Skrytobójca - 1
Najważniejsze wydarzenie w życiu wspomnianego zabójcy przyszło pewnego, ciepłego popołudnia. Był to rok trzysta czterdziesty piąty, trzeciej ery. Jeff, bo tak miał na imię bohater tego opowiadania, siedział wówczas w małej karczmie, w Teris, mieścinie położonej niedaleko głównego szlaku handlowego. Do karczmy wszedł mężczyzna ubrany w stylową szatę. Rozejrzał się on uważnie po przybytku, zatrzymując wzrok na Jeffie. Popatrzył na niego dłuższą chwilę, przenikając go spojrzeniem swoich zielonych oczu, umieszczonych na twarzy pooranej zmarszczkami i bliznami. Twarz ta ewidentnie należała do człowieka znękanego wojną.
"Ten facet musi mieć więcej niż sześćdziesiąt lat, wkońcu to wtedy ostatni raz przez Reganię przeszła wojna". Z rozmyślań wyrwało go głuche stuknięcie kufla z piwem o ladę. Nieznajomy wziął trunek i ku zdziwieniu skrytobójcy usiadł naprzeciw niego.
- Czego? - spytał niezbyt uprzejmym tonem
- Spróbuj odezwać się innym tonem - odparł szybko nieznajomy
- Nie mam zwyczaju rozmawiać z ludźmi, których nie znam, chyba że mają dla mnie jakieś zlecenie.
- Zlecenie. W tym właśnie problem.
- Słucham?
- Ostatnio napadłeś razem z najemnikami na konwój.
- Skąd ty... Jak ty... - jąkał się Jeff
- Problem w tym, że to nie był zwykły konwój. Należał do Imperium.
Zanim te słowa w pełni trafiły do świadomości skrytobójcy wiedział, że nie może być dobrze. Imperium.
- Teraz Imperium domaga się wyjaśnienia, oraz głów winowajców, a wszyscy przecież wiemy, że nie jest łatwo wytropić skrytobójcę. Tak samo wszyscy znają króla Argarda i wiedzą, że nie odpuści.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - spytał z niedowierzaniem. Skoro Imperium chce jego głowy, nie może pokazać się publicznie.
- Ludzie i nieludzie szepnęli mi to i owo. Powiedzmy, że jeśli chcę, mogę się dowiedzieć tego i owego.
- Ale co ja mam zrobić?
- Powinieneś wiedzieć - wstał z nieprzyjemnym uśmiechem przyklejonym do twarzy - w końcu tak cię wyszkolili. W każdej sytuacji znajdujesz wyjście. Jestem Tartos. Na pewno jeszcze się kiedyś spotkamy.
Wyszedł. Skrytobójca zaskoczony tym dziwnym pożegnaniem został na swoim miejscu. Przecież ten cały Tartos musiał mieć w tym jakiś interes. Niemożliwe, że jakiś facet zadaje sobie tyle trudu, żeby poprostu dowiedzieć się, kto stoi za napaścią na konwój Imperium. Jeszcze bardziej niemożliwe wydało mu się to, że ten facet tak szybko go znalazł. Jeff zdecydował, że poszuka odpowiedzi u źródła...
Komentarze (6)
- Powinieneś wiedzieć - wstał z nieprzyjemnym uśmiechem przyklejonym do twarzy - wkońcu tak cię wyszkolili. - w końcu.
Napewno jeszcze się kiedyś spotkamy. - Na pewno.
Tekst krótki, ale fajnie poprowadzony. Łagodnie. Z tajemnicą w tle. Trochę krótki, ale całkiem, całkiem. Dam 4. Ale takie pełnokrwiste, nie naciągane.
Pozdro.
Jeszcze raz dziękuję, pozdro.
Napisz wolno, spokojnie, nie stresuj się.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania