Poprzednie częściSiostry cz.1

Siostry cz.2

Kiedy przyjechała do Irlandii,nie miała ze sobą nic oprócz wlizki pełnej ciuchów,kilku rozmówek polsko-angielskich,jednego zdjęcia na którym były we trzy ,mama Gosia i ona,na tle pałacu kultury,podczas ich jedynej wycieczki do stolicy.Z nich trzech tylko ona potrafiła wymalować sobie uśmiech na twarzy.Matka miała raczej coś w rodzaju zmarszczki przecinającej usta pod dziwnym kątem ,za to Gosia nawet się nie wysilała,żeby popatrzeć w obiektyw.Pamięta ,że kiedy jakiś męzczyzna zaproponował ,że może zrobić im zdjęcie ,bała się ,że może już nie odzyskać aparatu na który tak długo odkładała.Jednak podejżewała ,że drugi raz taka okazja,może się już nie przydażyć.Dlatego zaryzykowała,a mężczyzna na szczęście, okazał się nie być złodziejem. Zaraz po powrocie do domu zrobiła trzy odbitki ,po jednej, dla każdej z nich.Tyle słyszała od znajomych ,o tym jak to się można w Irlandii dorobić,że w końcu ,trochę wbrew sobie,za to pod namową siostry,postanowiła spróbować.Gosia za rok ,po ukończeniu liceum ,miała do niej dołączyć.I tak się stało.Po przyjeżdzie na Wyspę , Monika z łatwością znalazła pracę.Wywiesiła kilka ogłoszń i po kilku dniach telefon się rozdzwonił ,a esemesy nie dawały jej spać nawet w nocy.Niektóre były zwykłymi propozycjami pracy,innne zaproszeniami na sex we trójkę.Z czymś takim nigdy wcześniej się nie spotkała.Domyślała się ,że to głupie żarty i natychmiast blokowała podejżane numery.Pierwsza praca jaką podjęła ,była na kurzej fermie,trzy razy w tygodniu.Polegała na wejściu do kurnika ,który wydawał się nie mieć końca i wyzbieraniu wszystkich jajek z podłoża, które na jej nie wprawne oko było klepiskiem, utworzonym z kurzych odchodów.Atakowana przez nieliczne koguty a czasem i kury ,dzielnie przedzierała się przez niewiarygodnie gęsto zbite ptactwo, w poszukiwaniu jaj. Przed oczami miała własne kąto bankowe wypełnione po brzegi grubą kasą. Co rusz przestraszone kury podskakiwały w górę i machając skrzydłami wzniecały tumany duszącego kurzu.Owszem miała na sobie długi, biały fartuch,czepek ,maskę na twarzy i kalosze za duże o jakieś cztery rozmiary.Właścicielka powiedziała,że tylko w tych kaloszach można poruszć się w kurniku.Zaraz po wyjściu należy je zdjąć i odstawić na miejsce .Chodziło pewnie o zapobiegnięcie roznoszenia jakichś ptasich chorób.Za każdym razem kiedy je wkładała miała wrażenie ,że w środu wciąż są jeszcze ciepłe i lekko wilgotne Jakby tuż przed nią...ktoś w nich chodził.Naiwnie łudziła się ,że przecież nikt by tak nie zrobił,a te kalosze przeznaczone są tylko dla niej.Pewnego dnia jednak, przyszła ciut wcześniej i zobaczyła jak mąż właścicielki, mężczyzna typu jaskiniowca,wsuwa swoje ogromne stopy, w te same kalosze których ona miała użyć za chwilę.Tego było dla niej za wiele.Bardzo chciała zarabiać w euro i sprowadzić tu siostrę .Mogła nawet pogodzić się z wieloma dziwnymi praktykami z jakimi przyszło jej się zderzyć w kraju, o nieco innej kulturze,ale z całą pewnością, nie może dzielić obuwia z obcym facetem.Obuwia ,które żekomo miało zapobiegać roznoszeniu się chorób,a teraz pewnie było siedliskiem niezliczonych kolonii bakterii .Ze względu na słaby jeszcze wtedy angielski ,zaczęła dukać coś o bólu w głowie i w wogóle wszędzie i powoli kierowała swoje kroki do wyjścia.Własciciel zaproponował nawet ,że ją odwiezie ,ale podziękowała,a jej noga, więcej tam nie stanęła.Pracowała też w rzeżni i na zmywaku,w hotelu ,a nawet sprzątała domy i myła ubikacje na dworcu w Dublinie.W końcu jednak nauczyła się angielskiego na tyle,że jedna z poznanych tu dziewczyn pomogła jej zatrudnić się w jednym z większych sklepów.Jej zarobki unormowały się ,w końcu mogła wynająć samodzielne mieszkanie ,do którego natychmiast wprowdziła się jej siostra i dopiero teraz zaczęły się jej problemy.

Dziś jednak radosna i podekscytowana, przemierzała szpitalny korytarz ,jedną ręką trzymając zdezorientowaną matkęa drugą, torbę z wyprawką dla dziecka jej siostry.Kolejna dziewczyna w rodzinie.Julia.Takie imię dla niej wybrały.Julia urodziła się 15 lipca 2019 roku,ważyła 3,5kg i mierzyła 56 cm.Była śliczną,zdrową ,łysą istotką,w której Monika zakochała się od pierwszej chwili.Gosia zaś miała jak zwykle lużniejsze podejście.

-Nie ekscytuj się tak siostra, bo mi dziecko przestraszysz,a uwierz mi,że lepiej dla nas wszystkich ,żeby ten mały potwór spał jak najdłużej.Gosia zaśmiała się beztrosko i powoli podniosła się na łóżku.

-Chętnie bym zapaliła-Monika otwarła szeroko oczy i już miała coś powiedzieć kiedy Gosia uniosła dłoń,żeby nie dopuścic Moniki do głosu.

-Ale ponieważ karmię,muszę pożegnać się z tą przyjemnością na dłuższy czas.Tak twierdzi lekarz.

-I ma rację.Potwierdziła matka.-Ja nigdy nie paliłam,nawet kiedy wasz ojciec nas zostawił wolałam ....

-Wolałaś oszaleć niż zająć się nami-przerwała jej Gosia-Z dwojga złego trzeba było sobie czasem zajarać mamo.Powietrze w pokoju na chwilę zgęstniało tak ,że Monice z trudem przyszło wciągać je do płuc,dlatego wstrzymała oddech i spojżała na matkę,spodziewając się wybuchu płaczu albo nie daj Boże kolejnego ataku histerii w jaki zdażało jej się wpadać jeszcze całkiem nie tak dawno temu.Matka pochyliła się do przodu i zakrywając dłonią usta parsknęła śmiechem.Po chwili wszystkie trzy zaczęły się śmiać,a całe napięcie zniknęło, jakby ktoś otwarł okno i wypuścił je w niebyt.

-Masz rację córciu może gdybym czasem umiała odpuścić,gdybym czasem zajarała ,ale nie umiałam.Podeszła do łóżka nachyliła się nad Gosią i przytuliła ją do siebie ,na co Monika rzuciła się w ich kierunku ,żeby zrobić to samo.Nareszcie poczuła ,że są prawdziwą rodziną i ,że mimo tego wszystkiego co je spotkało w Polsce i tu w Irlandii ,dadzą sobie radę.I ,że może to właśnie tutaj zaczną nowe,wspólne życie.Może nawet uda się choć w części ,nadrobić stracony czas.Może to jest ta ich wymarzona Wyspa Szczęśliwa.

-Gratuluję ci ślicznej córeczki,zawsze możesz liczyć na moją pomoc.

-Zostawcie mnie już ,bo mnie udusicie,a dziecko potrzebuje matki.Powiedziała Gosia ,niezdarnie próbując się wyswobodzić.

-Jestem twardsza niż wam się wydaje.Też mam swój rozum,chociaż może sprawiam inne wrażenie.Jeśli kiedyś będę potrzebowała pomocy ,to być może dam wam znać ,a być może nie.Ale jedno musi być jasne.To moje dziecko,i ja je wychowuję po mojemu.A teraz Monia dawaj co tam masz i zostawcie mnie w spokoju.Mamo dzięki ,że zdobyłaś się na nieludzki wysiłek i przyleciałaś tu mimo,że panicznie się bałaś lotu.Szkoda tylko ,że przyleciałaś tu dla mojego nieślubnego dziecka ,a nie dla mnie.Gosia miała serdecznie dość tej słodyczy ,od której piekło ją w gardle tak ,że mogłaby się zrzygać jeśli padnie jeszcze jedno zdanie w stylu,,Kochamy cię i jesteśmy z tobą''.Nie ulegało wątpliwości ,że będzie beznadziejną matką, tak samo jak jej matka była dla niej.Że nie potrafiła znależć sobie normalnego chłopaka,tylko puściła się z żonatym facetem ,tylko po to,żeby jakaś rodzina, przeżyła ten sam koszmar,przez jaki przeszła ona sama.Nie wzięła tylko pod uwagę tego,że w pijanym amoku zapomi o pigułkach, i wyda na świat niczemu niewinne dziecko.Oczywiście mogła w odpowiednim czasie usunąć ciążę.Ale nie potrafiła tego zrobić,to była jedyna rzecz której nie mogła zrobić.Potem tłumaczyła sobie,że jeśli to zrobi, kara nie będzie dostateczna ,a ten idiota będzie myślał ,że poszła z nim do łóżka bo jest taki świetny.A tym czasem ona go nienawidziła.Nienawidziła go choćby za to ,że zachował się dokładnie tak,jak ich ojciec.Błagał ją na kolanach ,żeby pozwoliła mu ze sobą zamieszkać,powiedział,że nie może znieść widoku swojej żony,i że jej obwisły brzuch jest jak galareta w zadużym naczyniu.A w łóżku kochają się tylko po ciemku,bo on nie może dojść ,kiedy widzi ten przesuwający się bezwładnie w górę i w dół obwisły kawałek skóry.Cóż teraz będzie musiał płacić alimenty również na jej dziecko.Bo kiedy tylko jego żona, dowiedziała się o jej ciąży ,założyła sprawę o rozwód.Ponoć menadżer poczty dobrze zarabia,więc Gosia wiedziała ,że ten stary podrywacz będzie wypłacalny.Oby zdechł w samotności.

-Gosiu co ty opowiadasz?Monika z matką spojżały na siebie nic nierozumiejącym wzrokiem.

-Przecież samej będzie ci bardzo ciężko..Dodała matka.Gosia nie wytrzymała.

-Co ty ,możesz wiedzieć o samotności?Miałaś te swoje tabletki,a my zostałyśmy z niczym.Ojciec się wyniósł,a ty nafaszerowana lekami,pływałaś w obłokach złudnej rzeczywistości.Co ty mi tu pieprzysz o nie paleniu,kiedy sama łykałaś kolorowe pastylki jak cukierki.Po nich mogłaś chociaż spać.Czy kiedyś przyszło ci do głowy zapytać nas ,jak nam się spało kiedy ty byłaś nieprzytomna a do drzwi dobijał sie komornik?

Monika stała jak zamurowana i z jakiegoś powodu nie chciała przerywać Gosi.Właśnie padło na głos to, o czym Monika starała się nie myśleć, i co starannie i systematycznie usuwała z pamięci za każdym razem, kiedy uporczywe myśli powracały do jej głowy jak bumerang.Do pokoju weszła pielęgniarka.Zamieniła z Gosią kilka zdań po angielsku,zajżała do małej ,która ciągle smacznie spała,zupełnie nieświadoma na jaki pokręcony świat trafiła.Po czym na życzenie Gosi uchyliła okno ,podała jej szklankę wody, i wyszła zostawiając je w ciszy tak ciężkej,że można by jej używać zamiast walca do równania asfaltu.Mama wstała z krzesła podeszła do okna i wciągnęła głęboko i długo powietrze nosem i wypuściła ustami.Powtórzyła tę czynność kilka razy.W tym czasie Gosia pokiwała głową z dezaprobatą a Monika ,oklapła po turecku na podłodze,uświadamiając sobie,że najprawdopodobniej ,z tej gliny nic,już nie da się ulepić.A jej dążenie do tego,żeby wszystko było super,było jak beznadziejne szamotanie się muchy, która wpadła w pajęcze sieci.Walczyła,ale ta walka,z góry skazana była na niepowodzenie.

-Nie rozgaszczaj się tak siostra,myślałam ,że załapałaś ,że mam was obu serdecznie dość.Wysyczła jadem Gosia.

Matka odwróciła się twarzą do córek,rozłożyła ręce i powiedziała.

-Jeśli nie możesz zapomnieć o przeszłości tak złej ,że rujnuje ci życie do dziś.Nie będziesz mogła zbudować na tych zgliszczach przyszłości dla siebie i małej.Po czym sięgnęła po torebkę zawieszoną do tej pory na krześle ,wyciągnęła rękę do Moniki,podciągnęła ją w górę i skierowła się do drzwi nie patrząc na Gosię.Zaraz za drzwiami Monika wyszrpnęła rękę z matczynego uścisku.

-Co ty wyprawiasz,ona nas potrzebuje,sama sobie nie poradzi.

-Poradzi sobie-zapewniła ją matka.-Jest dorosła.Musisz...musimy dać jej trochę czasu.W tej chwili jest zła na wszystko i wszystkich.Bo w głębi duszy ,choć się do tego nie przyzna,inaczej to sobie wyobrażała.A teraz zabierz mnie w jakieś fajne irlandzkie miejsca.Pierwszy raz jestem za granicą.Przez chwilę pozwól sobie być jak Gosia ,i daj sobie trochę przestrzeni na oddech.

Monika nagle poczuła jakby ktoś odebrał od niej siatki z ciężkimi zakupami ,i zaproponował ,że je poniesie ,żeby mogła odpocząćDotarło do niej ,że matka zna i ją, i Gosię lepiej, niż do tej pory sądziła .Teraz bez oglądania się więcej za siebie ruszyła za nią ,w głowie mając już dokładny plan dokąd pójdą i gdzie zjedzą,choćby miała na ten cel ruszyć oszczędności przeznaczone na wakacje życia,które tak naprawdę, ciągle odwlekała z byle powodu.

Gosia przez dłuższą chwilę czekała ,aż drzwi się otworzą i znowu pojawi się w nich Monika albo mama.Kto wie może powiedziałaby ,że żartowała,a może śmiejąc się rzuciłaby w nie poduszką i powiedziała,że wiedziała ,że wrócą.Nic takiego się jednak nie stało,i po jakimś czasie uznała ,że chyba się wkurzyły na poważnie.-I dobrze,niech wreszcie się przekonają,że nie jest już małą dziewczynką.Podniosła cienką ,szpitalnianą kołdrę,opuściła powoli obie nogi na posadzkę.Stopy wyczuły przyjemny chłód,przywołując w pamięci zimną podłogę w domu, w którym mieszkała jako dziecko.Latem może i było to przyjemne, za to zimą szczypało tak ,że momentalnie chciało się wrócic do łóżka i nigdy więcej z niego nie wychodzć.

Powoli ,wciąż jeszcze lekko obolała podeszła do łóżeczka ,w którym leżała jej córeczka.Miała otwarte oczy i juz nie spała.Gosia pomyślała że dziewczynka wygląda jak wszystkie inne niemowlęta jakie do tej pory widziała i że będzie musiała bardzo uważać żeby jej nie pomylić z jakimś innym dzieckiem,jeśli oczywiście zaistnieją takie okoliczności.Chyba będę musiała ją jakoś zaznaczyć,zastanawiała się.A tym czasem ,zmienię ci tylko pieluszkę i nakarmie do syta, najlepszym mlekiem na swiecie.Obiecała i ostrożnie przytuliła małą do nabrzmiałej piersi.

Dwa dni pózniej Monikę obódził dżwięk telefonu i mogła mieć tylko nadzieję,że nie był to telefon z pracy.To był jej wolny dzień i naprawdę nie miała ochoty zmieniać planów tylko dlatego ,że ktoś dostał rozwolnienia i potrzebowali zastępstwa.Z trudem i niechęcią otwarła oczy wpuszczając blade światło poranka pod zapuchnięte jeszcze powieki.Nawet nie wysilała się ,żeby odczytać kto dzwoni,bo ledwie widziała zieloną słuchawkę, którą instynktownie niemal, przesunęła pozwalając natrętowi na połączenie.Na dżwięk zarozumiałego głosu Gosi, bardziej się ucieszyła ,niż zdziwiła.

-Monia?nie mów ,że cię obódziłam.Możesz podjechać po nas do szpitala?jestem już spakowana, a w sumie ostatnio jak się widziałyśmy ,to zapomniałam ,że póki co ,nie mam gdzie mieszkać.No i sama wiesz, trochę mnie poniosło.Jak się trzyma nasza mama?W ostatnie pytanie włożła wiele wysiłku ,i Monika mogłaby przysiąc,że nawet dało się w nim słyszeć zatroskanie.

-Mamo!Zawołała Monika już zupełnie rześka-Mamooo!! Matka stanęła w drzwiach jej pokoju z kubkiem parującej kawy

-Co się stało? miałaś zły sen? zaśmiała się mama.Monika uśmiechnęła się szeroko na myśl o tym ,że Gosia jednak się nie zmieniła i że wszystko będzie po staremu ,a może nawet lepiej.

-Mamo.....miałaś rację.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Canulas 27.06.2019
    Ortografpl albo cokolwiek innego do gruntownego oczyszczenia tekstu. W takiej formie jest nie do przyjęcia
  • nerwinka 27.06.2019
    zgoda. Przed wklejeniem zrób korektę
  • Ritha 27.06.2019
    Nie ma spacji po znakach interpunkcyjnych. Nie da sie czytac.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania