Poprzednie częściSen Idealny cz. 1

Sen Idealny cz. 2

Tutaj za każdym razem jest inaczej. Zawsze zmienia się otoczenie, atmosfera. Ale najważniejsza dla mnie osoba zawsze tu jest i spędzamy całą noc. Raz przenoszę się na piękną różaną łąkę, gdzie Hayden czeka na mnie z gitarą, a drugą noc spędzam z nim w teatrze odgrywając główne role sztuki, którą sami wymyśliliśmy. Dziś jestem w lesie, słońce zachodzi, a ja mimo strachu idę dalej, bo wiem, że Hayden mi pomoże w razie jakbym się zgubiła. Zawsze mi pomaga, nieważne czy chodzi o sprawy w moim świecie czy w jego. Nie ukrywam, sto razy bardziej wolałabym tu zostać. Żadnych zmartwień, obowiązków, nigdy nie byłabym sama i najważniejsze, że jestem tu szczęśliwa.

 

Z początku las nie wydawał się nadzwyczajny, ale im dalej idę tym bardziej wszystko się zmienia. Dotychczas zielone drzewa zmieniają swoją barwę na błękitny. Ściółka pod moimi nogami częściowo znika i zastępuje ją rzeka. Zatrzymuję się na chwilę i przyglądam się wodzie, nawet ona nie ma swojego koloru. Chyba wyssała całą zieleń z drzew. O dziwo nie topie się tylko stoję na jej powierzchni, wiem że to znak od Haydena, jestem już coraz bliżej. Spojrzałam w górę, chmury wydawały się zwyczajne, ale gdy im się przyjrzałam, dostrzegłam w nich coś niesamowitego. Zmieniały swoje kształty, z królika na smoka, z kwiatka na drzewo, z serca na książkę. Ten świat jest dziwny, ale piękny i zaskakujący. Z nocy na noc jestem pewna, że chce go poznawać do końca życia.

 

Ruszam dalej. Wokół otaczają mnie zwierzęta. Chociaż one mają swój pierwotny kolor. Jednak wiem, ze muszą mieć w sobie to "coś". Gdyby nie miały, nie byłoby ich tutaj. Może mówią ludzkim głosem? Albo pokazują przyszłość? Fajnie by było... Chętnie bym sprawdziła, ale długo poświęciłam już na zachwycanie się naturą, noc pewnie za niedługo się skończy, a ja nie widziałam jeszcze Haydena. Doszłam do końca rzeki, doprowadziła mnie ona na niewielką polane, którą z każdej strony oblewała woda. Na samym środku stał chłopak. Nie miałam wątpliwości że to mój przyjaciel, tylko jego tu spotykam od dziesięciu lat. Jego szmaragdowe oczy wyrwały się z zadumy i skupiły się na mnie. Uśmiechnął się szeroko pokazując rząd nieskazitelnie białych zębów. Prawą ręką przeczesał sobie czarne jak smoła włosy, które zawsze układał do góry. Ubrany był w bordową koszulkę i szare dresy. Moje serce zaczęło szybciej bić na jego widok, za każdym razem tak mam.

 

-Hayden! - krzyknęłam wesoło i rzuciłam się do biegu. Widzieliśmy się poprzedniej nocy, jednak dla mnie to zbyt długo, chciałabym mieć go na co dzień. Chodzilibyśmy razem do kina, na lody, zabrałabym go na studniówkę... Niestety to tylko marzenia. Nigdy się nie spełnią.

 

Przebiegłam parę metrów i nim zdążyłam zareagować moja twarz spotkała się z trawą, a do uszu dobiegł mnie dźwięczny śmiech przyjaciela.

 

-Megi ty niezdaro! - podniosłam się do pozycji siedzącej. Zaczęłam trzeć nos, który lekko pulsował, ale nie czułam żeby bolał. Hayden ruszył się z miejsca i podszedł do mnie aby usiąść obok. - Nie łatwiej było zajść mnie od tyłu zakryć mi oczy i pocałować? Każda romantyczna historia zawiera taki wątek.

 

-Ta historia jest inna - odpowiedziałam, starając się ukryć smutek. Ile ja bym dała żeby było tak jak on mówi. Jestem w nim zakochana, tyle że on tego nie odwzajemnia. Bynajmniej tak myślę. Kiedyś chciałam mu to powiedzieć, ale spanikowałam i zamiast wyznać mu, że go kocham, powiedziałam, że zdechł mi chomik. Chociaż żadnego chomika nie miałam.

 

-Długo tu szłaś, coś cie zatrzymało? A możne masz już dość swojego przystojniaka?

 

-Masz racje, taki jeden zadufany w sobie chłopak mnie irytuje, to ja już może pójdę? - chciałam się podnieść, ale silne ręce Haydena pociągnęły mnie w dół.

 

-Nigdzie nie idziesz, noc jest krótka, a ja chce się tobą nacieszyć - uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego.

 

Znikąd pojawiło się ognisko. Tak jak reszta tego świata, nie mogło mieć normalnego koloru. Jego języki ognia są złoto-srebrne, a iskry zastępuje brokat.

 

-Pokazać ci coś? - spytał delikatnym głosem, który wywołał ciarki na moim ciele.

 

-Nic mi się przy tym nie stanie? - wróciłam myślą do zdarzenia sprzed roku, gdy Hayden zepchnął mnie z mostu, bo pomyślał że skoro to sen to nic mi się nie stanie.

 

Obudziłam się w prawdziwym życiu na podłodze. Była dopiero druga w nocy, więc miałam sporo czasu by tam wrócić i na niego nawrzeszczeć.

 

-Spokojnie, przy mnie nigdy nic ci się nie stanie - wiedziałam, że to po części prawda. Psychicznie nigdy mnie nie skrzywdzi, ale fizycznie... cóż, zdarzało się kilka wypadków. Wiem, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, jak prawdziwemu przyjacielowi. Jednak ja chcę czegoś więcej...

 

Uśmiechnęłam się lekko, co było znakiem dla chłopaka ze jestem gotowa na niespodziankę. Hayden machnął ręką a języki ognia zaczęły układać się w jakieś słowo. Na początku nie mogłam nic odczytać, a później wszystko ułożyło się w moje imię. Wokół niego krążyły małe serduszka.

 

-Ewidentnie mnie podrywasz - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. A on razem ze mną.

 

-Dobra, koniec tego dobrego. - chłopak znów machnął ręką i pojawił się kupidynek, który strzelił w moje imię strzałą i wszystko zniknęło. - Jak się nie mylę miałaś dziś pierwszy dzień szkoły, opowiadaj jak było!

 

-Dobrze - chyba usłyszał moje zawahanie w glosie, bo zmarszczył brwi. Westchnęłam - Nie, serio jest dobrze, ale jest taki chłopak, który chyba mnie nie lubi. Nie wiem co mu zrobiłam, po prostu mój nowy kolega przedstawił mnie swoim znajomym. Każdy był dla mnie miły i chyba mnie lubią, oprócz niego.

 

-Ajj malutka... Nie każdy będzie cie lubił i nie każdego musisz lubić. Dobrze o tym wiesz, przerabialiśmy to jak szłaś do szóstej klasy - odpowiedział tonem starszego brata. - chociaż nie wiem jak można cię nie lubić

 

Hayden objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

 

-Wiem, że tak jest, ale boję się, że on sprawi, że wszyscy ode mnie się odwrócą. Jestem tam nowa, więc łatwo daliby radę to zrobić. A co jeżeli będzie uprzykrzał mi życie? Jak te wredne dziewczyny w tych wszystkich filmach i książkach? Nie poradzę sobie... - nie wiedziałam czy bardziej mówiłam do siebie czy do niego. - I wiem, że on mi nie pomoże, bo wybierze swojego przyjaciela, z którym pewnie zna się od dawna, a nie taką przybłędę jak ja.

 

-Mam być zazdrosny o tego kolegę?

 

Z rozbawieniem pokręciłam głową

 

-Nie masz o co

 

-To dobrze. Nie dam rady ci teraz pomóc, ani tym bardziej nie będę zapewniać, że wszystko będzie dobrze. Tego nie wiemy. Ale patrz na to z bardziej optymistycznej strony. Jeżeli stanie się tak jak mówisz to nic gorszego przydarzyć ci się nie może.

 

-Jakim cudem ty jesteś taki wyedukowany? - nie odpowiedział tylko pociągnął mnie za kosmyk włosów. W zamian walnęłam go lekko w ramie.

 

-Dobra, koniec tych czułości! - powiedział Hayden i wstał z ziemi.

 

-Myślałam ze chcesz stworzyć romantyczną historie - odparowałam i wyciągnęłam do niego ręce żeby pomógł mi wstać.

 

-Na to jeszcze mamy czas - puścił mi oczko następnie poprowadził mnie w stronę lasu. - Chcę ci coś pokazać, ostatnio jak tu byłaś byliśmy na polu, wśród zboża. Pamiętasz?

 

-No oczywiście, przecież było to poprzedniej nocy.

 

-Więc, kiedy musiałaś wracać do swojego świata, spacerowałem chwilę i patrz kogo znalazłem - nim spostrzegłam dotarliśmy do małego schronienia zbudowanego z kolorowych liści i brokatowych gałęzi. Widząc moje zawahanie Hayden pierwszy tam wszedł. - No chodź! Nie ma czego się bać - usłyszałam jego głos ze środka budowli, ale tak jakby stał co najmniej sto metrów dalej i krzyczał przez megafon.

 

Weszłam niepewnie za nim. W środku było o wiele więcej przestrzeni niż wydawało się z zewnątrz. I to o wiele większe. To zapewne wina tego świata. Chłopak podszedł na koniec schronienia gdzie ściana była drewniana z kilkoma dziuplami. Zdziwiło mnie gdy Hayden zaczął do jednej z nich mówić.

 

-Uchaty! Chodź mały, nie bój się, nic ci się nie stanie. Wiesz co Megi? Jesteście tak samo strachliwi - mruknął pod nosem. Cofnęłam się kilka kroków niepewna czego mogę się spodziewać. Chwilę później z dziury wyłoniła się mała ruda główka. Zaraz za nią pokazała się reszta ciała tego samego koloru. Myślałam, że to jakieś nadnaturalne stworzenie, którego nie spotkam w realnym świecie, ale gdy chłopak podszedł ze zwierzątkiem bliżej spostrzegłam, że to lis. - Prawda, że słodki?

 

Przyjrzałam mu się uważnie, fioletowe oczy zdradziły, że Hayden zbudził liska ze snu. Wokół nich futro było białe, tak samo jak na łapkach. Reszta ciała była ognistoruda. Bardzo mi się podobał, tak bardzo pasował do tego świata, a jednak niczym nie różnił się od normalnych lisów.

 

-Nie rozumiem. Chcesz go przygarnąć?

 

-Oczywiście, właśnie ogarnąłem jak przenosić się ze zwierzętami między wymiarami. Dlaczego mam nie skorzystać? No i jest mi raźniej gdy ciebie nie ma - ostatnie zdanie wypowiedział bez uśmiechu.

 

-A jest bezpieczny? Wiem, że tu nic nie może mi się stać, ale nie wiemy jak z tobą - to prawda. Nie sprawdzaliśmy jak Hayden reaguje na krzywdę. - I lepiej nie próbować - dodałam widząc jego minę.

 

-Jest bardziej leniwy niż ja, zanim by otworzył paszczę już dawno bym uciekł, nie martw się - podeszłam bliżej i niepewnie wyciągnęłam rękę. Dotknęłam miękkiego futerka lisa i pogłaskałam go. Spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłam to.

 

-Dobrze, ale lepiej zostaw go, widać, że jest śpiący - Hayden podszedł do tej samej dziupli i położył w niej liska. - Jak myślisz ile mamy jeszcze czasu?

 

-Czy warto się tym przejmować? Cieszmy się chwilą!

 

Zanim zdążył dokończyć usłyszałam dźwięk, był bardzo wkurzający, zauważyłam Haydena, który uśmiechał się smutno. Wiedziałam co to za chwila. Wracam do normalności, zaraz zacznę nowy dzień. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Zawsze tak jest. Ostatnie co usłyszałam to głos przyjaciela:

 

-Do następnego razu.

 

***

 

Obudziłam się z bólem nosa, no tak, na początku snu wywróciłam się. Pewnie przez sen uderzyłam się ręką. Chcę wrócić do Haydena, a może zrobię sobie wagary i tam wrócę... Nie. Nie mogę tak olać szkoły i to na pierwszym roku. Jak tylko wrócę ze szkoły położę się spać i spotkamy się na nowo.

 

Przed moimi szóstymi urodzinami chodziłam jak na szpilkach, cieszyłam się na ten dzień. No bo jakie dziecko nie cieszy się, że dostanie nową zabawkę? Moi rodzice kompletnie ignorowali fakt, że dzień w dzień mówiłam im, że chcę nowego misia. Wydawało mi się, że to ich taktyka - nie pamiętamy o twoich urodzinach, ale jak wrócisz z przedszkola będzie czekała na ciebie impreza niespodzianka. W dzień urodzin, gdy wróciłam do domu z wielką siłą otworzyłam drzwi wejściowe, ale nie spotkałam niczego, oprócz mamy szykującej się do pracy i starszej siostry malującej paznokcie. Nie załamałam się jednak, bo sądziłam, że później mama wróci i może zabierze mnie do kina albo wesołego miasteczka. Tak też się nie stało. Płakałam całą noc. W takim stanie zastał mnie tata, który przyniósł mi malutki torcik truskawkowy. Przeprosił mnie, że nic dla mnie nie ma, ale nie chcieli go wcześniej wypuścić z pracy. Spytał się mnie jak minęły mi urodziny, przez co jeszcze bardziej się rozpłakałam. Opowiedziałam mu, że wszyscy zapomnieli, przytulił mnie i powiedział, żebym zdmuchnęła świeczkę wypowiadając życzenie. Zażyczyłam sobie przyjaciela, takiego, który nigdy mnie nie opuści i o mnie nie zapomni. Tata zanim wyszedł obiecał, że pójdziemy jutro na lody. Z tą myślą zasnęłam. Już pierwszej nocy moja zachcianka się spełniła. We śnie spotkałam chłopca w moim wieku. Siedział sam nad morzem i płakał. Usiadłam koło niego i zaczęłam z nim rozmawiać - tak zaczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś.

 

Wstałam z łóżka i ruszyłam do toalety. Podczas mycia zębów przetwarzałam w myślach cały sen. Ciekawe co mnie spotkało kolejnej nocy.

 

Przebrałam się z piżamy w zwykły biały top i czarne rurki. Na nogi włożyłam niezastąpione Conversy i zeszłam do kuchni. Cała rodzina siedziała już przy stole jedząc śniadanie. W międzyczasie mama wypełniała papiery do pracy, a tata czytał gazetę. Podeszłam do Nathana i rozczochrałam mu włosy. Jest zbyt zajęty jedzeniem, żeby zwrócić na mnie uwagę. Usiadłam między rodzicami i wzięłam dwie grzanki, które posmarowałam masłem orzechowym. Śniadanie bez którego w życiu nie wyszłabym z domu.

 

-Wcześnie coś wstałaś - zauważyła mama.

 

-Przed szkołą chcę jeszcze zajść do księgarni, muszę uzupełnić moją biblioteczkę.

 

-I opróżnić mój portfel - odpowiedział tata pół żartem pół serio.

 

-Jak tam konkurs młody? - spytałam młodego. Zignorował mnie, ktoś musi nauczyć go manier.

 

-Miał drugie miejsce - odpowiedziała za niego dumna mama.

 

-Ooo, gratulacje, co ty na to żebym po szkole zabrała cie na lody? - Nathan gdy usłyszał ostatnie słowo, podniósł głowę znad talerza i energicznie pokiwał głowa.

 

Napiłam się soku i z grzankami ruszyłam do wyjścia. Pożegnałam się z rodziną i wyszłam z domu, do którego musiałam się cofnąć, bo przypomniałam sobie, że nie wzięłam plecaka. Żyję jeszcze wakacjami.

 

Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam składankę moich ulubionych piosenek. Mam dziwny zwyczaj, że chodzę w rytm muzyki. Akurat leciało coś szybkiego, więc po dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Weszłam do środka i przywitałam się z szefową.

 

-Dzień dobry

 

-Witaj Meghan! Dawno cię tu nie było.

 

-Tak, to prawda, ale ostatni tydzień wakacji to już szkolne szaleństwo. Zakupy, ostatnie spotkania ze znajomymi...

 

-Może zostaniesz trochę i opowiesz mi co się dzieje w twoim świecie? - Pani Stone to bardzo miła starsza osoba. Mogę porozmawiać z nią jak z przyjaciółką, a ona mimo swojego wieku będzie odpowiadała jak nastolatka.

 

-Chętnie, ale nie dziś. Wpadłam szybko kupić książkę i muszę biec na zajęcia.

 

-No tak, szkoła... - uśmiechnęła się. - Dobrze, więc co my tu mamy? Ostatnio doszły nam cudowne książki. Nadal lubisz fantasy? - potwierdziłam ruchem głowy. - Świetnie! - ruszyła do jednej z półek a ja za nią, pani Stone zaczęła szukać książki. - Moja wnuczka mówiła, że nie mogła się oderwać, tobie zapewne też się spodoba - podała mi książkę i czekała na moje zdanie.

 

-Zaufam pani i wezmę ją.

 

Po zapłaceniu i pożegnaniu ruszyłam do szkoły, wiedząc, że już jestem spóźniona. Zbyt dużo czasu tam spędziłam.

 

Pobiegłam, nie dbając aby włożyć słuchawki do uszu. Tylko pasy dzieliły mnie od wejścia do szkoły. Zobaczyłam ze samochody stoją, a ludzie przechodzą na zielonym. Nie zdążyłam przejść, kiedy zielone światło zmieniło się na czerwone, usłyszałam szkolny dzwonek. Stałam niecierpliwie na pasach i czekałam aż zmieni się kolor. Kiedy w końcu się to stało biegiem ruszyłam do klasy. Co mam pierwsze? Matematykę... O nie! Przypomniałam sobie co mówił mi Noah o niej, jest surowa. Zaczynam rozważać czy nie zawrócić się i opuścić jedna lekcje. Nie zdążyłam podjąć decyzji, bo już stałam w klasie i czułam na sobie dziesiątki par oczu. Przeprosiłam za spóźnienie i chciałam iść do wolnej ławki.

 

-Nie tak prędko panno...

 

-Fight

 

-Tak, dokładnie. Myślisz, że wejdziesz w połowie lekcji i nie dostaniesz kary?

 

-Właściwie minęło dopiero pięć minut, zapomniała pani jak się liczy? - powiedział jakiś chłopak.

 

Rozpoznałam w nim kolegę Noaha, siedziałam z nim wczoraj na stołówce.

Chyba Spencer miał na imię.

 

-Chcesz dotrzymać towarzystwa koleżance? - spytała matematyczka

 

-Sądzę, że poradzi sobie beze mnie - puścił mi oczko i z uśmiechem zaczął pisać coś na kartce. Matematyczka skierowała wzrok w moja stronę.

 

-Siadaj, odpuszczę ci tylko dlatego ze jesteś nowa, a to twój pierwszy dzień. I żeby mi to był ostatni raz!

 

Ruszyłam do ostatniej ławki i wypakowałam książki. Spencer odwrócił się do mnie i spytał szeptem.

 

-Nawet nie podziękujesz?

 

-Dziękuję

 

-Żeby mi to był ostatni raz - powiedział chłopak, próbując zniżyć głos, żeby był podobny do matematyczki. Śmiesznie mu to wyszło, wiec zaśmiałam się

 

-Meghan, może jednak chcesz przyjść odpowiedzieć?

 

Czując na sobie wzrok matematyczki wymruczałam przeprosiny i wzięłam się za przepisywanie notatek.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania