Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Śωɪαᴛєłᴋᴏ

Jest to modyfikacja dawnego tekstu.

                       ––//–– 

 

Słońce wrzynało się między horyzont a Ziemię, raniąc ściany palącą tarczą. Ciężkie burzowe chmury przykryły łąkę pogrzebowym całunem. Porywisty wiatr targany własną furią i niepojętą złośliwością, wyrywał wszystko co napotkał na swojej drodze.

 

Mała dziewczynka siedziała na trawie. Ponura szarość przytłaczała ze wszystkich stron smutną postać, strzępkami rdzawego światła. Nie wiedziała jeszcze, że zbliża się straszliwy huragan, który złapie ją w szpony przeznaczenia i poniesie ku tajemnicy.

 

Nie mogła nawet płakać. Wszystkie kropelki rozpaczy wypłakała dwa dni temu, gdy rodziców przygniótł ogromny symbol przyrody: wielkie potężne drzewo. Leżało teraz potężne w swym znieruchomieniu, będące grobem wszystkiego, co najbardziej kochała. Pomiędzy gałęziami prześwitywały nieruchome oczy.

 

Często przesiadywała pod tym wielkim, rozłożystym cieniem. Uśmiechnięte promienie słońca buszowały figlarnie wśród gałęzi, zakłócając spokój powieszonym liściom. Wyobrażała sobie, że są to świetliste wróżki, które tańczą specjalnie dla niej, taniec szczęśliwych chwil. A może nawet spełnią każde pomyślane życzenie. Spoglądała na wielkie potężne konary, zastanawiając się, kto szybciej rośnie – ona czy one. Słyszała szum żywicy w słojach i piosenki barwnych ptaków w listowiu. Na swoich skrzydłach unosiły muzykę szczęśliwego dzieciństwa.

 

Pamiętała, że tato zrobił przepiękną huśtawkę. Ona mu za to podarowała wianek upleciony z polnych kwiatków. Trochę koślawy, ale jakoś nie marudził. Nawet się półgębkiem uśmiechnął. Zrobiła specjalnie dla niego, jako podziękowanie za tą wspaniałą huśtającą rzecz.

Przypomniała sobie, że kiedy zbierała kwiaty, widziała małe wirujące chochliki. Myślała sobie, co by to było, gdyby były duże, takie jak cały dom.

 

Matka przyniosła wtedy kawałek zwyczajnego placka, nadzianego leśnymi jagodami. Dla niej nie był zwyczajny. Był najlepszym plackiem jaki jadła, w całym swoim krótkim życiu. Wiedziała, że był dany nie tylko rękami, ale także sercem. Tyle prawdziwej miłości w nią wpompowało. Do dzisiaj pamięta ten smak a jeszcze bardziej uśmiech matki, której na drugi dzień miało już nie być.

 

Był coraz bliżej. Słyszała szyderczy śmiech i szeleszczące szpony. Porwał ją w swoje objęcia jak małą szmacianą kukiełkę. Targana na wszystkie strony daleko od Ziemi, podążała w ramiona śmierci, przelatując nad wywróconym drzewem, żegnając po raz ostatni wspomnienia. Bezlitosny wiatr przeobrażał siedmioletnie szczęście w wielką rozpacz, którą tak naprawdę, nie miał już kto doświadczyć i tęsknić.

 

Nie odczuwała smutku, gdy leciała w ciemność.

Chciała wierzyć, że na końcu wirującej drogi, tam gdzie kończą się wszelkie huragany, ujrzy światełko nadziei, w której poświacie będą na nią czekać rodzice.

 

Tylko to jej pozostało.

Podążał dalej, nieświadomy tego, co uczynił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Anonim 26.10.2019
    Przerażające to opowiadanie. I ja mogę sobie siebie wyobrazić jako huragan. Choć pytanie, co dla kogo jest huraganem? Dla jednego będzie to III wojna światowa, a dla drugiego dotknięcie motyla. I jak tu żyć, ja się pytam.
    Bardzo dobry tekst.

    Technikalia:

    Słońce wrzynało się między horyzont a Ziemię - ziemię z małej, bo tak to brzmi jak nazwa planety, a raczej w kosmosie nie ma horyzontu, chyba że horyzont zdarzeń ;)
    Targana na wszystkie strony daleko od z iemi - a tu z małej, popracuj nad konsekwencją.

    Pamiętała, że tato zrobił przepiękną huśtawkę. Ona mu za to podarowała wianek upleciony z polnych kwiatków. Trochę koślawy, ale jakoś nie marudził. - W całym opowiadaniu pięknie malujesz sielski obrazek do pewnego momentu, aż tu nagle przedstawiasz ojca jako marudzącego, bo przecież jakoś nie marudził. Klimat zjeżdża o dwa piętra, co najmniej. Dałbym: trochę koślawy, ale uśmiechnął się najpiękniej w życiu.

    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 26.10.2019
    Ojej Antoni→Dzięki z obszerny komet!!. To tekst z mych początków tu.
    Co do tech→No właśnie. Horyzont zdarzeń jakoś mi pasuje do zakończenia. Z drugą Ziemią się zastanawiałem.
    Jednak teraz poprawiłem na Dużą. ''Daleko''...hmm... cały tekst to także metafora. Początek oczywiście też:)
    Co do ojca→może akurat coś przeczuwał złego akurat jak na niego spojrzała, zamyślił się. Różnie w życiu.
    Nie jestem z tych, co by nie poprawił, ale nie zawsze... no wiesz:)) Pozdrawiam:)
  • maciekzolnowski 26.10.2019
    Bardzo fajne. Trochę warto popracować nad przecinkami, ale to drobiazg. Mój ulubiony fragment: "Uśmiechnięte promienie słońca buszowały figlarnie wśród gałęzi, zakłócając spokój powieszonym liściom. Wyobrażała sobie, że są to świetliste wróżki, które tańczą specjalnie dla niej, taniec szczęśliwych chwil".
  • Dekaos Dondi 26.10.2019
    Maciekzolnowski. Dzięki. Tekst deczko zmieniłem, w porównaniu z pierwszym:) Pozdrawiam:)
  • Angela 27.10.2019
    Bardzo ładnie pleciona opowieść (znowu), bardzo obrazowo. Pisałeś, że poprawiona wersja starszego utworu,
    ale chyba nie czytałam.
    Tak czy owak, na TAK.
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 27.10.2019
    Angelo Dzięki. To tekst z moich początków tu. Jeno trochę zmieniony:) Pozdrawiam:0
  • Pasja 28.10.2019
    Smutne i pełne bólu i nadziei na jutro. Natura nie pyta i często zabiera życie. Opisałeś oczami dziecka tęsknotę za rodzicami, a szczegolnie za mąmą, za zapachem ciasta i śmiechem.

    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 28.10.2019
    Pasjo Dzięki. To dawny tekst, deczko inaczej:) Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania