Selekcja rozdział 22
— Dlaczego nie odbiera?! — Jane zaczynała tracić już cierpliwość. Od ponad trzech godzin próbowała dodzwonić się do swojej mamy, która nie raczyła odebrać.
— Zostaw już ten telefon. Twoja mama to duża dziewczynka poradzi sobie, cokolwiek teraz robi. — Karen przesuwała wszystkie szafy do ścian, aby zrobić trochę miejsca w pomieszczeniu, gdzie zwykła spać, gdy nie chciała przebywać w swoim domu.
Jane utraciwszy z pamięci fakt, że jej przyjaciele posiadali zdolności i niezwykłą siłę, nie potrafiła się nadziwić, z jaką lekkością i zwinnością Karen dźwigała szafy, łóżko i półki z książkami. Swoją drogą, tylko jej komnata w całym zamku był tak bogato urządzona. Reszta to opuszczona kupa gruzu. Karen nie zapuszczała korzeni nawet na podwórzu, które wyglądało gorzej, niż zapomniane od wieków cmentarzysko.
— To do niej niepodobne. — Dziewczyna nerwowo przyciskała klawisze smartfonu.
Tymczasem Sebastien nie mógł skupić się na rozmowie z Joshem, walcząc z drugą naturą i zastanawiając się, czy porozmawiać z Jane. Po dobrych dwóch latach trzymania swoich uczuć w ukryciu wreszcie udało mu się powiedzieć, co do niej czuje. Zrobił to za cenę przyjaźni, ale nie żałował ani trochę. Wierzył, że jeśli jego relacja z Alexem była coś warta, to kiedyś chłopcy dojdą do porozumienia.
— Stary. — Josh klepnął Clarka w bark, by ten wyszedł z zamyślenia. — Porozmawiaj z nią, a nie wgapiasz się i ślinisz, jak jakiś psychopata.
Sebastien otrząsnął się i spojrzał na kolegę trochę rozgniewany. Prawdopodobnie dlatego, że chłopak zauważył jego zachowanie. Blondyn nie lubił zdradzać emocji i nie robił tego zbyt często. Jane zmieniła to i przez nią chłopak zaczął coraz częściej się odsłaniać.
— Nie wiem, o czym mówisz. — Włożył ręce do kieszeni dżinsów i podszedł do lodówki z krwią. Krew uspokajała jego drugą naturę. Gdy sączył życiodajny płyn, wampirza część rządziła nad tą inną. Niestety tylko na chwilę. Jeden moment, na który pozwalał sobie przy każdej nadarzającej się okazji. Stanął przy maszynie i wyjął trzy torebki z A Rh+, a jego mina zrzedła. Zdecydowanie bardziej wolałby 0RH-.
— Nie za dużo? — Josh podszedł do niego z rozbawieniem wypisanym na twarzy. Uśmiech nigdy nie schodził z jego wyrażającej beztroskę, bladej twarzy.
— Dawno nie jadłem — odburknął, gromiąc go spojrzeniem.
— Musisz wyluzować. Nawet na żartach się nie znasz. — Josh pokręcił głową, po czym zabrał jedną torebkę z ręki Sebastiena. Chwilę po tym wyjął z lodówki jeszcze dwie, opróżniając je, zanim Clark zacząć jeść swoje.
— Na twoich żartach nikt się nie zna. Jesteś dziwny — powiedział całkiem poważnie, po czym odszedł od rozmówcy.
— Ty lepiej uważaj, bo mówisz do brata laski, w której się bujasz! — Zarechotał i zabrał się za konsumowanie kolejnej torebki. Sebastien obrócił głowę, posyłając mu kolejne wściekłe spojrzenie zmieszane z zażenowaniem spowodowanym jego zachowaniem.
Podszedł do zabitego od zewnątrz okna i oparł się jednym przedramieniem o brudny od kurzu parapet. Patrzył, jak Jane wściekle wystukuje coś na klawiaturze telefonu. Lubił na nią patrzeć, od kiedy ją poznał. Uwielbiał jej blond włosy do ramion i niezwykle jasne, błękitne oczy. Nie przeszkadzał mu nawet jej wygląd po przemianie. Nieważne było dla niego to, czy Jennifer ma jasne włosy, czy ciemne. Nawet to, że jej oczy zmieniły kolor. Dostrzegł jej wnętrze, które zafascynowało go na tyle, by mógł odeprzeć wizualne zmiany. Najważniejsze było to, że charakter pozostał nienaruszony. Po trzech latach życia w Dallas, chodzenia do deprawującego liceum i przemianie w Błękitną, Jennifer Stewart nadal była tą samą uprzejmą, cichą Jane, którą Sebastien tak bardzo pokochał.
Stał, sącząc krew i wspominał pierwszy dzień, kiedy ją zobaczył. To było bardzo gorące jesienne popołudnie; bodajże wrześniowe. Sebastien wtedy siedział na ławce w parku i czekał na Alexa. Obserwował okolice i rytmicznie poruszał nogą. Po drugiej stronie ulicy zauważył niską dziewczynę w koszulce z logo Aerosmith; jego ulubionego zespołu. Uśmiechnął się na widok za dużego T-shirtu na tej za chudej nieznajomej. Szła ze słuchawkami w uszach i z zaciekawieniem patrzyła na krajobraz. On obserwował ją, z nieukrywanym zadowoleniem. Patrzył na jej smutny wyraz twarzy. W pewnym momencie (od którego zaczęła się jego miłość do niej) Jane spojrzała na niego. Ich oczy się spotkały, a jego serce zabiło mocniej. Jennifer po niedługiej chwili odwróciła spojrzenie. Sebastien zaś patrzył na nią, dotknięty strzałą Amora.
— Clark, na litość boską, zejdź na ziemię! — Karen machała Sebastienowi ręką przed nosem.
— Przestań, zanim cię skrzywdzę — wycedził przez zaciśnięte zęby. Krew nie uciszyła jego drugiej natury, a to wzbudziło w nim złość.
— Skończ bujać w obłokach i przydaj się do czegoś. Pokaż Jane parę przydatnych ataków. Ja muszę wrócić do biblioteki, zostawiłam tam „Źródło ciemności" — powiedziała, po czym wychodząc, oznajmiła, że bierze samochód chłopaka i chwyciła Josha za skórzaną kurtkę. Clark się tylko skrzywił i machnął na nią ręką.
Wykorzystał moment i podszedł do Jane. Wyciągnął z jej ręki telefon i schował do tylnej kieszeni spodni. Bez problemu powstrzymał wszelkie próby odebrania sprzętu. Splótł swoje dłonie z jej i patrzył na nią zahipnotyzowany, ona także sprawiała wrażenie zaczarowanej. Nie umiała się jemu oprzeć. On tylko żałował, że wcześniej nie wyznał jej uczuć. Może i teraz byli w skomplikowanej sytuacji, ale o wiele lepszej niż trzy lata temu. Sebastien nie posiadał się ze szczęścia, że może poczuć jej dotyk na swojej skórze. Że patrzy w jej brązowe już oczy. Inny kolor, ale oddają tę samą osobę. To samo zwierciadło duszy, po prostu w innym wydaniu. Jennifer patrzyła na obiekt nieznanego jej do tej pory uczucia i zapomniała nawet o zazdrości, która męczyła ją przez całą drogę na zamek.
— Mogę cię pocałować? — rzucił nagle. Tak bezczelnie, bezwstydnie i jednocześnie czarująco. Totalnie w jego stylu.
Na usta cisnęło jej się wielkie T A K. Niestety wyszło wielkie N I E. Tak dobitne, że nastrój prysł. Sebastien spochmurniał w jednej chwili. Odsunął się od Jane, a ta pragnęła krzyknąć z rozpaczy. Dlaczego się nie zgodziła? Tego sama nie wiedziała. Pewnie miałaby wyrzuty sumienia. Jeszcze nie zerwała z Alexem, a obściskiwanie się z jego przyjacielem nie byłoby w porządku. Chciała najpierw zakończyć nieważny już związek, by móc rozpocząć nowy rozdział w jej życiu. Rozdział zatytułowany: „Sebastien Clark".
— Poczekam. Trzy lata czekałem — powiedział cicho, ale Jane usłyszała. Odetchnęła z ulgą. Nie był zły. Po raz pierwszy nie zrobił miny zbuntowanego nastolatka i nie uciekł. Jeszcze powiedział, że poczeka. Jennifer poczuła, że wszystko może się ułożyć. Czekała ją tylko rozmowa z Alexem. Niezwykle trudna i bolesna konwersacja, z której na pewno wyniknie, że to wszystko jej wina i, że jest najgorszą egoistką na świecie. Na samą myśl jej żołądek zrobił serię fikołków i salto w tył.
— Dziękuję — wydukała skruszona.
— Nie masz za co, Jane — powiedział, stojąc odwrócony do niej plecami. Patrzył smutno w przestrzeń i zaciskał pięści, próbując nie wybuchnąć złością. Nie mógł już wytrzymać. Nie dawał sobie rady z poskromieniem niechcianej aury. Pochłaniała go i zabierała całą energię, powodując narastającą wściekłość.
Dziewczyna podeszła do Sebastiena. Chciała, by na nią spojrzał jeszcze raz. Lubiła jego wzrok na sobie. Tego nie mogła sobie odmówić mimo wszystko. Dotknęła jego rękę i znów zabrała całą złość, która zdawała się wybuchnąć. Odwrócił głowę, a zaraz za nią powędrowało całe ciało. Ostatnio zrobiła to pod zamkiem, gdy chłopak wybiegł za nią po spotkaniu z Selekcjonerem. Wtedy nie miał okazji zapytać, bo uciekła. Teraz sama zauważyła, że coś zrobiła. Nad dłonią, która zaabsorbowała niechcianą aurę powstała chmura niebieskiego dymu. Zniknęła, zanim Jane zdążyła otworzyć usta.
— Wszystko jasne — Sebastien doszedł do wniosku, który wcześniej nie składał mu się w całość.
Jane przełknęła głośno ślinę i spoglądała to na chłopaka, to na wierzchnią część swojej dłoni. Miała otwarte usta i próbowała oddychać równomiernie, żeby nie dostać ataku paniki. Coraz częściej zaczęła martwić się o siebie, od kiedy weszła w szeregi Innych.
— Jesteś Błękitną, a to jedna z ich zdolności. Nie masz czego się bać — dokończył, ucieszony, że na jakiś czas druga natura nie będzie go nękać.
— Zdolności? — Wydała z siebie jęk zdziwienia.
— Tak — odpowiedział beznamiętnie. — Jeśli będziesz miała szczęście, to przed walkami obudzi się reszta.
— Reszta? — Podniosła brwi. Nadal nie była przyzwyczajona do magicznych spraw. Wciąż myślała, że to chory i długi sen.
— Każdy gatunek ma geny uwarunkowane do pochodzenia. Wampiry mogą słyszeć z bardzo dużej odległości, przemieszczać się z niezwykłą prędkością i hipnotyzować wszystkich bez wyjątku. Wróżki też mogą hipnotyzować, ale tylko ludzi. Czarownice mają aurę, która może współgrać ze słowami i tworzyć różne rzeczy począwszy od przyspieszenia wzrostu roślin po budowanie portali, umożliwiających przejście z jednego miejsca, do innego, oddalonego nawet o kilkaset kilometrów — zrobił pauzę na głębszy wdech — wilkołaki mogą przechodzić w formę wielkich psów i są obdarzone imponującą siłą. Selekcjonerzy mają w genach absorbowanie czyjejś aury oraz ogromną siłę.
— I ja to mam? — Spojrzała na niego jak na wariata. Obejrzała jeszcze raz dłonie i zaśmiała się nerwowo.
— Masz, a jak nie, to kiedyś się ujawni. Jeśli dobrze wykorzystasz moc zabierania energii życiowej, możesz z łatwością wygrać walkę. — Włożył ręce do kieszeni, po czym znów odwrócił się od Jennifer.
— Niby jak? Nawet nie wiem, jak i kiedy to robię. Dotknę cię, a ty robisz dziwną minę. Ja natomiast nie wiem, o co ci chodzi. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. To jest dziwne, nigdy nie przywyknę do takiego życia. Z chęcią wróciłabym do szkoły.
— Przyzwyczaisz się — westchnął, sięgając pamięcią do początków swojej przygody z magicznym światem. — Musisz — dodał. — Od tego zależy twoje życie.
— Myślisz, że sobie poradzę? — Potrzebowała pocieszenia. Jakiegokolwiek słowa, które pozwoli jej myśleć pozytywnie.
— Wierzę w ciebie, Jane. Jak w nikogo innego.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania