Poprzednie częściSiła czarnych skrzydeł (Prolog)

Siła czarnych skrzydeł (8)

Zabawy nie było końca. Po kilku godzinach od przyjścia Annie, kilka osób już leżało a to pod stołem, a to na sofie, których w domu Lisy nie brakowało, niektórzy "odważni" ucięli sobie drzemkę nawet na balkonie. Głośna muzyka działała już całkiem inaczej na układ nerwowy dziewczyny, która w dalszym ciągu widziała większość nieznajomych twarzy, choć już lekko spowolnionych i rozmazanych. Rozkręciła się na dobre. Można było od niej wyczuć woń resztek drinków, które sama nie pamiętała kiedy, ale znalazły się na jej sukience. Tańczyła, śpiewała, śmiała się, piła... Nawet przez sekundę nie pomyślała o Natanie. On, z kolei, cały wieczór myślał o przyjaciółce. Wiedział, że osoby takie jak Lisa, nie zadają się z tymi z "niższej rangi". Chłopak okropnie martwił się o Annie. Wyczuwał podstęp i się nie mylił. Gdy tylko zalogował się na jeden z portali, jego oczom ukazały się zdjęcia upitej Annie, na profilu Lisy. Wszędzie mnóstwo ludzi, bałagan, a na samym środku bardzo niekorzystnie wyglądająca "Buntowniczka". Pijana, upokorzona, ale co najgorsze - nieświadoma niczego. Natan nie zastanawiał się ani chwili. Mimo tego że był zły na przyjaciółkę, wciąż była dla niego najważniejsza. Zabrał ze sobą tylko kluczyki od motoru. Nie pomyślał nawet o kasku czy kurtce. Chciał jak najszybciej ostrzec przyjaciółkę, zanim alkohol sprawi, że stanie się coś gorszego. Wyprowadził motor na ulicę, wsiadł na niego i odpalił. Jechał szybko. Po około dziesięciu minutach, zmarznięty i przemoczony deszczem dotarł na miejsce. Kompletnie zignorował grupę pijanych, młodych ludzi majstrujących przed domem przy srebrnym Mercedesie. Niemalże podbiegł do drzwi i walnął w nie kilkukrotnie zaciśniętą pięścią. Po chwili drzwi otworzyła mu Lisa Clark. Wyglądała jak gwiazda. Miała na sobie zwiewną i skąpą koszulę w kolorze brzoskwiniowym, ze złotymi dodatkami i różową mini-spódniczkę. Na nogach, rzecz jasna bardzo drogie szpilki. Dzięki najdroższym kosmetykom, jej makijaż pozostawał w stanie jak samo idealnym, jak na początku imprezy. Zobaczywszy Natana, gospodyni chciała od razu zamknąć drzwi, ale chłopak był na tyle silny, aby przeszkodzić jej w tym jedną ręką. Wszedł do środka ignorując protesty Lisy i zaczął rozglądać się szukając przyjaciółki. Jego spojrzenie zatrzymało się na skórzanej, czarnej kanapie, a konkretnie na siedzącej na niej w towarzystwie dwóch nieznanych Natanowi mężczyzn.

- Annie! - krzyknął chłopak. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Pod jej oczami widać było spore wory, a makijaż miała już prawie całkowicie rozmazany.

- Natan? Co ty tu robisz? - zapytała bełkotliwie.

- Jak ty wyglądasz? Zbieraj się, zawiozę cię do domu. - oświadczył stanowczo. Annie prychnęła.

- Nigdzie z tobą nie idę! Zobacz! Zobacz jak świetnie się bawię! - uniosła dłoń w której trzymała pełny kieliszek.

- Annie, oni cię wykorzystują! Clark zaprosiła cię tu, żeby cię skompromitować i jej się udało! - wrzasnął Natan. Dziewczyna spojrzała na niego wrogo. Wstała i chwiejąc się lekko podeszła do chłopaka.

- Zobacz! Zobacz, kretynie! Ilu mam przyjaciół! Co? Zazdrość nie pozwala spać?! Skończony mongoł! - krzyczała Annie jadowicie. Słyszała bezlitosny szum w uszach - nadmiar alkoholu. Chcąc jeszcze bardziej dopiec Natanowi, zwołała do siebie wszystkich i stanęła nieruchomo. Skupiła swoją energię na tyle, ile mogła. Chciała pokazać wszystkim przemianę. Natan z całych sił próbował ją powstrzymać.

- Puszczaj! - warknęła, po czym zaczęła drżeć. Dwaj, barczyści mężczyźni odciągnęli Natana. Annie weszła na podest. Jej wzrok był coraz słabszy. Cały czas drżała.

- Annie, proszę, przestań! - krzyczał z oddali przyjaciel.

Nie zwracała na niego uwagi. Była otoczona dopingującymi ją zewsząd nowymi "przyjaciółmi". Wszyscy wyjęli telefony. To, jak Annie przechodzi przemianę, było uwieczniane teraz przez kilkadziesiąt zdumionych osób. Dziewczyna nawet nie wiedziała, jak bardzo źle postępuje. Wszystko wyszło na jaw. Z jej pleców zaczynały już wyrastać ogromne, czarne skrzydła. Po całym procesie, Annie lekko oprzytomniała. Widząc, że została nagrana przez wiele osób, spanikowała. Biła się z myślami. Co teraz robić? Spojrzała w miejsce, gdzie wcześniej stał Natan. Już go tam nie było. Pewnie ci dwaj go wykopali. Dziewczynę przeszedł zimny dreszcz i ogarnęła ją panika. Jej największa tajemnica właśnie wyszła na jaw.

- Co ja narobiłam... - pomyślała ze strachem. - Skup się, Annie, skup się...

Po około dziesięciu minutach rozpaczliwego wysiłku, udało jej się schować skrzydła, ale cóż z tego, gdy była teraz w telefonach wszystkich na tej imprezie. Ludzie dziwnie się na nią patrzyli, odsuwali się, mamrotali za jej plecami, a gdy tylko ona spojrzała, ci odwracali wzrok. Czuła się okropnie. Muzyka przestała grać. Była około trzecia nad ranem. Na podest weszła Lisa.

- Eee... ok, koniec imprezy, kochani - oznajmiła. Rozległ się jęk niezadowolenia. - Tak, tak kochani koniec. Rozejść się - dodała, po czym podeszła do Annie i zaproponowała, że jej znajomi mogą ją podwieźć. Annie zgodziła się. Była wstrząśnięta, bolała ją głowa, nie wiedziała co robić. Wsiadła do samochodu i momentalnie zasnęła na tylnym siedzeniu. Nie zauważyła nawet, że w dalszym ciągu przed domem czekał na nią przyjaciel. Lekko pijany kierowca samochodu, którym miała wracać Annie, odepchnął Natana, gdy ten chciał, aby oddali mu dziewczynę. Prosił, nalegał, szantażował, ale to nic nie dało. Kilka osób jeszcze wsiadło do czarnego Porsche i odjechali. Natan był przerażony myślą, że jego przyjaciółkę wiezie ktoś, kto jest pod wpływem alkoholu. Zdenerwowany, wsiadł na motor i pojechał za nimi. Cały czas jechali szybko, ale prawdziwą prędkość osiągnął samochód, chwilkę po tym, jak znaleźli się na drodze która biegła przez las. Pędzili jak szaleńcy. Smugi zimnego wiatru uderzały o nieosłoniętą twarz Natana. Było mu bardzo zimno, bał się, bo zazwyczaj jeździł dużo wolniej, ale w tamtym momencie liczyło się dla niego tylko bezpieczeństwo Annie, która już zdążyła się przebudzić.

- Zwolnij - powiedziała cicho do kierowcy - Jedziesz na szybko.

- Stul pysk, czarownico - syknął mężczyzna - Twój kochaś jedzie za nami, zaraz pewnie zadzwoni po psy.

- Natan? - obejrzała się - O, Boże...

- HAMUJ!!! - wrzasnęła dziewczyna siedząca z przodu.

Annie odwróciła się i przez ułamek sekundy słyszała ogromny huk i widziała tylko światło odbijające się w oczach zwierzęcia które wybiegło na drogę. Uderzyła głową w siedzenie kierowcy. W przeciwieństwie do dziewczyny z przodu i czarnowłosej, siedzącej obok niej, Annie, w chwili uderzenia nie straciła przytomności, straciła ją chwilę potem, a gdy ją odzyskała, jej łuk brwiowy był już opatrzony, a ona sama leżała na noszach. Była bardzo słaba, zobaczyła, jak do drugiej karetki wnoszą dziewczynę z przedniego fotela. Na ulicy leżał młody, potrącony jeleń. Podniosła się do pozycji siedzącej. Kiedy zawroty głowy ustały, rozejrzała się wokół. Przed samochodem leżał rozbity motocykl. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Tylko nie Natan... Zeszła z noszy i podeszła chwiejnie do ludzi zabezpieczających motor.

- Co z nim?! Co z Natanem?! - zapytała rozpaczliwie.

- Dlaczego wstała pani z noszy? - spytał z niezadowoleniem mężczyzna koło pięćdziesiątki, zapewne lekarz. - Proszę wracać do karetki.

- Niech mi pan natychmiast powie, jak się czuje Natan! - piszczała.

- Chłopak nie zdążył zahamować, przeleciał przez samochód. Jest w ciężkim stanie. Proszę wracać. - powiedział lekarz stanowczo.

Annie płakała całą drogę do szpitala. Nie mogła pogodzić się z tym, że to Natan, a nie ona ucierpiała z tym wypadku bardziej. Wiedziała, że to wszystko jej wina. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Jak mogła wybrać jakąś głupią imprezę z Lisą "Królową plastików", od Natana? Prawdziwego przyjaciela, który tak bardzo martwił się o Annie, że pojechał po nią bez ekwipunku, a po tym, jak przy wszystkich go ośmieszyła, jeszcze czekał na nią i za nią pojechał... Dziewczyna nie przestawała modlić się, aby Natan wyszedł cało z wypadku. Dwa dni później, w szpitalu, Annie została na obserwacji. Jej stan był stabilny, miała leciutki wstrząs mózgu i złamany nadgarstek. Poza tym, że była słaba, czuła się dobrze. Ciotka przychodziła codziennie. Właśnie leżała na łóżku i rozmyślała nad tym wszystkim po raz kolejny, kiedy do jej sali weszła pielęgniarka - pani Berta. Przyjazna, starsza kobieta o wesołym wyrazie twarzy. Z całego szpitalnego personelu, to właśnie ją Annie lubiła najbardziej i tylko jej opowiedziała całą historię.

- Jak się czujesz? - zapytała z troską.

- Dobrze - odpowiedziała Annie obojętnie.

- Tęsknisz za tym chłopakiem, prawda?

- Tak - przytaknęła dziewczyna - Bardzo...

Pani Berta zasmuciła się i przygryzła wargę. Spojrzała na nią ze współczuciem i westchnęła.

- Pan doktor wyszedł na przerwę. Ech, nie powinnam tego robić, ale wiem co czujesz. Sama miałam kiedyś szesnaście lat - uśmiechnęła się - choć ze mną, dziecko.

- Dokąd? - zapytała Annie nie rozumiejąc.

- Odwiedzić przyjaciela - wyszeptała pielęgniarka. Annie aż krzyknęła z radości i uścisnęła mocno panią Bertę. - Cicho! Nie mogą nas usłyszeć! - uspokajała dziewczynę.

- Przepraszam - wyszeptała z podekscytowaniem.

Idąc korytarzem cieszyła się jak dziecko. Spotkanie z przyjacielem było w tamtej chwili jej największym marzeniem, które pani Berta właśnie spełniała. Szły kilka minut, ponieważ Natan znajdował się w innej części szpitala, ale gdy wreszcie doszły, Annie cała dygotała z przejęcia.

- Czy mogłabym sama? - zapytała dziewczyna. Pielęgniarka skinęła głową, uśmiechnęła się i wręczyła jej fartuch. Annie nałożyła go w pośpiechu, uchyliła drzwi sali i zajrzała do środka. Natan leżał podpięty do kroplówki z zamkniętymi oczami. Jego stan był opanowany, ale w dalszym ciągu zły. Annie powoli weszła do środka, a po jej policzku spłynęła łza, potem druga. Usiadła przy łóżku przyjaciela i oplotła jego dłoń, swoją. Na ten gest chłopak otworzył oczy. Były podkrążone i zmęczone. Spojrzał na dziewczynę, której łzy nie spływały już jedna po drugiej. Lały się strumieniami. Chłopak podniósł powoli drugą rękę i zdjął z ust maskę ułatwiającą oddychanie.

- Annie... - szepnął - Jak się czujesz?

- Powiedz lepiej jak ty się czujesz - odpowiedziała dziewczyna, patrząc z troską w oczy przyjaciela.

- Odkąd tu jesteś...o wiele lepiej

- Natan, ja tak bardzo cię przepraszam, ja... - szeptała rozpaczliwie dziewczyna.

- Daj spokój, Annie - uśmiechnął się - Gdybym musiał, zrobiłbym to samo drugi raz.

Annie rozszlochała się za dobre. Schyliła się i położyła głowę obok twarzy przyjaciela. Zrozumiała, że jest on najlepszym, co spotkało ją w życiu i że zabiłaby się, gdyby tylko go straciła.

- Obiecaj mi. Obiecaj, że wyzdrowiejesz. - błagała dziewczyna.

- Nieugięta, bezlitosna buntowniczka płacze? - zapytał czule, choć słabo Natan.

- Obiecaj. - upierała się.

- Cokolwiek by się nie stało, będę cię kochał. Zawsze i wszędzie.- powiedział, po czym przytulił do siebie zapłakaną dziewczynę.

Czas, jakby wzruszony, stanął w miejscu, czekając, aż nacieszą się sobą dwa serca tak bliskie. Trwali tak, przywarci do siebie, aż zegary wybiły dwunastą.

 

~Taka_Jedna_D

 

Dzięki, że przeczytałeś/aś do końca :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tanaris 24.03.2017
    Koniec opowieści? Czy tylko tego rozdziału? Bo jest jeszcze wiele wątków niewyjaśnionych :) Oczywiście 5 za wieką przyjaźń :D
  • Taka_Jedna_D 26.03.2017
    Koniec opowieści :) Tajemnica wyszła na jaw, Annie będzie teraz na pewno mieć z tego powodu nieprzyjemności, ale sedno w tym, że ma na kogo liczyć :)
  • Tanaris 27.03.2017
    Taka_Jedna_D podsumowanie ich silnej więzi, w efekcie tak właśnie było... no szkoda, mogłaś pociągnąć i dodać jakieś przygody jeszcze, bo naprawdę fajnie się czytało. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania