sen Szaleńca (One Shot)
Mam ten sen, który powraca do mnie co noc, a którego znaczenia nie mogę pojąć. Stoję w szczerym polu, a za mną jedzie pociąg. Pociąg jedzie za mną, a ja zanoszę się śmiechem. Nie jest to jednak mój śmiech - brzmi jak śmiech wiewiórki z jakiejś kreskówki. Śmieję się więc jak szalona wiewiórka i trzymam w dłoniach olbrzymi jutowy worek. Raz za razem wyciągam z niego małe baloniki i nadmuchuję je jeden za drugim. Nadmuchuję małe baloniki, zmieniając je w duże balony i kawałkami sznurka przywiązuję je do paska przy spodniach, a one unoszą się w powietrzu nad moją głową. Balony lewitują nad moją głową, a mnie wcale to nie dziwi, bo przecież moje płuca produkują hel i to dlatego śmieję się jak wiewiórka.
Dalej się śmieję i dmucham balony, a w oddali słyszę gwizd pociągu - dociera do mnie, że od jakiegoś czasu unoszę się w powietrzu. Unoszę się w powietrzu i to również mnie nie dziwi, w końcu po to dmuchałem te wszystkie balony, które miałem w worku. Znów sięgam do worka, ale zamiast balonika wyciągam z niego smycz z obrożą. W ręku trzymam smycz, a worek wyrzucam i myślę: „po co mi smycz?”. „Smycz jest ci po to, by złapać kometę”, odpowiada w mej głowie wiewiórka.
Smycz jest mi po to, by złapać kometę, tak rzecze wiewiórka. Więc gdy kometa leci obok mnie, łapię ją sprawnie, ciskając obrożą jak lassem i śmieję się dalej, bo jest to zabawne, zabierać kometę na spacer. Lecę z kometą trzymaną na smyczy i bawię się świetnie, lecz nie mogę przypomnieć sobie za Chiny, dlaczego zacząłem ten rajd. Słyszę wiewiórkę, piszczącą w przestrzeni: „Przesyłkę do nieba dostarczyć miałeś, dlatego zacząłeś ten rajd!”. Przesyłkę do nieba dostarczyć miałem! Dlatego zacząłem ten rajd! Wszystko jest proste, wszystko jest jasne, więc szarpię potężnie za smycz, kieruję kometę w nicość przestrzeni, na chmurkę numer trzy.
Lecę nad rajem i trzymam za smycz, nie mogę przestać się śmiać, puszczam kometę i opadam leciutko, balony nie dadzą mi spaść. Opadam na chmurkę i sprawdzam tabliczkę – napisane jest, że numer trzy, za nią jest gość, na lutni gra i ciekawie się przygląda mi. Lutniarz się patrzy, przestaje grać, a ja śmieję się w głos i ściągam swój pas. Podaję mu go, mówiąc mu w twarz: „Wiewiórka chciała, abyś to miał”.
Budzę się zlany potem, jak w każdą noc, tym razem jednak rozumiem, wiem, co oznacza mój sen. Wychodzę na zewnątrz ciągle w piżamie i biorę głęboki wdech, po nim następny i jeszcze jeden. Wciągam powietrze i trzymam je w płucach, patrzę jak brzuch mój zmienia się w balon i czekam, aż tlen przemieni się w hel. Startuję po chwili, unoszę się w noc, sam nie wierząc w to, co się dzieje. Nagle martwieję rażony strachem - smycz zostawiłem w sypialni. Dusi mnie śmiech, gdy pojmuję swój błąd.
Przecież to jawa, nie żaden sen, po prostu złapię kometę za ogon.
Komentarze (57)
Snów nie rozumie się dlatego, że odbywasz je w trakcie czasowej nieświadomiści.
Bardzo podoba mi się dlatego(i m.in.) tytuł, bo on podkreśla to, jak bardzo szaleniec podczas swojej szaleńczej akcji nie jest świadomy tego, co robi, często nie pamięta.
Tytuł przyciąga :).
Sny to dziwna sprawa. Czasem zdarzało mi się snić kilka razy o tym samym miejscu. Trochę przerażające uczucie, zwłaszcza kiedy coś, co dzieje się w danym miejscu zawsze jest obrzydliwe lub straszne na swój sposób. Bardzo podoba mi się ten zabieg z powtarzaniem drugiej części zdania. Zgrabnie Ci to wszystko wyszło :) zostawiam 5.
Pozdrawiam :).
Że ja tego wcześniej nie widziałam :) Humor mi poprawiłeś :) Przypomniałam sobie jak na którejś z imprez wciągaliśmy hel z kolorowych balonów i śpiewaliśmy :) chór eunuchów wymięka :) 5
Karola jakby to powiedział Yarpen Zigrin: "Na pochybel skórwysynom!"
Nie grzesz!!!!!!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania