Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Maślany karawan

Karawan klekoce na martwych kocich łbach. Są z kamienia. Tak samo jak serce nieboszczyka, którego ów pojazd musi transportować. Odgłosy kół mieszają się z tupotem końskich kopyt o twardą śliską powierzchnię. Dwie srebrne szarfy, wiewają po bokach czarnego transportera. Upodobniają go do wielkiego ptaka, który chciałby wzlecieć, lecz nie może. A już na pewno nie w kierunku zachmurzonego nieba. Woźnica na koźle podskakuje to w jedną, to w drugą stronę, jak śmierć na drągu wpatrująca się w końskie ogony. Gęste krople deszczu, bębnią o dach, jakby kosą na werblach grała. Przez brudne szyby widać zarysy trumny. Bez żadnych kwiatów. Nawet takich, co już dawno zwiędły. Karawan chyboce się i podskakuje. Gdyby drewniana skrzynia zawierała śmietanę zamiast zwłok, to zapewne na cmentarz dowieziono by masło. Zjełczałe, gdyby przeniknąć w głąb myśli żałobników. Nad ich głowami wznoszą się zmoknięte transparenty o dość niecodziennej treści, jak na taką okazję: „ostatnie pożegnanie wreszcie” lub „w radości pogrążona rodzina”. Twarze są uśmiechnięte, a niektóre płaczą. Ale nie z tęsknoty za zmarłą osobą, tylko z radości, że wreszcie na cmentarz go odprowadzą i zostanie zakopany. Może aż tylu by nie szło, ale chcą mieć pewność, że to się stanie na pewno. Buty taplają w brudnych kałużach, raz po raz zakłócając spokój odbitemu Słońcu. Uchyla ono zza chmur rąbek tajemnicy, o której jeszcze żaden z żałobników nie wie.

 

Zaczyna się lekko pod górkę. Orszak wytrwale kroczy do przodu. Krople deszczu są coraz większe, a zachmurzenie coraz czarniejsze. Końskie kopyta ślizgają się po zboczach mokrych kamieni. Z krawędzi nielicznych parasoli, płyną strumyczki wody. Wlatują innym za kołnierz, szukając tam cieplejszego kąta. Niektóre napisy spływają z transparentów. Trudno cokolwiek odczytać. Płacz ze szczęścia, miesza się z deszczem z ciemnych chmur. Nie wiadomo już, gdzie pochowano prawdę.

 

Stromizna daje się we znaki. Konie ledwo ciągną co mają z tyłu. Droga staje się bardziej wyboista. Karawan klekoce jak stado czarnych bocianów, podskakując na wybojach. Nagle trumna uderza w drzwi. Po chwili jest w połowie na zewnątrz. Przerażeni ludzie zaczynają ją wpychać do środka. Ręce ślizgają się po mokrych bokach. Widać podeszwy podniesionych butów oraz słychać podniesione głosy. Słychać dopingujące nawoływania: do środka z nim. Jednemu dłoń zakleszcza się w uchwyt. Nie może go wyciągnąć. Wrzeszczy, że mu trumna rękę urwie, gdy spadnie. A ona jakby na zawołanie, wysuwa się jeszcze bardziej. Żałobnicy na końcu pchają tych z przodu, by mieli więcej sił do pchania trupiej chatki. Deszcz jeszcze bardziej jest naglący. Słychać: sapania i bębnienie kropli o trumnę. Dłoń ciągle tkwi w potrzasku. Jakby go ręka od środka złapała. Na szczęście teren zaczyna się wyrównywać. Zawartość udaje się schować do środka. Są blisko cmentarza.

 

Nagła zmiana pogody. Białe pierzaste chmurki, płyną wesoło po bezkresie nieba. Nastaje czas schowania trumny. Wokół słychać doping: szybko schować! szybko schować! Tyle tylko, że skrzynia, nie chce się dać włożyć. Co ją wpuszczą do grobu, to na nowo na wierzch wzlatuje. Goście zaczynają dreptać z niecierpliwością. No jakżesz to tak. Co na to zakład pogrzebowy. Patałachy jakieś. Jak długo mamy czekać do pewności. Trumna w dalszym ciągu wisi z pół metra na dołem i ani myśli być w nim. Niby złowieszczy uparty zeppelin. Czterech facetów na niej siada. Jedynie się lekko ugina. Na jednym z uchwytów widnieje czerwona plama. Ludzie nie odchodzą. Zaczynają szemrać między sobą.

 

Z boku stoi mała dziewczynka. Nikt nawet nie zauważył, że z nimi tutaj przyszła. Nic nie wiedziała o tym człowieku, co tam sobie leży. Czy był dobry, czy zły. Komu zrobił krzywdę, a komu nie. Tyle tylko, co jej się o uszy obiło, gdy kroczyła na końcu. Wie natomiast, że kiedy ona strasznie nabroiła, naprawdę paskudnie i wszyscy na nią wrzeszczeli, nie słuchając jej tłumaczeń… to tylko nieboszczyk się do niej uśmiechnął. Tylko tyle zapamiętała i tylko dlatego tutaj jest.

 

Przy grobie robi się coraz większy bałagan. Trumna nadal unosi się nad grobem. No chyba, że ją popchnąć, to wtedy płynie jak żaglówka obijając nagrobki. Wtem ktoś wpada na pomysł, żeby ją otworzyć. Może to jakaś maskarada obcych. Licho wie, co tam w środku siedzi. Niektórzy są przez to przeciwni. Boją się, że coś na nich wyskoczy i rozszarpie ich nieskazitelne ciała. Aż w końcu przeważają głosy tych, którzy są za otwarciem. Aczkolwiek półgębkiem.

 

Dziewczynka zaczyna się irytować. Co oni od niego chcą. Dlaczego nie dają mu spokoju. Może gdyby dali, to sam by nakierował swoje drewniane okrycie do grobu. Miałby wreszcie święty spokój. Wyskakuje z krzaków na środek, wrzeszcząc:

– Przestańcie głupki jedne. On nie był taki zły. Uśmiechnął się do mnie. Łapy precz od jego domku… a zresztą otwórzcie! Zobaczycie, że wcale nie jest taki łobuz. A nawet jeśli, to teraz na pewno się zmienił. Może żałował za wszystko… pogięło was czy co!? Szukajcie kamieni. Ciekawam który rzuci. Nienawidzę was. Żeby tak nad grobem się zachowywać.

 

Dziewczynka oparta rękami o kolana, sapie w absolutnej ciszy, gdyż zgromadzonych nieco zatkał ten wywód. Nagle ktoś nieśmiało pyta:

– No i… otwieramy? Nie słyszę sprzeciwu.

 

Podniesiono wieko. Zawartość wszystkich zatyka. Nawet bardziej, niż przemówienie dziewczynki. Stoją tylko i nic poza tym.

 

Trumna jest pełna masła. Niezjełczałego. Pachnącego i świeżego.

Pod spodem nie kryje się nieboszczyk. Sprawdzono sztachetą od transparentu.

 

Jak sprawdza się ciasto, czy już można z pieca wyjąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kim 11.03.2018
    Zajrzałam i nie żałuję wcale. Świetny tekst. Początek całkowicie mnie porwał.

    "Karawan klekoce na martwych kocich łbach. Są z kamienia. Tak samo jak serce nieboszczyka, którego ów pojazd musi transportować." Spodobało mi się to :)

    "Końskie kopyta ślizgają się po zboczach mokrych kamieni. Z krawędzi nielicznych parasoli, płyną strumyczki wody. Wlatują innym za kołnierz, szukając tam cieplejszego kąta. Niektóre napisy spływają z transparentów. Trudno cokolwiek odczytać. Płacz ze szczęścia, miesza się z deszczem z ciemnych chmur. Nie wiadomo już, gdzie pochowano prawdę. " - no coś wspaniałego :) Super :)

    Pierwsze pięć akapitów naprawdę dobre. Czytam z zaciekawieniem, widzę dobry dobór słów, który zadziałał na moją wyobraźnię. Dopiero potem miałam parę zgrzytów, które daję Tobie wyłącznie pod rozwagę.

    "Dziewczynka zaczyna się wnerwiać." - słowo "wnerwiać" wydaje mi się tu zbyt kolokwialne, do tak ładnego tekstu. Zastąpiłabym to czymś innym. Może "irytować"? "złościć"?

    "pierdolce jedne." - z ust tak małej dziewczynki, którą wyobraziłam sobie jako słodką, niewinną i bardzo młodą, brzmi to nad wyraz wulgarnie. Ale może tak właśnie miało być, to wtedy nie mam uwag.

    Końcówka dobra :) Pozdrawiam :)
  • Dekaos Dondi 11.03.2018
    Dzięki Kim. Jednak poprawiłem zgodnie z Twoją sugestią. Buzowały w niej emocje, ale mimo wszystko...Pozdrawiam
  • Justyska 11.03.2018
    Dobry tekst, świetnie stworzony nastrój i obrazowe opisy. W oko wpadło:
    "Twarze są uśmiechnięte a niektóre płaczą" - Twarze są uśmiechnięte, a niektóre płaczą
    "Widać podeszwy podniesionych butów oraz podniesione głosy" - tak jakby głosy było widać? Coś jakoś nie pasuje
    " Żałobniki" - czy nie lepiej żałobnicy? Bo tak sobie myślę, że żałobnik to też taki motyl, a kilka takich motyli to żałobniki
    "Niezjałczałego" - masło może być zjełczałe, anie zjałczałe :)

    Zakończenie super, zgadzam się z Kim:)
  • Dekaos Dondi 11.03.2018
    Dzięki Justysko. Poprawiłem zgodnie z Twoją sugestią. Pozdrawiam
  • Marian 12.03.2018
    Tekst jest ciekawy, a zakończenie jeszcze lepsze.
    Jest trochę błędów:
    "twardą ślizgą powierzchnię" -> "twardą śliską powierzchnię
    "odbitemu Słońcu" -> "odbitemu słońcu"
    "coraz bardziej wzniosły" -> Wzniosły może być np. ton wypowiedzi. Teren natomiast się wznosi.
    "Droga staje bardziej wyboista." -> "Droga staje się bardziej wyboista."
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 13.03.2018
    Dzięki Marianie. Poprawiłem. Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 17.03.2018
    Witam,

    "Dwie srebrne szarfy, wiewają po bokach czarnego transportera. Upodobniają go do wielkiego ptaka, który chciałby wzlecieć, lecz nie może. " - zwizualizowałam to sobie. Bardzo ładny, klimatyczny opis.

    "Gdyby drewniana skrzynia zawierała śmietanę zamiast zwłok, to zapewne na cmentarz dowieziono by masło. Zjełczałe, gdyby przeniknąć w głąb myśli żałobników. " - nooo kolego, tu jestem pod ogromnym wrażeniem.

    "Karawan klekoce jak stado czarnych bocianów, podskakując na wybojach." - teraz już całkiem zakochałam się w tych twoich opisach...
    a następne zdanie "Nagle trumna uderza w drzwi. " - genialnie to rozegrałeś...

    I nagle wplatasz postać tej dziewczynki... - super wątek

    Więc tak. Tekst krótki, ale dzieje się tyle, że hoho. Emocji, zwrotów akcji, genialnie opisywanych nawiasem mówiąc. Niby nic się nie dzieje, niby zwykły kondukt, ale wyraźnie czuć, że cos unosi sie w powietrzu, jakieś napięcie, coś nieoczekiwanego... I tak zaskakująca końcówka.
    Jestem zachwycona klimatem, tym, jak poprowadziłeś czytelnika przez tą opowieść. To chyba najlepsze, co u ciebie przeczytałam.
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Dekaos Dondi 18.03.2018
    Wielkie dzięki Agnieszko Gu za tak obszerny komentarz. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania