Pokaż listęUkryj listę

Serce Tajgi - 3: Baśnie Nowych Epok - Rozdział 6

VI

 

- Ubiję go. Jak Starca kocham, łeb urwę, na pal posadzę i każdej sierocie każę ciskać w niego zgnilizną!

 

- No i po cóż ty mieszasz w to sieroty. - Skwitowała z drwiną w głosie Ewelina.

 

- Toż tu nic cholera i syfilis jego chędożona mać nie ma!

 

- Jest Las. - Wtrąciła żartobliwie Domroka.

 

- DWIE GODZINY! - Wydarł się oficer.

 

- I śladów nie ma. - Cmoknęła Ewelina. - Wracać będzie trzeba.

 

- KOLEJNE DWIE GODZINY?!

 

- Noo ja to myślałam trzy. - Odparła z drwiną Makowłosa. - Łanię jakąś upolować. Haruspicję odprawić. W końcu tacy my zdesperowani, że podążyliśmy mapą jakiegoś bufona ze straży, to i zwierzęcych wnętrzności można zapytać.

 

- Po marszałku. Koniec. - Jęknął żałośnie oficer. - W krwi jego będą się teraz obmywały jakieś babska czarcie, a północ się nie zjednoczy. - Kopnął w próchno pnia. Ewelina wymownie przewróciła oczyma.

 

- Czujesz to? - Zwróciła się do Eweliny, Domroka.

 

- Stężenie magii, taaa. Znajome.

 

- Znajome?

 

- Mhm. Nasycenie siarki, rtęci, obłędu i cierpienia. Kombinacja potrafiąca doprowadzić niejednego maga do szaleństwa na ulicach Nieskończoności.

 

- Tej Nieskończoności? - Zdziwiła się Domroka.

 

- Gdybyście wychodziły od czasu do czasu ze swego boru, tobyście wiedziały, że budowle Nieskończoności znajdują się poza samym miastem. - Żachnęła się Płomienna. - Ale tutaj? Nie słyszałam, by tu cokolwiek takiego było. Ej smutasie! - Zawołała w stronę trzymającego się za głowę oficera, który na zawołanie opuścił dłonie przykrywając nimi usta. - Są tu jakieś ruiny nieskończonych?

 

- Nie wiem. - Odparł lakonicznie Szpicowąs. Ewelina pokręciła głową.

 

- Ciężko z tobą. Cóż, można zlokalizować źródło.

 

- Myślę, że nie będzie trzeba. - Sprostowała ją wyglądająca za pobliskie krzaki rusałka. Słysząc to, oficer otrząsnął się ze swojej markotności i wnet wręcz dobiegł do boku Domroki. Ewelina westchnęła głośno. Przed nimi rozścielało się niewielkie wzniesienie, z którego wystawał półokrągły, z płaskim dachem szary budynek o równych ścianach. Niczym się nie charakteryzował. Nie było fresków, okien, parapetów, tylko pojedyncze, dziwacznie wyglądające kwadratowe drzwi, z doczepionym do nich złotym kołem i co gdzie niegdzie spływający z góry bluszcz. Sama zaś budowla wznosiła się niewiele ponad głowę Eweliny, najwyższej z całego towarzystwa.

 

- To? - Zapytał dopiero co nabierającym pewności głosem Szpicowąs.

 

- O wiele bardziej ohydny niż zazwyczaj. - Odparła Ewelina. - Ale z pewnością pochodzi z Nieskończoności, choć nie wiedziałam nawet, że na północy w ogóle jakieś są.

 

Podeszli bliżej, aż pod sam budynek. Dopiero z bliska dało się dostrzec, iż powierzchnia ścian przypomina bardziej miliony zlepionych ze sobą ziaren piasku, niż cegłę czy skałę,

 

Domroka przyłożyła dłoń do ściany, krzywiąc się w lekkim wyrazie odrazy.

 

- Trzyma je magia. - Poskarżyła się.

 

- A wy co, same nie budujecie za pomocą magii? - Zagadnął, najwidoczniej znów objęty optymizmem Szpicowąs.

 

- Tak, ale budujemy by trwało, a nie utrzymywało. Tymczasem ten starożytny granit... Bazalt. To wszystko powinno się dawno rozpaść bez pomocy magii.

 

- I stalowe druty wewnątrz tych ścian. - Dodała Ewelina, lustrując ręką białe niczym śnieg drzwi. - W zasadzie nie rozbilibyście tego nawet ogrytem. Chyba, że zostawilibyście parę sztabek na pięćdziesiąt lat. Wyobraź sobie teraz Domroczko miasto ogromu wszystkich krajów wyznających Wielki Trybunał, wypełnionego tak skonstruowanymi budowlami.

 

- Jak tam jest?

 

- Jak w Piekle. Oby żadnej z was nie było dane tamtędy przemierzać.

 

- Aaa. - Wtrącił Oficer. - Mowa o Nieskończoności.

 

- Podróżuje. - Żerczyni zaserwowała grymas uśmiechu..

 

- Tylko tyle?

 

- Tylko tyle. - Wzruszyła obojętnie ramionami.

 

- Cóż, przynajmniej spieprzyła z tamtego upiorzyska. - Rozglądnął się po ścianach budynku. - Twarde to?

 

- Ta. Znaczy... - Zawahała się. - Nie tyle twarde, a twarde to jest, co otoczone cholera wie jakim zaklęciem. Mogłabym uderzyć parę razy kilofem, ale zaklęcie by zadziało i wszystko w promieniu dwudziestu mil rozjarzyłoby się niczym nasze kochane słońce.

 

- Na pewno tu byli. - Zwróciła się do nich Domroka. - Ślady ich koni urywają się przy drzwiach. - Szpicowąs spojrzał pod nogi stojącej przed wejściem. Rzeczywiście trawa była rozkopana licznymi stąpnięciami koni i ciężkich butów.

 

- Te drzwi. - Skierował się ku Ewelinie. - Też magiczne?

 

- Nie. - Odparła. - Ale za to zrobione z Perunitu.

 

Szpicowąs wywrócił oczy ku górze, wypuszczając przy tym powietrze.

 

- Tyś to nazwała tak? - Rzucił ostentacyjnie. Ewelina przybrała dumny, otwarty uśmiech.

 

-No jako, że Nieśmiertelni nie byli łaskaw pozostawić mi nazwy, to jako samozwańcza odkrywczyni i pionierka nowoczesnej metalurgii nadałam sobie zaszczyt ochrzczenia owego metalu.

 

- Noż, oczywiście. - Syknął zrezygnowany Oficer.

 

- Twardszy od hartowanej stali, lekki niczym piórko i co najlepsze nie rdzewieje.

 

- To, można je jakoś otworzyć?

 

- Z tej strony? Nie. Trzeba wiedzieć jak tym okręcić. Od środka pewnie jest jakaś dźwignia, która zwalnia zamek.

 

- Taranu może nie masz w tym swoim kieszonkowym wymiarze czy jak to tam nazywasz? - Zadrwił Oficer. - Można by to wyważyć?

 

- Wątpię, by nawet mi się udało zostawić wgięcie, ale można spróbować. Odsuń się.

 

- Ja nie mówiłem powa... - Nie dokończył, bowiem w ciągu krótkiej chwili w obu dłoniach Płomiennej rozjarzyły się dwa długie, srebrne młoty o metalowych drągach i zanim zdążył dokładnie przyjrzeć, te, razem z Eweliną rozjarzyły się lazurową energią. Stąpając pośpiesznie w tył, widział tylko potężny, szybki zamach i równoczesne uderzenie obu młotów o wrota wyzwalające przy tym rozbłysk światła i głośny odgłos gongu ze zgrzytem metalu. Młoty odbiły od powierzchni i zarzuciły w tył, wytrącając Ewelinę lekko z równowagi. Zaczerpnęła tchu i stanęła na równe nogi. Dymiące od energii młoty tak szybko jak się pojawiły, tak szybko znikły w promykach niebieskiego ognia.

 

- Patrz. - Zawołała rozweselona żerczyni. - Jednak uchowali na nich zaklęcie.

 

Szpicowąs poprawił swą wysoką czapę. - Czy jest coś, czegoż ty nie masz w tej swej multi-wymiarowej świętej dupie?

 

Ewelina otworzyła usta, jakby miała go zganić, lecz po chwili wyraz twarzy przybrał maniakalny uśmiech szalonej badawczyni. - Armaty.

 

- Jak już skończyliście maltretować te drzwi, to wejdźcie tu na górę. - Doszedł ich dochodzący znad ich głów głos stojącej na dachu Rusałki. - Jest tu jakiś otwarty właz i drabina. - Ewelina potaknęła głową.

 

- Ewuś? - Zapytał miękko Szpicowąs.

 

- Co?

 

- Podsadź mnie.

 

- No nie wiem. Przytyłeś trochę – Odparła w łobuzerskim uśmiechu. Szpicowąs zaczerwienił się, ale nic nie odpowiedział. - No wsiadaj. - Uchyliła się, splatając ze sobą dłonie, tworząc tym koszyczek. Iwańczyk bacząc ją pozbawionym zaufania wzrokiem, ostrożnie postawił na nie buta prawej nogi. Tupnął na próbę i w momencie, gdy cały ciężar ciała spoczął chwilowo na splocie dłoni, Ewelina ugięła się w udanym wysiłku. Oficer momentalnie stracił równowagę i mało by nie runął, gdyby nie zaparł się o bark Płomiennej - Oż ty cholero... - Syknęła, błyskawicznie szczerząc się w pełnym drwiny uśmiechu. Szpicowąs gniewnie fuknął, po czym ponowił próbę, tym razem już odbijając się, ku czekającej na niego z wyciągniętą dłonią Domrokę. Niestety, było już bowiem za późno, gdy dostrzegł otaczającą ramiona Eweliny niebieską smugę i zanim zdążył zareagować, ta wyrzuciła go w powietrze. Ten wyleciał z krzykiem do góry i przelatując obok Rusałki, opadł na płaski dach brzuchem, z terkotem ciążących na nim odznaczeń, kolczugi i półtoraka. Podniósł się, milcząc przy tym, strzepnął kurz i spoglądnął wymownie to na usilnie starającą się powstrzymać od wybuchu śmiechu komandoskę, to na Płomienną, która zdążyła się już wdrapać, której na twarzy promieniał wypełniony zuchwałością grymas dziesięcioletniego dziecka, co to właśnie wywinęło numer stulecia od dawna naprzykrzającej się osobie.

 

- I co, dumna jesteś? - Żachnął wściekle oficer.

 

- Jak nigdy. - Skwitowała pewnym siebie głosem.

 

- Nie oddam ci za tę paproć. - Syknął złowieszczo.

 

- W pełni była tego warta.

 

- Nie dam się podpuścić. Nawet sobie nie myśl ku... - Zamilkł, cudem tamując przy tym łańcuch obelg i przekleństw, które samoistnie rzucały się na język.

 

- A mogłaś nam podać drabinę. - Płomienna rzuciła miękko w stronę Domroki. Ta nie odparła, starając się zachować powagę. Szpicowąs sapnął przeciągle, stając obok obitego stalowym pierścieniem otworu prowadzącego w wypełnione ciemnością wnętrze budowli.

 

- No to jak z tym włazem. Tędy wleźli? -

 

- Na to wygląda. - Odparła nabierająca powagi rzeczy Ewelina.

 

- Co tam w ogóle jest? - Zapytała Rusałka

 

- Laboratoria... Strażnica może.

 

- Broń? - Podchwycił Szpicowąs.

 

- Marne szanse. Z kolei jeżeli to pierwsze, to mogą tam krążyć jakieś prastare mutanty.

 

- Mutanty? - Szpicowąs niepewnie spoglądnął na, opierającą się o wapienną ścianę wzgórza, brzozową drabinę. - To jak oni cholera tu mieli wejść, jak tu jakiś mutant może grasować?

 

- Może nic nie ma? - Zawahała się Płomienna - Albo można czymś odwrócić jego uwagę, cholera wie co to może być i jakie zachowanie wyraża. Kulty mają to do siebie, że jakimś dziwnym trafem zawsze uda im się przekonać jakieś prastare kurestwo do obrony ich siedzib.

 

- A nieskończone mutanty jak najbardziej są tym prastarym kurestwem, które można przekonać do obrony siedziby? - Dokończyła z zapytaniem Domroka.

 

- Może. Albo po prostu prostaki na warcie, przysłuchują się gadaninie i robią obecnie w gacie, na myśl, że możemy tam wejść.

 

- Innej drogi jak do tej pory nie znaleźliśmy. - Stwierdził Iwańczyk, nachylając się nad włazem. - Trzeba tam wejść.

 

- To właź. - Parsknęła szyderczo Ewelina.

 

- Wejdę za tobą. - Burknął Oficer.

 

- Ale ja nie chcę tam wchodzić. - Jęknęła z żalem.

 

- Ewelina bez obrazy, ale to ty do psiej dupy jesteś...

 

- No już, nie unoś się. - Wywróciła oczyma, po czym gestem dłoni oznajmiła pozostałej dwójce, by się odsunęli. Ci posłusznie odstąpili o krok, wpatrując się wyczekująco w postać Płomiennej. Potaknęła głową, jakby starając się nabrać odwagi, czy też otuchy. W jej prawicy rozbłysł niebieskawy płomyk i jak na rozkaz żywiołu w dłoni zmaterializowała się niewielka, cylindrowata fiolka wypełniona gęstym, błyszczącym iskrami płynem. Wzięła zamach i cisnęła z impetem w otwór, po czym zeskoczyła razem za nią, przywołując do dłoni szablę i rewolwer. Z chwilą, gdy rozszedł się krystaliczny dźwięk rozbijającego o kamienną posadzkę szkła, z włazu bezgłośnie wystrzelił na wysokość okolicznych świerków i wielkich paproci słup oślepiającego białego światła. Zarówno Domroka jak i Valentyn zatoczyli się do tyłu, niemal nie upadając, starając usilnie zasłonić oślepiające światło

 

- I?! - Wrzasnęła Domroka, za późno zdając sobie sprawę z tego, iż nie trzeba podnosić głosu,

 

- Jest mutant! - Z wnętrza dobiegł ich głos Eweliny. Dwójka spróbowała spojrzeć po sobie, lecz wspólnie uznali, że w owej sytuacji nie byłoby to warte oślepienia. - Jest martwy. - Dodała po chwili Płomienna. Nagle, słup światła jak szybko się pojawił, tak samo żwawo zanikł. O dziwo nie usłyszeli żadnych wystrzałów pistoletu, czy jakichkolwiek innych dźwięków walki. Domroka nie czekając na dalsze zaproszenia, podeszła do opartej o skarpę wzgórza drabiny wykonanej z powiązanych ze sobą prostych desek. Chwyciła ją i rzuciła niedbale w stronę Iwańczyka. Ten bez większego wysiłku umiejętnie ją pochwycił i zsunął głąb otworu. Szpicowąs zszedł pierwszy. Tuż zanim Rusałka. Stanęli obok jaśniejącej bladym światłem Eweliny. Wnętrze budowli, podobnie jak zewnętrzna powłoka, nie popisywało się wystrojem. Szare ściany pokryte kurzem i pajęczynami, szara podłoga po której walały się mysie odchody, żadnych mebli. Jedyne co mogłoby skupić uwagę trójki przyjaciół, to leżący tuż przed drzwiami szkielet nietypowej, niewiele większej od człowieka istoty. Humanoidalna czaszka o nadmuchanej i nienaturalnie wysuniętej do przodu szczęce była osadzona na wyjątkowo grubym, oraz długim karku. On zaś łączył się nie tylko z kościstym jajkiem, zbudowanym z żeber, ale również z dziesiątkami długich ramion, zbiegających się w jedną, płaską dłoń z obu stron.

 

- Gdzie to ma nogi? - Zapytał jakby nieobecnym głosem Szpicowąs.

 

- Może ich nie miał. - Odparła obojętnie Ewelina.

 

- I takie coś zalega ulice Nieskończoności? - Domroka zadarła głowę do góry, przyglądając się nietypowo sterczącym z sufitu czarnym kryształom oplecionym w ciemno-zielone, metalowe pierścienie.

 

- Gorsze. - Parsknęła lakonicznie Ewelina. Powędrowała spojrzeniem, za wzrokiem rusałki. - Coś jak karłoludzkie neonity. – Odpowiedziała na budujące się w podświadomości Domroki pytanie. - Strzelisz piorunem i na krótko zapalą. - Domroka potaknęła tylko głową.

 

- Coż do cholery niby mogło to zabić? - Dopytał Oficer, dalej nie spuszczając wybałuszonych oczu ze szkieletu potwora.

 

- Głód, choroba, pragnienie, krótkie życie, kultyści...

 

- Albo inny mutant. - Skonstatował drżącym głosem Szpicowąs.

 

- Módl się do Starca, by tak nie było. - Ewelina klepnęła go pokrzepiająco po barku i zwróciła się w stronę wąskiego korytarza, po przeciwległej stronie drzwi wejściowych, na którego końcu było widać rozwidlenie w trzy strony. Domroka stanęła obok Eweliny.

 

- Nie rozdzielamy się, tak? - Zapytała niepewnie.

 

- W żadnym wypadku. - Odparła ze stanowczością Płomienna.

 

- Może zostawili jakieś ślady, by... - Zagadnął, odwróciwszy się już, oficer.

 

- Pamięć. - Stwierdziła sucho Ewelina. - Już stąd widzę, że nic nie ma.

 

- Będziemy błądzić. - Przetarł nerwowo czoło.

 

- Lepsze to niż dać się pożreć w pojedynkę jakiemuś plugastwu. - Skonstatowała ponuro komandoska.

 

- Lepiej dać się pożreć w towarzystwie czyż nie? - Wyszczerzył niepewnie swe nierówne zębiska. Domroka skinęła głową odpowiadając mu bladym uśmiechem.

 

- Naprawdę mam nadzieję, że ten twój Marszałek będzie warty całego zachodu. - Burknęła niecierpliwie Ewelina, po czym ruszyła przed siebie. Z początku chciała skręcić ku lewej odnodze korytarza, ale coś sprawiło, iż stanęła w bezruchu.

 

- Coś nie tak? - Szepnął stojący za nią oficer.

 

- Cuchnie siarką i duszącym pyłem. - Odparła zdawkowo. - Tędy nie przeszli. - Pokręciła z dezaprobatą i podążyła centralnym korytarzem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania