Silver Fangs-Rozdział 14

– Czyli standardowe zakończenie treningu pokonanie mistrza? – Ange ziewnęła z nudów.

– Źle mnie zrozumieliście, dzwonki dostaniecie ode mnie, gdy przetrwacie każdy atak. Krótko mówiąc, tylko obrona. – Wolf usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami.

– Żartujesz sobie prawda? – Dziewczynie w głowie się nie mieściło, że po otrzymaniu nowej mocy, będą, niczym tchórze bronić się.

– Najlepsza obrona wyprowadza z równowagi nawet najlepszego wojownika, przez co popełni błąd, który ty możesz wykorzystać. Co może o tym wiedzieć gorącokrwista wampirzyca, znająca tylko słowo atak? – Ta mała prowokacja ze strony mentora zadziałała aż za dobrze, siostra Leona zacisnęła zęby i w ciszy czekała na następny ruch. Najstarszy z Schwesterów uśmiechnął się, nigdy nie widział u Angeliki takiego zaangażowania, mistrz musiał, trafił w czuły punkt, rozluźnił mięśnie i był gotowy na wszystko, co mógł zafundować im Wolf.

Jedyny spadkobierca druidów delikatnie podniósł odrobinę pyłu, szepnął niezrozumiałe słowo, po czym dmuchnął w stronę swoich uczniów, chmura powiększyła się kilkukrotnie, pozbawiając ich widoczności. Mając już pewne doświadczenie o nieprzewidywalności treningu, ustawili się plecami do siebie.

– I co teraz bracie? Jesteś tym wszystko wiedzącym i doskonałym von Schwesterem.

– Wiesz, że dopiero teraz zrozumiałem twoją niechęć wobec mnie? Przez te lata głowiłem się, o co mogło chodzić, że tak mnie, nie lubisz. Czyżby zazdrość Angie? – Leon nie mógł uwierzyć, że siostra z zazdrości, tak bardzo nie cierpiała go. A przecież odwracając punkt widzenia, to ona miała lepiej, nikt wobec niej nie miał wygórowanych oczekiwań, pozwalali jej na wszelkie możlwie wygłupy, a on? Musiał dbać, by zbudowana przez niego utopijna wizja nie roztrzaskała się w drobny mak, raniąc wszystkich wokół. Jednak teraz, gdy ma swoją rodzinę, a rodzice mimo porzucenia poprzedniej drogi, stoją za nim murem, zobaczył, że wzajemna zazdrość rodzeństwa była olbrzymią głupotą. Chłopak zaczął śmiać się, jak opętany, czym zaniepokoił siostrę.

– Leon? Czyżby ten gagatek rozpylił gaz, czy inne szachrajstwo?

– Wybacz, jesteśmy w trakcie próby, a ja wyskakuje z czymś takim. Po prostu nie mogę uwierzyć, jakimi durniami jest rodzeństwo Schwester... Zamiast porozmawiać ze sobą, toczyliśmy utarczki słowne, nie zauważając, że nie ważne, gdzie pójdziemy, czy też jak bardzo zboczymy, rodzice nadal będą przy nas...

– Mówisz z sensem, jednak nie czas na takie moralne dyskusje, mam wrażenie, że zaraz nadejdzie atak. Niestety, nie wyczuwam zagrożenia, ani za pomocą zmysłów wampirzych, ani ciałem. – Młodzieniec nie odpowiedział, usiadł plecami do niej, zamykając oczy.

– Co ty wyprawiasz? – Dziewczyna była zdezorientowana, nie wiedziała, co ma robić.

– Tracisz spokój młoda damo, a przecież to grozi śmiercią, jak to mawia nasz mentor. Zapominasz się droga siostrzyczko, nie jesteśmy teraz tylko szlacheckimi wampirami, jesteśmy adeptami Łowców. Świat nie można pojmować tylko zwykłymi zmysłami, trzeba robić to swoim wnętrzem. – Głos brata, brzmiący niczym ten Wolfa, strasznie irytował dziewczynę, chcąc zakończyć próby, musiała zdusić negatywne uczucia i posłuchać starszego z rodzeństwa. Dołączyła do niego i po zebraniu odpowiedniej ilości energii duszy wstali, momentalnie ze ściany pyłu i piachu zaczęły wysuwać się różnokształtne ostrza, lecąc z olbrzymią prędkością w stronę adeptów.

Dziwny spektakl zaczął się, dwójka młodych istot, niczym w upiornym, powolnym tańcu omijała zręcznie wszelkie ataki, nie ponosząc przy tym żadnych obrażeń, brakowało tylko akompaniamentu odpowiedniej muzyki, by to widowisko mogło cieszyć oko sadystycznych starożytnych. Mijały godziny, a oni nadal płynnie kroczyli między szybującą śmiercią, nie zwalniając nawet o krok, wreszcie pył opadł, a Schwesterowie mogli odpocząć, dopiero teraz poczuli ogromne zmęczenie, niepozwalające na żaden ruch. Gdy tak głośno dyszeli z wysiłku, wolnym krokiem z dumą na twarzy podszedł Wolf.

– No moi drodzy gratuluje, teraz tylko odpowiednie uzbrojenie i możecie zbierać doświadczenie, niezbędne w tym fachu.

– Mistrzu, wydaję mi się, że w tym dziwnym transie słyszałem... Muzykę?

– Więc nie oszalałam, też ją słyszałam.

– To robota druida, który miał fetysz na punkcie teatru, wymyślił sobie, że ostateczna próba powinna odpowiednio wyglądać i brzmieć, a gra adeptów musiała być czysta. – Stuknął ich delikatnie włócznią, uzupełniając ich siły.

– Mam coraz to większe wrażenie, że ci twoi druidzi mentorze nie byli idealnymi istotami.

– Masz racje Leonie, prócz jednej istoty nie ma ideałów, moi mistrzowie mieli wady, ale dobre serce, to mi wystarczyło. Chodźcie na zewnątrz, o pustym żołądku dalsza rozmowa nie będzie się kleić. – Podążyli za starożytnym wilkołakiem bocznym wyjściem na zieloną wyspę, gdzie czekało na nich aromatycznie pachnące jedzenie, nie czekając na mistrza, rzucili się wygłodniali na suty posiłek. Oczy Wolfa błyszczały z radości, nie dość, że przeszli próby bezbłędnie, to jeszcze tworzą w miarę zgrany duet, będą idealną pomocą w nadchodzących misjach. Nagle zamiast dwójki wampirów zobaczył dawnych towarzyszy, którzy wraz z nim ukończyli trening, obok stał roześmiany druid. Wszyscy żartowali, poklepywali się po plecach, odczuwali ulgę, że wreszcie zostali Łowcami po tak długim szkoleniu. Powolna łza rozlała się po jego policzku.

– Mistrzu coś się stało? – pytanie Leona przepełnione było troską.

– Jedzcie, jedzcie. Nic mi nie dolega, nie jestem jakimś staruszkiem, tylko ocean radosnych wspomnień przysłonił mój świat. Jak zjecie i chwile odpoczniecie, zajmiemy się waszą pierwszą misją. – Na dźwięk tego słowa krew Angie zaczęła szybciej płynąć.

– Misja?

– A co panienka Schwester nie dosłyszy? Tak misja. Szczegóły opowiem wam, jak przyjdzie na to czas. – Wolf, by uniknąć zbędnych pytań, zniknął w oślepiającym blasku, sam potrzebował czasu, by uporać się z ciężarem przeszłości.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania