Poprzednie częściSelekcja

Selekcja rozdział 5

— Nie przejmuj się, wyjaśnię ci wszystko...— Echo utrzymywało się w czarnej przestrzeni. Mocny sen Jane trwał, mimo że nie obudziła się od dwudziestu czterech godzin. Z każdą sekundą odzyskiwała pamięć, zabraną poprzedniego dnia.

 

Wszystko działo się dla niej bardzo szybko, niektóre wydarzenia powracały kilkukrotnie. Słowa wirowały w powietrzu, zapełniając pomieszczenie, w którym panowała ciemność. Jedynym źródłem światła były retrospekcje, wyświetlane co jakiś czas na zmianę z echem i słowami niesprawiedliwie jej odebranymi. Nie z całego dnia, tylko te, gdzie brał udział Sebastien. Pięć razy widziała ponownie, jak patrzą sobie w oczy, przymierzając się do pocałunku. Im bliżej niedoszłego incydentu, tym większe ciepło czuła w sercu. Nie była tak zafascynowana, gdy poznawała Alexa. Beształa się jednak w myślach, za każdym razem, powtarzając sobie, że to chwilowe i nie ma prawa zniszczyć, tego, co łączy ją i Alexandra Jordana.

 

Stała na środku, a z każdej strony atakowały ją wspomnienia.

 

— Zahipnotyzuj ją! — Odwróciła głowę, widząc scenę wściekłej Karen, krzyczącej na Sebastiena. Zaraz po tym ujrzała całego w nerwach Clarka, który do niej podszedł. Ponownie poczuła jego dłoń na swojej twarzy. Przyłożyła rękę do jego ręki przylegającej do policzka i zamknęła oczy. Na jej twarz wstąpił mimowolnie uśmiech. Oddychała spokojnie i wsłuchiwała się w głos niesiony echem.

 

— Zaufaj mi, nic ci nie zrobię. Uspokój oddech i otwórz umysł na moje słowa. Zabiorę ci na chwilę wspomnienia. — Położył palec na jej usta, nie pozwalając tym samym, żeby się odezwała. — Odejdą tylko na moment. Kupuję nam czas. Bądź cierpliwa, Jane.

 

Po słowach chłopaka, Jennifer otworzyła oczy. Zachłannie wzięła wdech i zerwała się na równe nogi. Pierwsze co ujrzała, to Cornelia Jameson, patrząca na nią z troską. Przez cały czas siedziała u boku Jane i wyczekiwała jej przebudzenia. Gdy tylko dziewczyna wstała, za nią podążyła staruszka, powstając z lekkim stęknięciem. Jej nogi zdecydowanie za długo spoczywały.

 

— Wreszcie! — Cornelia odetchnęła z ulgą, a jej twarz spowił ciepły uśmiech, w którego szczerość Jane wątpiła. Panna Jameson nie spodziewała się, że nastolatka pamięta każdą chwilę z wczorajszego dnia. Z jej obserwacji, reakcja na hipnozę przebiegła tak jak powinna. Nie była jednak świadoma, iż Sebastien dokładnie wszystko przemyślał. Zależało mu, aby dziewczyna poznała ten świat. Bez względu na konsekwencje.

 

— Co się stało? — Jane wybełkotała niepewnym, cichym głosem. Oczywiście włożyła serce, w to, aby zagrać nieświadomą, jak najlepiej potrafi. Zaczęła podejrzewać, że w Dallas mają miejsce niezrozumiałe, dziwne rzeczy. Pragnęła się dowiedzieć, co to wszystko ma znaczyć. Uświadomiła sobie, iż musi to zrobić, nie zdradzając nikomu, że pamięta każdą sekundę. Pierwszą myślą zaraz po przebudzeniu było pobiec do Sebastiena, aczkolwiek darowała sobie. Rzecz jasna, do czasu aż wyprowadzi w pole natrętną Cornelię, która nie pozwalała Jane wyjść z domu.

 

— Musisz odpoczywać, słoneczko. — Staruszka posłała jej kolejny uśmiech. Dziewczyna zwróciła uwagę na zachowanie kobiety. Przypatrywała się jej z niedowierzaniem. Wczoraj nie była tak pogodna i ciepła; stała z surowym wyrazem twarzy i zamyśloną miną. Jej oczy zmieniły kolor na fioletowe, a ciało znieruchomiało, jak w przypadku katatonii. Nigdy wcześniej nie widziała jej takiej. Wywnioskowała, iż wdowa nie jest tym, za kogo blondynka ją uważała. Od razu straciła do niej wszelki szacunek i poczuła się oszukana. Od tamtej pory widziała w niej wyłącznie obłudną nieznajomą. Musiała jednak sprawiać pozory amnezji.

 

— Jaki mamy dzień? — zapytała, przecierając oczy. — Mam wrażenie, jakbym przespała tydzień. — Zaśmiała się trochę histerycznie. Nie przywykła do oszukiwania, choć poczuła, że kłamstwa staną się jej codziennością.

 

— Byłaś bardzo wykończona wczoraj po szkole i padłaś ze zmęczenia. Nie dziwię ci się, teraz torturują was lekcjami i zadaniami domowymi. — Posłała jej nerwowy uśmiech, choć nadal uprzejmy i pełen ciepła.

 

Nie umiesz kłamać. Mam przerwę wiosenną, pomyślała siedemnastolatka. Chciała ją trochę podpuścić, aby kłamstwa kobiety wyszły na jaw. Jednak czym prędzej musiała odnaleźć Sebastiena.

 

— No tak! Wszystko jasne, pewnie przez chemię. Nie mam głowy na te eksperymenty — westchnęła. — Z tego wszystkiego sama mogłaby wpaść. Nienawidziła biologii, a chemia była jej jednym z niewielu ulubionych przedmiotów.

 

Rozmowę znów przerwał dźwięk telefonu. Alex szósty już raz od przebudzenia próbował dodzwonić się do Jane, ona jednakże, po raz kolejny odrzuciła rozmowę, chowając komórkę do kieszeni dżinsów.

 

— Nie odbierzesz?

 

— Później do niego oddzwonię, teraz chyba się położę, dalej jestem trochę ospała. — Ziewnęła, po czym wskoczyła pod koc i ułożyła wygodną pozycję.

 

— Nie przeszkadzam ci już, kwiatuszku — powiedziała, wychodząc. — Mam kilka spraw do załatwienia.

 

Znów o tej porze wychodzi? Kim ona jest?

 

Jane słyszała kroki w dół schodów, po czym dźwięk zamykanych drzwi frontowych. Natychmiast się zerwała i wyjęła z kieszeni telefon. Nerwowo wybrała numer do Sebastiena, niestety chłopak wyłączył swój. Zdruzgotana rzuciła komórką na łóżko i próbowała znaleźć sposób, aby nawiązać z nim kontakt. Kilka razy telefonowała do innych, ale większość nie odbierała. Zważając na porę, było to całkiem normalne. Na nieszczęście żaden z bliższych jej znajomych nie mógł pomóc. Nikt nie widział go, od czasu imprezy na plaży. Nie pojawił się też na wczorajszej, którą ku niezadowoleniu Jane, podobno urządziła Karen. Tak przynajmniej napisała w esemesie Nathalie. Zniknął bez słowa. Gdzie on może się podziewać?, zachodziła w głowę.

 

Panikowała, bo z nikim innym nie chciała rozmawiać. Wbiła sobie do głowy, że otaczają ją kłamcy. Miała całkowicie namieszane w głowie i nie tylko dlatego, że Cornelia nafaszerowała ją ziółkami. Przeczucie, że nikomu nie może ufać, nie chciało wyjść z jej głowy. Szczerość wyczuła tylko u Clarka, przez jego wyznanie. A może chciała tylko w nim widzieć szczerość? Była mu niezmiernie wdzięczna, że nie zabrał jej pamięci na zawsze. W jej głowie rozgrywała się bitwa myśli. Każda kolejna przyprawiała ją o niemiłosierny ból. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to wszystko przytrafiło się akurat jej. Na samą myśl o wampirze z przystanku, który w nocy wtargnął do jej domu, zaczęła tracić poczucie bezpieczeństwa.

 

 

Im późniejszą godzinę wskazywał zegar, tym Jane bardziej wariowała. Nie miała pojęcia, jak odszukać blondyna. Bynajmniej się nie zniechęciła, przeciwnie. Nigdy nie była tak zdeterminowana. Ukradkiem wyszła z domu, czując, że ktoś może ją śledzić i pobiegła na obrzeża miasta. Sądziła, że Sebastien przebywa w jakimś cichym miejscu. Jej przypuszczenia nijak się sprawdzały. Nie było go nigdzie. Nawet nad White Rock. Swojej grupy także tam nie zauważyła. Wiele razy siedzieli tam do rana, nawet w tygodniu.

 

Błądziła po ulicach, od czasu do czasu wołając jego imię, niczym zrozpaczona matka, szukająca swojego dziecka. Nie bacząc na zmęczenie, kroczyła dalej z nadzieją, iż odnajdzie jedynego szczerego przyjaciela. Dallas opanowane zostało kompletnie przez mrok, cisza była wręcz przerażająca. Uczucie samotności chwytało jej duszę. Nie towarzyskiej samotności, tylko poczucie, że jest się jedyną osobą na ziemi.

 

Z letargu dziewczynę wyrwał głośny hałas, spowodowany przez trojkę mężczyzn, stojących przy bramie starego kościoła. Zachowywali się bardzo głośno. Pili piwo i słuchali muzyki z samochodu, barykadującego przejście przez chodnik. Jane jako nastolatka o anorektycznej budowie ciała, nie budziła strachu, postanowiła więc jak najszybciej przejść koło nich, próbując nie zwracać na siebie uwagi.

 

Zmieniła zdanie, wpadając na myśl. W jej młodej i roztargnionej główce zrodził się pomysł, że niebezpieczni nieznajomi mogą pomóc w odnalezieniu Sebastiena. Uważała, że niewykluczone jest, iż mężczyźni mogą znać blondyna. To niezwykle desperackie posunięcie podsycało kolejne wyobrażenie Jane o jedynym synu Clarków. Lubił adrenalinę, z tego powodu często wpadał w kłopoty. Tak więc, Jennifer bez jakichkolwiek oporów, ruszyła pewnym krokiem w stronę mężczyzn. Ci, zauważając niebieskooką młódkę, zaczęli na nią gwizdać, stale rechocząc. Dziewczyna, choć wystraszyła się, to i tak przyspieszyła.

 

Stojąc przed nimi, dopadł ją szok, gdyż z daleka nieznajomi, nie wyglądali aż tak groźnie. Każdy z panów był wytatuowany i umięśniony. Nie sprawiali wrażenia chcących zawrzeć znajomość. Jane mimo to śmiało zapytała, czy nie widzieli w pobliżu jej kolegi. Skwitowali ją śmiechem, a jeden z nich próbował ją chwycić. Wystraszona odsunęła się, lecz umięśniony napastnik złapał jej rękę i popchnął na stos kamieni, na których rozcięła sobie łuk brwiowy. Zaskoczeniem dla wszystkich było to, iż po niedługiej chwili wstała, bez szwanku, ocierając strużkę krwi, spływającą po twarzy. Oprawcy stali osłupieni, a Jane zachowywała się jak w transie. Nieobecny wzrok, chód i świecące oczy przestraszyły pozornie nieustraszonych nieznajomych. Szybko pobiegli w stronę auta i odjechali z piskiem opon.

 

Dziewczyna natychmiast obudziła się z transu i odpadła bezwładnie na ziemię.

 

— Nie dam ci umrzeć. Jesteś mi potrzebna. — Gdy tylko Jane została sama, podeszła do niej niewysoka, lecz wspierająca się wysokimi koturnami, młoda kobieta. Podwinęła rękawy czarnej kurtki i przykucnęła przy ciele Jennifer. Przeszukawszy jej kieszenie, znalazła legitymację szkolną w dżinsach, lecz nie tego szukała. Obejrzała ją, po czym schowała na swoje miejsce i z wielkim trudem podniosła omdlałą. Owszem, Jane nie należała do otyłych, ale tajemnicza nieznajoma także tężyzną nie grzeszyła. Dowlokła się z ciężarem do samochodu i dosłownie wrzuciła Jane na tylne siedzenia. Westchnęła teatralnie, następnie otrzepała kurtkę. Stanęła naprzeciwko latarni, która oświetliła jej twarz, ukazując ciemne, duże oczy i bujne, czarne loki, opadające na wystające obojczyki. Jej niewinna twarz, ani trochę nie odwzorowywała tego, co dziewczyna skrywała w środku.

 

Sięgnęła do kieszeni po swoją komórkę i zaczęła wystukiwać tekst na dotykowej klawiaturze.

 

Do: L.

 

Nasza dziewczynka wpadła w kłopoty. Kiedy omawiałyśmy warunki, nie wspominałaś, że będę musiała ratować ją z opresji. Wynagrodzisz mi wysiłek.

 

Wysłała wiadomość i wsiadła do swojego samochodu, po czym odjechała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania