siedząc w ciemności własnego życia

upływał mi właśnie

kolejny dzień bez ciebie

odpłynąć jednak nie mógł

z prędkością dni będących wspomnieniem

nadal nie mogłam dźwignąć się do góry

siedząc w ciemności własnego życia

choć sekundy jak poczwarki dawno przeobraziły się w skrzydła tygodni

a one splotły długie pasma chwil w miesiące

spoczęłam

na parapecie jedynie w towarzystwie niedopałków

z resztką złudzeń w garści

zastępcą ludzkich dłoni

 

wyrwywałam włosy w mroku własnej duszy

słysząc tylko błogi pisk

wygłodniałej głosu ciszy

i braku istnienia kogokolwiek

odkąd pogasiłeś światło

zakluczając drzwi

by wyjechać w podróż odejścia

kto mógłby otrzeć zapałką bliskości

draskę zrozumienia

knot świecy rozpalić

rozjaśnić cmentarz umysłu

 

bez nadziei-ona odeszła

splatając palce z przyjaciółmi

wyzbyli się tej nazwy jak

rozdartych spodni

choć nadal są gotowi wrócić

zaszyć dziury

gdy na rynku obłudy

zabraknie cudzych skradzionych

marzeń

osiągnięć

i poświęcenia

mając w zanadrzu

takich przyjaciół

wrogów poszukiwać nie trzeba

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania