuł coś do dziewczyny, z którą nie zamienił wielu słów. Takie scenariusze niegdyś były dla niego irracjonalne. Uważał, że zdoła powstrzymać to, co łączy go z Jane. Nie potrafił.
— I co? Nic nie powiesz, tchórzu? — Alex śmiał się nerwowo i zaciskał pięści. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zaczął szturchać przyjaciela i żądać wyjaśnień. Ten w akcie złości, rozwścieczony postawą Alexa, chwycił jego ręce i odepchnął je tak, że Jordan stracił nad sobą kontrolę i nie mógł zatrzymać wyrzuconego ciała, dopóki nie wpadł na ścianę.
— Wiesz, co ci powiem? To ty jesteś tchórzem! Zwalasz na mnie winę, ale to Jennifer dokonała wyboru, do niczego jej nie namawiałem. Zachowujesz się tak, bo doskonale wiesz, że tracisz w jej oczach. Wiesz, że już ci nie ufa. Ona ciebie już nie kocha tak jak na początku. Traktuje cię jak drugiego brata. Jedyną osobą, którą kocha, jestem ja — ostatnie zdanie powiedział w akcie zuchwałości, choć pewność go opuściła, co do uczuć Jane. Miał po prostu ochotę zdenerwować Alexandra.
Alex wstał z podłogi. Milczał, walcząc z furią, która w nim rosła. Zabolały go te słowa, gdyż przyjaciel przedstawił jego obawy. Co gorsza, ten koszmar się spełniał. Nie widział innego wyboru, jak zaatakować Sebastiena. Chęć zrobienia mu krzywdy przysłoniła jego trzeźwe myślenie. Szykował pozycję do walki, a z rogu wychodzili już gotowi obezwładnić go Selekcjonerzy. Zaczął ruszać na Clarka. W pewnym momencie jednak Katherine wyszła z zadumy i widząc zaistniałą sytuację, pobiegła powstrzymać Alexa. Krzyknęła do syna, aby ten również zainterweniował. Josh postanowił ochronić Sebastiena własną piersią i przemieścił swoje ciało tak, że w kilka sekund stał przed nim. Pani Stewart zdążyła chwycić ręce Alexa, zanim zrobili to Selekcjonerzy.
— Spokojnie, chłopaki — czterdziestolatka wypowiedziała te słowa lekko drżącym, ale pewnym głosem. W końcu była policjantką. Widziała wiele w swojej karierze. Odwaga nigdy jej nie opuszczała. Ledwo utrzymywała Alexa w swoich małych rączkach. Za życia śmiertelniczki też nie miała dużo tężyzny. W większości przypadków używała broni palnej. Owszem, przemiana spotęgowała jej siłę, lecz przy pięcioletnim wampirze nie miała szans. Jednak adrenalina zrobiła swoje.
Oczy wszystkich Innych powędrowały na zamieszanie przed wrotami do sali przesłuchań. Nikt nie interweniował. Sebastien i Alex stali w bojowych pozycjach, a Katherine i Josh próbowali uniemożliwić im atak.
Odziani w czerń mężczyźni postanowili otoczyć powodujących chaos. W szóstkę ich okrążyli i wyjęli miecze. Przy każdej formie zamieszek tylko straszyli oprawców bronią. W większość przypadków działało, tak było i w tamtym momencie. Alex trochę ochłonął, widząc jak daleko się posunął. Katherine zauważyła, że brunet opuszczał wampirzą formę, więc uwolniła go z uścisku.
— Jeśli nie przestaniecie zakłócać spokoju, zrobimy z wami porządek — przemówił jeden z szóstki charakterystycznym, wysokim głosem.
— Ja ich dopilnuje — odparła odważnie pani Stewart. Mężczyźni wrócili na swoje miejsca, a Katherine zaczęła dopytywać o powód kłótni. Niestety odpowiedziała jej głucha cisza. Widziała tylko, jak chłopcy posyłają sobie gniewne spojrzenia. Nie znała powodu agresji z obu stron. Zrobiła to, co każdy, kto znał choć trochę Sebastiena Clarka. Obwiniła go o zaistniałą sytuację. Każdy tak czynił. Nikt nawet nie starał się zapytać. Po prostu widziano go w pobliżu problemu i już sprawca odkryty. Sebastien nie zwracał na to uwagi. Nie protestował, odchodził po prostu. Znów to zrobił. Odwrócił się na pięcie i zaczął wychodzić. Przy drzwiach wyjściowych usłyszał znajomy głos:
— Po raz kolejny odchodzisz...
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania